Utytułowany klub na skraju upadku. Dopiero seryjnie wygrywał tytuły. Kibice zaskoczyli
Na pierwszy rzut oka ich spadek to gigantyczna sensacja. 14 mistrzostw, w tym pięć od 2014 r. Drugi najbardziej utytułowany klub w kraju. Niedawno Liga Europy, wcześniej pół kroku od Ligi Mistrzów. Dzisiaj jednak były rywal Legii, Dundalk FC, jest na skraju upadku. Właśnie z hukiem zleciał z najwyższej ligi Irlandii.
Dundalk to w Polsce klub rozpoznawalny właśnie za sprawą dwumeczu z Legią Warszawa w 2016 r. Był wtedy przeciwnikiem stołecznych na drodze do fazy grupowej Ligi Mistrzów. W ostatniej rundzie eliminacyjnej mistrzowie Polski swoje musieli się namęczyć, by wyrzucić Irlandczyków za burtę i osiągnąć upragniony awans. Na wyjeździe wygrali 2:0 po golu wagi ciężkiej Aleksandara Prijovicia w doliczonym czasie gry. W rewanżu w Warszawie pojawiły się jednak niespodziewane problemy. Goście wyszli na prowadzenie w 19. minucie, później czerwoną kartkę dostał Adam Hlousek. Jedna bramka więcej dałaby im dogrywkę, na szczęście to legioniści trafili do siatki, choć Michał Kucharczyk zrobił to dopiero w samej końcówce.
Dundalk nie wszedł wtedy do fazy grupowej Ligi Mistrzów, za to kilka lat później, w sezonie 2020/21, awansował do rywalizacji w grupach w Lidze Europy. Przegrał wszystkie sześć meczów, ale potrafił choćby strzelić dwa gole u siebie Arsenalowi. Po drodze stracił miano lokalnego hegemona, natomiast jeszcze rok temu bił się o udział w Lidze Konferencji. Jak to więc możliwe, że dzisiaj, pogrążony w ogromnym kryzysie, ledwo dokończył rozgrywki ligowe i zanotował bolesny spadek na drugi szczebel?
Krok od likwidacji
Zacznijmy od tego, że Dundalk to drugi najbardziej utytułowany klub w historii Irlandii. Założony w 1903 roku, aż 14-krotnie zdobywał tytuł mistrzowski, dołożył też do tego 12 pucharów kraju. W latach 2014-2019 wygrał ligę pięć razy na sześć sezonów. Ostatni puchar włożył do gabloty w 2020 r. Jego spadek to naprawdę coś dużego. Nawet po zakończeniu okresu dominacji zasłużona ekipa nie musiała martwić się o ligowy byt. Poprzednie cztery lata to kolejno miejsca: trzecie, szóste, znów trzecie i piąte.
W tym roku nie było jednak wątpliwości, kto jest najsłabszą drużyną irlandzkiej Premier League. Dundalk spadł z dużą stratą do przedostatniego, barażowego miejsca. Zdobył tylko 26 punktów na 36 kolejek. Wygrał jedynie pięć ligowych spotkań, w tym ostatnie 12 lipca. Od tego czasu zanotował osiem porażek i cztery remisy, co przełożyło się na bolesny spadek, z bilansem goli -27.
Na pierwszy rzut oka klęska utytułowanego klubu wygląda na ogromną sensację. Tyle że dziś on ledwo dyszy. Popadł w potężne kłopoty finansowe, ma mnóstwo długów. Jeszcze we wrześniu ówczesny właściciel Brian Ainscough mówił wprost, że nie ma pewności, czy uda się dokończyć sezon. Dundalk przed upadkiem uratowali lokalni inwestorzy, na czele z adwokatem Johnem Temple’em. Przejęli klub, nie dopuścili do jego likwidacji, zapłacili pracownikom zaległe pensje, ale sytuacja jest dziś daleka od normalności.
Na dobre i na złe
Oczywiście, sam właściciel nigdzie się nie wybiera. Wręcz przeciwnie. Zapowiada, że ma tu jeszcze robotę do wykonania i chce uczestniczyć w procesie odbudowy klubu. Potrzebne są jednak środki na jego funkcjonowanie. Poza lokalnym biznesem z pomocą przyszli kibice, którzy właśnie uruchomili inicjatywę na wzór programu socios, czyli “Dundalk FC Supporters Trust”. Wszystko po to, by uchronić klub przed upadkiem. Opłaty za członkostwo zaczynają się od zaledwie pięciu euro tygodniowo i sięgają nawet 1000 euro rocznie. Fani wzajemnie się mobilizują i są chętni do działania. Chcą mieć realny wpływ na funkcjonowanie całej organizacji. Temple jest jednak dość sceptyczny, jeśli chodzi o formalny angaż przedstawicieli Supporters Trust w zarządzanie, np. na poziomie stanowisk członków zarządu. Ci odpowiadają, że trzeba wprowadzić nowy model zarządzania, bo poprzedni się nie sprawdził. Będąc wdzięcznym za zasługi Temple’a, deklarują współpracę i wsparcie, ale oczekują zmian.
- Jesteśmy tu wszyscy, by utrzymać Dundalk FC przy życiu. Nie możemy być na 100% pewni, że za kilka tygodni będzie on istniał - cytuje jednego z liderów Supporters Trust, Gerry’ego Lennona, serwis dundalkdemocrat.ie.
Te słowa najlepiej oddają obraz sytuacji, w której znalazł się Dundalk FC. Ale mimo niepewności jutra, kibice będą z nim na dobre i na złe. Wystarczy spojrzeć na ich zachowanie w chwili, gdy spadek z ligi stał się faktem. Nie było burd, przerywania meczów, wyzwisk i wandalizmu. Zamiast tego - pełne wsparcie, doping, szacunek. Każdy ma bowiem ten sam cel: przywrócić zasłużony klub tam, gdzie jego miejsce.
Bez fantazji
Oczywiście, nie będzie to łatwe. Zakładając, że 14-krotny mistrz Irlandii przetrwa i wystartuje w nowym sezonie First Division, raczej nie ma co nastawiać się na jego szybki powrót do elity. Odchodzi trener Jon Daly, odejdą piłkarze, zmieni się skład. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość.
- To byłoby niezwykłe, gdybyśmy wrócili do Premier Division w przyszłym roku. Ale nie żyję w krainie fantazji, wiem, że nie wydarzy się to tak prosto i łatwo - podkreśla nowy właściciel.
Zaangażowaniem jego i całej społeczności wokół Dundalk FC można jednak zrobić sporo dobrego.
- Dundalk FC chce szczerze podziękować każdemu kibicowi, każdej osobie pracującej wokół meczów i wolontariuszom. Byliście przy tym klubie na dobre i na złe, dając mu energię, lojalność i niezmienne wsparcie. Z niecierpliwością czekamy, by zobaczyć się z Wami w kolejnym sezonie, gdy będziemy odbudowywać zespół i wrócimy silniejsi - przekazał klub kibicom na pożegnanie.
Jesteśmy przekonani, że tej energii, lojalności i wsparcia nie zabraknie, by zasłużony klub wrócił na prostą.