Borussia Dortmund rozmienia się na drobne. 5 głównych problemów kadry BVB

82. minuta meczu Augsburg - BVB. Jest 1:1. W ataku gospodarze. Piłkę łapie w ręce Gregor Kobel i patrzy natychmiast do przodu, by uruchomić kontrę. Mats Hummels wymownym gestem pokazuje, by się uspokoił i przytrzymał piłkę dłużej. Kapitan wysyła drużynie sygnał, że jeden punkt zdobyty w Augsburgu to w gruncie rzeczy korzystny wynik dla Borussii.
Oczywiście, nie można zapominać, że Borussia przystępowała do tego meczu pokiereszowana kadrowo. Brakowało w jej szeregach kilku niezwykle istotnych graczy, przede wszystkim Manuela Akanjiego, Marco Reusa i Erlinga Haalanda, ale to tylko połowiczne usprawiedliwienie kolejnego słabego występu w wykonaniu BVB. Bo mimo wszystko trudno w szeregach Augsburga znaleźć piłkarzy pokroju Jude’a Bellinghama, Thorgana Hazarda, Donyella Malena, Matsa Hummelsa, czy nawet Emre Cana. Nawet w tak okrojonym składzie, Borussia musi wygrywać z takimi rywalami.
Rollercoaster
Gdyby to był jednostkowy przypadek, nikt nie robiłby z tego remisu wielkiego halo. Ale to nie jest wypadek przy pracy, a kontynuacja pewnej tendencji. W zasadzie od tego nieszczęsnego Klassikera, wyniki Borussii przypominają jazdę rollercoasterem. Jeśli w sobotę jest dobrze, to w środę jest źle. A jeśli w niedzielę jest źle, to we czwartek będzie dobrze. I tak na okrągło. Efekt tego jest taki, że Borussii nie ma już ani w Pucharze Niemiec, ani w Lidze Mistrzów, ani nawet w Lidze Europy.
Tylko w Bundeslidze pozycja Borussii jest taka, jaka być powinna, choć można się zastanawiać, czy dorobek punktowy rzeczywiście uznamy za zadowalający. Miejsce w pierwszej czwórce na koniec sezonu, a co za tym idzie kwalifikacja do Ligi Mistrzów, zdają się być niezagrożone, ale trend raczej nie jest dla BVB korzystny. Oglądając jej mecze, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Borussia sukcesywnie karłowacieje. Owszem, wciąż jeszcze spogląda w górę i patrzy, gdzie jest Bayern, ale Bayer i Lipsk gonią ją w szybkim tempie. Jeszcze może nie widać tego w tabeli, ale w bezpośrednich meczach już zaczyna to być widoczne. Jeśli latem kadra nie zostanie w znacznym stopniu przebudowana, to zamiast spoglądania na Bayern, Borussii przyjdzie w przyszłym sezonie bacznie patrzeć na to, co robi na przykład Hoffenheim, chcące naruszyć z góry ustalony porządek w TOP 4, bo Bayer i Lipsk mogą się okazać już za mocne. O Bayernie nawet nie ma co wspominać.
Czego brakuje kadrze Borussii? “Bild” napisał w ostatnim czasie, że po prostu brakuje jej jakości, ale to duże uproszczenie. Tę brakującą jakość można rozbić na kilka komponentów.
Problem I
Przede wszystkim kadra BVB nie ma należytego balansu. W Dortmundzie poszli w tym sezonie w kierunku modelu kadry, jaką co sezon zestawia u siebie Bayern. Wielu graczy uniwersalnych, mogących grać na kilku pozycjach, ale jakościowych graczy jest tak mniej więcej 14-15. Wszystko dobrze się układa, kiedy kadra jest zdrowa. Ale kiedy pojawiają się kontuzje (czy choroby) i wypada z obiegu czterech lub pięciu zawodników, wówczas krótka kołderka Borussii daje o sobie znać. Michael Zorc szalał po pierwszym meczu z Rangersami i złościł się na piłkarzy, żądając od nich, by w rewanżu pokazali, że “mają jaja” i odwrócili losy meczu. Jeśli jednak Marco Rose musi wprowadzić z ławki Mariusa Wolfa, Reiniera, Steffena Tiggesa, Youssoufę Moukoko, czy nawet mającego wszystko, co najlepsze w karierze już dawno za sobą Axela Witsela, to trudno liczyć na zawojowanie Bundesligi i europejskich pucharów. W Dortmundzie niepostrzeżenie nagromadzono całą stertę przeciętniactwa, zwłaszcza na ławce rezerwowych. Ponadto, kilka pozycji albo nie ma głębi (np. środek obrony lub pozycja numer 6), albo ławkowicze są o kilka klas gorsi od pierwszej opcji (atak), albo trudno wskazać choćby i pierwszą opcję (prawe skrzydło).
