Błędne koło gwiazdy. Kontuzje ją niszczą, Manchester ma problem
Choć gra w Manchesterze United już od dziesięciu lat, to ten czas głównie naznaczyły kontuzje. Słabe zdrowie Luke’a Shawa to poważny problem dla “Czerwonych Diabłów”. Problem, którego rozwiązania nikt nie chce znaleźć, a przypomina o sobie niemal co sezon.
Luke Shaw otwiera drugą dekadę na Old Trafford - a jakże - od przerwy spowodowanej kontuzją. Widok Anglika na liście absencji to coś, do czego fani Manchesteru United przywykli już bardzo dawno, ale pomimo tego 29-latek wciąż jest pierwszym wyborem na pozycji lewego obrońcy. “Czerwone Diabły” od dziesięciu lat zmagają się z ciągle powracającym problemem. Ważny piłkarz regularnie wypada z obiegu. Pauzuje niewiele mniej niż gra. I z jakiegoś powodu nikt nie zmienia tego, że drużyna wciąż ma być na nim opierana.
Zawsze to samo
Shaw trafiał do United latem 2014 roku jako najdroższy wówczas nastolatek w historii futbolu. 18-letniego Anglika kupiono za 27 milionów funtów z Southampton, kwotę ustępującą jedynie trzem innym transferom obrońców - Davida Luiza, Thiago Silvy i Rio Ferdinanda. Absolutnie topowy talent na poziomie Premier League stanowił ekscytujące wzmocnienie zespołu Louisa van Gaala.
Nadzieje były duże. Młody zawodnik miał już za sobą wyjazd na mistrzostwa świata w Brazylii, gdzie zagrał nawet w grupowym spotkaniu z Kostaryką. Widziano w nim przyszłość reprezentacji na pozycji lewego obrońcy. Miał stać się filarem “Czerwonych Diabłów” i zabetonować miejsce w składzie na ponad dekadę. Tymczasem dziś, mówiąc “Luke Shaw”, myśli się “kontuzje”. Ciągłe urazy naznaczyły karierę Anglika i przekreśliły większą część sporych nadziei. 29-letni dziś obrońca zaczyna drugie dziesięciolecie w United, rzecz jasna, od pauzy z powodu urazu. Praktycznie cała jego przygoda w Manchesterze przebiega według powtarzającego się schematu. Wypada. Wraca, odbudowuje formę. Zaczyna łapać dobrą dyspozycję. I znowu wypada. Raz na miesiąc, raz na trzy, czasem i na sześć.
Zaledwie trzy z dziesięciu dotychczasowych sezonów spędzonych w barwach Manchesteru United nie przyniosły żadnego poważniejszego urazu Anglika. Po każdym z nich znowu następowały rozgrywki, w których tracił co najmniej kilka miesięcy. Za każdym razem kibice mają nadzieję, że to już ostatni raz, że wreszcie wygra ze słabym zdrowiem. Że gdy już zacznie grać na swojego maksa (a wówczas prezentuje wysoki poziom, część fanów widzi w nim nawet najlepszego gracza na swojej pozycji w lidze), to kontuzje już tego nie storpedują. I właściwie zawsze dzieje się to samo.
Gorzej od innych “szklanek”
W przypadku Shawa zasadne jest postawienie pytania - czy Manchester United naprawdę powinien polegać na piłkarzu z takimi problemami zdrowotnymi? Jeszcze w zeszłym sezonie budowano zresztą narrację, że Raphael Varane powinien odejść i nie należy z nim przedłużać umowy właśnie w dużej mierze z powodu urazów. I o ile w przypadku Francuza można byłoby zrozumieć jeszcze argumenty dotyczące wysokiej pensji, bo jego tygodniówka wynosiła około 340 tysięcy funtów (w porównaniu do 150 tysięcy Shawa), o tyle kwestie zdrowotne wypadają zdecydowanie gorzej u Anglika.
