Cash może się uczyć. Na tego piłkarza reprezentacja musi liczyć. "Najlepszy drogowskaz"

Cash może się uczyć. Na tego piłkarza reprezentacja musi liczyć. "Najlepszy drogowskaz"
Marcin Karczewski / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski04 Jun · 09:18
Gwarantuje solidność. Jest żołnierzem Michała Probierza. Może zabezpieczyć całą prawą stronę, a i na lewej da radę. Takiego piłkarza jak Przemysław Frankowski potrzebowała reprezentacja Polski.
Obecność Przemysława Frankowskiego w naszej kadrze nie jest niczym nowym. Oficjalny debiut zanotował on w 2018 roku, a od tego czasu rozegrał 40 spotkań. Wydaje się jednak, że jego pozycja nigdy nie była tak mocna. Zwyżka formy w połączeniu z taktycznymi potrzebami Michała Probierza sprawiły, że dziś naprawdę trudno wyobrazić sobie pierwszy skład biało-czerwonych bez zawodnika Lens. Jeśli mamy coś osiągnąć w Niemczech, to “Franek” na pewno przyłoży do tego ręce i obie nogi.
Dalsza część tekstu pod wideo

Stabilność ponad wszystko

Liczba polskich piłkarzy, którzy regularnie występują w jednej z TOP5 lig, niestety pozostaje ograniczona. Na szczęście od trzech lat do tego wciąż zbyt wąskiego grona należy Przemysław Frankowski. Co ważne, wahadłowy praktycznie z każdym kolejnym sezonem staje się coraz lepszy. Ostatnie miesiące były dla niego wyjątkowe, ponieważ miał okazję zadebiutować w Lidze Mistrzów. I chociaż jesienią Lens zajęło ostatnie miejsce w swojej grupie, sam gracz z Gdańska pokazał się z bardzo dobrej strony. Z Sevillą strzelił gola, przeciwko Arsenalowi i PSV zanotował po jednej asyście.
Pojedyncze występy w Europie szły w parze z regularną solidnością na krajowym podwórku. Bez jego wkładu ekipa “Les Sang et Or” nie mogłaby marzyć o siódmej lokacie, która zagwarantowała kwalifikacje do Ligi Konferencji. Nasz reprezentant imponował przede wszystkim w zakresie rozegrania. W tym sezonie zajął dziesiąte miejsce w Ligue 1 pod względem celnych dośrodkowań w pole karne. Łącznie posłał aż 39 kluczowych podań. O jedno mniej od Kyliana Mbappe, ale już o dwa więcej od Vitinhi, podstawowego pomocnika mistrzów Francji. Bilans dwóch asyst w lidze może nie rzuca na kolana, chociaż tutaj trzeba akurat kierować zarzuty do partnerów. Według modelu expected assists powinien mieć minimum pięć otwierających podań. Lepszym kreatorem na Stade Felix-Bollaert był tylko Florian Sotoca z wynikiem 6,3 xA.
- W ciągu zaledwie dwóch sezonów dał się poznać jako zawodnik, na którym inni mogą się wzorować, zarówno na prawej, jak i lewej stronie. Jego doświadczenie i wzorowa postawa pozwoliły błyskawicznie zintegrować się z grupą i przyjąć wymagania związane z rywalizacją w Ligue 1. Ta konsekwencja została zilustrowana wieloma świetnymi występami. Możliwość przedłużenia tej przygody do 2028 roku to powód do dumy. To nagroda, ale też wyraz wiary w element, który stał się niezbędny dla równowagi w całym zespole - podkreślał dyrektor Arnaud Pouille, kiedy rok temu Polak podpisał nowy kontrakt.
- Frankowski to piłkarz, który panuje nad swoimi emocjami i techniką, a często jedno i drugie jest ze sobą powiązane. Ma bardzo dużą wiedzę, czerpie korzyści z możliwości gry na różnych pozycjach. Korzysta z wszechstronności i międzynarodowego doświadczenia. To ważne, żeby mieć takich zawodników, którzy są niezawodni. On nie schodzi poniżej poziomu 10/20, częściej gra w okolicach 14/20 - chwalił trener Franck Haise cytowany przez Lensois.com. - "Franek" to świetny zawodnik, jest bardzo inteligentny. Często robi proste rzeczy, które są skuteczne - opisał Wesley Said, napastnik Lens, w rozmowie z La Voix du Nord.

