Bilans brutalny, ale prawdziwy. W tym Iga Świątek nie jest najlepsza
Iga Świątek w bardzo słabym stylu odpadła z US Open. Po chwilowym odbiciu w poprzednich rundach znów na korcie zobaczyliśmy tenisistkę, która zagrała dużo poniżej możliwości, tak jakby była już mocno zmęczona całym sezonem.
Przed rozpoczęciem ćwierćfinałowej rywalizacji najczęściej przywoływaną statystyką był wielkoszlemowy bilans Peguli, która wielokrotnie w karierze docierała do ćwierćfinału, ale ani razu rundę dalej. Teraz znów wydawało się, że będzie trudno, bo na jej drodze stanęła liderka światowego rankingu.
Tyle że w nocy ze środy na czwartek Polka była liderką rankingu tylko na papierze. Już sam początek, kilka pierwszych gemów, mogło niepokoić. To do czego nas Iga przyzwyczaiła, to mocne wejścia w mecz, pokazanie swojej dominacji, szybkie ustawienie hierarchii na korcie. Tym razem na korcie Artura Ashe’a wyglądało to zgoła inaczej. Zaczęło się od dwóch przełamań na korzyść Amerykanki i jej prowadzenia 4:0. Sytuacja w meczach Świątek w zasadzie bezprecedensowa.
Bezradność
Pierwszy set był setem bez większej historii. Szybko wygranym przez Pegulę. Statystyki Świątek zatrważały - trzy winnery i aż 19 niewymuszonych błędów. Trudno powiedzieć, kiedy i ile razy aż tak bardzo na minusie w tym bilansie była liderka światowego rankingu. Bardzo rzadko, bo zaledwie w 36 proc., trafiała pierwszym serwisem. Długo można by wymieniać jeszcze różne problemy, ale można to zamknąć w stwierdzeniu, że był to jeden z najsłabszych setów w tym sezonie.
- Nie wiedziałam, dlaczego mój serwis nie funkcjonował. Próbowałam znaleźć rozwiazanie, ale nadal miałam z tym problem - powiedziała Świątek po meczu.
Ta dyspozycja dnia w ćwierćfinale mogła być o tyle zadziwiająca, że po problemach w pierwszej rundzie w następnych meczach zagrała znacznie lepiej. Było więcej swobody, takiej świeżości i pewności w grze. W żadnym z trzech ostatnich pojedynków nie została przełamana, a tymczasem w pojedynku o półfinał serwis kompletnie nie funkcjonował.
Zdenerwowany trener
Wymowne były też nerwowe reakcje Tomasza Wiktorowskiego, który często starał się podpowiadać, sugerować różne rozwiązania, ale nie miało to za bardzo wpływu na wydarzenia na korcie centralnym.
W drugim secie było już nieco lepiej, ale też trudno było zagrać słabiej niż w pierwszym. To, co się poprawiło, to na pewno częstotliwość trafiania pierwszym serwisem. To jednak nadal nie była Świątek, która grałaby na stabilnym, dobrym poziomie. Co prawda błyskawicznie odrobiła straty po przełamaniu na 1:2, ale przełomu nie było. O wyniku zdecydował długi, grany na przewagi mecz przy 3:3, w którym Pegula ostatecznie wykorzystała swoją szanse na przełamanie. Nie przestraszyła się pokonania liderki, pierwszego awansu do półfinału w karierze i w miarę spokojnie spotkanie zakończyła.
Trudny czas w USA
Patrząc na ostatnie mecze forma dnia Świątek była zaskoczeniem. Gdyby spoglądać nieco szerzej, optyka się zmienia. Jeszcze w Cincinnati było widać, że po igrzyskach to nie jest dla niej komfortowy czas. Szybka nawierzchnia to nie jest coś, co lubi, a dodatkowo wyraźnie można było zaobserwować zmęczenie, takie znużenie sezonem. Z Pegulą zakończyła rywalizację na 41 niewymuszonych błędach. Znów można było się zastanawiać, czy w momentach problemów na korcie nie jest zbyt jednowymiarowa, czy nie należałoby trochę więcej pomyśleć, spróbować innych rozwiązań.
Bez wątpienia poza kortami ziemnymi w Wielkich Szlemach Idze brakuje spektakularnych wyników, rezultatów na miarę liderki światowego rankingu. Portugalski dziennikarz tenisowy, Jose Morgado, napisał na platformie X po tym meczu, że Świątek jest najlepszą zawodniczką WTA Tour, ale najlepsza w Wielkich Szlemach jest Aryna Sabalenka. Jakikolwiek nie brzmiałoby to brutalnie, to trudno w tym momencie nie przyznać racji.
W dwóch ostatnich sezonach obie tenisistki wygrały po dwie wielkoszlemowe imprezy. Świątek triumfowała w Roland Garros, a Sabalenka w Australian Open. Różnicę widać jednak w pozostałych turniejach. Tu znacznie bardziej stabilna i powtarzalna jest wiceliderka rankingu. Mimo że zagrała w jednej imprezie mniej, opuściła tegoroczny Wimbledon, to ma 39 wygranych meczów, przy czterech pojedynkach przegranych. Świątek w tym samym czasie, od początku 2023 roku, zaliczyła 32 zwycięstwa i sześć porażek.
Wielkoszlemowy bilans Igi Świątek i Aryny Sabalenki od 2023 roku:
Iga Świątek:
Australian Open - 4. runda, 3. runda
Roland Garros - zwycięstwo, zwycięstwo
Wimbledon - ćwierćfinał, 3. runda
US Open - 4. runda, ćwierćfinał
Bilans: 32-6
Aryna Sabalenka:
Australian Open - zwycięstwo, zwycięstwo
Roland Garros - półfinał, ćwierćfinał
Wimbledon - półfinał, brak udziału
US Open - finał, półfinał*
*nadal uczestniczy w turnieju
Bilans: 39-4
Pierwszego miejsca w światowym rankingu i tak nikt jej w najbliższym czasie nie odbierze. Sabalenka, nawet jeśli wygra w Nowym Jorku, nadal będzie miała ponad 2000 punktów straty. Natomiast na pewno nie można przejść obojętnie wobec ostatnich tygodni. Po Świątek widać znużenie, a w tym sezonie pozostało jeszcze sporo grania. Najpierw azjatycki swing, turnieje w Pekinie, Wuhan, Tokio, a potem WTA Finals w Arabii Saudyjskiej.
Grania i punktów do zdobycia pozostało sporo, dlatego przed sztabem Polki duże wyzwanie, żeby w najbliższym czasie przygotować zawodniczkę na ostatnią część roku. Czasu trochę pozostało, bo Igi na korcie nie należy się pewnie spodziewać aż do końcówki września, kiedy wystartuje rywalizacja w stolicy Chin.
- Nie planuję dłuższej przerwy. Może byłoby to łatwiejsze rozwiązanie, ale się na nie nie zdecyduje. Pozostaję przy pierwotnych turniejowych planach - zadeklarowała.