Varane zagrał dla United 95 razy, tracąc przez kontuzje 43 spotkania. Oznacza to, że na jeden stracony mecz przypadało 2,21 występu. I należy przyznać, że to wynik mocno przeciętny, zwłaszcza jak na piłkarza o bardzo dużym uposażeniu. Ale to i tak lepszy bilans niż Shawa (1,33), który pauzował z powodu urazów w 207 meczach “Czerwonych Diabłów” i dziś ma 275 gier na koncie.
Na jego niekorzyść niech działa też fakt, że “odpalony” i krytykowany z powodu bycia “szklanką” Anthony Martial, który trafił do United rok później i zaliczył wypożyczenie do Sevilli, uzbierał o 42 występy więcej. Jeszcze raz - mając półtora roku mniej, by ich tyle zaliczyć. Ta statystyka może zaskakiwać, ale i pokazuje skalę “kruchości” lewego obrońcy. Zresztą wystarczy porównać ich absencje spowodowane kontuzjami z sezonów spędzonych razem w czerwonej części Manchesteru:
- 2015/16: Shaw - 51 opuszczonych meczów, Martial - 3 (złamana noga Shawa)
- 2016/17: Shaw - 26, Martial - 2
- 2017/18: Shaw - 15, Martial - 2
- 2018/19: Shaw - 7, Martial - 6
- 2019/20: Shaw - 17, Martial - 12
- 2020/21: Shaw - 13, Martial - 17
- 2021/22: Shaw - 15, Martial - 9 (z tego 3 na wypożyczeniu w Sevilli)
- 2022/23: Shaw - 3, Martial - 27
- 2023/24: Shaw - 34, Martial - 22
Często pojawia się też narracja, że los Shawa zmienił się po feralnym spotkaniu z PSV Eindhoven we wrześniu 2015 roku. Wówczas to po wejściu Hectora Moreno doznał podwójnego złamania nogi. Informowano wtedy, że groziła mu nawet amputacja, a zdjęcia pokiereszowanej łydki obiegły wiele portali.
I o ile fatalne starcie najpewniej rzeczywiście odcisnęło piętno psychiczne na lewym obrońcy (o czym mówił zresztą nawet Jose Mourinho), bo przez dłuższy czas odpuszczał on w sytuacjach stykowych, o tyle problemy z kontuzjami miał już wcześniej. W swoim pierwszym sezonie na Old Trafford aż trzykrotnie wypadał na ponad miesiąc, łącznie tracąc 30 spotkań. Kłopoty zdrowotne są więc z nim obecne od samego początku.
Nierozwiązany problem
Shaw w formie to dobry piłkarz, ale co kilka miesięcy wraca na leczenie. Z powodu kontuzji trudno mu utrzymać odpowiednią dyspozycję, potrafi być zawodnikiem irytującym i nierównym. Ilekroć wreszcie wchodzi na wysoki poziom, wypada z kolejnym problemem. Choć więc Anglik ma wielu sympatyków, należy spojrzeć na sprawę zdroworozsądkowo - lewa obrona już od wielu lat jest pozycją problematyczną dla “Czerwonych Diabłów”.
Oczywiście, 29-letniego już piłkarza rok po transferze na Old Trafford spotkał potężny cios. To, jak podniósł się po koszmarnej kontuzji, budzi szacunek, a fakt, że w 2021 roku potrafił nawet strzelić gola w finale EURO, stanowi piękne ukoronowanie jego drogi do odbudowy. Niemniej, to nie zawodnik, któremu można zaufać. Drużyna z nim prezentuje się dużo lepiej, ale nie da się na nim opierać składu, bo należy zakładać, że w dłuższym okresie zawsze straci około połowę spotkań, co przyniesie nieuchronny spadek poziomu sportowego. I koniec końców trzeba szukać alternatyw.
