Niedawno 34 zwycięstwa z rzędu, teraz duży dołek. Gwiazdozbiór oddala się od tytułu
Jeszcze niedawno wykręcali kosmiczną serię zwycięstw z rzędu i ligowych meczów bez porażki. Dziś regularnie gubią punkty, a mistrzostwo kraju odjeżdża im w ekspresowym tempie. Saudyjski gigant z Al-Hilal, pełen gwiazd, notuje wpadki nawet z krajowymi outsiderami. Pojawił się więc pomysł, by ściągnąć na Półwysep Arabski słynnego trenera.
O Al-Hilal w ostatnich latach było wyjątkowo głośno. W 2023 roku jeden z największych gigantów z Arabii Saudyjskiej przeprowadził pierwszą transferową ofensywę, wydając na nowych piłkarzy ponad 370 mln euro. Kontrakty z klubem podpisali wówczas m.in. Neymar, Kalidou Koulibaly, Malcom, Ruben Neves, Sergej Milinković-Savić, Aleksandar Mitrović, Bono czy, kilka miesięcy później, Renan Lodi.
Prawdziwy gwiazdozbiór miał zagwarantować sukces na rodzimym i kontynentalnym podwórku, a ponadto rozpromować kraj, który chce coraz mocniej rozpychać się w światowym futbolu. Al-Hilal nie było natomiast jedyne, bo w podobnym okresie wielkie gwiazdy zaczęły wędrować też do innych wspieranych przez państwo gigantów - Al-Nassr, Al-Ittihad czy Al-Ahli.
Kosmiczny wyczyn
Wtedy mogło się jeszcze wydawać, że walka o tytuł w lidze saudyjskiej będzie zacięta. Bo jedni mają Ronaldo i Mane, drudzy Benzemę i Kante, a jeszcze kolejni Mahreza czy Firmino. Nic bardziej mylnego. Sezon 2023/24, pierwszy po tak okresie ogromnych wzmocnień tamtejszych klubów, upłynął pod znakiem całkowitej dominacji Al-Hilal. I to mimo tego, że już na starcie poważnej kontuzji nabawił się Neymar, który miał być największą gwiazdą drużyny.
Ciężar odpowiedzialności wzięli na siebie inni. Mitrović zaczął strzelać na potęgę, znacząco wspomagał go w tym Malcom, Milinković-Savić wykręcił double-double, defensywą dowodził Koulibaly. Nawet piłkarze z Arabii Saudyjskiej, którzy musieli być uzupełnieniem składu, dawali radę, by wspomnieć choćby o Salemie Al-Dawsarim, strzelcu 14 ligowych goli. Nad wszystkim czuwał zaś ten, który odpowiednio poukładał klocki, doświadczony trener, Jorge Jesus.
Al-Hilal nie miało sobie równych. W tamtym sezonie Saudi Pro League nie przegrało żadnego meczu. Odniosło 31 zwycięstw w 34 kolejkach, tylko trzykrotnie dzieląc się punktami z przeciwnikiem. Drugie Al-Nassr, z zawsze głodnym sukcesów CR7, musiało obejść się smakiem. Do nowego mistrza straciło 14 punktów. Z jeszcze większej odległości plecy “Liderów”, bo taki przydomek przylgnął do drużyny odzianej zazwyczaj w niebiesko-białe trykoty, oglądały Al-Ahli (31 oczek straty), Al-Taawon (37) i Al-Ittihad (42), w składzie m.in. z Benzemą, Kante czy Fabinho.
Żeby tego było mało, Al-Hilal śrubowało też kosmiczny rezultat zwycięstw z rzędu. W pewnych momencie miało ich na koncie aż 34. Pojawiały się nawet wzmianki o historycznym rekordzie, ale potem ktoś słusznie zauważył, że FK Arkadag, klub z Turkmenistanu, może pochwalić się jeszcze bardziej pokaźnym dorobkiem.
Nic nie zwiastowało problemów
Tak czy siak Al-Hilal było jednak na ogromnej fali. Do gabloty dołożyło nie tylko trofeum za mistrzostwo, ale też krajowy puchar i superpuchar, a wysoką dyspozycję podtrzymywało na starcie obecnego sezonu, już po kolejnych imponujących wzmocnieniach, czyli sprowadzeniu m.in. Joao Cancelo z Manchesteru City czy Marcosa Leonardo z Benfiki.
