"Bóg koszykówki" znów przemówił. Sensacyjne odrodzenie w NBA. A zaczęło się od blamaży
Zgodnie z mitologią Zeus był bogiem nieba i piorunów. Posejdon rządził na morzach i oceanach. A greckim władcą koszykówki pozostaje Giannis Antetokounmpo. “Greek Freak” znów dzierży prym na parkietach NBA.
Jako sportowiec teoretycznie mógłby czuć się spełniony. Giannis Antetokounmpo w minionych latach odhaczył właściwie wszystkie punkty na koszykarskiej liście życzeń. W sezonie 2020/21 poprowadził Milwaukee Bucks do zdobycia mistrzostwa, dwukrotnie wybierano go MVP całej ligi, aż osiem razy uczestniczył w Meczu Gwiazd. Na koncie ma też tytuł najlepszego obrońcy w NBA i parę innych wyróżnień. Pokaźna lista osiągnięć nie przeszkadza jednak w dalszej drodze ku perfekcji. 6 grudnia fenomenalnie spisujący się Grek obchodził 30. urodziny. Ale św. Mikołaj nie musiał głowić się nad podarkiem z tej podwójnej okazji. Najlepszymi prezentami dla Giannisa są kolejne zwycięstwa “Jeleni”, do których przykłada rękę. Albo nawet dwie.
Dominator
Antetokounmpo od dłuższego czasu pozostaje jednym z najtrudniejszych koszykarzy do zneutralizowania. Rewelacyjne warunki fizyczne, monstrualna siła, szybkość i technika w zagrywkach pod koszem sprawiają, że z łatwością przychodzi mu dominacja nad większością napotkanych rywali. Dość powiedzieć, że tylko dwa razy w historii zdarzyło się, aby gracz NBA rzucał średnio ponad 30 punktów na mecz przy zachowaniu 60% skuteczności. Jeden wynik należy do Giannisa z tego sezonu, a drugi do… Giannisa w poprzednich rozgrywkach. Kiedy nie ma już z kim rywalizować, trzeba być lepszym od samego siebie.
- Czasami nie dorzucam do kosza z rzutów wolnych. Notuję sporo strat. Wiele razy mogłem rzucić na zwycięstwo i spudłowałem. Ale mnie to nie obchodzi. Pomimo tych porażek, nadal w mojej naturze leży wygrywanie, kocham wygrywać, nie interesują mnie żadne inne statystyki, skupiam się wyłącznie na zwycięstwach. Podchodzę do każdego meczu z mentalnością zwycięzcy. Wiem, że nie było, nie ma i nie będzie innego Giannisa. Nie zmienię się całkowicie, mogę tylko się rozwijać, cały czas rozwijać. Takie jest moje nastawienie przez okrągły rok. Każdego dnia chcę być lepszy niż poprzedniego - podkreślił dla Thanalysis Show.
Grek jest żywym dowodem na to, że współczesna koszykówka jeszcze nie sprowadza się do rzutów dystansowych. Większość drużyn opiera się oczywiście na trójkach, wielu zawodników specjalizuje się wyłącznie w tym aspekcie. Lider Milwaukee Bucks stanowi zupełną odwrotność tego trendu. Trafia zza łuku raz na dziesięć spotkań, ale wszystko nadrabia umiejętnościami w zakresie gry bliżej obręczy. Średnio w tym sezonie zdobywa 21,4 punktu w tzw. strefie pomalowanej. To drugi najwyższy wynik w dziejach po Shaquille’u O’Nealu (22,5 punktu spod kosza w rozgrywkach 1999/2000). Kiedy Antetokounmpo ma słabszy dzień, rzuca około 25-30 punktów. W lepszych momentach jest w stanie nawet podwoić ten wynik. Tylko w tym sezonie zaliczył 59 oczek przeciwko Detroit Pistons, z Washington Wizards zanotował 42-punktowe triple-double. W rywalizacji z Chicago Bulls huknął 25 punktów w ciągu jednej kwarty. Większość zawodników w NBA mogła już dojść do wniosku, że nie ma trafnej odpowiedzi na pytanie, jak zatrzymać Giannisa.
