Barcelona ciągle go wypychała. Teraz odżył i gra o mistrzostwo, tego nikt by nie wymyślił

Barcelona ciągle go wypychała. Teraz odżył i gra o mistrzostwo, tego nikt by nie wymyślił
Federico Pestellini / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 10:00
Był piątym kołem u wozu, został filarem drużyny bijącej się o tytuł mistrzowski. Po latach zawirowań Clement Lenglet znów jest wyróżniającym się obrońcą ligi hiszpańskiej.
W poprzedniej kolejce Atletico Madryt przegrało z Leganes 0:1. Niespodziewana wpadka na Butarque przerwała historyczną serię 15 zwycięstw z rzędu we wszystkich rozgrywkach. “Los Colchoneros” stracili fotel lidera, ale nadal znajdują się w bardzo dobrej pozycji przed decydującym etapem sezonu. Dość niespodziewanie jednym z architektów tych sukcesów stał się Clement Lenglet. Francuz trzeci rok z rzędu został wypchnięty przez FC Barcelonę na wypożyczenie. W stolicy Katalonii już dawno postawiono na nim krzyżyk. W Premier League też nie zdołał wyjść na prostą. Dopiero Diego Simeone przywrócił uzdolnionego defensora do ustawień fabrycznych.
Dalsza część tekstu pod wideo

Talent to wiara w siebie

Swego czasu Lenglet był bardzo dobrym stoperem w Sevilli. Udane występy w stolicy Andaluzji otworzyły mu bramy Camp Nou, gdzie dość szybko ugruntował miejsce na środku obrony obok Gerarda Pique. W sezonie 2018/19 tworzyli dość zgrany duet, “Barca” wygrała mistrzostwo, dotarła do półfinału Ligi Mistrzów i finału Copa del Rey. Wtedy takie wyniki były odbierane jako porażka, chociaż dziś raczej nikt w stolicy Katalonii by nimi nie pogardził. Wiemy jednak, że tamta “Blaugrana” całościowo notowała sukcesywny regres. Zwolnienie Ernesto Valverde, zatrudnienie Quique Setiena i nieprzerwana wiara w starą gwardię doprowadziły do wewnętrznego rozkładu. Za symbol upadku można uznać brutalnie lanie 2:8 od Bayernu Monachium, które uzmysłowiło wszystkim, w jakim miejscu znajduje się barceloński projekt.
Lenglet był zamieszany w większość bramek straconych z “Die Roten”, chociaż oczywiście nie można go nazwać głównym winowajcą porażki. Problem w tym, że sam zawodnik zaczął grać tak, jakby kompletnie stracił wiarę we własne umiejętności. Od momentu klęski w Lizbonie poziom jego występów drastycznie spadł. W kolejnych miesiącach mecze słabe przeplatał fatalnymi. W sezonie 2020/21 został jedynym piłkarzem w TOP5 ligach, który zebrał następujący pakiet: gol samobójczy, czerwona kartka, sprokurowana jedenastka, błąd bezpośrednio prowadzący do utraty bramki. Defensywne faux pas i brak umiejętności wyciągania wniosków stały się jego znakami rozpoznawczymi. Powodował karne w meczach z Realem Madryt, Juventusem czy Cadizem, dwukrotnie wylatywał z boiska przeciwko Celcie. Jego niepewne zachowania niejednokrotnie kończyły się utratą bezcennych punktów. Jeden z błędów widać na poniższym filmiku od [0:37]:
- Lenglet jest przygnębiony psychicznie. Nie może podnieść głowy po dotkliwej porażce z Bayernem Monachium. Popełnia wiele niewymuszonych błędów w decydujących momentach. Zrobił ogromny krok wstecz, chociaż jego problemem nie jest przygotowanie fizyczne. Wpadł jednak w spiralę błędów, to kwestia psychiki i całkowitego braku zaufania do własnych umiejętności - opisał cztery lata temu kataloński Sport.
- Zaakceptowanie tak wysokiej porażki, jak 2:8, jest bardzo trudne. Ten mecz mnie bolał, przez kilka następnych dni czułem się całkowicie pusty. To był pierwszy raz, kiedy moja drużyna straciła tyle goli, byłem wściekły i bezsilny. Być może tamta porażka miała wpływ na mój ostatni sezon, ponieważ ten pod żadnym względem nie był dobry - ocenił wówczas sam zainteresowany na łamach L'Equipe.
Pod kątem podejścia do zawodu Lenglet dał się poznać jako ogromny profesjonalista. Hiszpańskie media informowały, że przed każdym meczem prosił o dodatkowe materiały wideo z analizą ruchów napastników, z którymi miał się mierzyć. W tym przypadku ciągła chęć poprawy niestety poszła w parze z tendencją do sporej samokrytyki.
- Zawsze po meczach rozmawiam z ojcem na temat swoich występów. On nie lubi chodzić na stadiony, woli spokojnie oglądać spotkania w telewizji. Kiedy już skończę, nieważne, o której godzinie, zawsze do niego dzwonię i omawiamy wszystko, co zrobiłem w danym meczu. Zwykle dochodzimy do wspólnego wniosku, że złych rzeczy było więcej niż dobrych. Ale on zawsze jest konstruktywny, dąży do perfekcji. To żaden masochizm, takie podejście po prostu pomaga mi się rozwinąć - zdradził kilka lat temu w rozmowie z El Periodico.

