Barcelono, przestań się kompromitować. Ten ruch to będzie wręcz sabotaż
FC Barcelona nie potrafi szanować piłkarzy. Klub po raz kolejny szokuje swoim sposobem działania na rynku transferowym. Ilkay Guendogan staje się klasycznym przykładem niekompetencji włodarzy z Katalonii.
W poprzednim sezonie był absolutnym filarem drużyny, możliwe, że nawet jej najlepszym piłkarzem. Chociaż nie jest najmłodszy, wciąż dałby radę rozegrać jeszcze minimum rok na co najmniej solidnym poziomie. Ale już nie w Barcelonie. Wicemistrzowie Hiszpanii tylnymi drzwiami wypychają Ilkaya Guendogana. Tego samego, którego rok temu pozyskali na zasadzie wolnego transferu. Wtedy udało im się przekonać rewelacyjnego Niemca do tego, aby nie przedłużał umowy z Manchesterem City, który jako kapitan doprowadził do zdobycia potrójnej korony. Możemy tylko domyślać się, jak z perspektywy czasu 33-latek ocenia tamtą decyzję. Wiele wskazuje jednak na to, że będzie mógł naprawić swój błąd i wrócić na Etihad. Tak naprawdę nigdy nie powinien opuszczać tego miejsca. Przybył do “Barcy”, która najwyraźniej na niego nie zasługiwała.
Gracz z innej gliny
Pod względem czysto sportowym trudno zrozumieć decyzję Barcelony o pozbyciu się Guendogana. W debiutanckim sezonie udowodnił on przecież, że jest pomocnikiem światowej klasy. Zanotował pięć goli i 14 asyst. Co ważne, brał udział przy bramkach w ważnych spotkaniach z Realem Madryt, Gironą czy PSG. Do tego dał się poznać jako prawdziwy stachanowiec. W przeciwieństwie do innych pomocników zawsze był gotowy do gry, spędził na murawie 4180 minut. Był liderem ligi hiszpańskiej pod względem kluczowych podań (97) i wiceliderem w oczekiwanych asystach (9,8 xA). Generalnie trudno było znaleźć w jego występach jakiekolwiek mankamenty.
- Ilkay Guendogan spadł nam z nieba. Wnosi do drużyny bardzo wiele, potrafi zrobić różnicę na boisku i to w trudnych momentach. Zawsze wykazuje się pozytywną postawą, widać jego osobowość i charakter - chwalił w trakcie sezonu Xavi przywoływany przez portal Goal.com.
Poza umiejętnościami pomocnik wniósł też do drużyny wyjątkowy charakter. Ewidentnie czuć było, że chce wpłynąć na zmianę mentalności w barcelońskiej szatni. Wystarczy przypomnieć wydarzenia po październikowym El Clasico, który Real Madryt wygrał 2:1. Guendogan otwarcie przyznał, że nie spodobała mu się reakcja drużyny. Nie widział sportowej złości, brakowało emocjonalnej reakcji na prestiżową porażkę. Po takich meczach nie można po prostu przejść do porządku dziennego. Nie, jeśli chce się być zespołem aspirującym o najwyższe cele.
- Muszę być szczery, nie chcę powiedzieć niczego złego, ale byłem w szatni i oczywiście piłkarze są rozczarowani, ale po tak ważnym meczu chciałbym widzieć więcej frustracji, więcej złości. To jest trochę problem. Nie wiem, ale myślę, że powinno być więcej emocji, szczególnie, kiedy przegrywasz i wiesz, że możesz zagrać lepiej. Musimy zrobić ogromny krok, w przeciwnym razie Real i Girona nam uciekną. Nie przyszedłem tutaj, żeby przegrywać takie mecze. Taka jest też moja odpowiedzialność jako doświadczonego zawodnika - mówił wtedy na antenie Optus Sport.
