Bayern w tarapatach. Tak źle w Monachium nie było od dawna. Rozpaczliwe kroki giganta?
Borussia Dortmund od przeszło pięciu lat czeka na ligowe zwycięstwo nad Bayernem Monachium. To zdecydowanie zbyt długo, nawet jak na standardy drużyny z Zagłębia Ruhry. Teraz jednak przykra statystyka może zostać poprawiona, bo "Die Roten" trapią wielopłaszczyznowe problemy. Lepszej okazji nie było bardzo dawno i nieprędko będzie.
Pucharowa środa przyniosła jeden z największych wstydów w historii Bayernu. Porażka 1:2 z trzecioligowym Saarbrucken jest upokorzeniem, jakiego nikt się nie spodziewał. To wynik kłopotliwy na poziomie 0:7 z Schalke, 0:6 z Eintrachtem Frankfurt i Kickers Offenbach, 1:3 z Wuppertaler, 1:4 ze Stuttgart Kicker, czy 1:6 z... Saarbrucken. Do wszystkich tych porażek dochodziło jednak w najlepszym wypadku w latach 90. XX wieku. Tak upokarzające odpadnięcie z Pucharu Niemiec jest zaś kopniakiem od teraźniejszości.
Można oczywiście doszukiwać się w tym rezultacie przypadku, ale nawet najbardziej niedorzeczna historia opiera się na pewnych realnych filarach. Oczywiście, że Bayern był w tym felernym spotkaniu zespołem dużo lepszym - większe posiadanie piłki, liczba okazji strzeleckich, najważniejsze kwestie przemawiały właśnie za "Die Roten". Jednocześnie jednak zespół Thomasa Tuchela ma swoje problemy, których kumulacja okazała się na tyle silna, że wywołała eksplozję radości w szeregach Saarbrucken.
Kontuzje ważnych zawodników, kwestie Jerome'a Boatenga i Harry'ego Kane'a, upartość szkoleniowca, znaki zapytania w kontekście niedalekiej przyszłości. A to wszystko u progu kolejnego Der Klassikera.
Kruche podstawy
Bayern od wielu lat jest postrzegany jako jeden z najlepiej zarządzanych klubów na świecie. Stan finansów zawsze się zgadza, nie ma żadnych problemów z płynnością. "Die Roten" unikają kolosalnych transferów, a jednocześnie potrafią dość dobrze sprzedawać mniej potrzebnych zawodników. Druga strona medalu jest jednak mniej optymistyczna - monachijczycy regularnie bowiem zaciskają pasa tak mocno, że ten nie tyle podtrzymuje fason, co po prostu przydusza.
W trakcie letniego okienka zespół Thomasa Tuchela wzmocniło pięciu nowych piłkarzy. Harry Kane, Konrad Laimer, Kim Min-jae, Daniel Peretz oraz Raphael Guerriero stanowią teoretycznie odpowiedź na potencjalny problem we wszystkich formacjach. Szkopuł w tym, że nie można zapominać o licznych transakcjach z klubu. W gruncie rzeczy wymieniona piątka to tylko łatanie dziur, bo z "Die Roten" pożegnało się aż 15 graczy, jeśli wliczymy w to wypożyczenia. Głębia składu ucierpiała w sposób, który zaczął o sobie dawać już na wstępnym etapie sezonu.
Przy okazji najbliższego spotkania z Borussią Dortmund w kadrze Bayernu znajduje się jeden w pełni zdrowy stoper, którym jest wspomniany wcześniej Koreańczyk. Wobec tego Tuchel musi albo liczyć na faktyczne wykurowanie się Dayota Upamecano, albo musi jakoś przestawiać innych zawodników, ale będzie to szukanie po omacku. Ani Laimer, ani Guerreiro lub Davies - nie wspominając już o Sarrze lub Kratzigu - nie są przystosowani do gry na środku defensywy.
