Był lepszy od Kane’a, nie uwierzycie, gdzie dziś gra. Upadek wielkiego talentu. Co, gdyby nie jeden tweet?

Był lepszy od Kane’a, nie uwierzycie, gdzie dziś gra. Upadek wielkiego talentu. Co, gdyby nie jeden tweet?
Adam Fradgley / AMA / PRESSFOCUS / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper Klasiński01 Sep · 12:00
Uważano go za jeden z największych talentów swojego pokolenia. Strzelał bramki angielskim potęgom, te o niego zabiegały. Wszystko zaczęło się psuć od transferu, który upadł i wpisu na Twitterze napisanego pod wpływem silnych emocji. W Saido Berahino widziano przyszłą gwiazdę. Od niedawna gra w drugiej lidze indyjskiej. Ta opowieść miała potoczyć się inaczej.
Saido Berahino miał zostać gwiazdą. Napisać piękną historię - od dzieciństwa w pogrążonym w wojnie Burundi do piłkarskiego panteonu. Gdy grał w angielskiej młodzieżówce obok Harry'ego Kane'a, uważany był za większy talent od dzisiejszego gwiazdora Bayernu Monachium. Bardzo mocno w Tottenhamie chciał go Mauricio Pochettino, pytały o niego też Manchester United i Liverpool. Ale gdy wielki transfer nie wypalił, wszystko się posypało. 31-letni dziś napastnik, zamiast grać w największych klubach świata, wylądował niedawno w drugiej lidze indyjskiej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ucieczka przed wojną

Historia Berahino zaczyna się w jednym z najbiedniejszych państw świata, afrykańskim Burundi. To właśnie tam, w kraju doświadczonym ubóstwem i wojną domową, urodził się napastnik. Konflikt zbrojny dotknął bezpośrednio jego rodziny. Gdy miał cztery lata, zginął podczas niego jego tata. Młodość w ojczyźnie minęła przyszłemu piłkarzowi na szarej lokalnej rzeczywistości. Zabawie tym, czym się dało, wykorzystywaniu foliówek, aby zrobić z nich improwizowane piłki. Rodzina starała się z kolei o poprawienie sytuacji materialnej.
Do Anglii za pracą wyjechała starsza siostra. Niedługo po śmierci ojca dołączyła do niej również mama. Mały Saido był więc wychowywany przez bliskich krewnych, zajmujących się dzieckiem pod nieobecność jedynego żyjącego rodzica. Gdy chłopak miał 10 lat, nadszedł czas, by podążył śladami siostry i mamy. Wsadzono go do samolotu z człowiekiem, który miał się nim zająć. Tymczasem na miejscu nie można było złapać kontaktu z matką. Potrzebna była interwencja policji, a gdy wreszcie ją zlokalizowano, władze zadecydowały o przeprowadzeniu testu DNA, potwierdzającego, że rzeczywiście mowa o biologicznym synu kobiety. Po drodze dziecko niemówiące nawet po angielsku wylądowało na trzy miesiące w rodzinie zastępczej. Wreszcie jednak przyszły wyniki potwierdzające pokrewieństwo. Berahino po kilku latach mógł wreszcie zamieszkać z bliskimi w Birmingham.
Tam trafił do angielskiej szkoły i szybko pokazał smykałkę do futbolu, co ułatwiło aklimatyzację. Chłopak dołączył do młodzieżowej drużyny Phoenix United, gdzie, dzięki współpracy między klubami, wypatrzyło go West Bromwich Albion, wówczas drużyna Premier League. Choć uczeń podstawówki wychowany w Afryce, jak sam wspominał, wtedy jeszcze do niedawna nie wiedział nawet o istnieniu takiego zespołu, szybko przystał na jego ofertę. To, co oferowała akademia WBA, zrobiło bowiem na nim wielkie marzenie. Tak zaczęła się droga Berahino do profesjonalnego futbolu.

