Błyszczał w Polsce, grał w Lidze Mistrzów. A dziś? Szósta liga! "Co to był za gość"
Przyleciał z drugiego końca świata, ale w Polsce zadomowił się doskonale. Grał tu w piłkę, znalazł żonę, a nawet… biegał za słynnym YouTuberem. Dziś Wilde-Donald Guerrier karierę kontynuuje w szóstej lidze niemieckiej. Póki co idzie mu tam doskonale. Chociaż występuje jako obrońca, strzela gola za golem.
Najpierw dał się w Polsce poznać jako piłkarz ze sporym potencjałem, a potem pokazał też swoją szaloną stronę, która co rusz dawała o sobie znać poza boiskiem. Donald Guerrier latem 2013 roku podpisał kontrakt z Wisłą Kraków. I się zaczęło.
Szalony nie tylko na boisku
Trudno było się z nim nudzić. Czy to na murawie, czy poza nią. Jednego dnia oglądaliśmy, jak strzela pięknego gola, by zaraz potem przeczytać w mediach o jego kolejnym odpale. A to wrzucił na Instagram zdjęcie swojego przyrodzenia, a to zrobił tam relację z pogrzebu. Potrafił też zniknąć bez śladu, gdy “Biała Gwiazda” przygotowywała się do sezonu, zaś prowadzącego zespół Franciszka Smudę regularnie doprowadzał do szewskiej pasji.
Na szczęście jednak Guerrier grał też, a może przede wszystkim, naprawdę nieźle w piłkę. Jeśli już pojawiał się na murawie, co też nie było wcale oczywiste, bo regularnie wyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji Haiti, wracając z nich potem całymi tygodniami, to dawał jakość na skrzydle. Był szybki, nieprzewidywalny, potrafił kapitalnie uderzyć z dystansu. Jak w meczu z Koroną Kielce.
Większe problemy Guerrier miał natomiast z dyscypliną taktyczną. Z tego też powodu szybko porzucono przy Reymonta pomysł, by Haitańczyk występował na boku obrony. Ustawienie go wyżej stanowiło nie tylko większe zagrożenie dla rywali, ale minimalizowało też ryzyko jakiejś wtopy w defensywie.
Ostatecznie “dziki Donald”, bo taki pseudonim do niego przylgnął, spędził w Wiśle trzy sezony. Liczbowo bardzo podobne do siebie.
- 2013/14 - 31 meczów, siedem goli, trzy asysty,
- 2014/15 - 24 mecze, sześć goli,
- 2015/16 - 22 mecze, siedem goli, trzy asysty.
Gdyby grał bardziej regularnie, śmiało mógłby kręcić się w okolicy dziesięciu trafień na sezon. Z różnych względów potrafił natomiast ominąć nawet kilkanaście spotkań w jednej kampanii. Trudno było więc liczyć na niego zawsze i wszędzie, choć gdy akurat złapał formę, był nie do zatrzymania. Notował kapitalne serie, jak w kwietniu 2015 (pięć goli w czterech kolejnych meczach) czy sierpniu 2016 (trzy bramki i trzy asysty w czterech spotkaniach).
Gdy żegnał się z Wisłą, miał na koncie 20 goli w 77 rozegranych meczach. Do dziś pozostaje jednym z najlepszych zagranicznych strzelców w historii klubu z Reymonta. Częściej do siatki trafiali jedynie Angel Rodado, Cwetan Genkow, Carlitos Lopez, Luis Fernandez, Zdenek Ondrasek, Mauro Cantoro i Kalu Uche.
Epizod w Lidze Mistrzów
Guerrier w ciągu roku dwukrotnie zostawał wówczas bohaterem transferów gotówkowych. Najpierw turecki Alanyaspor zapłacił za niego 300 tysięcy euro, a sezon później zgłosił się Karabach, wykładając na stół 800 tysięcy euro. Trafiony dla Haitańczyka był zwłaszcza ten drugi ruch. Co prawda były już gracz Wisły nie zrobił furory w topowym klubie z Azerbejdżanu, ale miał okazję posmakować gry w Lidze Mistrzów. Wystąpił we wszystkich sześciu spotkaniach fazy grupowej, gdy jego zespół mierzył się z Chelsea, Romą i Atletico Madryt.
W wyjazdowym starciu z tym ostatnim rywalem Guerrier zanotował nawet asystę (na filmie od 0:25):
W koszulce Karabachu spędził ostatecznie trzy sezony (12 goli i pięć asyst w 85 meczach), z przerwą na nieudany rok w ekipie ligowego rywala, Neftczi Baku, a potem Azerbejdżan zamienił na zdecydowanie bardziej urokliwy Cypr, gdzie zasilił Apollon Limassol.
W tamtym momencie wydawało się, że Guerrier łapie naprawdę duży wiatr w żagle. Grając dla jednej z najlepszych drużyn w kraju prezentował się świetnie. Chociaż występował jako boczny obrońca, w dziewięciu meczach strzelił aż cztery gole. Zespół z nim w składzie nie przegrał żadnego spotkania, ale sielanka trwała tylko na murawie. Poza nią pojawiły się problemy. Guerrier nie dostawał bowiem na czas należnych mu pieniędzy, przez co doszło do szybkiego pożegnania.
Powrót do Krakowa, kolejne przeprowadzki
Sytuację wykorzystała… Wieczysta Kraków. Co najbardziej szokujące, grająca wtedy w czwartej lidze. Haitańczyk zamienił zatem ówczesnego wicelidera cypryjskiej Ekstraklasy na przedstawiciela piątego poziomu rozgrywkowego w Polsce. Sportowo? Potężny zjazd. Ale przynajmniej regularne, i przy tym wysokie, wpływy na konto.
Guerrier wrócił więc do Polski i “swojego” Krakowa, w którym kilka lat wcześniej poznał obecną żonę (wnuczkę byłego piłkarza Wisły, Ryszarda Wójcika) i, co wyjątkowo przykre, pochował zmarłą córeczkę. Wpływ na decyzję o transferze do Wieczystej miał też niewątpliwie fakt, że drużynę prowadził w tamtym okresie doskonale znany mu Franciszek Smuda.
Przygoda Guerriera z Wieczystą nie potrwała jednak długo. Haitańczyk podpisał kontrakt na rok, a klub po tym czasie nie skorzystał z opcji przedłużenia umowy. Kolejne lata to już natomiast próby odbudowania się w kolejnych dobrze znanych sobie miejscach - na Cyprze i w Azerbejdżanie, a potem także na Litwie. Bez większych efektów.
Obecny rok Haitańczyk rozpoczął natomiast już na bezrobociu i przez ponad sześć miesięcy był bez klubu. Co robił w tym czasie? Można było m.in. zobaczyć, jak biega po ulicach Krakowa za znanym YouTuberem, “iShowSpeedem”.
W końcu Guerrier postanowił jednak kolejny raz spróbować swoich sił na zielonej murawie. Na początku tego sezonu dołączył więc do ekipy FC Cosmos, która na co dzień występuje w… szóstej lidze niemieckiej. Abstrahując od poziomu rozgrywek, trzeba przyznać, że były gracz Wisły czy Wieczystej daje radę. Grając głównie na boku defensywy strzelił już pięć goli w 13 meczach. Smykałkę do zdobywania bramek, jak widać, ciągle więc posiada.