Ceniony napastnik zaszokował transferem i… przepadł. Klapa w kompletnej egzotyce. Został bez klubu
Strzelał gole w Lidze Mistrzów czy Premier League, a w Belgii był nawet królem strzelców i piłkarzem roku. Mimo słusznego wieku nieźle radził sobie jeszcze w poprzednim sezonie, po którym jednak kompletnie zaszokował swoim transferem. Dieumerci Mbokani ruszył do… Armenii. Sam natomiast chyba nie przypuszczał, jak potoczą się tam jego losy.
Gdy spojrzymy w CV, zobaczymy naprawdę ciekawe marki. AS Monaco, Wolfsburg, Norwich City, Dynamo Kijów. Chociaż Mbokani nigdy nie wyrósł na gwiazdę największego formatu, to jednak wyrobił sobie w Europie dość znane nazwisko.
Klasa w Belgii, problemy w innych krajach
Pierwsze piłkarskie kroki na Starym Kontynencie stawiał w Anderlechcie Bruksela, ale skrzydła na dobre rozwinął w innym belgijskim klubie - Standardzie Liege. To tam potrafił w ciągu dwóch sezonów nastukać 38 bramek, co pozwoliło jego drużynie najpierw zdobyć mistrzowski tytuł, a później go obronić. Sam Mbokani trafił wtedy na radar większych klubów.
Zawsze najlepiej czuł się właśnie w Belgii. Gdy ruszał na podbój bardziej cenionych lig, zazwyczaj kończyło się fiaskiem. Nie wyszło mu w Monaco (11 meczów, jeden gol) i Wolfsburgu (siedem spotkań, bez trafienia). Nieco lepiej wyglądało to w Anglii. Miesiące spędzone w Hull City co prawda można było spisać na straty, ale już w Norwich prezentował się zdecydowanie korzystniej.
Mbokani sezon 2015/16 kończył wtedy z dorobkiem siedmiu bramek na boiskach Premier League. Chociaż “Kanarki” spadły do Championship, on miał swoje przebłyski i ostatecznie był najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny. Strzelał m.in. przeciwko Liverpoolowi czy pędzącemu po mistrzostwo Leicester City.
Zanim jednak Mbokani spróbował swoich sił w Anglii, zdążył wrócić do Anderlechtu, gdzie wyrósł na absolutną gwiazdę. Strzelał dużo goli i podobnie jak wcześniej w Standardzie, tak i w Brukseli święcił dwa tytuły mistrza kraju. Triumfował też w krajowym pucharze. Wyrobił sobie taką pozycję, że Dynamo Kijów zapłaciło za niego aż 11 mln euro. Do dziś jest to rekordowy zakup w historii tego klubu.
Słodko-gorzki epizod, powrót na stare śmieci
Na ukraińskich boiskach napastnik z Demokratycznej Republiki Konga początkowo radził sobie świetnie. 13 goli i 10 asyst w 25 ligowych meczach premierowego sezonu mogło robić spore wrażenie.
Potem jednak Mbokani wyraźnie spuścił z tonu i często musiał patrzeć, jak to jego konkurenci do miejsca w składzie grają częściej i lepiej. W ataku Dynama brylował Artem Kravets, a klub sprowadził też Łukasza Teodorczyka, który jeszcze bardziej zagęścił konkurencję na pozycji numer “9”.
Mbokani po dwóch latach w Kijowie zaczął więc szukać swojego miejsca najpierw we wspomnianej Anglii, a potem już w Belgii. Tam wyraźnie odżył. W barwach Antwerpii znów strzelał gole wręcz hurtowo. Zaliczał też sporo asyst.
- 2018/19 - 14 goli, 9 asyst,
- 2019/20 - 24 gole, 9 asyst,
- 2020/21 - 14 goli, 5 asyst.
We wspomnianym sezonie 2019/20 został nawet królem strzelców ligi belgijskiej, a ponadto razem z drużyną sięgnął po triumf w krajowym pucharze. Udowodnił, że nadal potrafi być piekielnie groźny dla rywali. Nie było to przecież aż tak dawno.
Po trzech bardzo udanych latach w koszulce Royal Antwerpii napastnik z Demokratycznej Republiki Konga skusił się na bardziej lukratywny kontrakt i wyjechał do odległego Kuwejtu. W klubowej szatni Kuwait-SC spotkał m.in. dobrze znanego z europejskich boisk Johna Obiego Mikela. Rosły napastnik szybko mógł jednak wyrzucić ten epizod swojej kariery do kosza. Pieniądze, które zapewne były główną zachętą do transferu, wcale nie przychodziły na konto regularnie.
- Nie szanowali mojego kontraktu. Nie otrzymałem należytej zapłaty. Nadal jestem w doskonałej formie, gotowy do rozpoczęcia nowego wyzwania - tłumaczył potem Mbokani, który w barwach ekipy z Kuwejtu rozegrał zaledwie sześć spotkań, strzelając sześć goli.
Ostatni jak do tej pory europejski epizod Mbokaniego to natomiast, a jakże, powrót do Belgii i gra dla drugoligowego Beveren. Trzeba brać oczywiście poprawkę na to, że to jedynie drugi poziom rozgrywkowy, ale doświadczony snajper jeszcze w poprzednim sezonie radził sobie kapitalnie. W 24 meczach strzelił 16 goli i zanotował osiem asyst. Jak na zawołanie trafiał do siatki na finiszu rozgrywek, gdy jego zespół do samego końca walczył o awans. By zrealizować ten cel, zabrakło jednego punktu. Beveren ostatecznie musiało obejść się smakiem.
Szokujący transfer
Wtedy też 38-letni obecnie napastnik zaszokował swoją decyzją. Postawił bowiem na transfer do ligi, w której próżno szukać jakiegokolwiek innego znanego nazwiska. O ile egzotyczne transfery, głównie dyktowane chęcią zarobienia większych pieniędzy, są dziś na początku dziennym, o tyle akurat kierunek obrany przez Mbokaniego zaskoczył chyba wszystkich. Doświadczony snajper podpisał bowiem umowę z FC Noah, klubem z… Armenii.
Z perspektywy czasu możemy już stwierdzić, że ten nietypowy ruch nie był dobrym pomysłem. Chociaż sezon trwa, Mbokani kilka dni temu rozwiązał umowę z klubem. Wcześniej przez ponad pół roku grał bardzo sporadycznie. Mogłoby się wydawać, że w 36. lidze Europy będzie rozstawiał wszystkich po kątach. Przecież jeszcze w poprzednim sezonie grał świetnie. Nic bardziej mylnego. Swoją przygodę z Noah FC były gwiazdor belgijskich klubów zakończył na 10 występach i dwóch strzelonych golach. W podstawowym składzie wychodził zaledwie trzy razy.
Dziś Mbokani ma kartę w ręku i może szukać sobie nowej drużyny. Pytanie natomiast, czy ktoś skusi się jeszcze na 38-latka, i przede wszystkim czy on sam chce pisać kolejne rozdziały swojej piłkarskiej historii.