To on będzie trenerem Michała Karbownika i Jakuba Modera. Balet, śpiewy i futbol na tak - oto jego filozofia
Wyobraźmy sobie taki scenariusz w Polsce. Trenera, który przyjeżdża do trzeciej ligi z obcego kraju. Bez doświadczenia w prowadzeniu seniorskich drużyn. Awansuje z trzecioligowcem do Ekstraklasy i wygrywa Puchar Polski. Nie zatrzymuje się, bo następnym krokiem jest awans do Ligi Europy. Wychodzi z grupy i w fazie pucharowej pokonuje Arsene’a Wengera na Emirates Stadium. Graham Potter to nie czarodziej - jak imiennik z filmu. Po prostu ma otwartą głowę i ciężko pracuje - pisze dla nas o nowym trenerze Jakuba Modera i Michała Karbownika komentator angielskiej piłki w Eleven Sports, Tomasz Zieliński.
Nikt z obecnych trenerów Premier League nie przeszedł tak krętej i nietypowej drogi jak 45-letni szkoleniowiec. Futbol na najwyższym i najniższym poziomie zna z boiska, pracę na Uniwersytecie także. Zaryzykował lecąc do zimnej i obcej Szwecji, by rozpocząć poważną trenerską robotę. Gdy wylatywał do Anglii, chciano mu stawiać pomnik.
Flirtował z Legią
Jest 2 maja 2018 roku. Stadion Narodowy. Legia Warszawa mierzy się z Arką Gdynia w finałowym starciu o Puchar Polski. Legioniści ostatecznie wygrywają 2:1 i zdobywają to trofeum po raz 19 w historii klubu.
Na trybunach Narodowego spotkanie ogląda Anglik z Solihull. Anonimowo, nikt nie robi mu zdjęć, mało kto rozpoznaje jego twarz. To Graham Potter. Kilka godzin wcześniej spotkał się z działaczami Legii rozmawiać o możliwym trenowaniu warszawskiego klubu.
- Na wstępie przepraszał, że nie przygotował żadnej prezentacji, wizji tego jak wyglądać ma Legia. Wciąż był trenerem Ostersunds i to zajmowało go całkowicie - mówi nam osoba związana z Legią.
- Dużo mówił o swojej historii życiowej, o tym jakie ryzyko podejmował przenosząc się do Szwecji. Wskazywał na swoje metody treningowe, czasami niestandardowe. Jawił się jak niesamowicie skromna osoba, ale nie na pokaz - taki po prostu jest. Tworzył wokół siebie atmosferę prawdziwości, zero ściemy. Był w naszym TOP 3 kandydatów - dodaje. Miesiąc później trafił do Swansea.
To dobra historia na opowieść z cyklu „co by było gdyby…”. Być może Potter poprowadziłby Legię do wielkich sukcesów w Europie. A może przepadłby. Nie udźwignął presji, jaka towarzyszy największemu klubowi w Polsce. Ostatecznie wrócił do Wielkiej Brytanii, bo taki był jego główny cel. Przez Swansea trafił do Brighton. I spotka się w jednej drużynie z Michałem Karbownikiem, którego mógł w Warszawie wprowadzać do seniorskiej piłki.
Cichy inteligent
Szybko przelećmy przez jego karierę piłkarską. Jeden akapit wystarczy. Nazwy klubów dla których grał robią wrażenie, bo to chociażby Birmingham City, Stoke, Southampton czy West Bromwich Albion. Grywał nawet w angielskiej młodzieżówce. Mimo to szybko doszedł do wniosku, że nie trafi na listę zawodników nominowanych do Złotej Piłki, a futbol nie zapewni mu bytu do końca życia.
Już wtedy był inny, wyróżniał się na tle angielskich zawodników lat 90-tych. Koledzy w drodze na mecz czytali "Loaded" - magazyn, gdzie obok wywiadów z muzykami można było podpatrzeć półnagie modelki. On wolał pochłaniać książki traktujące o wyzwaniach ekonomicznych w Azji czy geopolityce Europy. Gdy kumple z drużyny zapychali wolny czas pintą piwa i fish and chips, Potter wolał studiować.
