Był jednym z najgorszych transferów w Premier League, został piłkarzem sezonu. Tak dokonał się cud. "Bestia"
Miarą dobrego trenera wcale nie musi być odniesienie spektakularnego sukcesu pod względem wyników. Nie zawsze o szkoleniowcach najlepiej świadczą trofea i puchary. Czasami do historii przechodzi zbudowanie jakiegoś zawodnika od podstaw. Tak też jest w przypadku Eddiego Howe'a i Joelintona, który z absurdalnie nieskutecznego napastnika wyrósł na postrach środka pola całej Premier League.
Gdy Eddie Howe z Newcastle United otrzymał nominację do nagrody dla Trenera Sezonu Premier League, wiele osób kwestionowało ten wybór. Sam należałem do grona, które dość sceptycznie podchodziło do tej sprawy. W końcu pominięci zostali między innymi Mikel Arteta, David Moyes czy Bruno Lage, wykonujący świetną pracę w swoich klubach. Moje odczucia były jednak skrajnie powierzchowne.
Zapatrzony na sytuację Newcastle United, które owszem, zanotowało znaczny progres i definitywnie zerwało z walką o utrzymanie w Premier League, ale jednocześnie jawiło się jako pozbawione mitycznego tego czegoś, dość łatwo deprecjonowałem pracę Howe'a, tłumacząc to tym, że przecież musiał i takie były oczekiwania zarządu. Anglik otrzymał gigantyczny budżet transferowy, a na St. James Park trafili tacy gracze jak Chris Wood, Kieran Trippier i oczywiście Bruno Guimarares. Warunki cieplarniane.
Jednakże praca i wyniki, które osiąga Howe - a jest to przecież coś więcej niż tylko pokonanie i zdominowanie Arsenalu (więcej TUTAJ) - nie polegają jedynie na bazowaniu na piłkarzach sprowadzonych. 44-latek okazał się też architektem, który z zawodników zupełnie niechcianych zbudował szkielet swojego Newcastle United. Najwznioślejszym przykładem jego działania w tej materii jest Joelinton, który - o zgrozo - otrzymał wewnątrzklubową nagrodę dla Gracza Sezonu.
O zgrozo, bowiem Brazylijczyk przed przyjściem Howe'a był napastnikiem, który miał trudności w trafianiu w drzwi od stodoły. Podczas kadencji Anglika został natomiast pomocnikiem, który swoją grą budzi postrach w całej Premier League. To nie jest przemiana z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia, lecz ze zdezelowanego trabanta w buldożer.
Niechciany
Przybycie Eddiego Howe'a na St. James Park było jednym z ogniw łańcucha przyczynowo-skutkowego. Anglik zastąpił na stanowisku Steve'a Bruce'a, który został bez skrupułów zwolniony przez nowych właścicieli podchodzących z Arabii Saudyjskiej. Nowe otwarcie "Srok" oznaczało nie tylko roszady na ławce trenerskiej, lecz także liczne korekty kadrowe, gdyż zespół, który dziedziczył młodszy z Anglików, nie należał do najlepszych. A to i tak bardzo delikatne stwierdzenie.
Kibice Newcastle przygotowywali całą listę zawodników, których odejście było prognozowane już na pierwsze okienko nowej ery. Jednym z zawodników, którzy zawsze znajdowali się w takiej grupie, był Joelinton. Za kadencji Steve'a Bruce'a - napastnik, którego umiejętnością specjalną była nieskuteczność pod bramką rywala. Trudno się zatem dziwić, że tak niechętnie zapatrywano się na dalszy pobyt Brazylijczyka w klubie.
Swoje w tej kwestii robiła też cena. Newcastle zapłaciło za niego Hoffenheim, uwaga, 40 milionów funtów, oczywiście na długo przed przejęciem klubu przez inwestorów z Arabii. Kwota ogromna i wprost proporcjonalna do tego jak ogromne rozczarowanie towarzyszyło grze piłkarza dla "Srok". Najdroższy transfer Mike'a Ashleya był też chyba jego największym niewypałem. Dość powiedzieć, że rzekomy łowca goli od sierpnia do listopada 2021 roku nie miał na swoim koncie żadnej bramki.
Mimo tego Steve Bruce konsekwentnie wystawiał Brazylijczyka w pierwszym składzie. Pomysł na grę rosłego napastnika był oczywiście bardzo prosty - długa piłka i jakoś to będzie. 25-latek faktycznie dobrze wyglądał w rywalizacji powietrznej, więc na tym poziomie miało to rację bytu. Problem w tym, że cała taktyka Newcastle United opierała się na tak prostych i archaicznych schematach, że "Sroki", zamiast wić gniazdo w górnych rejonach tabeli, heroicznie biły się o utrzymanie.
Winą obarczano między innymi Joelintona, który nie dość, że był kosztowny w sprowadzeniu, to jeszcze kosztowny w utrzymaniu, wszak zarabia najwięcej w całym klubie. Zakładano więc, że Howe szybko Brazylijczykowi podziękuje. Nie było żadnych powodów, by zakładać inaczej. Kto w końcu mógł sądzić, że z dawnego zawodnika Hoffenheim wyrośnie czołowy pomocnik Premier League.
Zadecydował przypadek i konsekwencja Howe'a.
Moment przełomowy
30 listopada 2021 roku Newcastle United mierzyło się z Norwich City. Już w 9. minucie tego spotkania z boiska został wyrzucony Cieran Clark. "Sroki", które rozpaczliwie potrzebowały wówczas punktów zważywszy na swoją niekorzystną sytuację w Premier League, stanęły pod ścianą. Eddie Howe nie zamierzał zbyt majstrować przy taktyce swojego zespołu, szczególnie na początku spotkania. Postanowił zatem improwizować.