U Louisa Van Gaala miał rok na aklimatyzację i wejście na odpowiedni poziom, drugi stracił praktycznie cały z powodu złamania nogi. Jose Mourinho za nim nie przepadał. W ważnych meczach wolał zaufać nominalnemu prawemu obrońcy Matteo Darmianowi lub przekwalfikowanemu skrzydłowemu, Ashleyowi Youngowi, choć Shaw ostatecznie wywalczył sobie miejsce w składzie. Ole Gunnar Solskjaer wprowadzał w jego miejsce Brandona Williamsa, potem ściągając konkurenta w osobie Alexa Tellesa, a Erik ten Hag również w jednym z pierwszych swoich ruchów pozyskał Tyrella Malacię. I choć Holender ewidentnie ufa reprezentantowi Anglii, korzystając z niego również w roli środkowego obrońcy, to podobnie do poprzednich trenerów United dostrzegał, że trzeba mieć zabezpieczenie lub inne rozwiązania. Żaden jednak nie spróbował zastąpić podstawowego lewego defensora.
Poprzedni sezon pokazał, jak bardzo kłopotliwa jest obsada lewej obrony. Malacia nie zagrał w nim ani jednego spotkania i dopiero powraca do formy po mocno enigmatycznych problemach. Shaw też wypadł szybko, więc postanowiono ściągnąć na wypożyczenie Sergio Reguilona. W styczniu jednak sztab szkoleniowy zapewnił Ten Haga, że Anglik i Holender będą gotowi do gry w najbliższym czasie, więc Hiszpana odesłano z powrotem do Tottenhamu. Tymczasem ten pierwszy kilka tygodni później wykruszył się do końca rozgrywek (choć prawdopodobnie przez zbyt szybkie przywrócenie do gry), a drugi nie wyzdrowiał do dzisiaj. No i nadeszło pół roku “szycia”.
Malacia to oczywiście zagadka - nie wiadomo dokładnie z jakimi problemami się zmaga, nie wiadomo, kiedy wróci i czy kłopoty ponownie się do niego nie przyplączą. Obecnie więc na tej pozycji na Old Trafford nie mają choćby odrobiny pewności. Mimo tego według prasowych doniesień pion decyzyjny United zadecydował, by tego lata nie ściągać nikogo nowego. Wydaje się jednak, że to coś, co należałoby zrobić. W odwodzie co prawda pojawia się jedno z odkryć letniego tournee, 17-letni wychowanek Harry Amass, lecz w najlepszym układzie wypadałoby znaleźć jakościowego piłkarza, który mógłby stać się pewną “jedynką”. Shawa lub Holendra uznać za alternatywę, nastolatka za melodię przyszłości.
Błędne koło
Niezależnie jak dobry jest wychowanek Southampton, trudno polegać na tak szklanym piłkarzu. Sezon 2024/25 Shaw znowu zaczyna od kuracji, zaledwie kilka tygodni po powrocie z mistrzostw Europy, na których zagrał dopiero w decydującej fazie, bo… leczył uraz mięśniowy. Tak więc kurował się od lutego, żeby wystąpić w trzech meczach reprezentacji i ponownie nie być dostępnym w klubie. Teraz, z obawy o dodatkowe problemy, ma być wprowadzany powoli, ale trzeba będzie na niego “chuchać i dmuchać” cały czas.
Ponownie znajdujemy się zatem w punkcie wyjścia. Kontuzja, oczekiwanie na powrót na boisko, a potem do formy, bo przecież to ważne ogniwo drużyny, nadzieje na powrót do formy, a potem znowu uraz. Kariera Luke’a Shawa na Old Trafford to błędne koło. Trudno go za to obwiniać, ale po dziesięciu latach nie zmienia się nic. Czy ktoś wreszcie postanowi je zatrzymać? Trudno w to uwierzyć na tym etapie jego pobytu w klubie, choć kolejne rozczarowanie i zmartwienia spowodowane urazem to właściwie pewnik.
Problem z Shawem trwa od dekady. Nigdy nie jest najbardziej palący. Gdy uda mu się rozegrać pół roku bez dłuższej przerwy (co zdarzyło mu się - uwaga - trzy razy), można o nim zapomnieć. Dlatego nie został rozwiązany. A ostatecznie przysparza sporego bólu głowy. Choć w sumie wariant szukania alternatywy na lewej obronie to w ostatnich miesiącach znowu stan podstawowy. Dlatego też kibice mocno doceniają każdy występ Anglika. Choć chyba nie do końca powinno to tak wyglądać…
***
Statystyki dotyczące kontuzji wg danych portalu Transfermarkt.