Był tak dobry, że przez niego Robert Lewandowski grał na skrzydle. A nazwisko niosło się po całej Bułgarskiej
Hernan Rengifo grał w Polsce dwa i pół roku, współpracował z młodym Lewandowskim, strzelił dla “Kolejorza” ponad trzydzieści goli i bez niego nie byłaby możliwa fantastyczna przygoda w europejskich pucharach w sezonie 2008/09. Szybko zaskarbił sobie sympatię poznańskich kibiców, a choć odszedł w nieprzyjemnej atmosferze, do dziś należy do najlepszych napastników Lecha ostatnich kilkunastu lat. Na dodatek wciąż trzyma się świetnie i aktywnie gra w lidze peruwiańskiej.
To był Lech, który stanowił dla Franciszka Smudy przepustkę do upragnionego prowadzenia kadry narodowej. Zespół z dumą reprezentujący Polskę w Europie po latach posuchy. W bramce Kotorowski, w obronie Djurdjević i Arboleda, w pomocy Murawski i Peszko, zaś w ataku Lewandowski i właśnie on, Hernan Rengifo. Peruwiańczyk w pamiętnej edycji Pucharu UEFA strzelał jak na zawołanie, jego nazwisko niosło się po trybunach stadionu przy Bułgarskiej, a sam czuł się w naszym kraju znakomicie. Zaryzykujemy stwierdzenie, że i dziś potrafiłby “ukłuć” bramkarzy Ekstraklasy, bo pomimo 37 lat na karku jeszcze nie zawiesił butów na kołku. A zawsze miał niesamowity instynkt strzelecki.
“Renifer” w mieście Koziołków
To nie był transfer w ciemno, bez pokrycia, ani jeden z zagranicznych wynalazków, które co roku obniżają poziom naszej ligi. Wykupienie Hernana Rengifo na papierze miało ręce i nogi. Wpisywało się w projekt budowy wielkiego Lecha, jaki wymarzył sobie właściciel Jacek Rutkowski. Klub sprowadził z odległego Peru bramkostrzelnego snajpera, głodnego sukcesów i kolejnych goli. Rengifo regularnie przekraczał symboliczny limit dziesięciu trafień rocznie, dopiero co skończył 24 lata i zdawał się idealnie pasować do drużyny prowadzonej przez “Franza” Smudę.
Poznaniacy z chęcią kontynuowali zakupy na rynku peruwiańskim, bo sprowadzony rok wcześniej Henry Quinteros nieźle odnalazł się w zespole. Zanim Rengifo przyjął ofertę Lecha, kontaktował się ze swoim rodakiem w celu zasięgnięcia opinii o grze w biało-niebieskich barwach. Najwyraźniej dostał świetne referencje, bo w lecie 2007 r. opuścił ojczyznę i przyleciał do Poznania. Akurat prowadził w klasyfikacji strzelców ligi peruwiańskiej, a jego Universidad San Martin został zwycięzcą “sezonu otwarcia”. Był więc na fali, ale zaryzykował, ruszył w nieznane, by otworzyć kolejny rozdział w swojej karierze. Nie ma wątpliwości, że dla wielu młodych chłopaków z Ameryki Południowej przeprowadzka na Stary Kontynent to znakomita okazja do wypłynięcia na szersze wody i spełniania marzeń. Hernan dostał w Lechu trzyletni kontrakt, ksywkę “Renifer” i proste zadanie: zdobywać jak najwięcej bramek.
Aklimatyzacja przebiegła błyskawicznie, bo debiutanckiego gola strzelił już w trzeciej kolejce ligowej. A im dalej w las, tym lepiej. Rengifo doskonale odnalazł się w drużynie, szybko zaskarbił sobie sympatię “Franza” i udowodnił, że “Kolejorz” nie wyrzucił na niego pieniędzy w błoto. Peruwiańczyk z dwunastoma trafieniami był najlepszym strzelcem ekipy z Bułgarskiej w całym sezonie ligowym i doprowadził ją do czwartego miejsca w lidze, które po rezygnacji Groclinu oznaczało miejsce w eliminacjach Pucharu UEFA. I jednocześnie okazję do napisania fantastycznej historii z “Reniferem” w roli absolutnie pierwszoplanowej.