Wyspiarska tułaczka

W Barcelonie obrońca już nie zdołał rozpocząć procesu odbudowy. Jego jeden błąd poprzedzał kolejne, a konkurencja nie spała. W sezonie 2022/23 Xavi oparł defensywę na Araujo, Christensenie i Kounde. Lenglet, z wysoką pensją, brakiem formy i nikłymi perspektywami na wywalczenie miejsce w składzie, musiał poszukać sobie innego miejsca.
- Cieszę się z przybycia Clementa, ponieważ to zawodnik z wysokimi umiejętnościami i charakterem. Ma odpowiednią jakość, aby grać w naszym zespole - powiedział Antonio Conte, kiedy Tottenham wypożyczył gracza Barcelony.
Włoch ewidentnie był fanem talentu Francuza, który przez pewien czas miał miejsce w podstawowym składzie, chociaż potrzebował czasu na aklimatyzację. Po przybyciu do Londynu znał tylko kilka słów po angielsku. Kiedy już był bliski ugruntowania pozycji, Conte zwolniono. Ange Postecoglou miał zaś inne plany na obsadę bloku obronnego. Latem 2023 roku “Spurs” wydali 65 mln euro na Micky’ego van de Vena i Radu Dragusina, a Lenglet musiał wrócić do Barcelony. Na chwilę.
- Clement jest wielkim profesjonalistą. Jego zaangażowanie na każdym treningu jest godne podziwu - zachwalał rok temu Unai Emery, przywoływany przez Astonvilla.news. - Każdego dnia pracujemy, aby lepiej rozumiał nasz styl gry. Nawet kiedy cały zespół ma wolne, on przychodzi do klubu, aby wykonać dodatkowe zajęcia. Kiedy Pau Torres nie jest dostępny, mocno potrzebujemy Lengleta - dodał.
Lenglet trafił na kolejne wypożyczenie w ostatnim dniu letniego okienka w 2023 roku. Włodarze z Villa Park ściągnęli go jako opcję rotacyjną. Początkowo występował jedynie w Lidze Konferencji, choćby w przegranym 2:3 meczu z Legią Warszawa. Ligowy debiut dla Aston Villi zaliczył dopiero w 18. kolejce, kiedy tymczasowo wskoczył do składu, korzystając z kontuzji Pau Torresa. Kiedy wszyscy byli zdrowi, Francuz musiał akceptować rolę rezerwowego. Trener doceniał jego profesjonalizm, ale nie miał powodów, aby rezygnować z zawodników, którzy są w klubie na stałe, a nie na zasadzie wypożyczenia. Te dobiegło końca, więc minionego lata stoper po raz kolejny stawił się z powrotem w stolicy Katalonii.

