Byli absolutną rewelacją LM, zmiażdżyli Real. Potem w większości rozczarowali. "Sam jestem zaskoczony"
Zyskali sympatię wszystkich tych kibiców, którzy dążą do futbolowego romantyzmu. Ajax Amsterdam w sezonie 2018/19 był absolutną rewelacją w Lidze Mistrzów i otarł się wtedy o jej finał. Piłkarzom z tamtego zespołu wróżono wówczas świetlaną przyszłość. Tymczasem kariery większości z nich nie potoczyły się tak, jak zakładano.
Rozgrywki 2018/19 były szalone dla Ajaksu Amsterdam. “De Godenzonen” zachwycali wtedy na arenie krajowej i sięgnęli po pierwszą od 2002 roku podwójną koronę. I choć to osiągnięcie godne podziwu, fani ze stolicy Holandii tamten sezon zapamiętają jednak głównie przez pryzmat zupełnie innego sukcesu - półfinału Ligi Mistrzów. A przecież mogło być jeszcze lepiej, bowiem podopieczni Erika ten Haga bilety na finał w Madrycie stracili w doliczonym czasie gry rewanżowego spotkania z Tottenhamem.
Tamta drużyna znalazła uznanie w oczach wielu neutralnych kibiców z całego kontynentu, którzy dopingowali zespół spoza utartej europejskiej elity. Ajax był pierwszym od ponad dwóch dekad zespołem z ligi innej niż z TOP5, który osiągnął półfinał LM. Wydawało się, że kwestią czasu jest, kiedy piłkarze z Amsterdamu zostaną przechwyceni przez bogatszych potentantów i zrobią oszałamiające kariery. Pierwsza część tego zdania prędzej czy później się sprawdziła. Druga - niekoniecznie.
Rewanż za bolesną historię
Mało kto pamięta, ale Ajax jako ówczesny wicemistrz Holandii zmagania w Lidze Mistrzów rozpoczął już od II rundy eliminacji. Przeszedł przez nie raczej bez większych problemów i tym samym powrócił do fazy grupowej UCL po raz pierwszy od czterech sezonów. Nie osiadł na laurach i w grupie z Bayernem, Benficą i AEK Ateny zajął drugie miejsce. Co ważne, na tym etapie nie zaznał ani jednej porażki i nie przestraszył się też potężnych Bawarczyków, dwukrotnie z nimi remisując - w tym raz po bardzo emocjonującym starciu 3:3.
- To na pewno był wyjątkowy okres w historii klubu. Przyjemnie było obserwować kibiców, którzy na co dzień nie za bardzo interesują się Ajaksem, a którzy przy okazji kolejnych dobrych meczów zaczynali coraz mocniej doceniać tę drużynę. Wielu neutralnych fanów futbolu zauważyło wówczas, że mecz z Bayernem oraz ogólnie tamta faza grupowa w Lidze Mistrzów nie była przypadkiem. Natomiast każdy kolejny mecz fazy pucharowej sprawiał, że tych wątpiących było coraz mniej i nie ukrywam, że sprawiało mi to pewną satysfakcję - mówi w rozmowie z nami Tomasz Weinert, vloger z kanału JZW Piłka Nożna i kibic Ajaksu.
Drużyna Ten Haga nie pękła bowiem również w fazie pucharowej. W 1/16 finału przegrała u siebie 0:1 z Realem Madryt, ale w rewanżu na Santiago Bernabeu rozbiła ówczesnych obrońców tytułu aż 4:1! Holendrzy swoje aspiracje potwierdzili w ćwierćfinale z Juventusem, znów eliminując rywala po wygranej na ich terenie (1:1 u siebie i 2:1 w Turynie). Po pierwszym, wygranym w Londynie 1:0 półfinale z Tottenhamem i przy stanie 2:0 w rewanżu, wydawało się, że finał jest już na wyciągnięcie ręki. Lucas Moura popisał się jednak hat trickiem i w 96. minucie zakończył europejski sen Ajaksu. Tej przygody nie żałuje jednak żaden jego kibic.
- Moment, który najbardziej utkwił mi w pamięci, to zdecydowanie spotkanie w Turynie, po którym Ajax wyeliminował Juventus. Muszę wyznać, że to właśnie z meczem ze “Starą Damą” wiąże się moje pierwsze bardziej bolesne wspomnienie z piłką nożną, bo dość dobrze pamiętam niestety przegrany przez Ajax po rzutach karnych finał Ligi Mistrzów z 1996 roku. Dlatego też rewanż w takim stylu smakował naprawdę bardzo dobrze - podkreśla nasz rozmówca.
