Bednarek i Cash odejdą z Aston Villi? Niełatwa sytuacja Polaków w Anglii. "Ma z tym duże problemy"
Po odejściu Mateusza Klicha z Leeds United w Premier League mamy już tylko czterech Polaków, w tym trzech reprezentantów. Każdy z nich mierzy się z różnymi trudnościami, ale przed każdym tli się nadzieja na lepszą przyszłość. Fantastyczna (?) czwórka pozostała również na zapleczu, czyli w Championship.
Nie liczę oczywiście zawodników wypożyczonych do innych lig, czyli Mateusza Lisa (z Southampton do francuskiego Troyes), Mateusza Bogusza (z Leeds do hiszpańskiej Ibizy), Michała Karbownika (z Brighton do niemieckiej Fortuny) i Kacpra Kozłowskiego (z Brighton do holenderskiego Vitesse).
Nie liczę też młodzieżowców, którzy grają w Premier League 2 i jedynie czasem trenują z kadrami pierwszych zespołów. Mówię o tych, którzy realnie mogą liczyć na występy w najlepszej lidze Europy i w reprezentacji Polski. Poza Łukaszem Fabiańskim, który sam się z reprezentacji wypisał już jakiś czas temu. Więc może od tego najbardziej doświadczonego zacznijmy.
Łukasz Fabiański (West Ham)
Mimo 37 lat na karku Fabiański zaczął kolejny sezon jako numer jeden w West Hamie i to się na razie nie zmienia. Problem w tym, że po dwóch sezonach w okolicach TOP6 (kolejno szóste i siódme miejsce), w tym wyniki Młotów wyraźnie się pogorszyły. Kibice za jednego z winnych uznają bramkarza, który może nie zawalił spektakularnie wielu goli, ale nie pomagał w tak wyraźnym stopniu jak wcześniej. Zdarzyło mu się też kilka wpadek, jak choćby wpuszczony przy bliższym słupku strzał Gabriela Martinellego w meczu z Arsenalem.
Wykupiony przed sezonem, osiem lat młodszy Alphonse Areola ma wielu zwolenników, którzy twierdzą, że Francuz powinien dostać szansę kosztem Fabiańskiego. Ale przynajmniej w dwóch ostatnich meczach Polak w końcu dał argumenty swoim sympatykom. Najpierw uratował West Hamowi punkt w wyjazdowym meczu z Leeds kapitalnie broniąc w ostatniej akcji meczu strzał z bliska Rodrigo, a potem zachował czyste konto w meczu Pucharu Anglii na niełatwym terenie Brentfordu, też notując kluczową interwencję po strzale Yoane Wissy.
Obecność Fabiańskiego w bramce na FA Cup była zaskoczeniem, bo zazwyczaj podział był jasny: "Fabian" gra w lidze, a w Areola w krajowych i europejskich pucharach. Okazało się jednak, że jego rywal złapał kontuzję. To oznacza, że na razie możemy być spokojni o kolejne występy naszego rodaka. Przynajmniej tak długo jak długo menedżerem West Hamu pozostaje Moyes. Ale do tego niezbędna jest błyskawiczna poprawa wyników. W najbliższą sobotę "Młoty" zagrają na wyjeździe z rywalem w walce o utrzymanie - Wolves.
Jan Bednarek (Aston Villa)
Jeszcze gorzej od West Hamu radzi sobie Southampton, czyli "czerwona latarnia" tabeli z zaledwie 12 punktami po 18 meczach i tylko jednym czystym kontem. Nathan Jones, który zastąpił po czterech latach Ralpha Hasenhuettla, na razie wygrał trzy z siedmiu meczów, wszystkie pucharowe. W lidze sytuacja wygląda coraz gorzej, a nowy menedżer cały czas szuka dobrych rozwiązań taktycznych i personalnych. Przyznaje wprost, że potrzebuje nowego stopera i tu pada światło na Jana Bednarka, który jest tylko wypożyczony do Aston Villi.
A to wypożyczenie zdecydowanie nie układa się po jego myśli. Dla Unaia Emery'ego niepodważalny duet podstawowych stoperów stanowią Tyrone Mings i Ezri Konsa. Bednarek i Callum Chambers są tylko zmiennikami. Obaj zagrali po 90 minut w meczu FA Cup, który Aston Villa sensacyjnie przegrała z czwartoligowym Stevenage 1:2. Polak nie popełnił błędu, który bezpośrednio prowadziłby do któregoś z goli, ale udział w tym najgorszym występie Villi za Emery'ego na pewno nie poprawia jego notowań. Miał też duże problemy z umiejętnym wyprowadzaniem piłki, na co zwracali uwagę kibice. I to na tle rywala z League Two.
Aston Villa nie gra już w krajowych pucharach, w lidze hierarchia jest jasna, więc najbliższe miesiące nie zwiastują wielu okazji do gry dla Bednarka. Być może to skłoni go do powrotu do Southampton, gdzie pod nowym menedżerem mógłby zacząć z czystą kartą. To jedyna opcja, bo w trzecim klubie w jednym sezonie grać nie może. Jedno jest pewne - ma czas do końca stycznia, by zdecydować, co będzie dla niego lepsze. Jeśli nie zależy mu na grze, to na pewno Aston Villa ma większe aspiracje i możliwości niż So'ton.