Raj dla defensorów

W przypadku Lengleta Barcelona sama ukręciła na siebie bata. Klub nadal cierpi z powodu zagwarantowania mu absurdalnie wysokiej pensji. Do niedawna obrońca miał inkasować aż 16 mln euro brutto rocznie. Dopiero przed startem tego sezonu zgodził się przedłużyć kontrakt do 2028 roku, aby rozłożyć pensję na 8 mln euro za sezon. Żaden zespół nie był zainteresowany płaceniem zarówno kwoty odstępnego, jak i wyrównywaniem nierentownej tygodniówki. W efekcie jedynym rozwiązaniem były kolejne wypożyczenia. Angielski kierunek okazał się nietrafiony, ponieważ Tottenham i Aston Villę po prostu stać było na lepszych graczy. Pomocną dłoń wyciągnęło dopiero Atletico.
- Jakiego Lengleta zobaczą kibice? Takiego, który da z siebie więcej niż 100% na boisku. Jestem w bardzo dobrej formie fizycznej i wierzę, że stać mnie na to, aby wiele wnieść do drużyny. Jestem podekscytowany perspektywą pracy z Diego Simeone. Patrząc w przeszłość, jest to trener, u którego rozwinął się praktycznie każdy środkowy obrońca. Ja też jestem tutaj, aby się uczyć, pomóc sobie i drużynie - mówił na powitalnej konferencji w Madrycie.
Na Metropolitano Lenglet nie przemienił się od razu z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. Początek sezonu spędził na ławce, będąc zmiennikiem Robina Le Normanda. Punktem zwrotnym okazały się wrześniowe derby z Realem, kiedy mistrz Europy doznał poważnej kontuzji głowy. Francuz awaryjnie wskoczył do pierwszego składu i zaskoczył wszystkich. Zaczął grać pewnie, niemal bezbłędnie. Idealnie zastąpił Le Normanda, ponieważ również potrafi wyprowadzać piłkę, ma dobry przegląd pola i wiodącą lewą nogę. Do tego dołożył nawet akcenty ofensywne.
- Lenglet początkowo nie grał, ale dużo z nim rozmawialiśmy na temat tego, co musi poprawić. Widzimy, że to bardzo dobry człowiek i profesjonalista. Jest pracowity, świadomy swoich mocnych i słabych stron. Widać, że potrafi rywalizować na odpowiednim poziomie, ma osobowość, entuzjazm, nawet kiedy nie grał, wykazywał się odpowiednią pasją. Jestem bardzo szczęśliwy z tego, jak sobie radzi - podkreślał “Cholo”.
- Lenglet gra, przekonuje i rozwiewa wątpliwości. Na boisku jest szybki i skuteczny, nie ma żadnych zastrzeżeń odnośnie jego formy fizycznej. Chociaż pierwszą szansę otrzymał dopiero w październiku, w pełni ją wykorzystał. Diego Simeone nie musi tęsknić za Mario Hermoso - opisała Patricia Cazon z dziennika AS. - Nie ma wątpliwości, że Simeone zyskał kolejnego żołnierza do kolekcji. Lenglet zaczął sezon jako opcja rezerwowa, ale kolejnymi występami przebił się na stałe do pierwszej XI. Widać, że defensor czuje się komfortowo, gra pewnie i odwdzięcza się za zaufanie - wtórowała Marca.
Lenglet znajduje się w najlepszej formie od wielu lat. W tym sezonie wygrywa średnio 4,4 pojedynku na mecz przy 54% skuteczności. To prawie dwa razy lepszy wynik w porównaniu z ostatnim sezonem, w którym reprezentował Barcelonę. Potwierdzeniem jego solidnej dyspozycji było właśnie grudniowe spotkanie z “Dumą Katalonii”. Atletico wygrało 2:1 przy sporym udziale wychowanka Nancy. Na Estadi Montjuic zanotował aż osiem wybić, dwa skuteczne wślizgi, stuprocentową skuteczność pojedynków. Poprawił się też pod względem dyscypliny. W pierwszych pięciu meczach dla “Rojiblancos” uzbierał cztery żółte kartki. W następnych 12 już tylko dwa razy trafił do notesu arbitra. Na przestrzeni ponad trzech miesięcy popełnił tylko jeden poważny błąd przy bramce Zaire-Emery’ego z PSG. Poza tym spisuje się praktycznie bez zarzutu.

Zostać na stałe

- Przyszedłem do Atletico ze względu na wartości klubu, które korespondują z moimi. Czuję się tu bardzo dobrze. Przyszłość w Madrycie? To temat dla dyrektorów obu klubów. Ja na ten moment nie wiem nic, jestem skupiony tylko na grze, poprawianiu się i pomocy drużynie. Później zobaczymy, jaka opcja będzie najlepsza dla wszystkich stron - ocenił stoper, cytowany przez El Desmarque.
Nowy nabytek powoli staje się talizmanem drużyny. W tym sezonie z nim w składzie Atletico zdobywa średnio 2,55 punktu w lidze, bez niego tylko 2,00. W Lidze Mistrzów Francuz zanotował z “Rojiblancos” same zwycięstwa. Le Normand wrócił już do składu, ale ostatnio nie gra zamiast Lengleta, a obok niego. “Cholo” nie zamierza odsyłać na ławkę zawodnika, który po prostu gwarantuje jakość.
Według medialnych doniesień Atletico już myśli o zatrzymaniu 29-latka na stałe. Jaume Marcet z katalońskiego Sportu podawał, że ewentualny transfer mógłby zamknąć się w okolicach 8-10 mln euro. “Barca” oczywiście przyjęłaby takie pieniądze z pocałowaniem ręki. Jedynie sam zawodnik musiałby jeszcze zejść z pensji, aby móc pozostać na Metropolitano w kolejnych latach. Oceniając z boku, powinien to zrobić, aby zyskać w dłuższej perspektywie.
Lenglet odrodził się, ponieważ nigdy tak naprawdę nie był piłkarskim beztalenciem. W Barcelonie problemem okazała się nieumiejętność przepracowania dotkliwej porażki, która odbiła się na poziomie pewności siebie. W Anglii zaś kluby traktowały go wyłącznie jako opcję tymczasową. Dopiero w Atletico obserwujemy tego samego gracza, który przed laty brylował, broniąc barw Sevilli. Francuz przyznał, że Diego Simeone jak nikt inny potrafi wyciągać z piłkarzy defensywnych wszystko to, co najlepsze. Ostatnie tygodnie stanowią dobitne potwierdzenie tej tezy.
Motto Atletico brzmi: “Nunca dejes de creer”, czyli “Nigdy nie przestawaj wierzyć”. Do niedawna trudno było pokładać wiarę w odrodzenie Clementa Lengleta. Cuda jednak się zdarzają.

Przeczytaj również