Tak Lech Poznań zawalił letnie okno transferowe. Błąd gonił błąd. Jednego piłkarza brakuje najbardziej
Okno transferowe zostało zamknięte i Lech Poznań nie dokona już żadnego ruchu, który wzmocni kadrę przed walką na trzech frontach. Zawiodły plany, timing i wykonanie. Czy mistrz Polski mógł zrobić dużo więcej na rynku transferowym? Tak. Czy Lech znowu pogubił się po sukcesie? Tak. Dlaczego?
Letnie okno transferowe po sukcesie w "Kolejorzu" znowu zostało zawalone - to możemy stwierdzić z pełnym przekonaniem. Martwić kibiców może to, że już trzeci raz w XXI wieku, kiedy poznaniacy zostają mistrzami Polski, to do walki o Ligę Mistrzów przystąpili z gorszym składem, niż zdobywali tytuł.
Oczywiście "Kolejorz" nie miał łatwo. Odejście Macieja Skorży sprawiło, że klub zaliczył większą stratę na polu sportowym niż transfer Jakuba Kamińskiego do Bundesligi. Jeśli doliczymy do tego odejścia Tiby, Ramireza, van der Harta, a przede wszystkim Kownackiego i Kędziory, to widzimy, że mistrzowska drużyna zbyt bardzo zmieniła się względem tego, co było w maju 2022 roku. Doliczając do tego ciągły brak tak ważnej postaci jak Bartosz Salamon, to widzieliśmy zespół, który potrzebuje wsparcia na wielu polach, ale go nie dostał. Zaryzykowano, że to co jest, wystarczy.
Piotr Rutkowski w rozmowie z nami zarzekał się, że już w maju władze klubu miały w głowie pierwszą jedenastkę, która wybiegnie na boisko w I rundzie Ligi Mistrzów. Liczono, że to, co jest plus wypożyczenie Artura Rudko (którego prezes Rutkowski uważa za lepszego bramkarza niż odchodzący latem Holender) i Giorgiego Citaiszwiliego wystarczy na pokonanie pierwszej przeszkody - nawet mając całkowicie nowego trenera, nieznającego zespołu oraz będąc nierozstawionym w pierwszej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów.
Niestety dla Lecha, trafiono na najgorszego możliwego rywala, czyli Karabach. Pierwszy mecz jeszcze pozwolił myśleć, że tym, co "zostało", być może uda się przejść do kolejnej rundy el. Ligi Mistrzów, która otwiera drogę np. do Ligi Europy. Rewanż, a właściwie wysokość porażki jeszcze mocniej uwypukliła wszystkie błędy "Kolejorza".
Połowa lipca i już było wiadomo
Rewanż z Karabachem już na starcie wyjaśnił politykę transferową "Kolejorza". Właściciel klubu mówi, że nie chce oceniać Artura Rudki po tak krótkim okresie w drużynie, ale czy dzisiaj w ogóle jest sens czekać na tę ocenę? 30-letni Ukrainiec, który został wypożyczony z opcją wykupu z cypryjskiego Pafos, był jednym z głównych winowajców tego, że Karabach rozbił Lecha w rewanżu 1:5.
Dzisiaj Rudko zasłużenie przegrał rywalizację z Bednarkiem i można się zastanawiać, po co Ukrainiec jest jeszcze w klubie? Co jego obecność do niego wnosi? Po dwóch miesiącach wiemy, że ten bramkarz nie będzie nawet w czołówce zawodników na swojej pozycji w lidze. "Kolejorz" zamienił "siekierkę na kijek", a próbował wmówić, że ma lepszego bramkarza niż miał. No ale przecież Artur sam się tu nie sprowadził.
Najdziwniejsze jest to, że nikt w klubie nie uznał, że zakup bramkarza to absolutny priorytet. Lech miał na to pół roku, bo mniej więcej od tego momentu było pewne, że poznaniacy będą rozglądać się za nowym zawodnikiem na tę pozycję. Ściągnięcie gorszego między słupki to naprawdę sztuka, ale jak widać - "Kolejorz" nie umie w bramkarzy lub... nie chce na nich wydać. W końcu od lat Lech nie chce znaleźć, a potem kupić solidnego fachowca na bramkę, co potem odbija się na wynikach zespołu.
To błąd, który trudno wytłumaczyć, ale jak widać Lech od lat chce pokazać, że można grać (a nawet wygrywać) bez fachowca na tej pozycji, choć trzeba oddać, że obecnie Filip Bednarek jest być może w najlepszej dyspozycji, odkąd jest zawodnikiem "Kolejorza". Jednak to chyba nie o to chodziło, aby to docelowa "dwójka" została "jedynką". Stracono czas, pieniądze, a najgorsze, że władze klubu nie chcą się przyznać do błędnej decyzji, bo nie wszyscy ludzie w klubie byli za Ukraińcem, ale jednak ktoś postawił na swoim, dobierając m.in. absurdalny argument o kilku meczach Rudki w Lidze Mistrzów...
