Błyszczał w Premier League, ale nie lubił sławy. Dziś prowadzi kawiarnię. O futbolu mówi ostro
Mark Viduka strzelał gole dla Australii czy Leeds United, ale... nigdy nie lubił swojej sławy. Właściwie to mocno go ona peszyła, a z czasem zaczęła przeszkadzać. Napastnika irytowała także fałszywość w piłkarskim środowisku. Dlatego po karierze postanowił od tego uciec. Dziś prowadzi kawiarnię w Chorwacji.
Mark Viduka był znanym australijskim napastnikiem. W reprezentacji zagrał 43 razy, występował też na mundialu. Strzelił 269 goli w karierze. Na boiskach Premier League reprezentował Leeds United, Middlesbrough oraz Newcastle United. Z futbolem jednak ma teraz niewiele wspólnego.
Viduka niezrozumiany
Zagrzeb to bardzo popularny kierunek turystyczny. Swoje robi przede wszystkim pogoda. Stolica kraju znajdująca się nad rzeką Sawą sięga jeszcze czasów rzymskich i jest chętnie odwiedzana. Mark Viduka trafił tu jako 19-latek. To tutaj się wybił i występował później na boiskach szkockiej Premiership czy angielskiej Premier League. A po zakończeniu kariery wrócił. Chorwacja to dokładnie ojczyzna jego ojca, Mark otworzył tutaj kawiarnię. Odwiedził go w niej dziennikarz Daily Mail Craig Hope.
- Widziałeś, jak wygląda futbol. Jest mnóstwo lizusów, nieuczciwych ludzi, którzy próbują cię oszukać. Zawsze starałem się pozostać wierny sobie. Może dlatego istnieje takie negatywne postrzeganie mojej osoby, ponieważ nie dostosowałem się. Urodziłem się i wychowałem w Australii, ale moi rodzice byli Chorwatami. Mam tę australijską tolerancję, ale i chorwacką stronę. Będę stał twardo przy swoim, jeśli w coś wierzę. Chodzi o to, żeby być szczerym wobec siebie. Wielu graczy podlizuje się fanom, trenerom, dziennikarzom i wszyscy ich kochają. Ale kim oni są, kiedy usuniesz całe to g*wno? Czy to dobrzy ludzie, czy po prostu grają w taką grę? - pytał ironicznie w wywiadzie dla gazety.
Strzelił między innymi cztery gole w jednym meczu Liverpoolowi, ale to i tak nie jego najlepsze piłkarskie wspomnienie. Najlepszym, które wskazał w ESPN w 2020 roku, jest... kopanie piłki na podwórku razem z ojcem.
Kawiarenka w Zagrzebiu
Dorastał tak naprawdę w Melbourne i tam spędzał dzieciństwo. Chorwację znał z opowieści rodziców i wylądował tam w wieku 19 lat. Zakochał się w takim stylu życia, zaczął z niego trochę czerpać. Przypomniał sobie o nim po zawieszeniu butów na kołku. Spokój, luz, powolne życie. Kawiarnia od zawsze była jego marzeniem. To nie kaprys, tylko realizacja planu. Piłka nożna średnio go interesuje, za to woli gitarę i święty spokój.
- Co robię poza piciem kawy? Gram na gitarze. Mój syn Oliver jest perkusistą w zespole. Kiedy któryś z jego kumpli nie może przyjść, to wskakuję ja. Używamy piwnicy. Sąsiedzi nie są z tego zadowoleni. Ja i chłopaki uwielbiamy Arctic Monkeys. Teksty, człowieku, mają genialne - opowiadał w Daily Mail.
W ogóle nie lubił sławy, dlatego uciekł do spokojnego życia w Zagrzebiu. Nigdy także nie zajmowały go pieniądze. Kawiarnia nie jest więc pomysłem na biznes, ale po prostu czymś, co odpowiada jego charakterowi. Prowadzi ją wspólnie z żoną, choć śmieje się, że ona robi wszystko, a on tylko pije kawę.
W 2024 roku porozmawiał z Give Me Sport. Przyznał, że jest szczęśliwy z powodu prowadzenia takiego życia. Kawiarenka oczywiście cały czas pozostaje aktualna. Do lokalu wpadają Goran Ivanisević, a czasami też Luka Modrić. Tu trzeba uciąć plotki związane z powiązaniami rodzinnymi. Viduka zaprzecza, że gracz Realu jest jego kuzynem. Owszem, jest spokrewniony, ale... z kuzynami Viduki przez swoje małżeństwo. To powielana informacja przez mnóstwo portali i stron piłkarskich. Należy jednak ze stanowczością podkreślić - obaj panowie rodziną nie są, ale się prywatnie znają i lubią.