Lider w Europie
Szykując się do boju na kilku frontach, władze Lecha postanowiły wzmocnić skład i dać Franciszkowi Smudzie większy komfort w ustawianiu formacji ofensywnej. Wybór padł na Roberta Lewandowskiego. Młody napastnik Znicza Pruszków nie miał w stolicy Wielkopolski łatwego startu. Rengifo, po bardzo udanym pierwszym sezonie, był pewniakiem do gry na środku ataku. Dochodziło więc do tego, że Smuda wystawiał obecnego kapitana reprezentacji Polski... na skrzydle, bo miejsce na “dziewiątce” należało do snajpera rodem z Ameryki Południowej. Obaj piłkarze szybko jednak złapali wspólny język i przyczynili się do sukcesów tamtego Lecha. To jednak Peruwiańczyk częściej gościł w Europie na liście strzelców w najważniejszych spotkaniach.
“Kolejorz” skutecznie pokonywał kolejne przeszkody na drodze do fazy grupowej Pucharu UEFA. Nie było łatwo, bo startował już od pierwszej rundy eliminacyjnej. Najpierw lechici odprawili z kwitkiem Chazar Lenkoran, później ograli Grasshoppers Zurych, a decydujący o awansie dwumecz rozegrali z Austrią Wiedeń. Tamten rewanż, zakończony szaloną dogrywką i “złotym” golem Rafała Murawskiego w 120. minucie, Franciszek Smuda do dziś uznaje za najlepsze spotkanie swojej kadencji. A strzelanie rozpoczął właśnie “Renifer”, który notabene zdobył też ważnego gola w Wiedniu.
To trafienie znakomicie uwypukla walory Peruwiańczyka. Wykazał się niesamowitą czujnością, przewidywaniem sytuacji boiskowej i przede wszystkim precyzją w wykończeniu akcji. O jego klasie świadczy też inna bramka, już z fazy grupowej, przeciwko Deportivo. Rengifo spokojnie “dreptał”, wyczekał odpowiedni moment, zgubił krycie obrońców i bezbłędnie wykorzystał dogranie… Manuela Arboledy, który niespodziewanie wcielił się w rolę rasowego skrzydłowego.
Lech odpadł z Pucharu UEFA po dramatycznym boju z Udinese. I choć finał dwumeczu miał gorzki smak, to nawiązanie walki z Włochami nie byłoby możliwe bez, a jakże, napastnika z Peru. Hernan, podobnie jak wcześniej z Austrią Wiedeń, trafiał do siatki w obu spotkaniach. Na szczególne słowa uznania zasługuje gol z rewanżu, który dał lechitom wielkie nadzieje na awans. Zejście na “ścianę”, sprytnie wygrana walka fizyczna z obrońcą, zgranie, natychmiastowy ruch w kierunku pola karnego, przyjęcie podania i walka do końca o skuteczny strzał. Klasa sama w sobie.
Rengifo nie miał z Udinese lekko, o czym po dziesięciu latach opowiadał Franciszek Smuda w wywiadzie dla Radosława Nawrota z Gazety Wyborczej: - Wkładali Hernanowi palce do oka, rozpychali się, kopali go... Rozegrałem z Włochami wiele meczów jako trener wielu klubów i mecze z nimi zawsze były najbardziej brutalne. A Hernan lubił taką grę, dawał sobie radę. Był silny i sobie nie pozwolił na takie numery. Pakowali mu palec do oka, to ich postawił do pionu łokciem. I bardzo dobrze!
W całym sezonie 2008/09 peruwiański as strzelił 18 bramek we wszystkich rozgrywkach. Do pełni szczęścia zabrakło mistrzostwa kraju, ale doskonałe występy w Europie były świetnym oknem wystawowym na świat. I, niestety, wstępem do zakończenia tej pięknej historii bez happy-endu.
“Nawet nie pobrudził getrów”
Hernanowi pozostawał rok do końca kontraktu. Władze “Kolejorza” chciały go przedłużyć, ale piłkarz się do tego nie palił, choć rozmowy ruszyły w letnim okresie przygotowawczym. Rengifo rozpoczął kolejne rozgrywki w pierwszym składzie, zagrał w ośmiu spotkaniach, zdobył trzy gole i… został odsunięty od zespołu. Jego ostatni ligowy mecz to wyjazdowa porażka z Legią. Kilka dni później Lech pojechał do Stalowej Woli na starcie w ramach Pucharu Polski. Doszło do kompromitacji drużyny, która dopiero co, jak równy z równym, biła się z możnymi w Europie. Lechici odpadli po rzutach karnych, a Peruwiańczyk został zdjęty z boiska tuż po przerwie. Następca Smudy, Jacek Zieliński, stracił do niego cierpliwość. Dyrektor sportowy klubu, Marek Pogorzelczyk, skomentował występ napastnika następującymi słowami: “nawet nie pobrudził getrów”.
