Bolid w cieniu gokarta. Olivier Giroud, czyli najbardziej niedoceniony napastnik świata
Zagrajmy przez chwilę w dosyć popularną grę: Zgadnij kto to? Na początek krótki opis postaci. Francuz, po trzydziestce, na papierze środkowy napastnik, który lubi także operować przed polem karnym. Idealna definicja nowoczesnej fałszywej “dziewiątki”, potrafiącej przedłożyć cel drużynowy ponad indywidualne zdobycze. Bardzo dobra technika, na koncie kilka pucharów, multum pięknych bramek, znaczący udział przy sukcesie kadry narodowej. Odpowiedź to oczywiście Karim Ben… otóż nie tym razem. Chodzi naturalnie o Oliviera Giroud.
Zestawienie napastników Realu Madryt oraz Chelsea nie jest przypadkowe, ponieważ to sam zawodnik występujący na co dzień w stolicy Hiszpanii postanowił dokonać tego typu porównania. Mogłoby się wydawać, że z racji przebywania w jednej szatni podczas wielu zgrupowań, Benzema wykaże się pewną dozą kurtuazji, ale 32-latek postanowił nie zostawiać suchej nitki na Giroud.
Konflikt interesów
Patrząc na pierwszy rzut oka na nazwiska obu panów, można by rzeczywiście dojść do wniosku, że Benzema znajduje się półkę albo i dwie wyżej od Giroud. Niczym bolid przy gokarcie, Porsche Cayenne przy Fiacie Multipli czy najnowszy Aston Martin w zestawieniu z trabantem po kasacji. Jednak, tak jak nie należy lekceważyć mocy trabantów, tak i Giroud zasługuje na uznanie.
Mimo, że Benzema ma na koncie kilka Pucharów Europy, od lat gra w jednym z najlepszych klubów świata, pławiąc się w splendorze, jego indywidualna przewaga nad zawodnikiem Chelsea nie jest wcale taka pewna. Wystarczy spojrzeć w kroniki reprezentacji Francji, aby skutecznie podważyć słuszność tezy “złotoustego” Karima Benzemy.
Snajper Realu ostatni mecz dla “Les Bleus” rozegrał przed pięcioma laty, mierząc się z Armenią. Na boisku Benzema godnie pożegnał się z trójkolorowymi barwami, ponieważ ustrzelił dublet, ale już samo odsunięcie go od składu odbyło się w oparach skandalu przez wielkie “S”.
Każdy z nas raczej słyszał o słynnej seksaferze, w której główne role odegrali Benzema i początkowo niczego nieświadomy Mathieu Valbuena. Karim pośredniczył w kontaktach między byłym zawodnikiem Lyonu, a zorganizowaną grupą przestępczą, która w jakże “niewyjaśnionych” okolicznościach wpadła w posiadanie wideo kompromitujących filigranowego pomocnika.
Gdy cała sprawa ujrzała światło dzienne, Benzema był skończony w reprezentacji. Didier Deschamps jasno zaznaczył, że napastnik Realu nie znajduje się w jego planach ani na EURO 2016, ani w dalszej przyszłości. Z kolei lukę na środku ataku wypełnił człowiek, który stał się obecnie celem ataków Benzemy, czyli oczywiście Olivier Giroud. Bolid został zastąpiony gokartem, a Francja wreszcie wróciła na właściwe tory.
Brakujący element
Reprezentacja “Trójkolorowych” przed banicją Benzemy przypominała istny cyrk na kółkach, którego pozazdrościć mógłby nawet sam Monty Python. Szczyt możliwości kadry, w której pierwsze skrzypce miał odgrywać Benzema nastąpił chyba na EURO 2012, gdy Francuzi odpadli w ćwierćfinale. Ten rezultat nie zmazał jednak hańby, która nastąpiła 2 lata wcześniej podczas turnieju w RPA. Wówczas “Les Bleus” poszli śladami naszej reprezentacji i rozegrali tylko 3 mecze - otwarcia, o wszystko i o honor. Dopiero zmiana Benzemy na Giroud wydobyła “Trójkolorowych” z otchłani marazmu i degrengolady.
Didier Deschamps podczas turnieju rozgrywanego na rodzimej ziemi nie kombinował ze żadną zmianą formacji. Francja nadal grała w asymetrycznym systemie 4-2-3-1, gdzie Antoine Griezmann pełnił rolę cofniętego napastnika, a Giroud teoretycznie występował na szpicy. Podczas spotkań często dochodziło do wymiany pozycjami, co poskutkowało tym, że sam “Griezu” został królem strzelców turnieju. Wszystko układało się po myśli Deschampsa, Giroud i całej reszty do momentu przegranej z Portugalią w finale. Ale na tym nie koniec.
Jak wiadomo, 2 lata później “Trójkolorowi” wreszcie zmazali plamy przeszłości, triumfując na największej piłkarskiej imprezie reprezentacyjnej. Integralną rolę w mistrzowskiej drużynie pełnił nie kto inny, ale Olivier Giroud. Zabrzmi to specyficznie, jednak rosły napastnik dołożył ogromną cegiełkę do triumfu Francji, mimo że w trakcie całego turnieju… nie zdobył ani jednej bramki. Zakres jego zadań był diametralnie inny.