Najlepszy wybór

Wokół obsady kilku pozycji w reprezentacji Polski można toczyć pewne debaty. Ale swoją dyspozycją zawodnik Lens właściwie uciął dyskusje dotyczące obsady prawej strony. Oczywiście, że brak powołania dla Matty’ego Casha, głównego konkurenta Frankowskiego, wywołał pewne zaskoczenie. Spokojnie można zastanawiać się nad tym, czy 26-latek powinien znaleźć się w szerokiej kadrze. Ale raczej nic więcej. Jeśli chodzi o samą walkę o pierwszy skład, tutaj i tak musiałby ustąpić.
W tym sezonie Frankowski udowodnił, że jest wszechstronniejszym piłkarzem. Z jednej strony notował lepsze liczby w rozegraniu, a z drugiej wykazywał się większą odpowiedzialnością w defensywie. Średnio notował 2,57 przechwytu na mecz, Matty 2,27. W przeliczeniu na 90 minut posyłał 1,60 kluczowego podania, Cash tylko 0,55. Oczekiwane asysty? 0,20 na mecz do 0,11 na korzyść “Franka”. Progresywne podania? 4,36 piłkarza Lens do 3,70 gracza Aston Villi. Górował też w celności wrzutek i dalekich podań.
I pod żadnym pozorem nie chodzi tu o demonizowanie zawodnika, który został pominięty przez Michała Probierza. Gdyby był obiektywnie przeciętny, nie miałby szans na regularne zbieranie minut w zespole z czołówki Premier League. Po prostu w ostatnich miesiącach zdecydowanie nie znajdował się w życiowej formie. Nienajlepsze liczby i problemy zdrowotne zbiegły się w czasie z kolejnym udanym okresem Frankowskiego, który najprawdopodobniej pojedzie do Niemiec jako pewniak na prawą flankę. Ale pod żadnym pozorem nie z powodu tego, że zna się z selekcjonerem, u którego wcześniej rozegrał 129 spotkań w piłce klubowej. Raczej dlatego, że bronią go statystyki, eye-test i ostatnie występy z orzełkiem na piersi.

Z podniesioną głową

W 2023 roku Frankowski po raz pierwszy wystąpił w czterech kolejnych meczach kadry w pełnym wymiarze czasowym. Ustabilizował pozycję, ugruntował swoje miejsce i wykorzystał to w barażach. Przypomnijmy, że podczas marcowego zgrupowania był jedną z najjaśniejszych postaci biało-czerwonej driżyny. Z Estonią otworzył wynik i dołożył do tego trzy kluczowe podania w ciągu jednej połowy. Doznał wówczas drobnego urazu, ale zdołał go wyleczyć przed decydującym spotkaniem w Cardiff. Tam wygrał sześć z ośmiu pojedynków, miał 86% celności podań, wykorzystał swój rzut karny. Udźwignął presję w najważniejszym momencie.
- Przemek Frankowski to najlepszy drogowskaz dla piłkarskiej klasy średniej w Polsce. Wspinał się znacznie dłużej niż większość, a dziś jest przewartościowym zawodnikiem - pisał po barażach Tomasz Ćwiąkała.
Indywidualnie droga 29-latka do wielkiej piłki była długa i wyboista. On sam zdaje sobie jednak sprawę z tego, że kadra jako całość dysponuje potencjałem. I nie musi czuć strachu przed zaprezentowaniem go szerszej publice. Dlatego nie chce akceptować przeciętności, nie zamierza zadowalać się minimum z minimum.
- Czekają nas mecze z topowymi drużynami Europy. Czy mamy się bać? Zupełnie nie. Tylko się cieszyć, że będziemy mogli się z nimi wszystkimi zmierzyć. Przyjdzie nam grać z zespołami jakościowo dużo lepszymi od nas, ale papier jest papierem, a boisko jest boiskiem. Na straconej pozycji nie będziemy. Na takich mistrzostwach możemy tylko coś fajnego ugrać - podkreślał sam Frankowski w rozmowie z Weszło.
W tym samym wywiadzie przyznał, że awans z grupy na ostatnich mistrzostwach świata nie przyniósł mu większej satysfakcji. Wszystko z powodu tego, że Polska musiała liczyć na litość Argentyny i jak najniższy wymiar kary. Czuł się źle, ponieważ wiedział, że sukces, jakim był udział w fazie pucharowej, tak naprawdę został w równym stopniu wywalczony, co wyproszony. Zaznaczał, że w takiej grze nie było grama radości.
Tamte wspomnienia są już jednak przeszłością. Teraz biało-czerwoni trafili do jeszcze trudniejszej grupy niż w Katarze, ale powinni podejść do niej z innym nastawieniem. Skoro nie ma nic do stracenia, to można skupić się na tym, że jest wszystko do zyskania. “Franek”, a także wszyscy inni kadrowicze wiedzą, że nie będą faworytami w starciach z Holandią czy Francją. To jednak nie oznacza, że trzeba przedwcześnie wywiesić białą flagę. Wręcz przeciwnie.
Przemysław Frankowski mówi wprost, że Polska powinna czerpać radość z możliwości rywalizacji z topowymi rywalami. Oby ta szansa nie została zaprzepaszczona.

Przeczytaj również