Bliskie związki z super agentem mogą się opłacać. Mają mniej goli niż meczów, a grają o Ligę Mistrzów
Piłkarscy agenci najczęściej przedstawiani są jako zło konieczne, ludzie, z którymi bliska współpraca źle się kończy. Przypadków na to jest sporo, ale Wolverhampton od paru lat udowadnia, że możliwy jest też inny scenariusz.
Człowiekiem, który trzyma się blisko jest Jorge Mendes. Właściciel Wolverhampton, Chińczyk Jeff Shi, określił go mianem bliskiego przyjaciela, a zarazem doradcy. Obaj współpracują od czasu przejęcia klubu w 2017 roku.
Wielkie transakcje na zapleczu
Kontrowersji w związku z tym nie brakowało od początku Jeszcze przed awansem do Premier League, kilka klubów z Championship, m.in. Derby i Leeds, poskarżyło się angielskiej federacji, że związki Mendesa z klubem są za bliskie. Miały wpływać na wyjątkowo atrakcyjne transfery, które na zapleczu Premier League były nowością. Do Wolverhampton, oczywiście z pomocą portugalskiego agenta, trafili Joao Moutinho i Ruben Neves, a z Atletico Madryt wypożyczony został Diego Jota.
Angielska federacja przeprowadziła krótkie śledztwo, ale żadnych nielegalnych działań nie wykryła. Silna kadra sprawiła, że po sezonie 2017/18 klub wrócił wreszcie do Premier League. "Ludzie" Mendesa obecni byli nie tylko na boisku. Na ławce trenerskiej zasiadał Nuno Espirito Santo, notabene pierwszy klient Mendesa.
Skoro w składzie mieli Moutinho, Nevesa, a także choćby Rui Patricio, co za niespodzianka, także klienta Mendesa, to trudno było ich traktować jako tradycyjnego beniaminka. Co ciekawe, pewnego razu, podczas meczu z Arsenalem, dziennikarze naliczyli, że na murawie biega więcej klientów Mendesa niż Anglików. Dwa razy z rzędu na koniec sezonu zajęli siódme miejsce. Nieco gorzej było w poprzednich rozgrywkach, które skończyli na trzynastej lokacie. Wtedy zdecydowano, że czas Nuno minął.
Trenerem specjalista od młodzieży
Nikogo nie zdziwiło, że na ławce trenerskiej zmienił go rodak. Konkretny wybór był już jednak niespodzianką, bo Bruno Lagę, mimo sporego doświadczenia w futbolu, jako pierwszy trener pracował niewiele. Jedyną samodzielną pracę podjął w Benfice, z którą co prawda zdobył mistrzostwo kraju, i to w bardzo efektownym stylu, ale niedługo potem pożegnał się z klubem. Wcześniej głównie był asystentem, pracował już w Premier League w tej roli w Swansea City, ale jego specjalnością było szkolenie młodzieży.
Przed sezonem zapowiadał atrakcyjniejszy styl, granie wysokim pressingiem i więcej energii na boisku. Wolverhampton, po pragmatycznej kadencji Nuno, miało się stać zespołem, który ogląda się z przyjemnością. Czy to się udało? Jeśli spojrzymy na bilans bramkowy, to zdecydowanie nie. Drużyna mało goli traci, ale mało też strzela.
Dobra informacja jest jednak taka, że przekłada się to na nadspodziewanie dobre wyniki. Dziewiętnaście strzelonych goli w 21 kolejkach pozwoliło zgromadzić aż 34 punkty, co daje ósme miejsce i niewielką stratę do czołowej czwórki. W styczniu Lage został wybrany trenerem miesiąca w Premier League.
Żelazna obrona
Tylko cztery kluby w czołowych europejskich ligach mają lepszą defensywę. Wolverhampton traci średnio 0.76 gola na mecz. Jeśli to utrzymają, pobiją klubowy rekord. Dotąd ich najlepszy wynik to sezon 1938/39, kiedy w 42 meczach stracili 39 goli, co daje średnią 0.92 gola mecz. Zostali wtedy wicemistrzami.
