"Barcelona powinna stanąć na głowie, by go pozyskać". Tak w 2023 mogą wyglądać okienka transferowe na Camp Nou

"Barcelona powinna stanąć na głowie, by go pozyskać". Tak w 2023 mogą wyglądać okienka transferowe na Camp Nou
Joan Gosa / Xinhua / PressFocus
Przed FC Barceloną niezwykle ważny czas na rynku transferowym. Klub nie ma wielkich pieniędzy do dyspozycji, ale jednocześnie potrzebuje kilku wzmocnień z wysokiej półki. Włodarze z Camp Nou tym razem muszą działać ze szczególną rozwagą, aby zapewnić właściwą przyszłość drużynie.
Nadchodzące okienka w Barcelonie będą znacznie różniły się od poprzedniego mercato. Latem “Duma Katalonii”, mimo ogromnych problemów finansowych, pozwoliła sobie na transferowe El Dorado. Słynne już dźwignie finansowe w postaci sprzedaży aktywów sprawiły, że Joan Laporta i spółka nie musieli każdego eurocenta oglądać dwa razy pod mikroskopem. Huczne zakupy Roberta Lewandowskiego, Julesa Kounde, Raphinhi, do tego zainteresowanie Bernardo Silvą i kilkoma innymi gwiazdami. Było miło, ale się skończyło.
Dalsza część tekstu pod wideo
W nadchodzących miesiącach “Barca” już nie będzie mogła ratować budżetu poprzez wyprzedaż klubowych sreber. Ze względu na Finansowe Fair Play Katalończycy są nieco uziemieni, jeśli chodzi o szastanie pieniędzmi na rynku. Plotki, także dotyczące dużych nazwisk, pewnie nie ustaną. Nie ma jednak wielkich szans na to, że liderzy La Liga przeprowadzą jakikolwiek większy transfer gotówkowy. Ale to jednocześnie nie oznacza całkowitej rezygnacji z działań.

Zimowe porządki

- Zgodnie z regułami FFP nie będziemy mogli w styczniu pozyskać żadnego zawodnika. Razem z innymi klubami staramy się przekonać władze ligi hiszpańskiej, aby zasady były bardziej elastyczne. Teraz znajdujemy się w stanie ekonomicznego ożywienia, ale nadal potrzebujemy większych przychodów i ograniczenia wydatków, aby mieć margines w budżecie płacowym - powiedział Joan Laporta na łamach “EFE”.
Po letnim szaleństwie Barcelona wraca więc do szarej rzeczywistości. Kondycja finansowa klubu jest lepsza niż choćby rok temu, ale wciąż daleko jej do ideału. Wszystko wskazuje na to, że ze względu na niezrównoważony limit płac “Blaugrana” znów wróci do zasady 1/4, oznaczającej, że może wydać na transfery tylko 25% kwoty uzyskanej ze sprzedaży danego piłkarza. I w tym przypadku Katalończycy dochodzą do ściany, ponieważ bardzo trudno wskazać zawodników, na których klub mógłby zarobić godne pieniądze.
Naturalnym kandydatem do opuszczenia Camp Nou jest jedynie Memphis Depay. Holender w tym sezonie rozegrał tylko trzy spotkania dla Barcelony, a na mistrzostwach świata zagrał gorzej niż Wout Weghorst. To wiele mówi. Mateu Alemany zapewne chętnie pozbyłby się 28-latka, jednak sam piłkarz nie zamierza zbyt szybko żegnać się ze słoneczną Katalonią. Dziennik “Marca” przekazał niedawno, że Memphis woli poczekać na koniec sezonu, kiedy wygaśnie mu umowa. Wtedy z własną kartą w ręku będzie mógł wynegocjować lepszy kontrakt w nowym klubie. W styczniu Barcelona może chcieć pozbyć się Depaya, ale jeśli napastnik sam nie wyrazi zgody na odejście, to do żadnego transferu nie dojdzie.
Kilka dni temu w mediach pojawił się jeszcze temat możliwego odejścia Raphinhi. Według doniesień “Relevo” Barcelona nie jest zachwycona początkami Brazylijczyka w klubie. Spodziewano się nowej gwiazdy, a na Camp Nou trafił co najwyżej Ronaldinho z AliExpress. Sęk w tym, że po niezbyt dobrej rundzie jesiennej Katalończycy mogliby co najwyżej stracić na odsprzedaniu skrzydłowego. Przy czym warto po raz kolejny przypomnieć, że na ewentualnego następcę Raphinhi “Barca” mogłaby wydać jedynie ćwierć uzyskanej kwoty ze sprzedaży. Gra, która kompletnie nie jest warta świeczki. Skoro już latem zaufano zawodnikowi Leeds United, to zimą nie można go oddać na gwarancji.

