Był wart 30 mln euro, karcił Barcę, teraz zaszokował transferem. To outsider drugiej ligi

Był wart 30 mln euro, karcił Barcę, teraz zaszokował transferem. To outsider drugiej ligi
Jose Breton / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński29 Mar · 08:00
Rozegrał ponad 150 meczów w Premier League, awansował z Tottenhamem do finału Ligi Mistrzów, bił rekordy transferowe. Teraz zagra natomiast w jednym z najsłabszych zespołów… drugiej ligi szkockiej. Victor Wanyama po krótkim okresie bezrobocia zaskoczył wyborem nowego pracodawcy.
Zanim wypłynął na szerokie wody, musiał przejść wyjątkowo krętą drogę. Zaczynał w kraju, który zdecydowanie nie słynie z produkowania jakościowych piłkarzy. Victor Wanyama, najsłynniejszy Kenijczyk w świecie futbolu, opuścił ojczyznę krótko po 16. urodzinach i wyemigrował do Szwecji. Związał się z Helsinborgiem, ale choćby raz nie zagrał tam dla pierwszego zespołu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przełomowa była dopiero przeprowadzka do Belgii. Zaufał mu Germinal Beerschot, który wykazał się większą cierpliwością. Po nieco ponad roku Wanyama zanotował debiut, a potem stopniowo powiększał licznik rozegranych spotkań. Ten przestał tykać po 52 meczach. To wtedy z ofertą za rosłego defensywnego pomocnika przyszedł Celtic.

Rekordzista w Szkocji

Czy Szkoci sprowadzali gwiazdę i piłkarza gotowego na podbój wysp? No nie. Wanyama wciąż był wtedy raczej melodią przyszłości, o czym świadczy fakt, że “The Bhoys” zapłacili za niego tylko 1,1 mln euro. Wystarczyły natomiast dwa lata, by wartość Kenijczyka urosła kilkunastokrotnie.
Wanyama w Glasgow stał się, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, prawdziwą bestią. Znacząco wzbogacił swój repertuar zagrań, a do umiejętności typowych dla “szóstki” dorzucił też wcześniej nieznane atuty w ofensywie. Coraz częściej strzelał gole i notował asysty, a o jego sile, w słynnym już meczu, przekonała się nawet FC Barcelona, która mimo ogromnej przewagi wyjechała ze stolicy Szkocji na tarczy. Kenijczyk trafił wtedy do siatki głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Udanymi występami w Champions League, które zaprowadziły Celtic do fazy pucharowej, Wanyama zrobił sobie solidną reklamę. Po znakomitym sezonie, zakończonym z imponującym jak na defensywnego pomocnika dorobkiem ośmiu strzelonych goli, został bohaterem rekordowego wówczas transferu w historii ligi szkockiej. Do Southampton odszedł za 14,5 mln euro. Nigdy wcześniej żaden piłkarz nie opuszczał tamtejszej Premiership po droższej transakcji. Dopiero dwa lata później przebił go Virgil van Dijk, który zamienił Celtic na… Southampton.
Wanyama stał się wówczas także najdrożej sprzedanym Kenijczykiem w historii, a dziś nie dość, że wciąż zajmuje w tym zestawieniu pierwsze miejsce, to jest także… drugi. Za niemal identyczne pieniądze odchodził bowiem potem do Tottenhamu.

Na radarze gigantów

Zanim jednak przywdział barwy Spurs, spędził w Southampton trzy bardzo udane lata. W tym czasie interesowały się nim niemal wszystkie topowe kluby z Anglii. Robert Pires, legendarny pomocnik Arsenalu, namawiał go na przenosiny do północnego Londynu, a media informowały też o Chelsea, Manchesterze City czy Manchesterze United, które miały być chętne na powitanie Kenijczyka w swoich progach.
W końcu najbardziej konkretny okazał się natomiast wspomniany już Tottenham. “Koguty” wyłożyły na stół niespełna 15 mln euro i pozyskały pomocnika, który z miejsca wskoczył do podstawowej jedenastki. Zrobił to w znakomitym stylu. Już drugi występ zwieńczył zwycięskim golem przeciwko Crystal Palace, a środek pola z nim w roli głównej wyglądał tak dobrze, że dowodzony wtedy jeszcze przez Mauricio Pochettino zespół nie przegrał żadnego z 12 pierwszych spotkań ligowych.
Premierowy sezon Wanyamy w Londynie wyglądał doprawdy imponująco. Kenijczyk, jeśli tylko był zdrowy, a wtedy jeszcze rzadko dopadały go jakiekolwiek problemy, grał w zasadzie od deski do deski. Strzelił też, co w przypadku defensywnego pomocnika można uznać za dobry wynik, pięć goli. Pod tym względem znakomity miał zwłaszcza finisz rozgrywek, gdy w ciągu kilku dni karcił Manchester United i Hull City. Tottenham zakończył wówczas zmagania w Premier League jedynie za plecami Chelsea.