Tym bardziej jako niedorzeczne wydaje się pozbycie Benjamina Pavarda oraz Josipa Stanisicia - duet ten cechowała uniwersalność i użyteczność na najwyższym możliwym poziomie. Chociaż do klubu trafili godni następcy, to są oni przy tym znacznie bardziej jednowymiarowi. Trudno o tym zapomnieć w obliczu tak pogłębionych kłopotów kadrowych. Bo przecież posypała się nie tylko defensywa.
Na liście niedysponowanych jest także większość bramkarzy, a Manuel Neuer mógłby póki co występować z naklejką: "uczę się bronić". Z powodu zawieszenia z Borussią nie wystąpi Joshua Kimmich, czyli filar drugiej linii. Dopiero teraz do zdrowia wraca też Leon Goretzka, więc jeśli będzie gotowy, to na ostatnią chwilę. W gruncie rzeczy jedną formacją, która jakoś przetrwała te pierwsze miesiące bez start w ludziach, pozostaje ofensywa. Nic więc dziwnego, że Bayern - chociaż w tabeli musi uznać wyższość Bayeru Leverkusen - strzelił zdecydowanie najwięcej goli w całej Bundeslidze.
Niemniej kłopoty z podziurawioną obroną sprawiają, że "Die Roten" rozważają kroki, jakie jeszcze chwilę temu uchodziły za nieprawdopodobne.
Złamać się, czy nie złamać?
Jerome Boateng jest już po drugiej stronie rzeki. Były reprezentant Niemiec opuścił Bayern w 2021 roku i już wtedy było widać, że nie zawsze jest w stanie działać na najwyższych obrotach. Co więcej, od tamtego czasu minęło już ponad dwa lata, a upływ miesięcy nie był szczególnie łaskawy dla weterana. To nie jest przypadek Thiago Silvy ani Pepe. Po Batengu widać, że na karku ma już 35 lat i zbliża się do sportowej emerytury. Pobyt w Lyonie był na to najlepszym dowodem - stoper zdecydowanie nie zdołał uzdrowić defensywy francuskiego klubu, ostatecznie uzbierał nieco ponad 30 występów w Ligue 1, a większość z nich jeszcze w sezonie 2021/22. Pod względem sportowym nie istnieje zatem żadna przesłanka ku temu, aby "Die Roten" znów mieli wiązać się ze swoim byłym piłkarzem.
Powierzenie mu kolejnego kontraktu, nawet krótkoterminowego, jest na pierwszy rzut oka podobne do epizodu Daleya Blinda, który też nie jest wspominany zbyt dobrze. Różnica polega jednak na tym, że Holender miał za sobą regularną grę w Ajaksie i nie przyprawiał zarządu o wątpliwości natury moralnej. W wypadku Boatenga nie można zapominać o wciąż toczącym się postępowaniu sądowym. Sprawa dotycząca znęcania się nad byłą partnerką, która ostatecznie popełniła samobójstwo, została wznowiona. Dla Bayernu porozumienie z Niemcem byłoby zatem ruchem wątpliwym, brakiem nadziei na zachowanie twarzy. Na ten moment przedstawiciele klubu odcinają się od faktycznego dogadania z obrońcą, ale w wypowiedziach uderza, że taka decyzja została podjęta tylko "na ten moment". Gdyby sytuacja kadrowa stała się jeszcze gorsza, nie ulega wątpliwości, że temat wróciłby niczym bumerang.
- Tuchel powiedział na konferencji, że póki co nie ma takiego tematu. Ale Bayern jest pod ścianą. Fatalne decyzje w letnim oknie transferowym skutkują dziś tym, że Bayern ma olbrzymie problemy kadrowe. Tuchel w zasadzie nie ma kim rotować, a jedna kontuzja sprawia, że linia obrony układa mu się sama z siebie. Ewentualne podpisanie Boatenga byłoby więc z jednej strony ruchem panicznym, a z drugiej sensownym przy takich zaniechaniach, jakich latem dopuścił się komitet transferowy Bayernu. Ale w tej sprawie jest jeszcze trzecia strona, czyli kibice, którzy za nic w świecie nie chcą w klubie piłkarza, na którym ciążą poważne zarzuty o przemoc rodzinną i otwarte sprawy sądowe - tłumaczy nam Tomasz Urban, komentujący Bundesligę w "Viaplay".