Początek kampanii 2024/25 nie zwiastował większych problemów. Po 10 kolejkach Al-Hilal otwierało tabelę z bilansem dziewięciu zwycięstw i jednego remisu. Wtedy jednak znalazł się w końcu mocny na ekipę Jesusa. O dziwo nie był to żaden z największych rywali, a ligowy średniak z Al Khaalej, który wygrał 3:2. Aż trudno w to uwierzyć, ale “Liderzy” przegrali tym samym pierwszy ligowy mecz od… maja 2023 roku. Niepokonani na tym gruncie byli przez półtora roku.
Ten moment oczywiście prędzej czy później musiał nadejść. Nie da się wygrywać zawsze, wszędzie i z każdym. Problem w tym, że Al-Hilal jakby kompletnie się wówczas rozregulowało. Nie wpadło co prawda w żadną wielką serię porażek, wygrało nawet kilka kolejnych meczów w lidze, ale coraz częściej zaczęły pojawiać się wpadki. Najpierw w Azjatyckiej Lidze Mistrzów czy Kings Cup (porażka z Ittihad), a potem już także w walce o ligowe punkty.
Od początku roku na drodze Al-Hilal skutecznie stanęły już:
- Al-Quadisya (porażka 1:2),
- Damac (remis 2:2),
- Al-Riyadh (remis 1:1),
- Al-Ittihad (porażka 1:4),
- Al-Ahli (porażka 2:3),
- Paxtakor Taszkent (porażka 0:1 w Azjatyckiej Lidze Mistrzów),
- Al-Nassr (porażka 1:3),
- Al-Ettifaq (remis 1:1).
Jak na zespół, który chwilę wcześniej potrafił wygrać 34 mecze z rzędu, całkiem sporo mniejszych lub większych wtop. Efekt? Al-Hilal zajmuje dziś w lidze drugą lokatę i o zdobyciu mistrzostwa może chyba pomarzyć. Liderujące Ittihad odskoczyło na siedem punktów, ma też lepszy bilans spotkań bezpośrednich (co liczy się przy równym bilansie), a do końca sezonu pozostało już tylko siedem kolejek. Warto w tym miejscu przypomnieć, że ten sam przeciwnik, który teraz jest na czele stawki, poprzednią kampanię kończył ze stratą 42 (!) punktów do ówczesnego mistrza. Sytuacja zmieniła się zatem diametralnie. Podopieczni Jesusa muszą oglądać się ponadto za plecy, bo Al-Nassr, jeszcze niedawno będące daleko za nimi, ma już tylko oczko mniej.
Kryzys Al-Hilal zapewne nieprzypadkowo zbiegł się w czasie z absencją kluczowego piłkarza, czyli wspomnianego już Mitrovicia. Serb, który dla “Liderów” strzelił 61 goli w 70 meczach, przez trzy miesiące borykał się z kontuzją, po której do regularnej gry wrócił dopiero niedawno. Co prawda pod jego nieobecność sporo bramek zdobywał młody Marcos Leonardo, sprowadzony przed sezonem z Benfiki za 40 mln euro, ale i on ostatnio trochę się zaciął.
Na ratunek Inzaghi?
Na włosku zawisła nawet posada tego, który mimo ostatniego kryzysu i tak może pochwalić się kapitalną średnią 2,56 punktu zdobytego na mecz. Prowadzący zespół Jorge Jesus najprawdopodobniej latem pożegna się z zespołem, a klubowi włodarze mają ambitny plan, by ściągnąć w jego miejsce… Simone Inzaghiego. Wybrali się już ponoć do Mediolanu, by osobiście namówić Włocha na taki ruch. Nawet jeśli ich zapewne bardzo lukratywna oferta spotka się z aprobatą 49-latka, trzeba będzie dobić też targu z Interem, bo umowa Inzaghiego wygasa dopiero 30 czerwca 2026 roku.
Wspomniany Jesus, architekt sukcesów Al-Hilal, jest natomiast obecnie faworytem do objęcia… reprezentacji Brazylii. Tak przynajmniej twierdzą dziennikarze UOL. Na trenerskim rynku może dojść zatem do ciekawych przetasowań, choć póki co aktualny szkoleniowiec “Liderów” musi skupić się na ratowaniu sezonu w wykonaniu drużyny, która nadal ma o co grać. Trudno będzie jej co prawda obronić tytuł na krajowym podwórku, natomiast jest też w grze o triumf w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Tam dotarła już do ćwierćfinału, gdzie o awans do kolejnej rundy powalczy z koreańskim Gwangju.