Artur Boruc sam sobie psuje to święto. "Ceny biletów były ustalane wspólnie z nim"

Artur Boruc zawsze chodził swoimi drogami. Ale przy okazji jego pożegnalnej "imprezy" chyba się pogubił. Dobrze by było, żeby przez dwa tygodnie, które zostały do meczu z Celtikiem, rzadziej zaglądał do mediów społecznościowych.
"Afera internetowa, biletowo-cenowa" - tak Boruc określił zdziwienie kibiców cenami biletów na mecz z Celtikiem. Po czym dodał, że tu nie ma co wyjaśniać. Najwyraźniej dla niego sprawa nie wykracza poza twitterową bańkę, choć co innego sugeruje wpis na profilu "Nieznanych Sprawców", a więc najbardziej oddanej grupy legijnych ultrasów.
Ci oczywiście uderzają w klub, ale tu dochodzi do niespodziewanego twistu. Najpierw Boruc wrzuca na Instagram taką relację:
Wydaje się, że bramkarz też za ceny biletów obwinia władze klubu, z którymi od dawna nie jest mu po drodze. Ale za chwilę, tym razem na Twitterze, zaprzecza takiej interpretacji i dodaje z kolei ten wpis:
I to nagranie.
Do tego dochodzi Krzysztof Stanowski, który wprost twierdzi, że Artur Boruc po prostu zarobi na meczu z Celtikiem.
- Z tego, co udało mi się dowiedzieć, to Artur Boruc od początku był o wszystkim informowany i zdawał sobie sprawę z tego, jakie będą ceny biletów. To było wszystko ustalane wspólnie z nim - mówi nam Paweł Gołaszewski, dziennikarz tygodnika "Piłka Nożna", gość programu Warszawa vs Poznań na naszym kanale na YouTube.
Według jego wyliczeń, "King's Party", jak reklamowane jest spotkanie i wszystkie wydarzenia wokół niego, zepnie się finansowo tylko jeśli na stadion przyjdzie około 15-16 tysięcy widzów. W innym razie Legia dołoży do całej zabawy.
- To jest mecz dla niego, a nie dla Legii. Takiego pożegnania nie miał nikt od czasów Kazimierza Deyny. Nie było organizowania oficjalnych meczów, dla niektórych zabrakło nawet symbolicznego pożegnania na koniec sezonu. Myślę więc, że Boruc może poczuć się wyjątkowo - dodaje.
Gdy w niedawnym programie "Pogadajmy o piłce", zapytaliśmy dyrektora sportowego Legii, Jacka Zielińskiego, o okoliczności pożegnania Boruca, mówił tak:
- Przed ostatnim w sezonie meczem z Cracovią byliśmy już blisko tego, że będziemy osobno organizować spotkanie z Celtikiem. Wydarzenie, które będzie dla Artura dużo lepsze, fajniejsze i spektakularne. Koniec końców myślę, że wyszło to super.
Super jednak nie wyszło, bo bilety na to wydarzenie są, zdaniem kibiców, po prostu za drogie. 60 zł na "Żyletę" i 75 zł na sektor rodzinny to ceny z meczów tzw. pierwszej, a więc najdroższej kategorii. W zeszłym sezonie tyle trzeba było zapłacić za wejście na spotkania ligowe m. in. Lechem, Pogonią i chyba Wisłą Kraków. Ale tu mamy sparing w środku wakacji i w środku tygodnia.
Duże wymagania postawili też goście ze Szkocji. Oprócz określonej kwoty za samą wizytę i pobyt mieli też zażyczyć sobie na przykład transportu konkretnym typem samolotu (Boiengiem 737-300). To też miało wpływ na wysoki koszt organizacji meczu.
- Pewnie lepiej by było, gdyby wcześniej wyszedł jakiś komunikat, w którym Artur powiedziałby: "Słuchajcie, koszty takiego wydarzenia są naprawdę duże, te bilety muszą tyle kosztować" - uważa Gołaszewski. Bo na "King's Party" ma się złożyć nie tylko sam mecz, ale też spotkania Boruca z kibicami, koncerty DJ-ów, itd.
I pewnie większość kibiców tego właśnie by chciała - jasnego komunikatu, oznaki szacunku ze strony klubu i jego legendy, a nie filmiku z przesłaniem "jak ci się nie podoba, to zostań w domu".
- Wiemy, że Boruc i tak ma wielu przyjaciół wśród najbardziej fanatycznych kibiców. Dlatego jego postrzeganie jest - mimo wszystko - takie, a nie inne. Ale też ten sezon pokazał, że na przestrzeni lat jego pewne zachowania się nie zmieniają. To człowiek, który wiele rzeczy lubi robić "po swojemu". Ma jakąś swoją wizję świata - podsumowuje nasz rozmówca.
Szkoda, że tak trudno za tą wizją nadążyć.