Bez nich nie byłoby Juventusu Turyn, jaki znamy dzisiaj. Wyjątkowa przyjaźń z angielskim piątoligowcem
Tak jak w świecie piłki mamy wielkie rywalizacje, tak i zespoły, które są ze sobą w naprawdę dobrych stosunkach. Można wymienić chociażby “sztamę” Ajaxu z Tottenhamem, Genoi z Napoli, a na naszym podwórku - Lecha z Arką i Cracovią czy Ruchu Chorzów z Widzewem. Jedną z najstarszych na świecie jest jednak przyjaźń wielkiego Juventusu z... piątoligowym angielskim Notts County.
Tak, słynna “Stara Dama” utrzymuje bardzo dobre relacje z drużyną z miasta oddalonego o tysiąc kilometrów, która nawet nie gra w zawodowej lidze. Ich losy splotły się w 1903 roku. Wtedy obie drużyny znajdowały się w kompletnie innej sytuacji. Anglicy mieli ugruntowaną pozycję w swoim kraju, a na koncie nawet wygraną w FA Cup. Włosi z kolei dopiero raczkowali i jeszcze nie marzyli o wielkich sukcesach, jakie mieli święcić w przyszłości.
Ponad sto lat później, na inaugurację nowo wybudowanego Allianz Stadium, ekipa z Turynu zmierzyła się właśnie z dużo niżej notowanymi “The Magpies”. Wiele osób mogło wtedy podrapać się po głowie ze zdziwieniem, ale wybór rywala nie był dziełem przypadku. Mecz stanowił podziękowanie za pomoc z początku XX wieku. Pomoc, bez której “Bianconeri” nie byliby tacy, jakich ich znamy. I to dosłownie.
Problemy “różowych” Włochów
W zapomnianych już czasach, gdy powstawał w Turynie klub piłkarski o nazwie Juventus, jego założyciele szukali strojów, w których mogliby grać. Zespół powołali do życia uczniowie liceum Massimo D’Azeglio. Koszulki załatwił ojciec jednego z nich. Miały intensywny różowy kolor. Stąd też często takiej barwy jest wyjazdowy trykot turyńczyków. Do kompletu zawodnicy Juventusu zakładali czarne spodnie.
W tamtym okresie futbol stanowił jeszcze hobby, a nie sposób na życie. Nikt nie miał pieniędzy na wielkie inwestycje i nowe komplety ubrań dla zawodników. Koszulki prano po każdym meczu i noszono przez kilka lat. W 1903 roku zaczęły tracić swój dawny blask. Jaskrawy róż zaczął przypominać bardziej ten blady, przywdziewany przez ekipę Palermo. “Stara Dama” straciła część swojej wyjątkowości, a piłkarze wyglądali na boisku mniej zadziornie. Musieli znaleźć nowe stroje.
Po pierwsze - takie, które będą wyróżniać zespół na włoskich boiskach. Po drugie - trwałe. Nikt nie chciał bowiem, aby za kilka lat powtórzył się problem. Wszelkie jaskrawe, wymyślne kolory odpadały, jakość wykonania stała wtedy na zdecydowanie niższym poziomie. Trzeba było postawić na coś bezpiecznego.
Pomoc z Anglii
Jeden z zawodników włoskiej ekipy, Anglik, John Savage, miał kontakty na Wyspach. Spróbował wykorzystać je do rozwiązania problemu. Skontaktował się ze znajomym, mieszkającym w Nottingham fanem Notts County. Ten, za zgodą swojej ukochanej drużyny, odesłał mu jej ówczesny strój. Koszulkę w biało-czarne pionowe pasy i czarne spodenki. Takie, jakie znamy dziś. Tamtego dnia, w 1903 roku, narodziła się legenda. Powstali “Bianconeri”.
Nowa kolorystyka spełniała postawione wymagania - zarówno te praktyczne, jak i wizerunkowe. Nie była podatna na spieranie, żaden z ligowych rywali jeszcze nie nosił takich kolorów. Rozwiązanie idealne. Do tego okazało się dobrym omenem.
“Pasiasty” Juventus w 1905 roku odniósł swój pierwszy wielki sukces, sięgając po mistrzostwo kraju. Na piłkarskiej mapie Włoch pojawiła się nowa siła. Nikt w klubie nie pomyślał już nigdy o tym, aby rozstać się z nowymi barwami. Biało-czarne pionowe pasy towarzyszyły turyńczykom ponad sto lat (aż do obecnego sezonu) i nierozłącznie się z nimi kojarzą. To w nich zdobywano 35 mistrzostw kraju, 13 razy wygrywano Puchar Włoch i wznoszono dwa Puchary Europy.
Stuletnia przyjaźń
Dziś Juve święci wielkie sukcesy. Ich “przyjaciele” za to jeszcze nigdy nie znajdowali się w trudnejszej sytuacji. Byli pierwszym zawodowym klubem piłkarskim na świecie. Status ten utrzymywali przez 157 lat, ale w zeszłym sezonie pierwszy raz w swojej historii spadli z Football League. Obecnie grają w półzawodowej, piątej lidze. Na poziomie ekstraklasy ostatni raz mogliśmy oglądać ich w kampanii 1991/92. Swoje jedyne znaczące trofeum zdobyli w… 1894 roku.
Włosi, pomimo swoich osiągnięć, nie zapomnieli o długu wobec Anglików. Chociaż okazja na odwdzięczenie się przyszła po ponad stu latach. W 2011 roku na inaugurację nowego stadionu “Starej Damy”, gospodarze zmierzyli się właśnie z trzecioligowym wówczas Notts. Piłkarze “Srok” otrzymali jedyną w swoim rodzaju szansę rozegrania meczu na wielkim europejskim obiekcie. Do tego naprzeciw nich stanęła jedna z najbardziej znanych piłkarskich marek.
Mecz, będący efektem zdarzenia sprzed ponad stu lat, zakończył się zaskakującym remisem 1:1. Bramki strzelili Luca Toni oraz Lee Hughes. Ale nie był to koniec interakcji dwóch zespołów z bardzo odległych światów. Przed startem bieżącego sezonu “Bianconeri” chcieli odwdzięczyć się w sposób dosłowny. Mieli zaoferować drżącemu o przyszłość, zmagającemu się z problemami finansowymi spadkowiczowi ufundowanie strojów na nową kampanię. Niestety, na drodze stanęły umowy z producentami strojów. Mistrzowie Włoch grają w trykotach Adidasa, a Anglicy przywdziewają produkty Pumy.
Historia, która łączy Juventus i Notts County jest jedną z zapomnianych opowieści futbolu. Zwłaszcza w obecnych realiach brzmi ona kuriozalnie. Tak wielki klub zawdzięcza ogromny element swojej tożsamości ekipie z półzawodowej Conference National. I pomimo upływu ponad stu lat wciąż o tym pamięta.
Piłka nożna pisze niesamowite opowieści. A ta odcisnęła wielkie piętno na jej obecnym obrazie. Wyobrażacie sobie “Juve” w innych barwach?
Kacper Klasiński