Bartosz Białek spełnia oczekiwania. Nauka języka, dodatkowe treningi i jasny plan. Nie ma mowy o wypożyczeniu
Bartosz Białek potrzebował zaledwie dziesięciu minut gry, aby zdobyć swoją pierwszą bramkę w Bundeslidze. 19-latek zadebiutował już we wszystkich rozgrywkach, w których występuje Vfl Wolfsburg. Sprawdziliśmy, jak minęły mu pierwsze miesiące w ekipie „Wilków” i jaka czeka go przyszłość w klubie. - Każdy etap jest zaplanowany. Wolfsburg nie planuje go wypożyczyć – słyszymy.
Białek 11 listopada skończył 19 lat, a dwa tygodnie później strzelił debiutanckiego gola przeciwko Werderowi Brema. Tym samym stał się najmłodszym Polakiem, który trafił w lidze niemieckiej. Wyprzedził Arkadiusza Milika - byłego napastnika Bayeru Leverkusen i FC Augsburg.
Wyjechał szybciej niż Milik
Dla Milika Niemcy okazały się w młodym wieku za wysoką półką. Odbił się od Bundesligi i dopiero transfer do Ajaksu Amsterdam był dla jego kariery momentem zwrotnym. Czy Białek udźwignie presję?
Z Ekstraklasy odchodził jako największy transfer w historii Zagłębia Lubin. Tu jeszcze jedno porównanie do Milika. Starszy kolega wyjechał do Leverkusen z Górnika Zabrze po 38 ligowych spotkaniach, w których zdobył jedenaście bramek. Białek ruszył w świat jeszcze szybciej. Jego bilans występów jest o połowę mniejszy, ale licznik goli bardzo podobny – dziewięć trafień. Wolfsburg zapłacił za niego ponad pięć milionów euro. Kwotę świadczącą o przekonaniu i wierze, że klub bierze duży talent. Talent, który trzeba oszlifować.
Nastolatek został prześwietlony pod każdym kątem zanim zdecydowano się na transfer. Z drugiej strony on też przebierał w ofertach i sprawdzał, który kierunek da mu szansę rozwoju. „Wilki” wydawały się doskonałym kierunkiem pod względem sportowym i życiowym. Młodzian nie wyjechał do klubu z miejskiej dżungli, a miasteczka żyjącego z produkcji Volkswagena. Cichego i spokojnego.
Pomoc klubu i nauka niemieckiego
W jego karierze i pod względem zarządzaniu nią nic nie zostało pozostawione przypadkowi. Transfer pilotował Jörg Schmadtke, czyli dyrektor zarządzający Vfl Wolfsburg. Klub miał i ma na Białka plan. Gdy przyjechał do Niemiec, dostał szeroką opiekę. Pokazano mu klub, ośrodek treningowy, przedstawiono etapy rozwoju. Gdy zdecydował się na złożenie podpisu na kontrakcie, kilka osób pomogło mu w organizacji nowego życia - znalezienia mieszkania, założenia konta w banku, załatwienia spraw administracyjnych.
Białek dostał też nauczyciela niemieckiego. Język szlifuje trzy razy w tygodniu podczas zajęć online. Na boisku też ma się od kogo uczyć. Ranking snajperów w Wolfsburgu jest jasny - Wout Weghorst i cała reszta, która walczy o minuty. Holender regularnie strzela kilkanaście goli w sezonie. Jego pozycja jest niepodważalna. Ale na tym etapie to dobrze. Białek ma się od kogo uczyć i korzysta z rad doświadczonego kolegi. W takiej hierarchii nikt nie nakłada na niego presji związanej z odpowiedzialnością za wynik. Na razie ma zbierać doświadczenie, co robi błyskawicznie, a za jakiś czas zastąpić Weghorsta, o którego pytają kluby Premier League.
Białek walczy o szanse z Danielem Ginczkiem i jest w dobrej sytuacji, bo temu często przytrafiają się urazy. Dzięki temu mógł pokazać się na trzech frontach - w Bundeslidze, Pucharze Niemiec i eliminacjach Lidze Europy. Na razie to tylko ogony, ale widać, że napastnik naszej młodzieżówki coraz lepiej czuje się w systemie Olivera Glasnera. W piątek dostał dziesięć minut. Wszedł w trudnym momencie. Wolfsburg prowadził z Werderem 4:3, ale nie mógł być pewny wygranej.
Spotkanie z dyrektorem i wykorzystana szansa
Nastolatek wprowadził dużo energii. Walczył i przetrzymywał piłkę daleko od własnej bramki szukał gry. Był aktywny. Mógł mieć asystę, wcześniej strzelił gola, którego nie uznał sędzia. Widać było, że dobrze wszedł w mecz, co przypieczętował w ostatniej akcji meczu trafieniem do siatki - już zaliczonym. Nie bez znaczenia były też obrazki radości w grupie kolegów, którzy zbiegli się z gratulacjami.
Białek na razie potwierdza słuszny wybór Wolfsburga. Jest inwestycją na lata, ale już powolutku zaczyna się spłacać. Do tego mocno pracuje. W ciszy i bez rozgłosu. Oprócz normalnych treningów zostaje na dodatkowe zajęcia na boisku i w siłowni. Widać efekty. Nabrał masy mięśniowej. Przy 191 centymetrach wzrostu jego postura jest coraz poważniejsza. Przypomina nieco Erlinga Haalanda.
Miesiąc temu agent piłkarza, Bartłomiej Bolek, spotkał się ze Schmadke i dyrektorem Marcelem Schäferem w Niemczech. To była pierwsza wizyta kontrolna. Jak przebiegły pierwsze miesiące adaptacji. Wszyscy są zadowoleni i pewni, że zmierzają we wspólnym kierunku. Nikt nie mówi o tym, że Białek odstaje czy się nie nadaje. Nic z tych rzeczy. Wręcz przeciwnie. Będzie dostawał kolejne szanse - pięć minut, dziesięć, kwadrans. Krok po kroku do przodu. O wypożyczeniu nie ma mowy. Bo po co? Czujemy, że piątkowy gol nie był ostatnim Białka w tym sezonie Bundesligi.