Utalentowany, ale krnąbrny

Talent nastolatka z Afryki szybko zaczął dawać o sobie znać na poziomach młodzieżowych. Strzelał mnóstwo bramek, zbierał świetne recenzje. Szybko zainteresowała się nim angielska federacja i znalazła dla niego miejsce w młodzieżowych reprezentacjach.
- Burundi to moja ojczyzna. Niezależnie od tego, co się stanie, zawsze będę Burundyjczykiem, nawet jeżeli zostanę utytulowanym zawodnikiem Premier League. Zawsze będę nosił w sobie tamtejszą kulturę. Gra dla Anglii to jednak coś innego. Dali mi drugą szansę w życiu, zapewnili mojej rodzinie inny styl życia. Jestem bardzo wdzięczny Anglii za to, co dla nas zrobiła - opowiadał niegdyś w rozmowie z Telegraph.
Wielkie nadzieje wiązali z nim również w klubie. Jako 18-latek dołączył do treningów pierwszego zespołu, prowadzonego przez Roya Hodgsona. Podpisał też pierwszy profesjonalny kontrakt z West Bromem. Rozwój miał kontynuować na wypożyczeniach. Sezon 2011/12 rozpoczął w czwartoligowym Northampton Town. W 15 meczach strzelił sześć goli i zrobił na tyle dobre wrażenie, że postanowiono przesunąć go ligę wyżej.
Po nastolatka zgłosiło się Brentford. Tam zaczął rewelacyjnie. Już w pierwszym występie w podstawowej jedenastce zdobył dwie bramki. Niedługo potem ustrzelił kolejny dublet. Licznik zatrzymał się na ośmiu meczach i czterech trafieniach. Wszystko dlatego, że dał o sobie znać jego krnąbrny charakter. Gdy trener Uwe Roesler zdjął napastnika w przerwie spotkania z Leyton Orient, ten zaczął wylewać swoje żale na Twitterze. Za karę został odsunięty od składu i choć potem został do niego przywrócony, relacja z resztą szatni została nadszarpnięta. Potem Berahino podpadł, organizując głośną imprezę w lokum zapewnionym przez tymczasowy klub. Po niewiele ponad dwóch miesiącach odesłano go z powrotem na The Hawthorns.
Tam jednak nie przestano wierzyć w utalentowanego wychowanka. Na starcie kolejnych rozgrywek zadebiutował w pierwszej drużynie West Bromu. Potem zaliczył jeszcze jedno krótkie wypożyczenie - tym razem do grającego w Championship Peterborough. W dwa miesiące zagrał dziesięć razy, zaliczył dwie asysty i strzelił dwa gole, choć występował w jednej z najsłabszych ekip zaplecza Championship. W West Bromie nabierali z kolei przekonania, że Saido niedługo będzie gotowy, by odegrać ważną rolę w ich zespole.

Lepszy od Kane’a

No i nadeszły rozgrywki 2013/14. Berahino po raz pierwszy wyszedł w podstawowym składzie w pierwszej rundzie Pucharu Ligi przeciwko czwartoligowemu Newport County. Dał czadu - ustrzelił hattricka. Niedługo potem zaczął regularnie wchodzić z ławki w meczach ligowych, dzieląc szatnię m.in. z Nicolasem Anelką. Dostał też pierwsze powołanie do reprezentacji Anglii do lat 21, prowadzonej wówczas przez Garetha Southgate’a. Co ciekawe, w praktycznie każdym materiale opowiadającym o początkach kariery napastnika można przeczytać, że w kadrze U21 wygrywał on rywalizację z Harrym Kane’em. Nawet sam wspominał o tym w rozmowie opublikowanej na kanale Rising Ballers. Na początku drugiej dekady XXI wieku to właśnie Saido Berahino był uważany za najlepszego młodego angielskiego napastnika. Miał stać się przyszłością angielskiej piłki.
W wypracowaniu takiego statusu pomógł mecz, który ostatecznie przedstawił gracza WBA szerszej publiczności. W wyjazdowym starciu z Manchesterem United pojawił się na murawie po zaledwie kilkunastu minutach, zastępując kontuzjowanego Scotta Sinclaira. Niespełna godzinę później zdobył zwycięskiego gola. Od dziecka był fanem “Czerwonych Diabłów”, teraz strzelał na ich stadionie, spełniając marzenia.