Kawiarenka nazywa się "Non plus ultra", co oznacza "Nie ma wyższego punktu". Znajduje się około 20 kilometrów od Zagrzebia, na wzgórzu o nazwie Sestina. Jego żona Ivana krząta się przy stolikach, a on obsługuje maszynę. Na pytanie, czy nie ma aż tak dużej presji w nalaniu komuś latte, jak w strzeleniu gola dla Australii, przyznał pół żartem, pół serio, że wiele osób bardzo poważnie traktuję kawę w dzisiejszych czasach.
- Jeśli robisz złą kawę, wyrzucasz ją do kosza. Ja jednak staram się robić najlepszą kawę, jaką potrafię. Myślę, że stałem się w tym całkiem dobry - podkreślał w ESPN.
Cztery gole i niezadowolenie
Najsłynniejszym meczem w karierze Marka Viduki jest z pewnością ten z Liverpoolem w barwach Leeds United. Miał on miejsce 4 listopada 2000 roku. Australijczyk został absolutnym bohaterem, bo "Pawie" wygrały to spotkanie 4:3. Dwie bramki zdobył tam w dwie minuty - te na 3:3 i 4:3. To jedno z najcieplejszych wspomnień dla fanów Leeds oprócz chociażby półfinału Champions League. Viduka jednak z tego występu był... niezadowolony:
- Wcale nie grałem tak dobrze. Kilka złych dotknięć, słaba gra w obronie, to zostaje w pamięci. Tego dnia miałem cztery strzały, strzeliłem cztery gole. Jak często się to zdarza? - podkreślał.
Fani Leeds do dziś ciepło go wspominają. W końcu zdobył dla tego klubu 72 bramki w 166 spotkaniach. Sprowadzony został z Celtiku za sześć milionów funtów. Wcześniej zdobył aż 25 bramek w szkockiej Premiership. Miał być wzmocnieniem kadry na Ligę Mistrzów, ponieważ Leeds w sezonie 1999/00 zakwalifikowało się tam z trzeciej lokaty w Premier League. I rzeczywiście takim wzmocnieniem się okazał. Już pierwszy sezon był wspaniały. Viduka od razu stał się bohaterem. Strzelił 17 goli w Premier League oraz cztery w Lidze Mistrzów. Wówczas jeszcze grano dwie fazy grupowe - takie były zasady. "Pawie" przeszły obie te fazy, a nowy napastnik trafił do siatki chociażby z Realem Madryt. Potem jeszcze był wygrany ćwierćfinał z Deportivo la Coruna i porażka z Valencią w półfinale. Do tamtej ekipy należeli też: Alan Smith, Harry Kewell, Lee Bowyer, David Batty, Rio Ferdinand i Nigel Martyn. Konkretna paka.
Nie lubił fleszy
Mark Viduka po prostu kochał grać w piłkę, ale kochał też... święty spokój, a tych dwóch rzeczy nie dało się połączyć. Przynajmniej nie, kiedy zdobywał bramki w Premier League i Lidze Mistrzów. Każdy go rozpoznawał, chciał postawić piwo. Był na czołówkach gazet. Nie dało się tego uniknąć. Marzył, by profesjonalnie grać w piłkę w Europie, dlatego też wyjechał z Australii. Nie robił tego jednak dla sławy, tylko dla własnej satysfakcji:
- Cieszyłem się każdą minutą gry w piłkę nożną, ponieważ to była moja pasja. Kochałem to robić. Marzyłem o tym wcześnie w moim życiu, ale to po tylu latach gry i zanurzenia się w tym świecie, odbija się to na tobie. Niektórzy ludzie uwielbiają być w centrum uwagi, ale ja taki nie jestem. Właściwie to żeglowałem sobie tutaj w Chorwacji w zeszłym tygodniu. Lubię móc robić właśnie takie rzeczy - opowiadał w Give Me Sport w 2024 roku.
Uwaga mediów mocno go zaskoczyła i peszyła. Nie do końca to rozumiał. W końcu przecież strzelał tylko gole. Z czasem przestał się z tym czuć komfortowo, a media obecne cały czas w jego życiu i kontrolujące każdy ruch zaczęły mu przeszkadzać. Dlatego obecne życie bardzo mu odpowiada. Czasami zdarza się, że ktoś go rozpozna, ale na pewno w Anglii byłoby z tym gorzej, dlatego powiedział Daily Mail w 2021 roku, że cieszy się, pozostając anonimowym. Tak żyje mu się dobrze. Kiedy jednak na miejsce wpadnie jakiś fan Leeds czy Middlesbrough, to chętnie zrobi sobie z nim zdjęcie i zamieni kilka słów. Jeśli oczywiście nie będzie miał wielu klientów, bo parzenie kawy to poważna sprawa.