To był gwóźdź do trumny. W Poznaniu zarzucali zawodnikowi brak zaangażowania i chęci do dalszej gry w biało-niebieskich barwach po tym, jak odrzucił ofertę przedłużenia umowy. Hernan uważał, że zrobiono z niego ofiarę pucharowej klęski. Niedawny ulubieniec trybun, którego nazwisko niosło się po Bułgarskiej, wylądował w Młodej Ekstraklasie. Jedyny kontakt z profesjonalną piłką miał na zgrupowaniach reprezentacji Peru, gdzie spisywał się na medal, irytując tym samym władze i sztab “Kolejorza”. Stało się jasne, że pewien etap został zamknięty.
Rengifo deklarował, że nie chciał podpisać nowego kontaktu, bo od początku zakładał wypełnienie pierwotnego, a następnie przenosiny do klubu z wyższymi aspiracjami. Menedżer zawodnika, Ricky Schanks, który słynął z barwnych opowieści, słownie umieszczał swojego podopiecznego w Bundeslidze, w Premier League, innym razem w Szachtarze Donieck czy CSKA Moskwa. W pewnym momencie oznajmił jednak decyzję o wypełnieniu umowy do końca, co oznaczałoby ponad pół roku treningów Hernana z juniorami. Można się domyślić, że była to klasyczna gra menedżerska. A Rengifo odszedł w zimie. Niewiele ponad trzy miesiące po feralnym meczu w Stalowej Woli. Pozostały po nim wspomnienia, takie jak kapitalny gol z Polonią Warszawa.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej
Peruwiański snajper nie trafił ani do Anglii, ani do Niemiec, ani do mocnej ligi wschodniej. Jego nowym klubem została cypryjska Omonia Nikozja, której pomógł w odzyskaniu tytułu mistrza kraju. W ten sposób “Renifer” skompletował dwa mistrzostwa w jednym sezonie, bo przecież “Kolejorz” wiosną 2010 r. również cieszył się z tego ważnego triumfu. W Omonii peruwiański strzelec pograł dwa lata i wrócił do ojczyzny. Występuje tam do dzisiaj, choć miał jeszcze jedno podejście do większej kariery w Europie. Półtora roku i grad goli w Peru skłonił go do podjęcia wyzwania w Turcji. Sivasspor zapłacił za niego kilkaset tysięcy euro.
Miało być pięknie, skończyło się na 90 minutach w pucharze i jednej obecności na ławce rezerwowych w lidze. Po kilku miesiącach spakował się i rozwiązał kontrakt. Menedżer sugerował, że jest możliwość ponownego ujrzenia Rengifo na boiskach Ekstraklasy. Robił to dość często, jak tylko pojawiały się pogłoski o zmianie klubu podopiecznego. Wiosną 2011 r. Ricky Schanks umieszczał Hernana w Legii, a po zakończeniu przygody w Sivassporze opowiadał o niemal pewnym powrocie do Lecha. Jak po latach przyznał piłkarz w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”, na stole leżały też oferty z Lechii i Wisły Kraków. Kilkakrotnie faktycznie mógł wylądować w Polsce, jednak miał na uwadze względy osobiste, rodzinne. Od stycznia 2014 r. nieprzerwanie gra w Peru. I dalej strzela.
2015 r. - 9 goli. 2016 - 16 goli. 2017 - 5 goli. 2018 - 11 goli. 2019 - 5 goli. W tym roku też pewnie miałby coś na koncie, ale rozgrywki ligowe storpedowała, jak niemal wszędzie, pandemia koronawirusa. Zdołał wejść z ławki w trzech z sześciu rozegranych spotkań. W styczniu zmienił klub i podpisał kontrakt do końca grudnia.
Po powrocie z Sivassporu to jego piąty klub w Peru. Nigdzie nie zagrzał miejsca na kilka lat, ale wszędzie (pomijając Turcję) robił to, co umie najlepiej - trafiał do siatki rywali. I z tego zostanie zapamiętany. W Poznaniu ma swoje miejsce na kartach historii klubu. A zważywszy na wieczne problemy Lecha z napastnikami, kibice tęsknią za klasowymi snajperami. Takimi jak Hernan Rengifo.
Mateusz Hawrot