Polowanie na wolnych strzelców

- Powiedziałem już Mateu Alemany'emu, żeby w styczniu nie pracował zbyt dużo. Jestem zadowolony z obecnej kadry i nie wiem też, czy klub ma możliwość pozyskania nowych zawodników ze względu na Finansowe Fair Play ligi hiszpańskiej - stwierdził niedawno Xavi na antenie "Barca TV".
W styczniu Barcelona zapewne nie zarobi wiele na transferach, zatem jednocześnie nie poszaleje na zakupach. To jednak nie oznacza, że dyrekcja sportowa może już udać się na wakacje. Skład potrzebuje wzmocnień, więc wobec braku funduszy na Camp Nou trzeba będzie działać tanio, ale skutecznie. Nie ma zatem innej metody niż poszukiwania zawodników, którym kończą się kontrakty. A po tym sezonie rynek wolnych agentów może stać się prawdziwą skarbnicą talentów.
W ostatnich tygodniach z Barceloną łączeni już byli N’Golo Kante, Jorginho, Youri Tielemans, Diogo Dalot, Youssoufa Moukoko czy nawet Marco Asensio i Leo Messi. Biorąc pod uwagę realne szanse przeprowadzenia danego ruchu, z całej tej zgrai najwięcej sensu miałoby pozyskanie napastnika Borussii Dortmund. Oczywiście, niekwestionowanym liderem ofensywy na Camp Nou pozostaje Robert Lewandowski. Należy jednak pamiętać, że ma on 34 lata, więc nie można tylko żyć chwilą bez patrzenia w przyszłość. “Barca” nie posiada alternatywy na pozycję numer 9. Teoretycznie jest Memphis Depay, ale ostatnie miesiące brutalnie weryfikują jego przydatność. Ferran Torres ma potencjał, ale jednocześnie skłonność do marnowania każdej sytuacji. Z kolei Ansu Fati to od lat bardziej złudzenie topowego piłkarza niż realne wzmocnienie składu.
W takich okolicznościach Barcelona powinna stanąć na głowie, aby pozyskać Youssoufę Moukoko. Mimo młodego wieku zdążył on już udowodnić, że ma papiery na wielkie granie. Przy okazji media coraz głośniej donoszą, że Borussia nie może porozumieć się z 18-latkiem w kwestii prolongaty. Jeśli reprezentant Niemiec trafi na rynek wolnych agentów, Katalończycy powinni już tam czekać z ofertą, złotym długopisem i czerwonym dywanem prowadzącym prosto na Camp Nou.

