Był najdroższym piłkarzem świata przez… 13 dni. Do dziś może przeklinać Polaka. "Zniszczył mu wieczór życia"
Jako napastnik miał właściwie wszystko. Instynkt strzelecki, inteligencję, technikę, szybkość. Nie bez powodu w 2000 roku został najdroższym piłkarzem świata. I choć potem nie wszystko szło po jego myśli, to i tak zapisał piękną kartę w historii futbolu. Przypominamy Hernana “El Polaco” Crespo.
W wieku 13 lat trafił do River Plate, jednego z czołowych klubów w Argentynie. Krok po kroku przedzierał się przez kolejne kategorie wiekowe, aż w końcu osiągnął cel i zakotwiczył w pierwszej drużynie krajowego giganta. Tam radził sobie świetnie. W ciągu trzech sezonów strzelił 36 goli, a zespół z nim w składzie dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Argentyny oraz triumfował w Copa Libertadores, południowoamerykańskim odpowiedniku Ligi Mistrzów.
W tych ostatnich rozgrywkach Crespo przeszedł samego siebie. River Plate w drodze po trofeum rozegrało 13 spotkań, a on, wówczas jako zaledwie 20-letni napastnik, zdobył aż 10 bramek. Dwie z nich w wielkim finale, wygranym 2:0.
Czas na Europę
Stało się wówczas jasne, że Ameryka Południowa robi się dla niego za ciasna. Po Crespo zgłosiła się zatem Parma, zapłaciła nieco ponad 4 mln euro i zrobiła tym samym kapitalny interes. Wartość Argentyńczyka rosła bowiem w niebotycznym tempie, z każdym kolejnym golem, asystą, znakomitym zagraniem. A tych zdecydowanie nie brakowało.
Przez cztery lata Crespo rozegrał dla Parmy 201 spotkań. Zdobył w tym czasie 94 gole, rozkręcając się właściwie z sezonu na sezon:
- 1996/97 - 12 goli,
- 1997/98 - 14 goli,
- 1998/99 - 28 goli,
- 1999/00 - 26 goli.
Najdroższy na świecie
Nie żyliśmy jeszcze wtedy w erze piłkarskich kosmitów pokroju Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo, potrafiących w jednym sezonie trafiać do siatki i po 50 razy. Dokonania Crespo, zwłaszcza z jego dwóch ostatnich sezonów w Parmie, robiły więc spore wrażenie. Na tyle duże, że latem 2000 roku argentyński snajper został bohaterem najdroższego, w tamtym momencie, transferu w historii. Z takim tytułem przetrwał jednak tylko kilkanaście dni. Luis Figo odszedł bowiem za jeszcze większe pieniądze z Barcelony do Realu Madryt (60 mln euro).
Lazio zapłaciło za Argentyńczyka 56,81 mln euro. Rzymianie byli wtedy aktualnym mistrzem kraju i postanowili rozbić bank. Co ciekawe, chociaż dziś w świecie piłki nożnej operuje się znacznie większymi pieniędzmi, Crespo aż do teraz pozostaje najdrożej sprowadzonym piłkarzem w historii Lazio.
Pierwszy sezon w Rzymie miał znakomity. W samej Serie A zdobył aż 26 bramek, co dało mu tytuł króla strzelców rozgrywek. W Lidze Mistrzów dwukrotnie skarcił natomiast Real Madryt, który zresztą kilka razy myślał o sprowadzeniu Argentyńczyka do siebie.
- W 2002 roku grałem w Lazio i ja lub Ronaldo mieliśmy podpisać kontrakt z Realem. Oni poszli po Ronaldo, a ja zastąpiłem go w Interze. Gdyby on został w Mediolanie, dołączyłbym do Realu - tłumaczył Crespo.
Drugi sezon Argentyńczyka w Lazio nie był już tak udany. Pojawiły się problemy zdrowotne, a sam klub mocno podupadł finansowo, przez co musiał ratować się sprzedażą kilku swoich gwiazd. Wykorzystał to wspomniany już przez samego zawodnika Inter Mediolan, do którego wychowanek River Plate odszedł za 40 mln euro.
Przez Mediolan do Londynu
Pierwsza przygoda Crespo z ekipą “Nerazzurrich” potrwała tylko sezon. Był on dla Argentyńczyka słodko-gorzki, bo z jednej strony trapiły go kolejne kontuzje, przez które w całej kampanii 2002/03 zagrał w zaledwie 18 meczach Serie A (30 licząc też inne rozgrywki), a z drugiej, kiedy już faktycznie był zdrowy, grał znakomicie. 18 razy trafiał do siatki, zaliczył też osiem asyst. Z kapitalnej strony pokazał się w Lidze Mistrzów, gdzie zdobył aż dziewięć bramek.