Wypchnięty
Jeszcze kilka tygodni temu pozostanie Niemca można było brać za pewnik. Barcelona teoretycznie nie znajduje się bowiem w sytuacji, w której może rezygnować z topowego pomocnika. Dość powiedzieć, że w pierwszym meczu ligowym Hansi Flick musiał wystawić środek pola złożony z debiutującego Bernala, Casado, dla którego był to szósty występ w seniorach, i Raphinhi, nominalnego skrzydłowego. Dlaczego z Valencią nie zagrał Guendogan? Ponieważ kilka dni przed meczem rozpoczęła się medialna machina, która miała na celu przystosowanie kibiców do jego odejścia. Najpierw Tomas Andreu ze Sportu przekazał, że 33-latek sam poprosił o odejście. Kiedy weteran nie znalazł się w kadrze meczowej, inni dziennikarze zaczęli potwierdzać, że jest to związane z możliwym transferem. Przeciwną narrację obrali trener i sam zainteresowany.
- Doceniam to, jakim zawodnikiem i człowiekiem jest Ilkay. Rozmawiałem z nim wiele razy, mamy dobre relacje. Znam go i mam przeczucie, że zostanie - powiedział Flick po meczu z Valencią.
Po spotkaniu na Estadio Mestalla karuzela się rozpędziła. Prawie wszystkie hiszpańskie media zgodnie podały, że “Barca” skreśliła Guendogana. Niektóre źródła próbowały jeszcze sugerować, że wpływ na tę decyzję miał Flick, który rzekomo nie widziałby go jako centralnej postaci swojego projektu. Przypomnijmy jednak, że ten sam trener uczynił z pomocnika kapitana reprezentacji Niemiec. Naprawdę trudno wyobrazić sobie, aby kilka sesji treningowych wpłynęło na tak radykalną zmianę optyki. Raczej można założyć, że nowy szkoleniowiec po prostu musi zaakceptować rzeczywistość, w której Joan Laporta, Deco i reszta świty robią to, co im się podoba. Bez patrzenia na faktyczne potrzeby zespołu.
- Barcelona pracuje nad oddaniem Niemca, aby zwolnić miejsce w budżecie płacowym i móc zarejestrować innych piłkarzy. Barcelona czeka aż zawodnik dostanie satysfakcjonującą ofertę - czytamy na łamach Cadena Ser. - Flick kilka tygodni temu powiedział Deco, że nie widzi Guendogana odgrywającego kluczową rolę w jego nowej Barcelonie. Trener od razu porozmawiał z zawodnikiem i wyjaśnił mu to samo. Flick uważa, że "Barca" potrzebuje zawodników, którzy będą gryźć murawę i więcej biegać. W takim stylu jest więcej miejsca dla takich zawodników, jak Fermin, Dani Olmo czy Gavi, kiedy ten wróci do zdrowia. Otoczenie zawodnika utrzymuje jednak, że decyzja nie należy do Flicka i to klub chce się pozbyć Ilkaya - opisał Juan Jimenez z dziennika AS. - Guendogan pierwotnie chciał zostać. Teraz zmienia początkowy plan, aby pomóc Barcelonie. Jego odejście pozwoliłoby zmniejszyć limit płacowy i zarejestrować Olmo oraz innych piłkarzy - dodała Helena Condis ze stacji Cope.
Najpierw działaj, potem myśl
Wszystko wskazuje na to, że Barcelona odda Guendogana za darmo, aby zaoszczędzić na jego pensji. Według portalu Capology.com w tym sezonie zarobiłby on 18,75 mln euro brutto. To trzecia najwyższa pensja w zespole po De Jongu i Lewandowskim. Klub będzie mógł wykorzystać 70% z tej kwoty, dzięki czemu wygeneruje w budżecie płacowym około 13 mln euro. Ta suma ma zostać przeznaczona na rejestrację Daniego Olmo i Alexa Valle. Powtórzmy. “Barca” odda Guendogana, żeby móc zapisać do gry Olmo i Valle. Czy to nie brzmi jak nieśmieszny żart?