Dwa niezbędne wzmocnienia

Poza napastnikiem Barcelona przed startem kolejnego sezonu będzie potrzebowała dwóch wzmocnień. Mowa tu o nowym prawym obrońcy oraz następcy Sergio Busquetsa. Z jednej strony klub będzie szukał na rynku wolnych zawodników, a z drugiej nie wolno zapominać, że również “Dumę Katalonii” opuści kilku zawodników, którym wygasają umowy.
Z powyższej listy najbliżej opuszczenia Barcelony jest Busquets. Katalońskie dzienniki informowały, że Xavi próbował przekonać defensywnego pomocnika do przedłużenia kontraktu, ale jego starania poszły na marne. “Busi” ma być zdecydowany na to, aby po 15 latach opuścić Camp Nou i podjąć się nowego wyzwania. Niewykluczone, że w jego ślady pójdą Hector Bellerin i Sergi Roberto. Obu wygasają umowy i żaden z nich nie robi wiele, aby zasłużyć na dalszą grę w stolicy Katalonii. Bellerin gra mało, a kiedy już to robi, na ogół jest upokarzany, jak choćby przy okazji wysokiej porażki z Bayernem. Z kolei Roberto to od lat piłkarz momentów, który na dłuższą metę nie oferuje wiele. Nic dziwnego, że rok temu klub postawił na Daniego Alvesa, który okazał się najlepszym następcą samego siebie.
“Barca” musi zatem zastąpić Busquetsa i znaleźć etatowego prawego obrońcę. Jeśli chodzi o środek pola, włodarze pewnie znów skierują swój wzrok na rynek wolnych zawodników. Do niedawna z potencjalną przeprowadzką na Camp Nou łączono N'Golo Kante. Francuz był kiedyś najlepszym defensywnym pomocnikiem świata, jednak mowa o czasach minionych i to raczej bezpowrotnie. Sprowadzanie zawodnika, który od dwóch lat więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na boisku, jest gigantycznym ryzykiem. Na szczęście dla Barcelony David Ornstein z "The Athletic" informował, że aktualnie Kante jest bliżej pozostania na Stamford Bridge. Sytuacja finansowa sprawia jednak, że Katalończycy pewnie i tak skierują wzrok w kierunku innych wolnych zawodników. Jeśli nie Kante, do wzięcia mogą być Jorginho czy Ilkay Guendogan. Raczej trzeba się spodziewać takich opcji niż spektakularnych transferów Martina Zubimendiego czy Rubena Nevesa.
O ile w pomocy Barcelona może dokonać “darmowego” wzmocnienia, o tyle prawa obrona będzie wymagała inwestycji. Żadnemu sensownemu zawodnikowi na tej pozycji nie wygasa umowa. Do niedawna opcją był Diogo Dalot, jednak Manchester United niedawno przedłużył kontrakt z Portugalczykiem o kolejny rok. W takim wypadku “Barca” prawdopodobnie zgłosi się po Benjamina Pavarda. Francuz ma być skłonny na opuszczenie Bayernu Monachium, gdzie nie odgrywa ważnej roli. Jeśli Bawarczycy zgodziliby się sprzedać wychowanka Lille w rozsądnej cenie, Barcelona powinna w to iść. O ile Pavard zaakceptowałby występy na boku, a nie środku defensywy.

Sztuka chaosu

W notesie Mateu Alemany’ego znajduje się pewnie mnóstwo nazwisk potencjalnych wzmocnień. Jakiekolwiek plany trzeba jednak odłożyć minimum na pół roku. Styczniowe okienko na Camp Nou powinno upłynąć pod znakiem spokojnych działań i powolnego kształtowania przyszłości. Jedynymi spodziewanymi ruchami są prolongaty umów z Alejandro Balde i Inakim Peną oraz zarejestrowanie Gaviego w pierwszej drużynie.
Barcelona w styczniu nie rozbije banku, ale nie może też zapaść w sen zimowy. Już w najbliższych tygodniach klub będzie mógł podpisać wstępne umowy z zawodnikami, którym latem wygasają kontrakty. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się operacja sprowadzenia Moukoko. “Duma Katalonii” powinna działać jak najszybciej, aby ubiec konkurencję, która również czyha na jednego z najbardziej utalentowanych napastników młodego pokolenia.
Poza Moukoko Barcelona już w styczniu może “zaklepać” sobie Inigo Martineza. Piłkarz Athletiku ma być przyszłorocznym uzupełnieniem kadry po tym, jak drużynę opuścił Gerard Pique. Gdyby “Duma Katalonii” dopięła te dwie transakcje, znalazła pieniądze na Benjamina Pavarda i jakimś cudem pozyskała solidnego pomocnika, Mateu Alemany znów byłby wynoszony pod niebiosa. Powszechnie wiadomo jednak, że Barcelona i okienko transferowe to mieszanka wybuchowa, która powoduje absolutnie niespodziewane zwroty akcji. Nigdy nie wiadomo, co się stanie, a jedynym pewnikiem jest brak nudy. W najbliższych tygodniach Gerard Romero, najbardziej rozpoznawalny dziennikarz związany z katalońskim klubem, pewnie wielokrotnie zakrzyknie, że COŚ się dzieje. I pewnie będzie miał rację.

Przeczytaj również