Brak Kownackiego największym błędem
Dawid Kownacki regularnie strzela gole dla Fortuny Duesseldorf na zapleczu Bundesligi. W 7 meczach ligowych zdobył już 4 bramki i zaliczył 2 asysty. To był piłkarz, który jako pierwszy mógł trafić do Lecha jeszcze przed dwumeczem z Karabachem. Myślę, że nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo taki ruch podniósłby atmosferę w drużynie i klubie po odejściu Macieja Skorży oraz wylosowaniu Karabachu. Nikt nawet nie chciał wyczuć, że taki ruch jest potrzebny i to nie tylko sportowo.
Lech kolejny raz nie chciał pójść na całość. To byłby drogi ruch, bo za piłkarza trzeba było zapłacić 1,5 mln euro i pewnie dołożyć drugi milion do pensji na dwuletni kontrakt zawodnika. Ale przecież za rok nie będzie Ishaka i problem z napastnikiem wróci. Na samym Dawidzie też można w przyszłości jeszcze przecież zarobić.
Brak zakupu wychowanka to największy błąd Lecha w letnim okienku. Być może największy od lat, którego nie da się wytłumaczyć w żaden sposób. Żadnym Michałem Helikiem. Tylko Piotr Rutkowski wie, jaka jest prawda, dlaczego Dawid Kownacki nie trafił do Lecha. To był ruch, przez który całe to zawalone okno miałoby mieć dzisiaj zupełnie inny wydźwięk, nie mówiąc już o wartości sportowej i mentalnej Dawida, który chciał tu trafić.
Lech stwierdził, że Dawid Kownacki nie będzie zawodnikiem pierwszego składu w meczach z Karabachem, ale czy nikt nie pamiętał już, że gdyby nie Dawid, to być może w ogóle nie byłoby mowy o meczu o Ligę Mistrzów? Wiosną to był jeden z kluczowych piłkarzy. To zawodnik, który potrafił "wygryźć" ze składu Joao Amarala w finale Pucharu Polski. To człowiek, który ma Lecha w sercu i "dał zielone światło" na transfer.
To niebywałe, że Lech nie sięgnął po swojego wychowanka, który dał mu wiosną taką jakość. Kiedy Piotr Rutkowski miał wydać dużą kasę, jak nie właśnie na Dawida - po mistrzostwie Polski i rekordowych zakupach? Ale znowu przyoszczędzono. Bo mimo tego, że pieniądze przeznaczone niby gdzieś indziej (ostatecznie nigdzie), to tego wytłumaczenia nie da się zrozumieć. Nawet mimo 16 milionów straty za sezon mistrzowski, bo czasami trzeba podwójnie dołożyć, prowadząc klub sportowy. I dziwić może, że Lech po tylu latach się tego nie nauczył.
Ten ruch trzeba było zrobić za wszelką cenę. Ale to nie Lech. To nie jest jego polityka i podejście, a może właśnie takiego oczekiwali kibice? Piotr Rutkowski mówi, że rozumie Poznań, ale czy na pewno?
Dzisiaj Dawid odbudował się 2. Bundeslidze i pewnie lada dzień wróci do reprezentacji Polski. Dziś jest poza zasięgiem dla żadnego polskiego klubu. A Lech w meczu z Karabachem jako pierwszych na boisko wprowadzał Filipa Szymczaka i Gio Citaiszwiliego, czyli piłkarzy, którzy nie są gotowi na rywalizację o Ligę Mistrzów, ale o tym nikt nie pomyślał, bo pomyślał tylko o pierwszej jedenastce, osłabionej brakiem wielu liderów z sezonu mistrzowskiego w kadrze.
Pod koniec okna ratowano się pomysłami w stylu Kądzior, Sekulski, Carlitos czy Śpiączka. Oczywiście jak w letnim oknie - nic Lechowi nie wyszło.
Damian Kądzior...
To saga transferowa, która źle odbiła się na klubie. Choć ją akurat najłatwiej pojąć, dlaczego ten piłkarz nie trafił do Lecha. Można wytłumaczyć, że skoro Kądzior ma za sobą dopiero 3 mecze w lidze, to nie był gotowy pomóc w lipcu czy na początku sierpnia w bardzo ważnych dla Lecha meczach. Lecz wtedy był tańszy niż na koniec okna. "Kolejorz" wyczekał i nie zyskał. W sumie podobnie liczono z Kownackim, że w sierpniu Lech wróci do niego i kupi być może jeszcze taniej, mając już na pokładzie Helika.
Ostatecznie Kądzior został w Piaście, wynegocjował lepszy kontrakt, a rywale zagrali Lechowi na nosie.
Michał Helik...
Największym problemem "Kolejorza" w letnim oknie były sagi transferowe, które nie dochodziły do końca i tylko źle wpływały na nastroje wokół klubu, bo jednak transfery też działają na wyobraźnie. Można tu jeszcze nawet wrzucić historię z Tymkiem Puchaczem, ale to akurat nie była saga, bo ten temat jak szybko wyskoczył, tak szybko zgasł.