- Giannis to lider, prawdziwy lider z krwi i kości. Jego postawa wyznacza rytm, w jakim zespół gra przez pełnych 48 minut. On jest wszystkim, czego potrzebuje zespół - chwalił niedawno Kevin Garnett w programie Ticket and The Truth. - Nawet Michael Jordan nie wykazywał się takim zaangażowaniem w dosłownie każdym meczu. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Bierzemy już za pewnik poziom Giannisa - wtórował Charles Barkley, ekspert TNT.
- Giannis to jeden z moich ulubionych zawodników. On jest twardym skurczybykiem. Potrafi po prostu przebiec przez ciebie z piłką. To, co wyprawia pod koszem, jest niewiarygodne. W każdej akcji daje z siebie 150%, pracuje tak na każdym treningu i w każdym spotkaniu. Nigdy nie widziałem, żeby odpuścił. On chyba nawet nie wie, jak to jest odpuścić i się zrelaksować - dodał Jrue Holiday, były gracz Bucks, w podcaście Paula George’a.
Z popiołów
Giannis błyszczy, chociaż ten rok nie był dla niego najłatwiejszy. W styczniu Bucks podjęli odważną decyzję, żegnając Adriana Griffina po zaledwie 43 meczach. Zespół wykręcił wówczas całkiem solidny bilans 30:13, ale to nie wystarczyło. Trenera zwolniono, zatrudniając w zamian Doca Riversa. Roszada na ławce od początku wzbudzała pewne kontrowersje. Można bowiem odnieść wrażenie, że Rivers od bardzo dawna buduje swoją renomę tylko w oparciu o mistrzostwo zdobyte z Celtics w 2008 roku. Od tamtej pory prowadzone przez niego drużyny zwykły raczej zawodzić oczekiwania.
W Los Angeles Clippers i Philadelphii 76ers nie udało mu się stworzyć żadnego trwałego projektu, początki w Milwaukee też nie należały do najlepszych. W minionych rozgrywkach “Jelenie” odpadły z play-offów już w pierwszej rundzie. Antetokounmpo nie pomógł pomóc drużynie, ponieważ pod koniec sezonu zasadniczego doznał kontuzji mięśnia płaszczkowatego w lewej łydce. Tylko z pozycji widza mógł obserwować, jak Bucks przegrywają z Indianą Pacers, a mistrzowskie pierścienie lądują na palcach koszykarzy z Bostonu. Jego sportowa ambicja została podrażniona.
- Giannis musi być zdenerwowany, wręcz wkurzony przebiegiem sezonu. Mam na myśli to, że widział, jak Boston wygrywa, mając najłatwiejszą drogę do mistrzostwa w historii. Wiem, że kiedy jesteś na tym poziomie, doznajesz kontuzji i wygrywa ktoś, kogo mógłbyś pokonać, będąc zdrowym, to cię to denerwuje - mówił Shaq w The Big Podcast.
Latem Giannis wrócił do zdrowia, wziął nawet udział w igrzyskach olimpijskich, na których Grecja odpadła w ćwierćfinale. Następnie wrócił do Bucks, którzy rozpoczęli sezon w najgorszy możliwy sposób. Przegrali siedem z pierwszych dziewięciu meczów, prezentując fatalny styl. Podopieczni Riversa byli nieskuteczni w ataku i dziurawi po własnej stronie parkietu. Lider drużyny robił, co mógł, ale w pewnym momencie nie mógł już ukryć własnej frustracji.