Kibice sami zaskoczeni
Było niemal pewne, że w związku z tak niesamowitymi wynikami po sezonie nastąpi rozbiór tamtego zespołu. Ajax zresztą przywykł do swojego miejsca w piłkarskim łańcuchu pokarmowym i zdawał sobie sprawę, że nie zdoła zatrzymać największych perełek. Kilka tygodni po rewanżu z Tottenhamem ogłoszono transfer Frenkiego de Jonga do Barcelony. W tym samym okienku z kluczowych piłkarzy odeszli również Matthijs de Ligt do Juventusu, Kasper Dolberg do Nicei oraz Lasse Schone do Genoi. Kwestią czasu były rozstania z innymi z liderów. Niemal wszystkie te historie łączy fakt, że żaden z tych piłkarzy w kolejnym miejscu nie potrafił pokazać tyle ile w Ajaksie.
- Sam jestem zaskoczony, że tak mało piłkarzy z tamtej drużyny zrobiło potem wielkie kariery. Frenkie de Jong i Matthijs de Ligt wydawali się wręcz pewniakami do bycia naprawdę wielkimi gwiazdami światowej piłki. Nie potrafię tego wytłumaczyć, bo nie uważam też, żeby Ajax Ten Haga był jakiś unikatowy i operujący w ramach schematów, których nie spotyka się nigdzie indziej w światowej piłce. Może samozachwyt po sezonie 2018/19 był zbyt duży i zabrakło pokory w dalszym rozwoju? Nie wiem, każdy przypadek trzeba pewnie rozpatrywać indywidualnie, bo tutaj jednej odpowiedzi raczej nie ma. Tylko w kontekście Hakima Ziyecha byłem przekonany, że przeprowadzka do Anglii nie wypali - przyznaje Weinert.
Wspomniany Ziyech po niezwykle udanym sezonie 2018/19 pozostał jeszcze przez rok w Amsterdamie, po czym przeniósł się do Chelsea. Na Stamford Bridge nigdy nie osiągnął jednak takiej formy, jaką prezentował w Holandii. Aktualnie, będąc wciąż stosunkowo młodym, 31-letnim piłkarzem, występuje w Galatasaray. Ale i tak jego historia nie jest tak tragiczna jak losy Donny’ego van de Beeka. Wychowanek i filar Ajaksu w tym samym okienku co Marokańczyk również przeniósł się do Premier League. W Manchesterze United przez kruche zdrowie i brak pewności nigdy jednak nie błysnął. Po nieudanych wypożyczeniach do Evertonu i Eintrachtu teraz odbudowuje się w Gironie.
- Bez wątpienia Van de Beek jest największym rozczarowaniem, choć tak naprawdę większość piłkarzy z tamtej drużyny nie zrobiło kariery do jakiej byli predysponowani. Bo przecież wspomniani już Ziyech czy Dolberg, ale też David Neres, Kasper Dolberg czy Noussair Mazraoui mogli i powinni być dziś na innym etapie kariery. Moim zdaniem, również dwa największe talenty, czyli De Jong i De Ligt, pomimo że grali i nadal grają w wielkich klubach, nie weszli na ten najwyższy poziom, na którym powinni być - mówi nam z kolei Mariusz Moński, znawca futbolu z Beneluksu i założyciel twitterowego konta Holenderski Futbol.
Zupełnie odmienne przypadki
Problemem De Jonga jest, że trafił do Barcelony w stanie jej rozkładu i organizacyjnego chaosu. Pomocnik, w którym w stolicy Katalonii widziano nowego Xaviego, bywa solidny, jednak swój geniusz okazuje zbyt rzadko. Przypadek De Ligta jest nieco inny. Ten niby pograł coś w Juventusie, a następnie w Bayernie, ale nigdzie nie potrafił zadomowić się na dłużej. Być może uda mu się to teraz w Manchesterze United, do którego trafił tego lata wraz z Mazraouim. Na Old Trafford obaj panowie blok defensywny tworzą zresztą z innym starym kolegą, Andre Onaną.
- Wydaje mi się, że z tamtego Ajaksu to właśnie Onana poradził sobie najlepiej. Pomijając jego perypetie po pod koniec przygody z Ajaksem i okoliczności w jakich odszedł z klubu, właściwie z miejsca stał się ważną postacią w Interze Mediolan. Teraz z kolei już w Manchesterze United też radzi sobie naprawdę dobrze. Nie kojarzę w sumie żadnego momentu, w którym ktoś stwierdziłby, że Andre zmarnował swój potencjał czy cokolwiek w tym stylu - zauważa Weinert.