Matty Cash (Aston Villa)
W meczu ze Stevenage do 70. minuty grał też Matty Cash. Dalszą grę uniemożliwiła mu kontuzja pachwiny. Na razie nie wiadomo, jak jest poważna i na jak długo wykluczy reprezentanta Polski. Kolejna absencja to byłby duży cios dla zawodnika, który po powrocie z mundialu dopiero co przebił się z powrotem do pierwszego składu "The Villans". Wcześniej krótko przegrywał rywalizację z 37-letnim Ashleyem Youngiem, który przeżywa drugą młodość i który miał ten atut, że nie był na mistrzostwach i mógł spokojnie przepracować zimowy obóz z Emerym.
Trzeba jednak dodać, że czysto sportowo Cash od początku sezonu jest cieniem samego siebie z poprzednich lat. Ma duże problemy nie tylko z grą defensywną, ale też z jakością podań i dośrodkowań, podejmuje złe decyzje i popełnia głupie błędy. Natomiast zwiastunem poprawy mogło być ładne podanie wzdłuż linii bocznej, które rozpoczęło bramkową akcję Villi na 1:0 w meczu ze Stevenage.
Oby uraz pachwiny nie okazał się poważny, bo niespodziewanie przed Polakiem otworzyła się też szansa głośnego transferu. Nie jest tajemnicą, że Chelsea w zimowym oknie transferowym będzie szukała zastępstwa na prawą obronę dla wiecznie kontuzjowanego Reece'a Jamesa. Jedną z opcji jest Pedro Porro ze Sportingu Lizbona, inną Nahuel Molina z Atletico, a kolejną ma być... właśnie Cash. Taką informację podał zajmujący się Chelsea Simon Phillips.
Patrząc jednak na formę 25-latka w ostatnich tygodniach to byłaby spora niespodzianka. Tym bardziej, że nie tak dawno przedłużył umowę w Birmingham aż do 2027 roku.
Jakub Moder (Brighton)
Piłkarz, na którego powrót do reprezentacji czekamy najbardziej. I zapewne jeszcze trochę poczekamy. Moder ostatni raz kopnął piłkę w Premier League 2 kwietnia 2022 roku. W grudniu poinformował, że wrócił do treningów z piłką, ale nadal trwa rehabilitacja jego kolana po operacji zerwanych więzadeł krzyżowych. Jeśli będzie przebiegać pomyślnie, to na boisku powinniśmy zobaczyć go na przełomie lutego i marca. Tak twierdzi jego menedżer, Roberto De Zerbi.
Bartosz Białkowski (Millwall)
W Championship, a więc na drugim poziomie rozgrywkowym w Anglii, też mamy czterech zawodników, w tym dwóch grających regularnie. Bartosz Białkowski od lat był jednym z najbardziej cenionych bramkarzy na drugim poziomie w Anglii, nie omijał żadnego spotkania, miał największy procent obronionych strzałów i wygrywał nagrody dla piłkarza roku w Millwall. A jednak, dość niespodziewanie, we wrześniu wygryzł go Anglik George Long. Narodziny córki sprawiły jednak, że 29-latek ominął ostatnie dwa mecze i, kto wie, być może "Bartman" wróci na dobre do składu londyńskiej ekipy. Ale już raczej nie do reprezentacji.
Michał Helik (Huddersfield)
Millwall zajmuje obecnie szóste miejsce i ma spore szanse na miejsce w play-offach o awans do Premier League. Tego nie można powiedzieć o Huddersfield Helika, które okupuje przedostatnie, 23. miejsce w tabeli. Odkąd polski obrońca tam trafił, gra we wszystkich meczach od deski do deski na lewej stronie trzyosobowego bloku środkowych obrońców, ale zanosi się na to, że jego zespół czeka walka o utrzymanie. Podobnie jak w zeszłym sezonie w barwach Barnsley, wtedy niestety zakończona spadkiem.
Krystian Bielik (Birmingham)
Bielik ze swoim Birmingham osiadł w środku tabeli. Po powrocie z mundialu rozegrał 450 minut na 450 możliwych, ale w ostatnich trzech meczach jego zespół przegrywał (kolejno z liderem Burnley, Hull i Middlesbrough). Ostatnio pojawiły się pogłoski o jego potencjalnym powrocie z wypożyczenia do Derby, ale trudno sobie wyobrażać, by chciał zamienić Championship z powrotem na League One. Bez wątpienia w kadrze Birmingham niewielu jest zawodników z takim potencjałem jaki ma Bielik, ale na razie cierpi on, tak jak Cash, na "syndrom formy pomundialowej". Na pewno mierzy wyżej.
Przemysław Płacheta (Norwich)
Zaliczył w tym sezonie pięć występów w pierwszych pięciu kolejkach, jeszcze na wypożyczeniu w Birmingham. Potem złamał jednak piszczel i w styczniu wrócił z wypożyczenia do Norwich. Trzy dni później miał już nowego menedżera, bo wobec rozczarowujących wyników Dean Smith został zastąpiony przez Niemca Davida Wagnera. Na razie nie wiadomo, jak długo potrwa jeszcze rehabilitacja lewonożnego skrzydłowego. Przed nim długa droga, by przypomnieć o sobie kibicom i pomóc "Kanarkom" w walce o awans.