Dla portalu The Ahtletic tak opisywał go Gary Hobson, który grał z nim dla York City: - Spotykasz czasami piłkarzy i od razu wiesz, że poradzą sobie po futbolowym życiu. Jego poczucie humoru było inne, nie śmieszyły go rzeczy, które bawią większość szatni. Zawsze był poważniejszy, cichy. Nie szedł za tłumem. Oczywiście wychodził z nami na piwo, ale jeśli miał już coś ustalone odpuszczał, miał priorytety.
Dzięki tym priorytetom ukończył socjologię. Potem dodał do tego liderowanie i inteligencję emocjonalną. Skończył karierę w wieku 30 lat. Mimo, że mógł pograć jeszcze przez kilka sezonów. Z papierkiem w ręku poszedł szukać pracy.
Dostał ją na University of Hull, gdzie zarządzał drużynami piłkarskimi uczelni. Zarabiał 17 tysięcy funtów rocznie. O kilkanaście mniej niż to, co dostawał do kieszeni jako piłkarz. Wciąż nie wiedział czy chce być trenerem, wykładowcą, a może po prostu pracownikiem administracyjnym nadzorującym pion piłkarski. Nie mógł przypuszczać, że los pośle go do zimnej Szwecji, gdzie przeżyje przygodę życia.
Ostersunds - sushimaster, skutery śnieżne i balet
Graeme Jones i Roberto Martinez - poznanie tego duetu zmieniło życie Pottera. Jones był jego przyjacielem i asystentem Martineza, który rozpoczynał karierę trenerską w Swansea. Przyglądał się ich treningom. Wtedy na dobre postanowił, że bycie managerem to ścieżka, którą chce kroczyć. W 2010 roku Jones zagaił Pottera, czy ten nie chciałby zacząć samodzielnej pracy trenerskiej. Bo akurat zna osobę, która szuka kandydata do swojego klubu.
Tą osobą był Daniel Kindberg, prezes Ostersunds. Klubu z czwartej ligi szwedzkiej, który nigdy nie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z małego, zimnego miasta, gdzie kibice na mecze muszą dojeżdżać na skuterach śnieżnych.
Na rozmowie z Kindbergiem zaiskrzyło, panowie poczuli, że chcą ze sobą pracować. Potter zaryzykował, spakował walizki, przekonał żonę do wyjazdu i ruszył w nieznane.
- Charlie, mój najstarszy syn, miał wtedy 11 miesięcy. Na sobie ciuchy, w których wylecieliśmy z Anglii. Po dotarciu do Ostersunds na termometrze było minus 20 stopni. Na pokładzie samolotu dali nam koce, żebyśmy jakoś to przetrwali - wspomina Potter w rozmowie z The Athletic.
Drużyna? Pół amatorzy. Grę w klubie łączyli z robieniem sushi, sprzedawaniem ludziom ubezpieczeń czy układaniem towaru na półkach w lokalnym supermarkecie.
Warunki? Od października do lutego trening na zewnątrz był wyzwaniem. Chyba, że zamieniał się w bieganie na nartach. Pod balonem Potter miał do dyspozycji prostokąt o wymiarach 60 na 40 metrów. I tam musiał stworzyć jednostkę treningową.
Ale już w 2013 roku w takich okolicznościach zanotował z Ostersunds dwa awanse. W 2015 pierwszy raz w historii klubu awansował do Allsvenskan, a w 2017 wygrał ze swoją drużyną Puchar Szwecji i zapewnił sobie awans do europejskich pucharów.
Piłkarska Europa zaczęła z uwagą przyglądać się Anglikowi i jego nietypowym metodom treningowym. Wykształcenie pomogło mu w dotarciu do zawodników. Na studiach miał zajęcia z wojskowymi, pracownikami British Army, którzy pokazywali swoje szkolenia mające na celu wyciągnięcie żołnierzy ze strefy komfortu. Nauczenie ich jak radzić sobie w stresowych sytuacjach.
Zabrał więc piłkarzy na obóz przetrwania, gdzie przez tydzień musieli żywić się tym co złowią, albo upolują. Kazał im wystawić przedstawienie baletowe (w którym zresztą sam tańczył) przed oczami pięćset osobowej widowni.
Utworzenie piłkarskiego chóru by zaśpiewać hymn Laponii? Taki pomysł też został zrealizowany. Napisanie hip-hopowej piosenki przez każdego z zawodników i rapowanie jej przed drużyną? Potter wymyślał nietypowe rozrywki, wszystko po to by postawić graczy w nie do końca komfortowej sytuacji. Wyciągnąć ich na środek oceanu i zmusić, by płynęli do brzegu.