W tyłach bazują na dużej stabilności. Wielką, pozytywną niespodzianką, a dla niektórych nawet kandydatem do transferu sezonu, jest Jose Sa. Portugalski bramkarz, oczywiście związany z Mendesem, zmienił na tej pozycji Patricio. Wydawać by się mogło, że to będzie osłabienie, w końcu to Patricio regularnie gra w kadrze, a Sa nawet w niej nie zadebiutował, ale jak się okazało w Premier League czuje się wyśmienicie.
Ma najlepszy procent obronionych strzałów, dla porównania, w poprzednim sezonie w tej statystyce Patricio był 19. Znacznie odważniej, na co wpływ ma też taktyka Lage’a, gra na przedpolu. Według „Opty” zaliczył już szesnaście wybiegnięć z bramki w celu przecięcia podania lub uniemożliwienia rywalowi zdobycia bramki. Jego poprzednik w 112 meczach miał ich zaledwie dziewięć. Według współczynnika expected goals Sa zapobiegł utracie sześciu goli więcej niż powinien.
Oprócz dobrej formy bramkarza liczy się stabilność w defensywie. Liderem jest Conor Coady, a tercet środkowy obrońców najczęściej uzupełniają Max Kilman i Romain Saiss. Wolverhapton ogólnie jest drużyną, w której łatwo przewidzieć, kto zagra. Dotąd Lage skorzystał tylko z dziewiętnastu zawodników. Następne w tej klasyfikacji jest Burnley - 22.
Stabilizacja dotyczy nie tylko defensywy. W środkowej strefie na dobre zakorzenił się duet Ruben Neves - Joao Moutinho. Portugalczycy dobrze się uzupełniają, formą w tym sezonie imponuje przede wszystkim ten pierwszy. Do dwóch goli i asysty dorzuca średnio 65 podań na mecz, które wykonuje ze skutecznością 83 proc.
Nieudolność w ataku
O wielkie rzeczy może być jednak trudno z prostego powodu: problemów w ataku. W końcówce 2021 roku strzelili zaledwie dwa gole w ośmiu spotkaniach. Od kilku tygodni się to poprawia, skuteczność jest coraz lepsza, ale nie zmienia to faktu, że za dużo jest zawodników, którzy regularnie zawodzą. Jeden z nich, Adama Traore, niedawno odszedł do Barcelony, w Wolverhampton ze skutecznością miał jednak ogromne kłopoty. Podobnie jak Trincao, który cały czas czeka na pierwszego gola w Premier League, mimo że jego współczynnik xG wynosi już 3.47. Jeśli zespół utrzymałby średnią bramek na mecz, to skończy sezon z zaledwie 34 golami w lidze. Dotąd tylko dwa zespoły mają mniejszy współczynnik xG (20.9) - to będące w strefie spadkowej Burnley i Norwich.
Jeśli ktoś już trafia, to najczęściej robi to Raul Jimenez, który przez wiele miesięcy pauzował z powodu urazu głowy. Być może wszystko poprawi powrót Pedro Neto, efektownego portugalskiego skrzydłowego, który do czasu kontuzji często był najlepszym zawodnikiem w ofensywie Wolverhampton. Zmienił się też sposób atakowania. Za kadencji Nuno było bardzo dużo dośrodkowań, tylko Liverpool miał ich w poprzednim sezonie więcej. W tych rozgrywkach tylko Leicester ma mniej.
Z pozycją środkowego napastnika związana jest za to jedyna duża i nieudana transakcja w ostatnim czasie. Fabio Silva kosztował 35 milionów funtów, a w momencie transferu w dorosłym futbolu dopiero stawiał pierwsze kroki. Na profesjonalnym poziomie miał rozegrane 786 minut. Na razie rola zastępcy Jimeneza go przerasta, ale też trudno mieć pretensje do kogoś, kto tak naprawdę dopiero zaczyna poważną karierę.
To było jednak prawdopodobnie pojedyncze szaleństwo, być może inspirowane przez Mendesa, ale jak na standardy Premier League, Wolverhapton zarządzane jest bardzo rozsądnie. W składzie jest spora stabilizacja, czołowi zawodnicy są w klubie od dłuższego czasu. To nie jest przystanek, miejsce, gdzie agent hurtowo sprowadza kolejnych zawodników tylko w celu ich promowania, gdzie co chwilę zmieniana jest filozofia i trenerzy. Jeśli szukać pozytywnych przykładów na związki z kimś pokroju Mendesa, to warto spojrzeć właśnie na Wolverhampton.