Skasowany transfer

Berahino skończył kampanię 2013/14 z dorobkiem pięciu bramek w 32 ligowych spotkaniach. Takie statystyki mogą nie powalać, ale występował w drużynie walczącej do samego końca o utrzymanie, czasem zajmując miejsce na skrzydle, a czasami na szpicy. Jego trafienia okazały się z kolei bardzo ważne, bo “zapewniły” aż dziesięć punktów. Trzy razy strzelał gole na wagę zwycięstwa, raz zapewnił remis. Jego rozwój przebiegał bardzo dobrze. Coraz szerzej dostrzegano spory talent ofensywnego zawodnika, choć kolejny raz zrobiło się o nim głośno z niewłaściwych powodów. Wypłynęły filmiki pokazujące, że wciąga gaz rozweselający, ale wszystko rozeszło się po kościach.
W kolejnych rozgrywkach jeszcze bardziej błysnął. 14 goli w lidze - zdecydowanie najlepszy strzelec zespołu. Na rozkładzie m.in. ponownie Manchester United, Liverpool, a także Chelsea, której załadował dublet. Do tego powołanie do reprezentacji Anglii, prowadzonej przez znającego go z WBA Hodgsona. Choć 21-latek nie dostał akurat szansy debiutu w narodowych barwach, wydawało się, że to tylko kwestia czasu. Wszystko układało się świetnie, nawet pomimo wpadki z jazdą samochodem na podwójnym gazie ze stycznia 2015. Już nikt nie miał wątpliwości, że to chłopak z papierami na wielkie granie.
Latem 2015 roku dużo mówiło się o zainteresowaniu Berahino ze strony wielkich klubów. Możliwość pozyskania go sondowały wspomniane United i Liverpool, lecz najbardziej zainteresowany był Tottenham, a konkretnie Mauricio Pochettino. Przesłano kilka propozycji, ale żadna nie satysfakcjonowała West Bromu.“The Baggies” oczekiwali więcej niż oferowane ostatecznie 23 miliony funtów. Nie pomogły nalegania piłkarza i jego matki. Prezes Jeremy Peace pozostawał nieugięty. Napastnik w ostatni dzień okienka transferowego wylał żale na Twitterze.
- Przykro mi, że nie mogę powiedzieć całej prawdy o tym, jak potraktował mnie klub, ale mogę zapewnić, że nie zagram już dla Jeremy’ego Peace’a - napisał.
W niedawnej rozmowie z Rising Ballers Saido tłumaczył, że tamta frustracja dotyczyła przede wszystkim tego, jak prezes odniósł się do jego mamy. Z zewnątrz wyglądało to jednak bardzo niekorzystnie. Fani byli wściekli. Potraktowali to jako próbę wymuszenia transferu i zdradę. W mediach z kolei zaczął utwierdzać się wizerunek piłkarza, który gdzie tylko się pojawia, przynosi ze sobą “kwas” i kłopoty.

Dwa lata bez gola

Berahino wrócił do składu niedługo po transferowej sadze, ale nie potrafił nawiązać do optymalnej formy. Pojawiały się kolejne problemy dyscyplinarne. Gdy Tony Pulis zdjął go z boiska w przerwie meczu z Crystal Palace, obrażony piłkarz opuścił stadion przed zakończeniem spotkania. Na domiar złego niedoszły reprezentant Anglii stał się ulubieńcem brukowców, publikujących niestworzone historie. Podawano m.in. fałszywe informacje, że w ciągu kilku tygodni spłodził trójkę dzieci z trzema różnymi kobietami. Ostatecznie w lidze trafił do siatki ledwie czterokrotnie. Uznawany niegdyś za wielki talent gracz się pogubił. Wszystko przestało się układać.
Sezon 2016/17 przyniósł początek prawdziwego kryzysu. Najpierw odrzucenie kontraktu gwarantującego mu najlepsze zarobki w klubie. Następnie utrata miejsca w składzie. Potem zawieszenie po wykryciu u niego niedozwolonych substancji, choć ostatecznie udowodniono, że nieprawidłowości wynikały z dosypania mu zakazanych substancji do drinka w klubie i skończyło się tylko na ośmiotygodniowej pauzie na czas dochodzenia. Aż wreszcie, w styczniu, transfer do Stoke, którego sam piłkarz niespecjalnie chciał. Sygnał z klubu był jednak jasny. Chcesz odejść? Idziesz tam, bo oferują najwięcej.
Pobyt nad rzeką Trent okazał się wielkim rozczarowaniem. “The Potters” zapłacili 17 milionów funtów, ale zamiast odbudować wielką nadzieję angielskiej piłki, dostali kompletnie zablokowanego napastnika. Na pierwszą bramkę w barwach Stoke Saido musiał czekać ponad półtora roku (łącznie z końcówką przygody w West Bromie zaliczył dwa pełne sezony bez gola). Przełamał się już po spadku do Championship. Znowu źle działo się też poza boiskiem. Berahino został zatrzymany przez policję, ponownie prowadząc pod wpływem alkoholu. Tłumaczył potem, że padł ofiarą napadu i po całej sytuacji zwyczajnie chciał przestawić samochód w bezpieczniejsze miejsce. A po roku spędzonym na zapleczu Premier League zdecydował, że pora opuścić Anglię. Kontrakt rozwiązał przedwcześnie za porozumieniem stron.
Kilka miesięcy temu, gdy jeden z kibiców zapytał go zaczepnie, czemu tak słabo radził sobie w Stoke, odpowiedział bardzo bezpośrednio: “chu**wo się tam żyło”.