- Jak zamierzamy wygrywać spotkania? Mamy bronić przez cztery minuty? Mamy atakować przez 48 minut? A może grać szybko przez 36 i wolniej w ostatnich 12? Musimy znaleźć tożsamość. Na razie jej nie mamy - grzmiał po nieudanym starcie sezonu. - Jeśli nie wygramy mistrzostwa w tym roku, mogę zostać wymieniony do innego zespołu. To świat, w którym żyjemy, takie są realia. Taka praca, jeśli nie odnosisz sukcesu, to może być twój koniec. Tak samo było z poprzednim sztabem trenerskim, wcześniej z poszczególnymi zawodnikami. Jeśli nie wygrywasz, odpadasz - dodał w rozmowie z Samem Amickiem z The Athletic.
Tego typu wypowiedzi mogły być zwiastunem potencjalnej zmiany barw. Giannis całą dotychczasową karierę spędził w Milwaukee, ale NBA to biznes, w którym już nie takie relacje ulegały zerwaniu. Wielu graczy w tak trudnym momencie mogłoby żądać wymiany do innego, bardziej perspektywicznego zespołu. Część koszykarzy pewnie by nalegała na zwolnienie trenera, którego kandydatura już wcześniej budziła niepewność. Grek nie zdecydował się na żadną z tych opcji. On po prostu wyszedł na parkiet i o ile wcześniej grał dobrze, o tyle odtąd zaczął spisywać się perfekcyjnie. Poprawił się w każdym możliwym aspekcie, notując więcej punktów, zbiórek i asyst. W efekcie Bucks, którzy zaczęli sezon z bilansem 2:7, nagle wygrali dziewięć z następnych dziesięciu spotkań. Ostatnio awansowali do finału NBA Cup, gdzie zmierzą się z Oklahoma City Thunder.
- Doc robi, co może, stara się, próbuje znaleźć odpowiednią rotację zawodników. Pracuje nad planem gry w obronie i w ataku, próbuje dostosować się do obecnej sytuacji, sprawić, żeby coś się wydarzyło, żeby pojawiła się ta iskra. Doceniam jego wkład. Finalnie to my musimy wyjść na parkiet i rywalizować. On może ustawić nas w najlepszej możliwej konfiguracji, ale to my walczymy na boisku - tłumaczył Antetokunmpo, przywoływany przez Athlon Sports.
Uratowany sezon
Punkty Greka w dziesięciu ostatnich meczach to odpowiednio 41, 37, 32, 42, 28, 31, 30, 34, 37 i 32. Bucks jako całość odbili się od dna, dzięki czemu wskoczyli na szóste miejsce w Konferencji Wschodniej. Przy utrzymaniu tej formy powinni spokojnie zagwarantować sobie bezpośredni awans do play-offów. W międzyczasie Giannis i spółka potrafili błysnąć również w rozgrywkach NBA Cup. W ćwierćfinale Milwaukee wygrało z Orlando Magic 114:109, a nasz bohater zanotował 37 punktów, siedem zbiórek i cztery bloki. W półfinale poprowadził zespół do triumfu nad Atlantą Hawks. Tym razem zaliczył linijkę 32-14-9 przy ponad 70% skuteczności. Ideał.
Spektakularna dyspozycja 30-latka jest głównym, ale nie jedynym powodem odrodzenia całego zespołu. Za impuls posłużył powrót do zdrowia doświadczonego Khrisa Middletona. W meczu z Magic posłał osiem asyst, z czego aż siedem do Antetokounmpo. Na uwagę zasługuje też wyczekiwane wkomponowanie do drużyny Damiana Lillarda. Tuż po opuszczeniu Portland Trail Blazers gwiazdor prezentował się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Oddanie Jrue Holidaya w rozliczeniu za Lillarda ewidentnie zdestabilizowało Milwaukee w aspekcie gry obronnej. Rozgrywający wreszcie zaczyna nadrabiać braki defensywne po drugiej stronie parkietu. W tym sezonie Giannis i Dame rzucają średnio 58,5 punktu w każdym meczu. W całej historii NBA lepiej spisywały się jedynie dwa duety - James Harden i Russell Westbrook (61,5 punktu w 2020 roku) oraz Luka Doncić i Kyrie Irving (59,5 punktu w poprzednich rozgrywkach). Wygląda na to, że Bucks w końcu odnaleźli boiskową tożsamość.