Co dalej?
W kontekście Bayernu warto też zwrócić uwagę na przyszłość, bo ta wcale nie jest tak poukładana, jak można by się tego spodziewać. Niemiecka precyzja czmychnęła w momencie, gdy trzeba zastanawiać się nad dalszą współpracą z kilkoma istotnymi piłkarzami. Na ten moment nikt nie jest w stanie wykluczyć, że już przyszłego lata w Monachium będzie bardzo gorąco i to nie tylko ze względu na globalne ocieplenie. Dotychczasowe filary coraz głośniej zaczną rozważać pożegnanie się z gigantem z Bawarii lub będą miały tak silną pozycję negocjacyjną, że siłą rzeczy zmienią dotychczasową politykę zarządzania drużyną. Kto niebawem może stać się przedmiotem spekulacji transferowych?
- Thomas Mueller - kontrakt do 30 czerwca 2024 roku
- Manuel Neuer - kontrakt do 30 czerwca 2024 roku
- Eric Maxim Choupo-Moting - kontrakt do 30 czerwca 2024 roku
- Buona Sarr - kontrakt do 30 czerwca 2024 roku
- Sven Ulreich - kontrakt do 30 czerwca 2024 roku
- Alphonso Davies - kontrakt do 30 czerwca 2025 roku
- Joshua Kimmich - kontrakt do 30 czerwca 2025 roku
- Leroy Sane - kontrakt do 30 czerwca 2025 roku
O ile pożegnanie Ulreicha, Sarra, a nawet Choupo-Motinga nie będzie najtrudniejszą decyzją na świecie, a Neuer prawdopodobnie podpisze nową umowę, o tyle w wypadku pozostałych graczy dalszy rozwój kariery stoi pod dużym znakiem zapytania. Davies już teraz jest regularnie łączony z przeprowadzką do Realu Madryt, natomiast Mueller nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie kontynuował przygodę z futbolem po EURO 2024, wobec czego nie dogadał się w sprawie prolongaty. Jeszcze inaczej do sprawy podchodzą Kimmich oraz Sane, którzy w ogóle nie spieszą się do tego, aby zasiąść do negocjacji z zarządem, a przecież lato 2024 roku będzie ostatnim momentem, aby potencjalnie zarobić na odejściu niemieckiego duetu.
Dywagowanie na ten temat jest w tym momencie wróżeniem z fusów, ale same informacje wskazują na to, że w Monachium nie wszystko idealnie poukładano. Problemy z kadrami, zmiany na stanowiskach dyrektorskich sprawiają, że Bayern zaczyna drżeć w posadach. Oczywiście nadal jest głównym kandydatem do zdobycia tytułu, ale już końcówka poprzednich rozgrywek pokazała, że "Die Roten" są do ugryzienia. Teraz najwięksi rywale - z Bayerem i Borussią na czele - mogą przycisnąć. Zbyt wiele rzeczy u "Die Roten" się nie spina, aby przejść obok tego obojętnie. Swoje dokłada nawet trener.
Niedopracowane One Man Show
Thomas Tuchel szkoleniowcem idealnym nie jest. Pokazał to w PSG, pokazał to w Chelsea i pokazuje w Bayernie. Legendy klubu zwracają uwagę, że zespół pod wodzą Niemca się nie rozwija, co stanowi zarzut o tyle poważny, że 50-latek nie przejmował drużyny pogrążonej w kryzysie, ale wskakiwał za Juliana Nagelsmanna, który nagle przegrał pojedynek toczony jedynie w umysłach członków zarządu. Uznano, że młodszy z trenerów nie ma genu zwycięzcy niezbędnego do tego, aby pracować w Monachium, wobec czego pożegnano się z nim znacznie szybciej niż początkowo zakładano. Ta szalona zamiana nieomal zakończyła się katastrofą, bo "Die Roten" Bundesligę wygrali ledwo, ledwo, a z Pucharu Niemiec i Ligi Mistrzów odpadli już na etapie ćwierćfinałów. Jak na standardy drużyny, która celuje we wszystkie trofea, jest to wynik po prostu słaby.
