Byli mistrzem 13 razy z rzędu, grali w Lidze Mistrzów. Dziś są na dnie. Najgorszy sezon w historii klubu

Byli mistrzem 13 razy z rzędu, grali w Lidze Mistrzów. Dziś są na dnie. Najgorszy sezon w historii klubu
Myrie / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński27 Aug · 13:03
Przez lata byli krajowym hegemonem, któremu w ciemno można było przypisać zdobycie mistrzostwa. Dobrze radzili też sobie w europejskich pucharach, regularnie meldując się w fazie grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Dziś są jednak w zupełnie innym miejscu. BATE Borysów rozgrywa właśnie najgorszy sezon w swojej historii.
Złote czasy dla BATE rozpoczęły się pod koniec XX wieku. W 1996 roku klub był reaktywowany po wielu latach nieobecności na piłkarskiej mapie Białorusi i szybko został nie tylko liczącą się w kraju marką, ale wręcz tamtejszym hegemonem. Tytuł mistrza z 1999 roku zapoczątkował pełną sukcesów erę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Pięć razy w Lidze Mistrzów, w kraju bez konkurencji

Prawdziwa dominacja BATE na krajowym podwórku miała natomiast miejsce w latach 2006-2018. W tamtym okresie żaden z ligowych rywali choćby przez chwilę nie siedział na mistrzowskim tronie. Ekipa z Borysowa świętowała zdobycie tytułu aż 13 razy z rzędu.
BATE
flashscore
Nic dziwnego, że kibice w innych krajach, myśląc o klubowej piłce z Białorusi, od razu mieli w głowie BATE. To ten klub jako pierwszy w historii swojego kraju awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Aby tam dotrzeć, musiał uporać się w eliminacjach z Valurem Reyjkjavik, Anderlechtem Bruksela i Lewskim Sofia. Potem, już w piłkarskim raju, czekały potęgi. Białorusinom udało się zdobyć trzy punkty w grupie z Realem Madryt, Juventusem oraz Zenitem St. Petersburg. Na taki bilans złożyły się dwa remisy ze “Starą Damą” i oczko ugrane w rywalizacji z Rosjanami.
BATE zdecydowanie nie dało więc plamy. Nawet “Królewscy” musieli się trochę pomęczyć i w Borysowie wygrali tylko 1:0 po golu Raula. Białoruski gigant złapał natomiast pierwsze poważne doświadczenia w Europie, zarobił wielkie pieniądze i odjechał ligowym rywalom o lata świetlne.
W kolejnych latach BATE jeszcze czterokrotnie potrafiło sforsować bramy Ligi Mistrzów. Najpierw w kampanii 2011/12 los skojarzył ówczesnego mistrza Białorusi z Barceloną, Milanem i Viktorią Pilzno. Tym razem podopieczni Wiktora Gonczarenki spisali się wyraźnie gorzej. W sześciu meczach uzbierali dwa punkty i zamknęli tabelę. Najlepiej poszło im w domowym meczu przeciwko “Rossonerim”. Renan odpowiedział na gola Zlatana Ibrahimovicia, a spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Drugie oczko BATE ugrało w Czechach. Porządnie po Białorusinach przejechała się natomiast ekipa z Katalonii, która wygrała 5:0 i 4:0.
Okazja do rehabilitacji przyszła szybko, bo już rok później. To wtedy zespół odziany zazwyczaj w charakterystyczne żółte stroje awansował do Champions League trzeci raz. Była to zdecydowanie najlepsza próba. BATE zaczęło zmagania od dwóch zwycięstw, i to nie z byle kim. Najpierw Białorusini pokonali na wyjeździe Lille (3:1), a potem u siebie… Bayern Monachium (3:1). Pachniało sensacyjnym awansem z grupy, ale cztery kolejne porażki pogrzebały nadzieje. Ostatecznie jednak udało się zająć trzecie miejsce, co dało przepustkę do 1/16 finału Ligi Europy. Tam minimalnie lepsze było Fenerbahce.
Potem BATE meldowało się w fazie grupowej Ligi Mistrzów jeszcze dwukrotnie - w sezonach 2014/15 i 2015/16. W obu przypadkach Białorusini kończyli zmagania na ostatniej lokacie, najpierw z trzema punktami na koncie, potem z pięcioma. Kilka razy zagrali jednak na nosie dużym firmom. Potrafili pokonać Athletic Bilbao, wygrać i zremisować z Romą, podzielić się oczkami z Bayerem Leverkusen.
Pięć awansów do fazy grupowej Ligi Mistrzów na przestrzeni siedmiu lat. Z polskiej perspektywy brzmi to wręcz jak science fiction, bo trudno wyobrazić sobie, by jakikolwiek klub z naszego kraju potrafił podobny wyczyn powtórzyć. To pokazuje jedynie, jak bardzo solidną marką stało się w pewnym momencie BATE. A dodać trzeba, że nawet jeśli ekipa z Borysowa nie meldowała się w Champions League, to grała w Lidze Europy. Czterokrotnie w fazie grupowej, trzy razy w 1/16 finału.