Problem II
Do tego, Borussii permanentnie brakuje zdrowia. Kontuzje mięśniowe są prawdziwą zmorą dumy Dortmundu. I o ile można dyskutować nad tym, w jakim stopniu Rose jest odpowiedzialny za mizerię w wynikach BVB, o tyle nie da się nie zauważyć, że intensywny styl gry, jaki preferują jego zespoły, jest dla samych piłkarzy wręcz wyniszczający. Według danych zaprezentowanych niedawno przez “The Athletic” piłkarze Borussii wypadali średnio z gry jesienią aż na 47 dni. Można to oczywiście zgonić na zbieg okoliczności, ale zastanawiająco w tym kontekście wygląda zestawienie z sezonu 2019/2020, a więc z pierwszego roku pracy Marco Rosego z Borussią Moenchengladbach. Wówczas to właśnie “Źrebaki” zmagały się z najbardziej przewlekłymi kontuzjami w całej lidze i szorowali dno tabeli pod tym względem. Ze wszystkich zawodników linii defensywnej wykorzystywanych w rotacji, tylko Mats Hummels nie nabawił się w tym sezonie kontuzji mięśniowej. Co więcej, żaden z obrońców BVB nie rozegrał w Bundeslidze choćby 80% minut. Sam Erling Haaland miał już trzy “mięśniówki” od sierpnia, przez które opuścił aż 15 z 35 możliwych do rozegrania meczów.
Problem III
Kolejnym ważnym aspektem przy planowaniu kadry na przyszłość, jest coraz bardziej rzucający się w oczy brak szybkości. Piłkarze BVB są średnio najwolniejsi w całej lidze (średnia biegu to zaledwie 28.7 km/h). Wśród 60 najszybszych piłkarzy w Bundeslidze, znajdziemy tylko 2 z BVB - Haalanda i Malena. Z Bayernu jest czterech, z Lipska pięciu, a z Bayeru Leverkusen nawet ośmiu. Zresztą, intensywność gry Borussii też pozostawia wiele do życzenia. Zarówno pod względem liczby wykonywanych sprintów, jak i intensywnych biegów, znajdują się w dolnej części klasyfikacji ligowej.
Problem IV
Można też się zastanawiać nad tym, czy Borussii nie brakuję trochę charakteru. Owszem, liderzy są, ale niemal wszyscy mają swoje problemy. Mats Hummels i Marco Reus coraz częściej walczą sami ze sobą. Owszem, pokazują przebłyski, ale Hummels coraz mniej pasuje do zespołu chcącego grać wysoko i agresywnie, a na dodatek popełnia coraz więcej błędów (Glasgow!). Reus natomiast robi, co może, jest zdrowy i ma całkiem niezłe liczby, ale to nie typ piłkarza, który w trudnych momentach wziąłby zespół na swoje “bary”. Dość powiedzieć, że w meczach z Bayernem, Lipskiem i Bayerem nie zaliczył ani gola, ani asysty, podobnie zresztą, jak i w obu meczach z Rangersami w Lidze Europy. Jest jeszcze Emre Can, któremu akurat charakteru nie brakuje, ale on z kolei ma problem z regularną grą. Być może stąd biorą się te ostatnie wybuchy złości u Jude’a Bellinghama, który najpierw zwyzywał na boisku Nico Schulza, nie mogąc się doczekać od niego celnego podania, a potem ostentacyjnie zlekceważył na treningu Axela Witsela, który udzielał mu wskazówek dotyczących zachowania w pressingu. Część kibiców BVB będzie się cieszyć z takiej zadziory, ale druga część powie, że pewność siebie u 18-latka niebezpiecznie przeradza się w arogancję i ma raczej destrukcyjny wpływ na zespół. Nie na besztaniu starszych kolegów z drużyny polega rola charakternego lidera.
Poza nimi w drużynie jest pełno ugrzecznionych graczy, o których zwykło się w Niemczech mówić, że to piłkarze od ładnej pogody. Julian Brandt, Raphael Guerreiro czy Mahmoud Dahoud potrafią błyszczeć pełnym blaskiem, kiedy całej drużynie idzie i nie ma wielkiej presji wyniku. Gdy jednak gra idzie o wysoką stawkę, często znikają z radarów i chowają się za plecami innych.
Problem V
Przydałoby się też trochę więcej świeżości w kadrze. Skoro piłkarze BVB już odpadli ze wszystkich możliwych rozgrywek pucharowych, to może warto otworzyć się bardziej na swoją utalentowaną młodzież, która właśnie awansowała do najlepszej ósemki młodzieżowej Ligi Mistrzów. Może warto sprawdzić w warunkach bojowych tych najzdolniejszych - Bradleya Finka, Liona Semicia, Soumalię Coulibaly’ego, a nade wszystko Jamie’ego Bynoe-Gittensa, autora dwóch goli w rewanżowym meczu z Manchesterem United. Bynoe-Gittens miał trochę pecha do kontuzji i to dość poważnych, ale wraca na właściwe tory, a sam Sebastian Kehl mocno zachwala jego rozwój. Co ważne - Anglik to skrzydłowy, czyli piłkarz grający na deficytowej w Borussii pozycji. W niedługim czasie powinien stanowić o sile tej drużyny. Trudno sobie wyobrazić lepszy moment na płynne wejście do seniorskiej kadry niż ten obecny.