Bolesne ciosy dla Arsenalu. Arteta ma wielki problem. "Ekstremalnie trudno"
Jest dopiero wrzesień, a przed Arsenalem dwa mecze mogące zadecydować nawet o mistrzostwie Anglii. “Kanonierzy” przystąpią do nich zasypani problemami, w tym jednym, którego rozwiązanie wydaje się ekstremalnie trudne.
Czwartkowa informacja Davida Ornsteina o nowym kontrakcie dla Mikela Artety jest pierwszym od dłuższego czasu pozytywnym sygnałem dla kibiców Arsenalu. Ci bowiem ostatnio dostawali głównie jeden cios za drugim. Ten sprzed kilku dni o kontuzji Martina Odegaarda był wyjątkowo bolesny. Ale to nie jedyny problem mocno pokiereszowanej drużyny. Drużyny, przed którą teraz dwa piekielnie istotne dla losów sezonu mecze.
Strata za stratą
Stracone punkty z Brighton mimo pierwszej połowy pod kontrolą i szans na zwycięstwo w drugiej, już przy grze w osłabieniu. Stracony Declan Rice, który w kontrowersyjnych okolicznościach, ale zapracował na drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska tuż po przerwie. Stracony Mikel Merino, kontuzjowany na pierwszym treningu po transferze. Stracony lider, kapitan i mózg zespołu, Martin Odegaard, opuszczający przerwę reprezentacyjną z uszkodzoną kostką. Do tego niepewność wokół także poturbowanego na kadrze Riccardo Calafioriego i znowu nieobecnych Gabriela Jesusa oraz Takehiro Tomiyasu. Problem goni problem, a Mikel Arteta musi kleić drużynę na taśmę.
Terminarz mu nie sprzyja, bo teraz przed Arsenalem dwa ciężkie wyjazdy, a licząc Ligę Mistrzów, nawet trzy.
Za angielskimi klubami dopiero trzy kolejki Premier League, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że starcia wagi ciężkiej z Tottenhamem i Manchesterem City mogą mieć wpływ na cały sezon ligowy “The Gunners”. Gdyby powinęła im się noga, strata do City stałaby się niezwykle trudna do odrobienia. Szczególnie, że w poprzednich latach to ekipa Pepa Guardioli nabierała wiatru w żagle w drugiej połowie rozgrywek i dwukrotnie zabierała tytuł do siebie.
Arteta może mówić o pechu, bo wydawało się, że letnie transfery zlikwidują krótkiej kołdry Arsenalu. Tej samej, która w obu poprzednich sezonach miała wpływ na losy rywalizacji o mistrzostwo Anglii. Klub uporządkował kadrę, nawet jeśli niektóre ruchy, na czele z wypożyczeniem Raheema Sterlinga, wykonywał “za pięć dwunasta”. Posprzątano zespół z piłkarzy za słabych lub/i niewiele grających. Obronę wzmocniono Calafiorim, pomoc Merino, atak wszechstronnym Sterlingiem. Z jednej strony, obecny skład nie jest przesadnie szeroki. Z drugiej, mocniejszy niż był, Arteta dysponuje większą liczbą zawodników gotowych do gry na najwyższym poziomie. Plus, umówmy się, sytuację, w której wypadają trzy docelowo podstawowe ogniwa trzyosobowej linii pomocy, trudno przewidzieć. Tymczasem na Tottenham nie wyjdzie ani świetnie ostatnio dysponowany Rice, ani Merino, ani Odegaard.
Trzeba szyć
Jakie są zatem opcje do załatania tych dziur? Kibice żartują, że na boisko będzie musiał wejść sam hiszpański trener.
Odkładając żarty na bok, pewniakiem do gry jest Thomas Partey, ale to akurat nikogo nie uspokoi, bo Ghańczyk na początku sezonu wygląda fatalnie. Niepewny, powolny, pogubiony, irytujący. Kibice mogą odliczać dni do końca jego kontraktu, bo aktualnie doświadczony pomocnik nie daje “Kanonierom” nic wartościowego. Mógłby go zastąpić Jorginho, tyle że Włoch dotychczas nie zagrał ani minuty i dopiero będzie łapał rytm meczowy. Będzie, bo w obliczu absencji Rice’a i Odegaarda, Arteta zapewne desygnuje do gry obie “szóstki”. Przy grze tylko jedną z nich “ósemkę” w teorii mogliby zająć Leandro Trossard lub Kai Havertz, ale obaj raczej będą potrzebni wyżej, na zastępstwo Odegaarda oraz obsadę środka ataku.