Początek problemów

Na początku 2018 roku, choć Wanyama był wówczas świeżo po kilku miesiącach straconych przez uraz, portal Transfermarkt wycenił go na rekordowe w jego karierze 30 mln euro. On jednak do końca swojej przygody ze “Spurs”, a ta potrwała jeszcze dwa i pół roku, nie nawiązał już do znakomitej dyspozycji z premierowego sezonu. Owszem, wciąż miewał dobre momenty, ale grał już bardzo nieregularnie. Wystarczy wspomnieć, że - ogranicząjąc się do Premier League - przez dwie pełne kampanie rozegrał tam łącznie 31 spotkań. Ominął w tym okresie aż 60% meczów. Głównie, choć nie tylko, przez kontuzje.
Nie przeszkodziły mu natomiast one w tym, by pomóc Tottenhamowi w awansie do finału Ligi Mistrzów. W nim, przeciwko Liverpoolowi, Wanyama nie zagrał, ale po drodze dołożył swoją cegiełkę do historycznego bądź co bądź wyczynu “Spurs”. Grał od pierwszej minuty w dwóch ważnych meczach z Ajaksem i kluczowym starciu z Manchesterem City.
Kilka miesięcy później Wanyamy nie było już natomiast w Tottenhamie. Odsunięty na boczny tor musiał szukać sobie nowego pracodawcy. No i w końcu znalazł. Ruszył śladem wielu innych gwiazd z Europy, które postanowiły spróbować swoich sił za oceanem. Podpisał kontrakt z przedstawicielem MLS, CF Montreal, którego barwy reprezentował potem przez pięć długich lat.

Lata za oceanem i szokujący transfer

Śmiało można chyba stwierdzić, że Kenijczyk stał się tam prawdziwą legendą. Zdążył rozegrać 133 mecze, a na ramię regularnie zakładał opaskę kapitańską. Wraz z kolegami nie podbił może MLS, ale też nie zostawił klubu z pustą gablotą. W 2021 roku wygrał bowiem Puchar Kanady.
Znaki zapytania wobec przyszłości Wanyamy można było stawiać przez kilka ostatnich miesięcy, bo Kenijczyk, któremu wraz z końcem 2024 roku wygasła umowa w Montrealu, dość długo pozostawał bez pracodawcy. Zmieniło się to kilka dni temu, ale chyba nikt nie przypuszczałby, że były gwiazdor angielskich klubów zamelduje się w… drugiej lidze szkockiej.
Sam kierunek może nawet nie szokuje, bo przecież Wanyama właśnie w Szkocji wypłynął na szerokie wody. Grał jednak wtedy dla krajowego giganta, a teraz założy koszulkę zespołu, który na zapleczu tamtejszej Premiership zajmuje przedostatnie miejsce. Dunfermline, bo o tym klubie mowa, po 29 rozegranych meczach okupuje lokatę, która oznacza konieczność gry w barażach o utrzymanie.
Skąd więc taki kierunek? Odpowiedź wydaje się dość prosta. Szkoleniowcem zespołu od kilku dni jest Neil Lennon, legendarny piłkarz i były trener Celtiku, który współpracował już z Wanyamą w Glasgow. Teraz najwidoczniej znalazł argumenty, by namówić Kenijczyka na tak nieoczywisty transfer.
[AKTUALIZACJA]: Wanyama jest już po debiucie w nowych barwach, ale nie będzie wspominał go najlepiej. Po 20 minutach spędzonych na murawie otrzymał bowiem czerwoną kartkę, a jego zespół przegrał z Ayr aż 0:3.

Przeczytaj również