Teraz zaś wiadomo, że trudno będzie nawet o powtórzenie tych rezultatów. Mamy dopiero listopad, a ekipa Tuchela została rozbita w Superpucharze, upokorzona w Pucharze Niemiec, zaś w lidze zajmuje drugie miejsce, bo doszło do dwóch potknięć. W teorii można bronić się Ligą Mistrzów, gdzie Bayern po trzech kolejkach ma na swoim koncie komplet punktów, ale sam styl zwycięstw zdecydowanie nie należał do najbardziej pewnych. W spotkaniach z Kopenhagą, Galatasaray i Manchesterem United niemiecki gigant miał po prostu mnóstwo szczęścia. Oczywiście jest ono niezwykle ważne, szczególnie przy takim formacie rozgrywek, ale nie dziwi, że "Die Roten" brakuje w gronie najpoważniejszych kandydatów do zdobycia trofeum. Trudno wytrzymać porównania z Manchesterem City, ale też Realem Madryt i Barceloną.
Być może wynika to z faktu, że Bayern zaczyna rysować się jako drużyna niedopracowana. Nie ma niczego złego w tym, że Harry Kane to twój najlepszy piłkarz, Anglik jest w stanie wypracować ten status w większości drużyn na świecie. Próżno jednak uciec przed wrażeniem, że Tuchel jednocześnie nie wykrzesał pełni potencjału, a jednocześnie skupił na nim niemal całą swoją uwagę personalną i zbyt mocno uzależnił poczynania całego zespołu od jednego gracza. Legenda Tottenhamu zdobyła w Bundeslidze już 12 bramek i dorzuciła pięć asyst, co łącznie stanowi dokładnie 50% całego dorobku strzeleckiego "Die Roten". Wśród czołowych drużyn na dyspozycji jednego zawodnika bardziej polega tylko VfB Stuttgart, gdzie szaleje Serhou Guirassy. Wymowne, że gdy Gwinejczyka zabrakło, to zespół przegrał drugie spotkanie w lidze, a w Pucharze wymęczył zwycięstwo nad pogrążonym w kryzysie Unionem Berlin.
- Mam wrażenie, że Bayern nie potrafi jeszcze Kane'a w pełni wykorzystać. Kane strzela praktycznie wszystko, co ma, ale przede wszystkim bazuje na swojej indywidualnej klasie. Myślę, że w tym względzie są jeszcze rezerwy i Kane może strzelać jeszcze więcej goli. Na razie ma ich 12 w dziewięciu meczach, ale też cztery zdobył strzałami z rzutów karnych. Kane różni się od Lewandowskiego tym, że sam też kreuje kolegom. Na współpracy z nim bardzo korzysta Sane, któremu Kane asystował już przy trzech golach - mówi nam Urban.
- A czy Bayern jest jednowymiarowy? Nie powiedziałbym. Ale Bayern wciąż szuka swojego nowego stylu. Pod wodzą Nagelsmanna Bayern był ultraofensywny, grał na skraju ryzyka, często nawet przekraczał tę granicę, co zwłaszcza w meczach z silnymi i wyrachowanymi rywalami obracało się przeciw niemu. Za Tuchela Bayern ma być bardziej pragmatyczny, ma być bardziej wyważony i zbalansowany. Ale na razie tego balansu nie ma. W trakcie jednego meczu widzimy różne oblicza tej drużyny. Najlepszym przykładem takiego stanu rzeczy są mecze z Stambule z Galatasaray i u siebie z Darmstadt. Problemy kadrowe też oczywiście robią swoje i to na pewno jest jakimś usprawiedliwieniem dla Thomasa Tuchela - dodaje
W świetle wszystkich tych wydarzeń Borussia Dortmund zdaje się mieć idealną okazję do pokonania Bayernu pierwszy raz w ostatnich dziesięciu spotkaniach. Wyższe morale, gra przed własną publicznością, rywale z przerzedzoną kadrą. Należy jednak pamiętać, że przy tym wszystkim Borussia wciąż pozostaje Borussią Dortmund. A Bayern to jej kryptonit.