Po tamtym historycznym sezonie lotów nie obniżyli też Dusan Tadić i Nicolas Tagliafico. Pierwszy z nich z Ajaksem rozstał się dopiero przed poprzednim sezonem, ale do końca notował ponadprzeciętne liczby i tak jest teraz również w Fenerbahce. Choć wycisnął ze swojej kariery naprawdę sporo, niektórzy żałują, że nigdy nie zagrał w klubie z europejskiej czołówki. Z kolei Tagliafico chyba nieco “zasiedział się” w Amsterdamie. Swego czasu rozważano go przecież w kontekście nawet Barcelony, a ostatecznie latem 2022 roku odszedł do Lyonu. Trzeba mu jednak oddać, że był ważnym elementem reprezentacji Argentyny, kiedy ta zdobyła mistrzostwo świata w Katarze.
- Na plus wypada też Daley Blind, który również przez kilka kolejnych lat utrzymywał swój poziom. Także Andre Onana, wraz ze swoimi wadami i zaletami jest chyba na właściwym miejscu w karierze. Z jego często pojawiającą się nonszalancją w grze lub być może zbytnią wiarą we własne możliwości chyba niewiele więcej mógł osiągnąć. De Jongowi rzeczywiście przeszkodziły kontuzje i trafił też na słabszy okres Barcelony. Rozczarowaniem jest za to De Ligt, bo nie rozwinął się wiele, a według niektórych ekspertów wręcz jest słabszy niż w tamtym sezonie - wylicza Moński.
Włoska myśl szkoleniowa
Ten Hag, zanim go zwolniono, chciał w Manchesterze odbudować De Ligta i może tym częściowo odkupić swe winy za to, co się stało z choćby Van de Beekiem. Holenderski menedżer w United lubił otaczać się znanymi sobie piłkarzami i być może to trochę też zwiodło go na manowce. Szkoleniowiec, który również swoją markę wyrobił właśnie podczas tamtego pamiętnego sezonu w Ajaksie, w Anglii nie do końca zdał egzamin. Dostał spore fundusze, pełnię władzy, ale to wystarczyło jedynie do zdobycia po jednym Pucharze Anglii i Pucharze Ligi. Projekt “Ajax 2.0” na Old Trafford nie wypalił.
- Konkurencja w Anglii jest na dużo wyższym poziomie, a Ten Hag nie jest moim zdaniem trenerem z najwyższej półki, który potrafi rozwijać piłkarzy, kiedy trzeba grać ważne mecze co trzy dni. W Holandii miał zdecydowanie najsilniejszą kadrę, która mecze ligowe najczęściej wygrywała wysoko i z łatwością, dzięki czemu mógł skoncentrować się na meczach pucharowych. W Premier League tak się po prostu nie da. Do tego w Ajaksie miał nad sobą Marca Overmarsa, który tak naprawdę zbudował ten zespół. Ten Hag nie nadawał się do roli menedżera w starym stylu, który decyduje jakich piłkarzy kupić i za ile - uważa Moński.
Również Ajax nie do końca poradził sobie po odejściu Ten Haga. Od tego momentu drużynę prowadziło przez dwa lata aż sześciu trenerów, w tym dwóch tymczasowych. Latem pieczę nad drużyną powierzono po raz pierwszy od ponad ćwierćwiecza obcokrajowcowi. Francesco Farioli początek ma solidny - amsterdamczycy znów znajdują się w czołówce Eredivisie, a i w Lidze Europy są blisko zapewnienia sobie awansu do fazy pucharowej. Choć do hurraoptymizmu jeszcze daleko, Włoch powoli buduje swoją wersję wielkiego Ajaksu. Pytanie tylko, ilu z zawodników jego drużyny później sprosta stawianym oczekiwaniom.
- Farioli wykonuje w Amsterdamie absolutnie fenomenalną robotę. Ma do dyspozycji dużo mniej jakościowych piłkarzy niż Ten Hag, a gra momentami niesamowicie ekscytującą piłkę. Póki co tonuję entuzjazm, ale jeśli dorzuci się mu do składu więcej głębi i jakości, na pewno jest potencjał na wielkie rzeczy. Dużo zależy od tego, jacy piłkarze wylosują się w akademii i kiedy znowu trafi się bingo w loterii genetycznej. Na pewno jednak tu i teraz są powody do radości, bo nareszcie z powrotem mogę mówić, że Ajax na boisku jest Ajaksem, a nie tylko zbiorem jakichś wątpliwej jakości zawodników z jakiegoś powodu noszących koszulkę z takim, a nie innym herbem - podsumowuje Weinert.