Zapisał się w historii

W międzyczasie do dawnego młodzieżowego reprezentanta Anglii odezwano się z jego afrykańskiej ojczyzny. Dostał powołanie do kadry Burundi. W pierwszym meczu w nowych barwach narodowych strzelił gola w zremisowanym spotkaniu z Gabonem w kwalifikacjach Pucharu Narodów Afryki. Ostatecznie jeden z najbiedniejszych krajów kontynentu sensacyjnie zakwalifikował się na turniej rozgrywany latem 2019 roku. Berahino zapisał się w historii, występując we wszystkich meczach grupowych, w dwóch zakładając nawet opaskę kapitańską. Skończyło się na trzech porażkach, ale dla Burundi sam udział w czempionacie był gigantycznym osiągnięciem.
Tego samego lata Saido wyjechał też z Wysp. Szukał cichego, spokojnego miejsca do skupienia się na piłce. Padło na Zulte Waregem. Potem na Charleroi, gdzie powędrował na wypożyczenie, zaś po dwóch latach spędzonych w Belgii wrócił do Anglii, wiążąc się z Sheffield Wednesday, aby po kolejnych 12 miesiącach wybrać przeprowadzkę do cypryjskiego AEL-u Limassol. Tam spędził dwa lata. We wspomnianym okresie nie zaliczył ani jednego sezonu z dwucyfrową zdobyczą bramkową. Teraz Berahino czeka kolejne, jeszcze bardziej egzotyczne wyzwanie. 31-latek przenosi się do Indii, by grać dla drugoligowego Rajasthan United. Gdy jego koledzy z młodzieżowych reprezentacji, z Kane’em na czele, walczą o wielkie trofea, on wyjeżdża do Azji, gdzie będzie szukał okazji do cieszenia się futbolem na niezbyt wysokim poziomie i przyzwoitego zarobku.
Historia Berahino to opowieść o chłopaku zagubionym w świecie wielkiej presji i dużych ambicji. Gdy Tottenham składał za niego ofertę, czuł, że to jego pgromna szansa. Frustracji z niepowodzenia transferu nie przekuł jednak w motywację do wejścia na jeszcze wyższy poziom. Sprowadziła go ona z właściwej drogi, sprawiła, że się pogubił. Świetnie zapowiadająca kariera posypała się dosłownie w kilka lat. Sam piłkarz ma świadomość, że sprawy powinny ułożyć się inaczej, że popełnił błędy.
- Mój największy błąd to napisanie na Twitterze, że nie zagram już dla Jeremy’ego Peace’a. To zmieniło spojrzenie na mnie. Zawiodłem siebie i rozzłościłem ludzi. Chciałbym z nim to wszystko wyjaśnić - mówił w rozmowie ze Sky Sports cztery lata temu.
Tamtego feralnego dnia wszystko się zmieniło. Zaczęła się spirala niefortunnych zdarzeń, prowadząca Berahino na peryferia poważnej piłki. Choć, nawet jeśli nie został wielką gwiazdą, ma powody do dumy. Historyczny występ na PNA z Burundi mógł przynajmniej częściowo wynagrodzić mu stracone szanse na ogromną karierę. Gol na Old Trafford musiał smakować wyjątkowo. Czy to jednak jest w stanie wynagrodzić karierę, która pomimo pięknych momentów okazała się rozczarowaniem? To pytanie pewnie często zadaje sobie sam.

Przeczytaj również