W każdej zdrowo funkcjonującej drużynie muszą być zawodnicy przeznaczeni do tzw. gry na fortepianie oraz ci pechowcy, którym przypadło nosić cały instrument. Podczas Mundialu Giroud wziął na swoje barki ogromną odpowiedzialność skupiania uwagi stoperów rywali, grania na ścianę, wypracowywania przestrzeni dla Griezmanna i Mbappe. Swoboda zapewniana przez wychowanka Montpellier pozwoliła pozostałym napastnikom na zaprezentowanie pełni swojego potencjału. Antoine i Kylian zaserwowali w Rosji recital, ale tym, który stroił instrumenty, był niezawodny Olivier Giroud.
Wiecznie niedoceniany
Giroud dokonał czegoś wielkiego, chociaż jego przydatność podważali nawet… rodzimi kibice. Sympatycy reprezentacji “Trójkolorowych”, żądni gry skutecznej, acz zarazem efektownej, hucznie krytykowali wybór Deschampsa na pozycji nr 9. Choćby w trakcie ostatniego Mundialu Giroud został niemiłosiernie wygwizdany przez publikę zgromadzoną przy Łuku Triumfalnym. Magazyn L’Equipe domagał się wystawienia tercetu Mbappe-Griezmann-Dembele. Nikt nie rozumiał postępowania selekcjonera.
- Jeśli oczekujecie, że Giroud weźmie piłkę i przejdzie trzech rywali, to wiedzcie, że on tego nie zrobi. Ale nie podważajcie klasy Oliviera. Nie patrzcie tylko na bramki. Zobaczcie, co on robi na boisku. On jest często niepotrzebnie krytykowany. Giroud jest ważną częścią naszej drużyny - uspokajał sfrustrowanych kibiców i zdziwionych dziennikarzy Didier Deschamps.
Po ostatnim gwizdku finału z Chorwacją 51-letni selekcjoner powinien przekąsem szepnąć pod nosem “ten się śmieje, kto ufa Olivierowi Giroud”. Ten niepozorny, nieskuteczny, ślamazarny, ktoś mógłby nawet powiedzieć, że drewniany napastnik okazał się kluczowym elementem układanki, która sięgnęła po najważniejszy puchar w świecie piłki.
Od razu warto również zaznaczyć, że wszelkie zarzuty wobec Girouda względem jego wyszkolenia technicznego są całkowicie chybione. Chociaż 32-latek posturą rzeczywiście bardziej przypomina Shane’a Longa, niż Leo Messiego, jego niektóre bramki są czystym artyzmem. Kompilacja najpiękniejszych trafień Giroud miałaby szanse na sukces na gali Oscarów w kategorii najlepsze efekty specjalne.
Trzeba także, niczym Adam Savage i Jamie Hyneman, obalić mit dotyczący nieskuteczności Giroud w koszulce z kogutem na piersi. W rankingu najlepszych strzelców reprezentacji Francji nikogo nie zaskoczą dwa pierwsze miejsca okupowane przez Henry’ego i Platiniego. Dziwić może za to nazwisko uzupełniające podium najskuteczniejszych snajperów w historii “Les Bleus”. Nie jest to Trezeguet, nie jest to Zidane, ani tym bardziej, co jasne, Karim “Bolid” Benzema. To właśnie Giroud łapie się do prestiżowego top 3.
Jedynym argumentem w dyskusji Giroud czy Benzema, który przemawia za “dziewiątką” Realu, jest jego dorobek w piłce klubowej. Karim może się pochwalić znacznie większą liczbą trofeów czy bramek w rozgrywkach Ligi Mistrzów, ale, nie oszukujmy się, śrubowanie indywidualnych statystyk jest “ociupinkę” łatwiejsze na Santiago Bernabeu, niż w Arsenalu czy Chelsea.
Zwłaszcza, że nie wszyscy szkoleniowcy są na tyle rozważni, co Didier Deschamps. Choćby Maurizio Sarri niechętnie korzystał z usług Francuza, preferując ustawienie z Moratą lub Hazardem w roli fałszywej 9. Obecnego trenera Juventusu nie przekonały nawet słowa samego Belga, który podkreślał, że z Giroud na boisku gra mu się znacznie łatwiej.
Giroud to po prostu napastnik inny, niż wszyscy. W dyskusji czy lepszy jest ten czy ten, a może jednak tamten najczęściej posługujemy się liczbą bramek, aczkolwiek to nie jedyny miarodajny czynnik przy ocenie zawodników linii ofensywnej. Giroud nigdy nie był i najprawdopodobniej nie będzie super-strzelcem, ponieważ jego zadanie to ułatwianie gry partnerom.
W erze statystyk, wykresów, współczynników bramek, asyst i Bóg wie czego jeszcze, Giroud wymyka się wszelkim pomiarom. Jego główne atuty są niemal niemożliwe do zmierzenia, ponieważ zaliczają się do nich kooperacja ze skrzydłowymi, gra kombinacyjna, na ścianę, z rywalem na plecach, praca na całej szerokości boiska. Zapierające dech w piersiach bramki stanowią tylko piękne uzupełnienie i tak szerokiego repertuaru.
Nikt nie zabroni Benzemie chełpić się wyimaginowaną wyższością nad Giroud, aczkolwiek prawda wygląda tak, że to Olivier jest jednym z najwybitniejszych napastników w dziejach “Trójkolorowych”. Ostatnie turnieje pokazały, że może Giroud to nie Francja, ale Francja bez Giroud to nic.
Mateusz Jankowski