Parol zagięła wówczas na niego londyńska Chelsea, a Crespo był jednym z pierwszych piłkarzy sprowadzonych na Stamford Bridge w erze Romana Abramowicza. Nigdy nie podbił jednak Londynu. Chociaż oficjalnie pozostawał graczem “The Blues” przez pięć lat, to większość tego czasu spędził na wypożyczeniach. Dla samej Chelsea rozegrał 73 spotkania i zdobył 25 bramek. Nie był już więc tak skuteczny jak we Włoszech, choć miewał przebłyski. Dołożył swoją cegiełkę do zdobycia mistrzostwa Anglii w sezonie 2005/06.
- Płakałem po meczu, w którym wygraliśmy ligę. Było to dla mnie coś niezwykle wyjątkowego. W pierwszym sezonie zajęliśmy drugie miejsce i dotarliśmy do półfinału Ligi Mistrzów. Wiedziałem, że muszę wrócić i wygrać coś z Chelsea - mówił potem Argentyńczyk.
Gdyby nie Dudek…
Najbliżej życiowego sukcesu Crespo był jednak nieco wcześniej, gdy przebywał na rocznym wypożyczeniu do AC Milan. To z tym klubem pierwszy, i jedyny raz w karierze, dotarł do wielkiego finału Ligi Mistrzów. Przez długi czas wydawało się, że nie tylko go wygra, ale też zostanie bohaterem zespołu. Na 1:0 trafił co prawda Paolo Maldini, ale jeszcze przed przerwą starcia z Liverpoolem to właśnie przebojowy Argentyńczyk dołożył dwa kolejne gole. Jednego z nich szczególnie przedniej urody, gdy sprytnie przerzucił piłkę nad bezradnym Jerzym Dudkiem.
Co było dalej? Pewnie wszyscy doskonale pamiętają. Liverpool odrobił trzybramkową stratę, a potem wygrał z Milanem w konkursie rzutów karnych, w których kapitalnie spisywał się Dudek. Crespo nie miał okazji podejść do jedenastki, bo w 85. minucie został zmieniony przez Jona Dahla Tomassona. Śmiało można jednak powiedzieć, że Polak swoimi interwencjami zepsuł wieczór życia, a przynajmniej kariery, argentyńskiego napastnika.
Kilka dni później “El Polaco” zagrał dla Milanu po raz ostatni. Gdy sezon dobiegł końca, wrócił do Londynu. Na San Siro ponownie zawitał kilkanaście miesięcy później, już jako gracz Interu. Dalej potrafił prezentować wysoki poziom, choć głównie na początku, kiedy w całym sezonie 2006/07 strzelał 20 goli.
Buty na kołek i kariera trenerska
Jego druga przygoda z niebieską częścią Mediolanu była natomiast wyjątkowo płodna w trofea. Inter trzy razy z rzędu sięgał wówczas po mistrzostwo Włoch. Wygrywał też dwa razy krajowy superpuchar. Co ciekawe, ten ostatni sukces Crespo w trakcie kariery święcił z czterema różnymi zespołami - Parmą, Lazio, Milanem oraz Interem.
Na finiszu przygody z piłką Argentyńczyk grał jeszcze dla Genoi i ponownie Parmy. Pas powiedział na początku 2012 roku. Jako gracz wręcz kultowy we Włoszech. Jakiś czas później rozpoczął pracę w roli trenera. Pracował z młodzieżowym zespołem Parmy, Modeną, argentyńskimi Banfield oraz Defensa y Justicia, brazylijskim Sao Paulo czy katarskim Al-Duhail. Dziś jest szkoleniowcem Al-Ain FC, zespołu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Polskie korzenie? To plotki
Od najmłodszych lat dzierżył przydomek “El Polaco” i wiele osób błędnie przypisywało go rzekomo polskim korzeniom. Nic bardziej mylnego. Crespo odniósł się do tego tematu w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą na antenie CANAL+ Sport.
- Jako dziecko miałem bardzo jasne włosy i moja ciocia zaczęła na mnie mówić „El Polaco”. Potem zaczęła to samo robić cała moja rodzina. I tak zostało - tłumaczył.
Chociaż przez większość kariery Crespo był związany z włoską piłką, grał oczywiście dla reprezentacji Argentyny i spisywał się w niej całkiem solidnie. W 65 meczach zdobył 35 bramek. Trafiał do siatki na mistrzostwach świata w 2002 i 2006 roku. Był też królem strzelców igrzysk olimpijskich w 1996 roku, gdy “Albicelestes” zdobyli srebro.
W 2004 roku Crespo znalazł się na prestiżowej liście FIFA100, mającej wyróżnić najlepszych piłkarzy w historii (wówczas żyjących). O jej kształcie decydował legendarny Pele, który docenił m.in. właśnie argentyńskiego snajpera. "El Polaco" to też najlepszy strzelec w historii Parmy czy wicekról strzelców mundialu 2006 (trzy bramki)
Mowa zatem o piłkarzu klasy światowej. Choć nigdy nie sięgnął po Złotą Piłkę, nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów czy ważnych rozgrywek reprezentacyjnych, to i tak można wspominać go z dużą nostalgią. W swoich czasach był po prostu topowym napastnikiem.