"Jestem wku***ony". Mourinho go zmiażdżył, a teraz jest gwiazdą. Sensacja u giganta
Połowę życia spędził w Manchesterze United. Tam grywał u boku legend, wróżono mu wielką przyszłość. Dopiero po opuszczeniu Old Trafford pokazał jednak prawdziwy potencjał. Wreszcie Angel Gomes jest gotowym piłkarzem.
Zmiany, zmiany, zmiany. Po przegranym finale EURO 2024 w kadrze Anglii doszło do małej rewolucji. Jej twarzą został Lee Carsley, który tymczasowo zastąpił Garetha Southgate’a. Nowy selekcjoner już przemodelował zespół, który męczył oko pod wodzą poprzednika. Jedną z twarzy odnowy został nie kto inny, ale właśnie Angel Gomes. Podczas ostatniego zgrupowania 24-latek zanotował oficjalny debiut w seniorskiej kadrze. Z Irlandią wszedł z ławki, z Finlandią dostał szansę od pierwszej minuty i jej nie zmarnował. Pokazał wszystkie atuty, których potrzebuje klasowy pomocnik. Wizja gry, wysoka skuteczność zagrań, odwaga, pozytywna bezczelność. Filigranowy piłkarz przerósł rywali talentem.
Na dywaniku
Angel już jako 6-latek trafił do akademii Manchesteru United. Najpierw “Czerwone Diabły” przyjęły jego brata, Rico, który rzekomo dysponował większym talentem. Z powodu kontuzji nigdy nie zrobił jednak wielkiej kariery. Za to młodszy Gomes stał się prawdziwym fenomenem w szkółce klubu z Old Trafford. Był tak dobry, że w wieku 14 lat grał w ekipie U-18. Na szczeblu młodzieżowym potrafił notować po kilkadziesiąt bramek i asyst rocznie. Przy okazji nawiązał konkretne znajomości.
- Łączą mnie bliskie relacje z rodziną Naniego. On bardzo pomógł mojemu bratu, kiedy razem graliśmy w akademii United. Często po treningach chodziliśmy do jego domu. Nani był moim idolem, wzorem do naśladowania. Nawet teraz często ze sobą rozmawiamy, on mi doradza, mówi, co powinienem jeszcze poprawić. Ważne jest mieć przy sobie kogoś takiego - wspominał Gomes.
W 2017 roku doczekał się premierowego występu w seniorach. W końcówce wygranego meczu z Crystal Palace zmienił nie byle kogo, samego Wayne’a Rooneya. W środku pola rozegrał parę minut u boku Michaela Carricka i Paula Pogby. Stał się przy okazji najmłodszym debiutantem w United od czasu Duncana Edwardsa z 1953 roku. Wydawało się, że kibice w Teatrze Marzeń są świadkami prologu pięknej historii.
- To spełnienie marzeń. Jestem w tym klubie od szóstego roku życia, wspinałem się po kolejnych szczeblach i teraz mogłem dostąpić tego zaszczytu. Chciałbym podziękować trenerowi za to, że najpierw wziął mnie na ławkę, a później umożliwił grę - mówił na gorąco po debiucie.
Jose Mourinho spełnił marzenie młokosa, ale później traktował go z dużą rezerwą. Łącznie pomocnik uzbierał zaledwie dziesięć występów w pierwszej drużynie United. W pewnym momencie wyraźnie przerastał młodzieżówkę, ale nie był jeszcze gotowy na regularne granie w Premier League. Największym problemem okazały się trudne relacje z portugalskim trenerem.
- Raz Mourinho zabrał mnie na mecz pierwszej drużyny po spotkaniu, które grałem w U-21. Siedzieliśmy przy stole, a on nagle podszedł do mnie i powiedział: "Jestem wku***ony, mam tego dość". Krzyczał, że w poprzednim meczu robiłem to i tamto, a powinienem zrobić coś innego. I to wszystko na oczach całego zespołu. Byłem zszokowany, nie spodziewałem się tego, zamurowało mnie - ujawnił Gomes na łamach Sportbible.com. - Kiedy sobie poszedł, pozostali zawodnicy powiedzieli mi, żebym się nie martwił, bo on chce tylko wywołać u mnie jakąś reakcję, po prostu taki jest. “Szturcha” piłkarzy i czeka, co zrobią. Ale byłem jeszcze młody. Pomyślałem sobie: "Cholera, on mnie nienawidzi". Wróciłem do pokoju i zadzwoniłem do taty, płakałem. Z perspektywy czasu wiem, że "Mou" ma w sobie mnóstwo pasji, po prostu chciał dać mi znać, że nie będzie łatwo - dodał.