Na “dziewiątce” mógłby pojawić się Gabriel Jesus, tyle że on znowu ostatnio był kontuzjowany, a jego dorobek z tego sezonu wynosi pięć minut w pierwszej kolejce przeciwko Wolves. Z Londynu słychać, że powinien chociaż znaleźć się w kadrze meczowej. Dobre i tyle. Trudno zatem spodziewać się innego rozwiązania niż pozostawienia na desancie Havertza, który czuje się tam najlepiej i daje drużynie najwięcej. Niemiec może wymieniać się pozycjami z wspomnianym, wszechstronnym Trossardem. Belg to piłkarz na wagę złota, jego uniwersalność nie raz ratowała Artecie tyłek i znów zapewne uratuje.
Nominalnego zastępstwa Odegaarda jeden do jednego (pod względem profilu i pozycji, nie umiejętności) nie ma, bo latem odeszli Emile Smith Rowe i Fabio Vieira. Jeśli chodzi o doraźne zastępstwo Rice'a - utalentowany Ethan Nwaneri to z kolei melodia przyszłości, a Ołeksandr Zinczenko nigdy nie zagrał u Artety jako nominalny pomocnik. Trzeba więc szyć z tego, co jest. Stąd właśnie możliwy jest duet Jorginho - Partey, a Trossard wygląda na najbardziej realnego kandydata, by tymczasowo spróbować przejąć obowiązki kapitana. Ten ruch osłabiłby lewe skrzydło, gdzie formy wciąż szuka Gabriel Martinelli. Wypożyczenie last minute Sterlinga jawi się w tej sytuacji jako strzał w dziesiątkę. Wszystkie ręce na pokład.
Bez mózgu
Powrót Rice’a na Manchester City otworzy Artecie szerzej pole manewru. Przyda się też Gabriel Jesus, martwić raczej nie trzeba się również o obronę, bo uraz Calafioriego ma być niegroźny, plus w pełni sił, poza Zinczenką, jest Jurrien Timber. Całościowo najbardziej należy drżeć o to, jak Arsenal będzie wyglądał bez Odegaarda. Ze sztabu reprezentacji Norwegii płynęły informacje, że pauza pomocnika potrwa około trzech tygodni. “Kanonierzy” nigdy nie stracili go na tak długo. Lider zespołu to okaz zdrowia, po przenosinach do Londynu niemal zawsze był dostępny, rzadko dopadały go jakiekolwiek kłopoty zdrowotne. Najdłużej pauzował kilkanaście dni, przy czym miało to miejsce wokół zeszłorocznej, listopadowej przerwy na kadrę. Opuścił trzy spotkania (z Newcastle, Sevillą i Burnley). Te nadchodzące ważą o wiele więcej.
Na dziś nie znamy właściwie odpowiedzi na pytanie, czy “Kanonierzy” poradzą sobie dłużej bez Norwega. Jak dotąd wszystko w ofensywie zawsze kręciło się wokół niego. To on kreuje grę, dyktuje jej warunki, napędza akcje, rozrzuca piłki, potrafi dać “ciasteczko” i zapewnić jeden tzw. magic touch za drugim. Kluczowe podania, zagrania w pole karne, świetna współpraca z Saką i Benem White’em. Można tak wymieniać i wymieniać. Wystarczy włączyć dowolny mecz Arsenalu i skupić uwagę na Odegaardzie. To genialny piłkarz, z gigantycznym, kluczowym wpływem na grę zespołu. Do tego lider i kapitan ferajny Artety. Obawy o postawę wicemistrzów Anglii podczas jego absencji są całkowicie uzasadnione.
Pierwszy test już w niedzielę, na Tottenham Hotspur Stadium, w Derbach Północnego Londynu. Bez Odegaarda i Rice’a Arsenal nie jedzie do odwiecznego rywala w roli faworyta. Zobaczymy, jak Mikel Arteta poukłada te rozsypane puzzle, by zaszachować Ange’a Postecoglou. Mimo ubytków po obu stronach zapowiadają się konkretne grzmoty.