Inaczej jest z Helikiem, którego chciał i Maciej Skorża i John van den Brom. Stąd Lech ruszył na całego. To też nie było tak, że "Kolejorz" szedł w ciemno. Liczono, że ten piłkarz przekona się do Lecha. Przecież Mikael Ishak też nie chciał trafić do "Kolejorza", ale ostatecznie go przekonano.
Klub przekalkulował, że zakup Helika rozwiąże wiele problemów, dlatego tak mocno po niego szedł. Trenerzy go chcieli, można byłoby wtedy sprzedać Lubo Satkę za ok. 2 mln euro i spełnić daną obietnicę o odejściu (pewnie nawet za niższą kwotę, bo wygasa mu za rok kontrakt). Helik to oczywiście Polak, co miało znaczenie w kontekście problemów z nadmiarem zawodników liczonych jako zagraniczni i potencjalny reprezentant Polski.
Lech był w stanie pobić swój rekord transferowy, a wiemy, jakie problemy w tej kwestii mają działacze Lecha, co akurat pozwala myśleć, że cała para poszła w ten temat. To oznacza, że faktycznie działacze chcieli zrobić wszystko, żeby tego piłkarza mieć, ale nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, że "Helik przyblokował Kownackiego".
Ciężko uwierzyć, nawet mimo wspomnianej straty -16 mln złotych za sezon mistrzowski, że Lech po 28 mln złotych otrzymanych z ligi, 11 mln euro za Kubę Modera i nadchodzących pieniądzach za Kamińskiego, nie potrafi wydać 1,5 mln euro za Kownackiego i 1,5 mln euro za Helika. Nawet dodając do tego Sousę za ok. milion euro.
Kiedy ma zrobić to mistrz Polski, jak nie w takim momencie? Kiedy polski klub będzie gotowy zrobić takie zakupy, które pokażą, że "idziemy po Ligę Mistrzów"? Znowu przyoszczędzono. Skończyło się tak, że Lech tę kasę ma na wydanie, ale nie umiał jej wydać. Pewnie ruszy na zakupy zimą, ale czy znowu nie będzie za późno, co pokazała faza grupowa Ligi Europy sprzed dwóch lat?
Panika na koniec
Najbardziej dobitnie zawalone okno pokazała... jego końcówka, czyli rozpaczliwe ruchy po awansie do fazy grupowej. Jak się skończyło? Tak samo jak dwa lata temu, czyli tylko wypożyczeniem prawego obrońcy po awansie do fazy grupowej. Czy to za mało? Na papierze tak, ale może jakimś cudem Lech uciągnie dawkę 18 meczów w nieco ponad dwa miesiące.
Na samym końcu oprócz tematu wspomnianego Puchacza były dwa inne zagraniczne. Jednym był piłkarz, z którym John van den Brom pracował za czasów AZ Alkmaar, ale klub nie dogadał się w sprawie pozyskania zawodnika. Na ostatniej prostej była jeszcze opcja, która była dogadana, ale... piłkarza ponoć nie chciał sam trener.
Na koniec słowo o tych, co przyszli. Sousa? Widać, że ma papiery na granie, ale tutaj też chyba popełniono błąd. On miał przyjść za Tibę, a przyszedł za... Daniego Ramireza. Widać, że to piłkarz lepiej czujący się grając wyżej. Zresztą Raków właśnie chciał go na nr "10". Z niego "Kolejorz" będzie miał jeszcze pociechę, ale ten piłkarz potrzebuje czasu, choć daje już pozytywne sygnały. Być może nawet pół roku, ale van den Brom mieć problemy na pozycji nr 8. To wyjdzie w praniu.
Później Lech poszedł w wypożyczenia. Citaiszwili to jednak nie jest skrzydłowy, który rozłoży naszą ligę na łopatki, a dodatkowo nie ma szans na jego wykup. Dagerstal? To akurat bardzo dobry piłkarz. Lech powinien zrobić wszystko, żeby za rok go wziąć, ale nie zdziwimy się, że wyjdzie jak zwykle. Artur Rudko? Tutaj chyba nie ma co dodawać, a o Mateuszu Żukowskim jest jeszcze z wcześnie, żeby coś napisać.
Lech Poznań znowu zawalił letnie okno. Głównie to kwestia źle dobranych priorytetów i timingu. Boleć kibiców może to, że głównie przez to tak szybko roztrwoniono potencjał i mistrzowską atmosferę, jakie panowały w stolicy Wielkopolski.
Najbliższe dwa miesiące pokażą, jak bardzo to odbije się na zespole. Ostatecznie plan minimum wykonano, czyli awans do fazy grupowej europejskiego pucharu, ale opieszałość działaczy sprawiła, że Lech dopiero wychodzi z ogromnych problemów w lidze.
Głównym zarzutem autora tego tekstu jest to, że władze nie pomogły nowemu trenerowi w dwumeczu z tak trudnym rywalem jak Karabach, który będzie symbolem letniego okna poznaniaków i ich problemów.
Często władze mówiły, że trzeba czekać na koniec okna, ale prawda jest taka, że solidne transfery - Kownacki - dało radę zrobić w czerwcu. Jedyna nadzieja kibiców może być w tym, że ostatnio Lechowi lepiej wychodzą zimowe okna niż letnie.