Diabeł w sforze
W 2020 roku wychowanek opuścił Manchester United, w którym spędził większość życia. Na zasadzie wolnego transferu przeniósł się do Lille, gdzie musiał poczekać na swoją szansę. Pierwszy sezon spędził na wypożyczeniu w Boaviście. Postawiono na ten kierunek, ponieważ jego ojciec pochodził z Portugalii, w młodzieżówkach tego kraju występował nawet u boku Luisa Figo czy Rui Costy. Szybko okazało się jednak, że Angel przerasta tę ligę. W debiucie zanotował trzy asysty. Po czterech występach miał na koncie udział przy sześciu bramkach. Po udanym sezonie wrócił do Francji, gdzie Jocelyn Gourvennec uczynił z niego rezerwowego. Dopiero Paulo Fonseca dostrzegł, że ma do czynienia z materiałem na lidera zespołu.
- Opuszczenie Manchesteru było dużym ryzykiem, to mój dom, musiałem wkroczyć w nieznane. Czułem się tak, jakbym cofnął się o 1000 kroków. Ale wiedziałem, że nie ma odwrotu. Teraz jestem sam sobie wdzięczny, że podjąłem tę decyzję - wspominał w rozmowie z Goal.com.
Poprzednie dwa sezony pokazały, że Angel dokonał odpowiedniego wyboru. W Manchesterze być może nigdy nie mógłby liczyć na regularne występy. W Lille nie tylko dostał szansę, ale też możliwość przedefiniowania swojego stylu gry. Jako junior był skoncentrowany na zdobywaniu bramek, występował jako skrzydłowy, ofensywny pomocnik lub fałszywa “dziewiątka”. Na Stade Pierre-Mauroy ustawiono go niżej, co zaowocowało fantastycznymi rezultatami. Gracz, kojarzony dotychczas z produktem końcowym w postaci bramek, nagle dał się poznać jako kreator, dyrygent orkiestry “Mastifów”.
W kilku wywiadach Gomes podkreślał, że może grać jako “dziesiątka”, ale jeszcze lepiej czuje się w roli “szóstki” lub “ósemki”. Wtedy ma więcej kontaktów z piłką, w większym stopniu wpływa na poczynania całego zespołu. Efekty są oszałamiające. W poprzednim sezonie Anglik został ex-aequo z Ousmane Dembele i Romainem Del Castillo najlepszym asystentem w Ligue 1. Zgromadził aż osiem otwierających podań, dołożył do tego dwa trafienia w Lidze Konferencji. Dodatkowo w minionych rozgrywkach notował celność przerzutów na poziomie 76,4%. Portal Whoscored wyliczył, że był to piąty najlepszy wynik wśród zawodników z TOP5 lig. Lepsi okazali się jedynie Toni Kroos, Granit Xhaka, Rodri i Luka Modrić, czyli prawdziwa śmietanka towarzyska. Takich popisów Angela we Francji nie widziano od czasów Di Marii.
- Angel jest prawdopodobnie najbardziej inteligentnym zawodnikiem, jakiego mam do dyspozycji. Rozumie grę o wiele lepiej i szybciej niż inni, on kocha futbolu. Uwielbia się o nim uczyć, ma niesamowitę technikę i umiejętności. Pod presją bardzo trudno jest odebrać mu piłkę, świetnie szuka przestrzeni - zachwalał Paulo Fonseca, kiedy prowadził "Mastify". - Nie widzę wystarczającej liczby pochwał dla Angela za jego regularność w Lille. Kolejny topowy występ, moim zdaniem powinien zostać powołany - pisał w lutym Ian Wright.
- Lubię strzelać gole, ale wolę asysty, ponieważ za ostatnim podaniem kryje się więcej myślenia. Musisz być bardzo precyzyjny. Czasami wydaje się, że podanie jest proste, ale będąc na boisku, rozumiesz trudność w znalezieniu odpowiedniego momentu na zagranie piłki. Uwielbiam tego rodzaju pracę, kalkulację, myśli przed wykonaniem podania. Tak gram - opisał się w rozmowie z L'Equipe.
Jak anioła głos
Ostatnie tygodnie były dla 24-latka niezwykle intensywne. Po zmianie trenera Lille oczywiście utrzymał pierwszy skład. Bruno Genesio nie mógł zrezygnować z zawodnika, który wprowadził “Mastify” do ligowej czołówki. Już na początku sezonu Gomes brał udział w groźnie wyglądającym wypadku boiskowym. 17 sierpnia w rywalizacji z Reims zderzył się głową z Amadou Kone. Murawę opuszczał na noszach, mecz został na kilkadziesiąt minut przerwany. Początkowo wyglądało to fatalnie. Na szczęście szybko napłynęły pozytywne informacje.
- Pierwsze słowa Angela? Zapytał mnie, czy może zagrać w następną sobotę. Ma poczucie humoru, a to dobry znak po takim zdarzeniu. Ale teraz sprawy sportowe są rzeczą drugorzędną. Najważniejsze, że odzyskał przytomność, swobodnie rozmawiał, pytał o wynik itd. Widać, że jest w dobrym nastroju, bardzo go wspieramy - przyznał Genesio.