Newcastle, które zaczynało mecz z dwójką napastników, przeszło na grę z jednym snajperem. Callum Wilson pozostał na swojej nominalnej pozycji, natomiast Joelinton został przesunięty do środka pomocy. Zajął miejsce klasycznej ósemki, no i się zaczęło.
Jeszcze przeciwko Norwich Brazylijczyk zaliczył cztery interwencje w defensywie - dwa wślizgi oraz dwa przechwyty. Tylko dwóch zawodników - Fabian Schaer (środkowy obrońca) oraz Jamal Lewis (lewy obrońca) bardziej przyłożyli się do gry w destrukcji. Debiut Joelintona w nowej roli był zatem dość imponujący, nawet jeśli bojowe testy miały miejsce przeciwko nieszczególnie wybitnym "Kanarkom".
Eddie Howe był z nowego Joelintona tak zadowolony, że 25-latek niemal na stałe zagościł w środku pola "Srok". Nowy pomocnik miał stanowić idealne dopełnienie układanki, w której brakowało agresywnego zawodnika operującego w okolicach koła środkowego. Shelvey i Willock nie mają ku temu predyspozycji, natomiast Hayden wykazuje liczne braki, które dyskredytowały jego występy. Joelinton bił swoich teoretycznych konkurentów na głowę.
Był rosły, dość szybki i niesamowicie silny. Do tego okazał się prawdziwym zakapiorem, bo przepisy naginał tyleż umiejętnie, co konsekwentnie. Szybko przeistoczył się w żołnierza, który zyskał renomę nie tylko wśród kibiców i sztabu szkoleniowego, ale i pozostałych piłkarzy Newcastle.
- Gdyby Clarke nie dostał czerwonej kartki przeciwko Norwich, Joelinton pewnie nigdy nie dostałby szansy na ósemce. Zawsze dobrze rozumiał taktykę, lecz teraz prezentuje inną jakość. Możemy się tylko zastanawiać, skąd on to wszystko potrafi - powiedział jeden z zawodników w rozmowie z "The Athletic".
Nowa pozycja do Brazylijczyka była zatem potrzebą chwili, koniecznością, lecz próżno wierzyć w to, że 25-latek byłby w stanie regularnie notować jakościowe występy, gdyby puszczono go samopas. Eddie Howe wykonał w tej materii kawał pracy. W końcu, jakby nie patrzeć, to on zdecydował o przesunięciu swojego podopiecznego do środkowej strefy boiska.
Maszyna
- Ma ku temu techniczne umiejętności oraz zmysł taktyczny. Jest genialny w defensywie. Jego tempo pracy i ilość miejsca, które zajmuje na boisku, to coś niesamowitego. To prawdziwy gracz zespołowy. Na uwagę zasługuje jego gra stopami, która pozwala mu na wyjście z trudnych sytuacji - tłumaczył szkoleniowiec Newcastle.
Komplementy nie były na wyrost. Dowód? Starcie z Manchesterem United z 27 grudnia 2021 roku. Joelinton już na dobre funkcjonował w nowej roli, lecz szerokie gremium widzów dopiero wtedy miało okazję na naoczne przekonanie się o umiejętnościach Brazylijczyka.
Przeciwko "Czerwonym Diabłom" Joelinton miał najwięcej kontaktów z piłką, odbiorów, odzyskanych piłek oraz wygranych pojedynków w powietrzu. Do tego był najczęściej faulowanym i podającym piłkarzem. Z dość schematycznego napastnika lub niemobilnego skrzydłowego (tak też wystawiał go Bruce) zaliczył pełną transformację w pełnokrwistego pomocnika, za którego wyłożenie 40 milionów funtów stało się jak najbardziej zasadne.
Pod każdym względem - nie licząc liczby oddanych strzałów - Joelinton wyglądał lepiej niż w sezonie 2020/21. Stał się najbardziej użytecznym piłkarzem, który swoją postawą przyćmił nieco głośny transfer Bruno Guimaraesa. Nagroda dla MVP sezonu w barwach Newcastle przestaje być absurdalna, gdy zrozumiemy, ile nowa wersja brazylijskiego piłkarza daje "Srokom".
Poza dopływem świeżej krwi do środka i posiadaniem kogoś, kto nie boi się wykonać wślizgu, ale nie ma też większego problemu z przerzuceniem piłki na kilkadziesiąt metrów, Joelinton gwarantuje spokój bardziej ofensywnie usposobionym piłkarzom. Widać to przede wszystkim na przykładzie relacji, która łączy 25-latka i Allana Saint-Maximina. Francuz, nominalny lewy skrzydłowy, nie musi już bać się o swoje plecy, gdyż zazwyczaj może liczyć na wsparcie wspomnianego Brazylijczyka.
Chociaż sama gra Joelintona nie należy do najbardziej porywających widowisk na świecie, to jego przemiany nie sposób nie docenić. To nie jest elegancja Xabiego Alonso, ani niesamowity zmysł Franka Lamparda lub charyzma Stevena Gerrarda. To pełnokrwista bestia ze środka pola, którą wreszcie spuszono z łańcucha i która wreszcie wie, w co ma grać. Co więcej, Eddie Howe zdołał sprawić, że Joelinton jest o słuszności swojej misji w zupełności przekonany.
Nowe Newcastle będzie projektem tyleż polaryzującym, co ekscytującym. Kilka miesięcy temu nikt nie obstawiałby, że jedną z kluczowych postaci w tym wielkim projekcie będzie niechciany Brazylijczyk. Teraz trudno wyobrazić sobie, aby rosły 25-latek został odsunięty od składu. Znaleziono na niego sposób i wszelakiej maści rankingi, które zestawiają najgorsze transfery w historii Premier League, wymagają znaczącej aktualizacji.