- Ja i Giannis musimy być w stanie wzajemnie się rozliczać. Nie chodzi o to, żebyśmy ciągle na siebie krzyczeli i mieli pretensje. Chodzi po prostu o to, aby umieć powiedzieć odpowiednią rzecz we właściwym momencie. On od zawsze musiał umieć przewodzić w Milwaukee, ja byłem tym gościem w Portland. Teraz gramy razem, musimy nawzajem na siebie spojrzeć i pomyśleć: "Ufam mu, razem poniesiemy drużynę" - mówił Lillard w podcaście Knuckleheads.
MVP?
Popisy Antetokounmpo sprawiły, że jego nazwisko znów przewija się w dyskusjach dotyczących kandydatów do tytułu MVP. Według większości rankingów za głównego faworyta wciąż uważa się Nikolę Jokicia, który notuje liczby na poziomie triple-double w każdym meczu. Sęk w tym, że Denver Nuggets jako całość nie prezentują się najlepiej. Ich bilans jest zbliżony do Bucks, jednak to ekipa z Milwaukee znajduje się na fali wznoszącej. Z kolei Jokić potrafił rzucić 56 punktów przeciwko słabiutkim Washington Wizards, po czym jego zespół i tak poniósł wstydliwą porażkę. W międzyczasie Giannis utrzymuje się na pozycji lidera klasyfikacji strzelców NBA ze średnią zdobyczą na poziomie 32,7 punktu. Do tego dokłada 11,4 zbiórki, 6 asyst i 1,5 bloku, trafia 61,2% rzutów z gry. W poczynaniach obronnych góruje nad “Jokerem”. Obserwując kolejne występy gwiazdy Milwaukee, naprawdę łatwo dojść do wniosku, że możemy mieć do czynienia z najlepszym koszykarzem w całej lidze.
- Gdybym po raz trzeci w karierze wygrał tytuł MVP, na pewno pojawiłyby się łzy. Chcę być obecny w dyskusjach o tej nagrodzie, ponieważ to oznacza też, że będę w stanie pomóc drużynie odnosić kolejne zwycięstwa. Nie będę nikogo oszukiwał, to wiele dla mnie znaczy. Czuję, że jestem lepszym zawodnikiem niż w latach, kiedy wygrywałem MVP, lepiej czytam zagrania, jestem bardziej opanowany, ale cała liga zrobiła postęp, inni też są bardzo dobrzy. Chciałbym jednak, żeby moje dzieci zobaczyły, jak znów wygrywam - powiedział w rozmowie z Yahoo.
- Gdyby wyścig o MVP zakończył się dzisiaj, myślę, że Giannis byłby faworytem. Na pewno to jeden z głównych kandydatów, zdobywa najwięcej punktów na niesamowitej skuteczności. Gram z nim piąty sezon i widzę, że wciąż się poprawia. To szalone, że jego gra nadal ewoluuje - ocenił Bobby Portis, skrzydłowy Bucks.
Losy statuetki MVP rozstrzygną się oczywiście w dalszej fazie sezonu zasadniczego. Z perspektywy Giannisa najważniejsze pozostaje tu i teraz, które rysuje się w coraz jaśniejszych barwach. Zespół wstał z kolan, przetrwał fatalny moment i pokazał, że nie trzeba dokonywać kolejnej zmiany trenera. Doc Rivers słusznie był kwestionowany, Damian Lillard potrzebował czasu, aby zaaklimatyzować się po zamianie Portland na Milwaukee. Inni koszykarze miewali problemy ze zdrowiem lub utrzymaniem formy. Ale to wszystko zeszło na dalszy plan z powodu jednego człowieka. “Greek Freak” regularnie udowadnia, że w jego szaleństwie jest metoda.