Gomes szybko wrócił do gry i to na wysokim poziomie. W efekcie po raz pierwszy w karierze dostał powołanie do pierwszej reprezentacji. Lee Carsley chciał sprawdzić piłkarza, którego doskonale poznał na poziomie młodzieżowym. Pomocnik był filarem angielskiej kadry, która sięgnęła po mistrzostwo Europy U-21. W trakcie ostatniego zgrupowania też pokazał próbkę swoich ogromnych umiejętności. Przeciwko Finlandii zaliczył aż 130 kontaktów z piłką, posłał 116 celnych podań, cztery przerzuty, wywalczył dwa faule. Był tempomatem gwarantującym spokój i dokładność. Jakość rywala nie była może najwyższa, ale już nie takie drużyny potrafiły sprawiać problemy faworyzowanym Anglikom.
- Lee Carsley? To trener, z którym bardzo łatwo się rozmawia. Po każdym meczu lub treningu weźmie cię na bok, powie, jaki ma plan na następne dni i zapyta, co ty o tym sądzisz. Chce poznać zdanie piłkarza, potrafi słuchać. Kiedy menedżer obdarza cię takim zaufaniem, to później możesz odwdzięczyć się na boisku - opisał w wywiadzie dla The Athletic.
- Angel kocha piłkę nożną, ogląda mnóstwo meczów, interesuje się taktyką. Jeśli zapytasz go o jakąś drużynę, wymieni jej cały skład. W pełni zasłużył na powołanie, a dzisiejszy występ był tym, co oglądamy w jego przypadku od trzech, czterech lat. Myślę, że ludzie powinni być podekscytowani jego grą - podkreślał Carsley po meczu z Finlandią.
Ekscytująca przyszłość
Grę Gomesa ogląda się z ogromną przyjemnością. Dobrze jest widzieć w akcji zawodnika, który teoretycznie odstaje od rywali. Jest niższy, chudszy, mniej postawny, mierzy tylko 168 centymetrów. Nie powalczy o górną piłkę, nie przestawi też żadnego przeciwnika. Ale wszystko to nadrabia w momencie, kiedy ma piłkę pod nogami. Wtedy potrafi jednym zagraniem udowodnić, że małe jest piękne.
- Myślę, że przez swoje warunki nauczyłem się szybszego myślenia. Muszę być mądrzejszy od moich rywali, zawsze być o krok lub dwa przed nimi. Kiedy byłem mały, oglądałem w akcji Xaviego i Iniestę, inspirował mnie ich spokój gry. Teraz obserwuję Bernardo Silvę czy Verrattiego. Oni też są niscy, ale to nie ma żadnego znaczenia. Nigdy nie będę postawnym zawodnikiem, ale udało mi się rozwinąć inne cechy, które wykorzystuję na boisku - opowiedział dla klubowych mediów Lille.
Warto obserwować Gomesa, na którego czeka szereg wyzwań. W Anglii na razie nie pojawiają się doniesienia o zatrudnieniu nowego selekcjonera. Pozostanie Carsleya na stanowisku sprawia zaś, że 24-latek powinien otrzymać kolejne szanse w kadrze. Szczególnie, że w piłce klubowej niedługo zaprezentuje swój talent na tle topowych rywali. W fazie ligowej Champions League Lille zmierzy się m.in. z Realem Madryt, Atletico czy Juventusem. Skauci topowych klubów powinni na czerwono zaznaczyć daty tych spotkań. Dodajmy bowiem, że umowa Angela z “Mastifami” obowiązuje tylko do końca tego sezonu. Za kilka miesięcy może on stać się topową okazją na rynku transferowym. Sam zainteresowany nie ukrywa tego, gdzie mógłby trafić po ewentualnym opuszczeniu Francji.
- Bardzo chciałbym kiedyś wrócić do Manchesteru. Ale w futbolu nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Muszę stąpać twardo po ziemi, nadal ciężko pracować, nie mogę przewidzieć przyszłości - wyznał dwa lata temu.
Powrót na Old Trafford w tym momencie byłby bardzo ryzykownym ruchem. Czas leci, a projekt budowany przez Erika ten Haga wciąż zdaje się chwiać w posadach. Pewnie w Europie da się znaleźć wiele klubów, które oferują nieco ciekawsze perspektywy. A sam Gomes zdecydowanie nie powinien narzekać na brak ofert. Wciąż młody, ale już doświadczony pomocnik, który obsadzi każdą pozycję w drugiej linii i jest gwarantem asyst? Tacy zawodnicy stanowią towar deficytowy na rynku. Pozostaje czekać na rozwój sytuacji. Ale na dziś wydaje się, że Lille będzie tylko przystankiem w drodze do klubu z jeszcze wyższej półki.