Koniec hegemonii

Sielanka w końcu musiała się jednak skończyć. Przełom przyszedł w 2019 roku, gdy BATE po 13 latach panowania straciło tytuł mistrza Białorusi. Minimalnie lepsze okazało się wtedy Dynamo Brześć. Kilka miesięcy wcześniej pewne problemy białoruskiego giganta oglądaliśmy już w starciu z Piastem Gliwice. Oba zespoły spotkały się bowiem w eliminacjach Ligi Mistrzów, wygrali co prawda Białorusini, ale po naprawdę dużych męczarniach.
Z miesiąca na miesiąc BATE słabło. Chociaż wciąż liczyło się na krajowym podwórku w grze o najwyższe cele, to przewaga nad ligowymi rywalami, do tej pory ogromna, topniała, topniała, aż nie zostało z niej właściwie nic. Urosły natomiast notowania Szachciora Soligorsk. To ten klub rzutem na taśmę wywalczył mistrzostwo w 2020 roku. BATE mogło pluć sobie w brodę, bo tytuł straciło w ostatniej kolejce. Remis z Dynamem Mińsk sprawił, że ekipa z Borysowa drugi raz z rzędu nie wygrała wtedy ligi.
Potem stało się to już normą. Szachcior jeszcze dwukrotnie, w 2021 i 2022 roku, świętował zdobycie mistrzostwa. W końcu na tronie zasiadło też Dynamo Mińsk. A BATE? Rok w rok obniża loty. Po dwóch wicemistrzostwach przyszło trzecie miejsce, a w poprzednim sezonie dopiero piąte. Biorąc pod uwagę okres po reaktywacji klubu w 1996 roku, najgorsze w historii (razem z wynikiem z 2005).
Tak niska lokata sprawiła też, że BATE pierwszy raz od prawie dwóch dekad nie zagrało w europejskich pucharach. Żeby tego było mało, w obecnej kampanii zespół prezentuje się jeszcze dużo gorzej. Po rozegraniu 19 meczów zajmuje w tabeli… 11. miejsce. Na domiar złego kilka drużyn z niższych miejsc ma zaległe spotkania do rozegrania.
Liga białoruska
własne
Powiedzenie, że pachnie spadkiem, byłoby może nieco przesadzone, ale sytuacja na pewno nie jest kolorowa. Z klubu, który jeszcze kilka lat temu rządził w swojej lidze i regularnie meldował się w Lidze Mistrzów, pozostały strzępy.
W przeszłości BATE potrafiło zarabiać na najbardziej wyróżniających się piłkarzach. Regularne występy w Europie były idealnym oknem wystawowym i nawet jeśli za graczy BATE nikt nie płacił fortuny, to zdarzały się zarobki rzędu dwóch czy trzech milionów euro. Dziś to co najwyżej kilkaset tysięcy.

Syn nie wszedł w buty ojca

No dobra, ale dlaczego właściwie klub z Borysowa zaliczył aż tak mocny zjazd? Przyczyn jest zapewne więcej, ale bez wątpienia duży wpływ na taki stan rzeczy miała zmiana u sterów BATE. Złote lata przypadły na czasy rządów Anatolija Kapskiego, który zmarł w 2018 roku.
- Dbał o wszystko. Sportowo byliśmy silni, bo w BATE grali najlepsi zawodnicy z Białorusi, a zagraniczni piłkarze podwyższali nasz poziom. Byliśmy jak rodzina. Takie same więzi panowały w klubie - mówił Dzianis Palakou, były gracz BATE.
Architekta wielkich sukcesów klubu na stanowisku zastąpił jego syn, Andrej, który zdecydowanie nie udźwignął presji i odpowiedzialności. Podejmował złe decyzje, te wpływały na coraz słabsze wyniki, co z kolei przekładało się na sytuację finansową klubu. Przez lata BATE opierało swój budżet w bardzo dużej mierze na pieniądzach z europejskich pucharów. A na Starym Kontynencie, podobnie jak w krajowej lidze, już nie szło tak dobrze. Począwszy od sezonu 2019/20 ekipa z Borysowa odpadała w eliminacjach Ligi Mistrzów, Ligi Europy czy Ligi Konferencji z Rosenborgiem, Astaną, CSKA Sofia, Dinamem Batumi, Konyasporem, Arisem Limassol, Sheriffem Tyraspol i KF Ballkani.
- Pokazał [Andrej Kapski - przyp. red.], że jest bardzo słabym zarządcą. Za jego kadencji klub stracił pieniądze, jakość i renomę. Żaden poważny biznesmen nie da temu człowiekowi środków na klub, bo to po prostu oznacza stratę - pisał o Kapskim Juniorze portal tribuna.com.
Na domiar złego rządzący krajem Aleksander Łukaszenko znacząco obniżył dofinansowanie dla klubów sportowych, co też uszczupliło pokłady finansowe 15-krotnego mistrza Białorusi,
Nad BATE zawisły więc bardzo ciemne chmury i w tym momencie niewiele wskazuje na to, że ktoś będzie w stanie je rozgonić. Kryzys przeżywa zresztą nie tylko klub z Borysowa, ale cały tamtejszy futbol. Białoruś to dziś 52. kraj w rankingu UEFA. Niżej są jedynie Gibraltar, Andora i San Marino. Piłka reprezentacyjna też zresztą nie ma się wiele lepiej. Obecnie nasi sąsiedzi zajmują w rankingu FIFA odległe 99. miejsce. Zaraz za… Namibią.

Przeczytaj również