Być jak Wenger i Guardiola. A potem ich pokonać
Momentem, gdy piłkarska Europa nie mogła już przejść obojętnie wobec Ostersunds i Grahama Pottera była ich przygoda w Lidze Europy w sezonie 2017/2018.
PAOK, Fola Esch i Galatasaray - takich rywali pokonali w drodze do fazy grupowej. Tam zajęli drugie miejsce, za plecami Athleticu, ale przed Zorją Ługańsk i Herthą. W nagrodę w fazie eliminacyjnej wylosowali Arsenal - jeszcze z Arsenem Wengerem na ławce trenerskiej.
Człowiek, który fascynował się pracą Francuza nagle dostał szansę stanąć naprzeciwko swojego mentora. Pierwszy mecz posadził jednak Szwedów na ziemię - 3:0 dla Arsenalu w Ostersunds. Drużyna Pottera na rewanż wyszła więc zrelaksowana, bez szans na awans, ale z życiową szansą pokazania się całemu światu.
I zrobili to. Graham Potter ze swoją ekipą wygrali na Emirates 2:1. Jeśli żegnać się z pucharami to właśnie tak - zostawiając w głowie piękne wspomnienia na całe życie. Co ciekawe Potter nie uważa tego za topowy moment kariery w Ostersunds.
- To nawet nie jest TOP 3 moich meczów w Szwecji. Zdecydowanie bardziej cenię pokonanie Galatasaray, PAOK-u czy zwycięstwo na własnym stadionie z Herthą - mówił w wywiadzie dla magazynu „Four Four Two”.
W Szwecji doszedł do sufitu. Po pięknych ośmiu latach postanowił poszukać szczęścia gdzie indziej. Gdy razem z rodziną przylatywali do Szwecji, bali się zimna, nieznanego i przyszłości. Gdy wyjeżdżali, mieszkańcy Ostersunds chcieli stawiać Potterowi pomnik. Żona kazała mu zostać, a Charlie, najstarszy syn płakał, że nie zobaczy już kolegów ze szkoły.
Z Legią nie wyszło, ale Potter na pierwszym miejscu stawiał powrót do Wielkiej Brytanii. Dostał szansę w Swansea, które dopiero co spadło z Premier League. Tam kontynuował swój ofensywny futbol, ale z lepszymi wykonawcami i w lepszych warunkach.
I znów stanął naprzeciwko swojego mistrza - tym razem Pepa Guardioli.
- Jeśli miałbym wybrać jedną osobę, która inspiruje mnie najbardziej w świecie futbolu byłby to Pep Guardiola. Sposób w jaki wprowadza swoje idee do piłki jest bezkompromisowy i wspaniały - mówił o nim Potter.
16 marca 2019 roku panowie zmierzyli się w meczu Pucharu Anglii. Swansea prowadziło już 2:0, ale City ostatecznie awansowało dalej, wygrywając na Liberty Stadium 3:2.
Wszyscy jednak z tego spotkania zapamiętają bramkę Bersanta Celiny. Bramkę, którą Pep Guardiola mógłby adoptować.
Ta bramka dobrze oddaje filozofię futbolu Pottera. Chce, żeby jego zawodnicy ryzykowali, wychodzili ze swojej strefy komfortu i grali na granicy straty. Ale to zaskakuje przeciwników.
Brighton w tym sezonie w Premier League wygrało tylko jeden mecz. W Pucharze Ligi gładko pokonał ich Manchester United. Ale nikt nawet nie myśli o zwolnieniu Pottera. Tony Bloom, właściciel "Mew" to były pokerzysta. Wie że jeśli gra się konsekwentnie i mądrze - wyniki przyjdą. Dlatego zaledwie po kilku miesiącach przedłużył kontrakt z Potterem do 2025 roku.
Widzi w nim kogoś, kto sprawi, że Brighton będzie drużyną pierwszej połowy tabeli Premier League. Pomóc w tym mają w przyszłości Jakub Moder i Michał Karbownik. Ciekawe, jak zaadaptują się do innowacyjnych metod swojego nowego szkoleniowca.