Wychodzi na to, że Barcelona sfinalizowała transfer Olmo za 55 mln euro, a dopiero potem zaczęła myśleć o sposobie na jego rejestrację. To samo w sobie pokazuje galopującą niegospodarność klubu. Katalończycy mogliby wreszcie nauczyć się, że nie powinni żyć ponad stan, znajdując się w tak delikatnej sytuacji finansowej. Jeśli nie stać cię na wielkie zakupy, to po prostu ich nie przeprowadzasz. Nie powinno się kupować żadnego piłkarza, nie mając absolutnej pewności, że uda się dopiąć wszelkie formalności. Tymczasem “Barca” bierze jedną gwiazdę, niekoniecznie potrzebną, patrząc na profil, po czym wypycha obecnego lidera drużyny.
Idzie w świat
Rozdział pt. Guendogan w Barcelonie najpewniej jest już zamknięty. Ale na tym nie zakończy się cała ta sprawa. Świat widzi bowiem, w jaki sposób klub potrafi traktować swoich najlepszych piłkarzy. Inni zawodnicy mogą dojść do wniosku, że może lepiej omijać szerokim łukiem miejsce, gdzie dają ci kontrakt, żeby po roku narzekać na obiecane w nim liczby. Wyobraźmy sobie, że “Guendo” wraca na Etihad i spotyka tam Bernardo Silvę, zawodnika łączonego z “Barcą” od wielu lat. Niewykluczone, że Katalończycy jeszcze kiedyś znów spróbują pozyskać ofensywnego pomocnika. Może Portugalczyk zapyta wtedy Niemca o poradę. I co usłyszy? Że Barcelona najpierw będzie traktowała go jak boga, a potem znajdzie sobie nową zabawkę? Że jego występy zejdą na dalszy plan, kiedy w kolejce do rejestracji staną nowe zachcianki prezesa i dyrektora? Że możesz próbować w spokoju przygotowywać się do sezonu, podczas gdy media narzucą narrację o rzekomej chęci odejścia? Brzmi nad wyraz kusząco.
- Guendogan, czyli ostatnia hańba Joana Laporty. Wie, że musi odejść z Barcelony, chociaż wcale o to nie prosił. Klub go nie chce, bo ma wysoką pensję i nie może zarejestrować innego zawodnika. Jeśli faktycznie odejdzie, to dlatego, że będzie miał dość złego traktowania. Ten klub był jego marzeniem, a okazał się rozczarowaniem. Klub, który wypluwał nieprawdziwe informacje o tym, że sprawia kłopoty w szatni, że trener go nie lubi, że wie, że nie będzie grał i dlatego szuka rozwiązania. I jeszcze wiele innych kłamstw - opisał Lu Martin z Relevo.
Na koniec warto też skupić się na tym, co najważniejsze, czyli boisku. Barcelona pozbywa się klasowego gracza, zostając z co najwyżej wątpliwą obsadą linii pomocy. Frenkie de Jong i Gavi wciąż są kontuzjowani. Pedri dopiero wrócił do zdrowia i raczej nigdy nie był jego okazem. Marc Bernal i Marc Casado są żółtodziobami. Dani Olmo jeszcze nawet nie zadebiutował. Tak naprawdę największą gwarancją jakości jest Fermin Lopez. Przy czym trzeba pamiętać, że mistrz Europy i olimpijski rozegra dopiero swój drugi sezon na najwyższym poziomie. W maju ubiegłego roku występował na wypożyczeniu w trzecioligowym Linares. Mimo błyskawicznego rozwoju, to wciąż nie jest półka Guendogana.
Obecny skład Barcelony ewidentnie potrzebował doświadczonego pomocnika, który poza niezaprzeczalnymi umiejętnościami oferował też cechy przywódcze. Nie ukrywajmy, nie da się wygrywać, posyłając w bój samych nieopierzonych wychowanków. La Masia i tak utrzymuje klub na powierzchni, ale nawet najzdolniejsze perełki potrzebują wsparcia doświadczonych weteranów. Niestety, mleko już się rozlało. Teraz Guendogan najwyraźniej musi odejść, żeby zrobić miejsce Daniemu Olmo. Może za rok kontrakt Olmo zacznie być przeszkodą, bo trzeba będzie zarejestrować Xaviego Simonsa czy inną gwiazdę. I tak to się toczy w Barcelonie.