Anglicy już nie wytrzymują. Szokująca propozycja w przerwie. "Tego zrobić nie można"
Reprezentacja Anglii jest już niemal pewna udziału w 1/8 finału EURO 2024, ale na pierwszy plan wcale nie wysuwa się kwestia awansu z grupy. "Dania była lepszą drużyną, zasłużyła na zwycięstwo" - tak komentatorzy BBC zakończyli transmisję po drugim meczu grupowym. Na Wyspach panuje ogromne rozczarowanie poziomiem, jaki dotąd w Niemczech zaprezentowała ich kadra.
Już po spotkaniu z Serbią sporo było narzekania. Że tylko 1:0, że mało strzałów, że Phil Foden zupełnie niewidoczny. Drużyna mogła się jednak bronić rezultatem, które, co często się powtarza, w turniejach są najważniejsze.
Dość
Po meczu z Danią miarka się jednak przebrała. Tak naprawdę niektórym ulało się już w przerwie. Wściekły w studiu BBC był Micah Richards, apelował o jak najwięcej zmian, być może nawet o ściągnięcie z boiska kapitana, Harry’ego Kane’a. Kontrować musiał go Thomas Frank, trener Brentford, że jednak kapitana w przerwie ściągać nie wypada. Na nudny, bardzo przestraszony i wycofany styl zwracał uwagę Gary Lineker, który trochę retorycznie pytał swoich gości: dlaczego ci zawodnicy w klubach grają zupełnie inaczej? Ci zawodnicy, czyli Foden, Saka, Bellingham, Kane i paru innych.
Anglia ma być może najbardziej uzdolnione pokolenie w swojej historii. Ma gwiazdę Realu Madryt, piłkarza sezonu Premier League, króla strzelców Bundesligi, a także choćby lidera środkowej linii mocnego wicemistrza Anglii. To się jednak nijak nie przekłada na poziom, który prezentuje drużyna narodowa.
Taki jest przynajmniej odbiór społeczny, bo sami zawodnicy już nie do końca zgadzają się z krytyką. Kyle Walker po meczu z Danią głównie zwracał uwagę na dobre położenie przed ostatnim spotkaniem grupowym i również na to, że są już niemal w 1/8 finału. Kane dodawał, że w mistrzostwach Europy jest wielu trudnych przeciwników. Na pewno odbiór wewnątrz i na zewnątrz mocno się różni.
Personalne problemy
Dużo zarzutów kierowanych jest właśnie do Kane'a, który co prawda z Danią zdobył bramkę, ale tuż po niej kompletnie wycofał się do środkowej strefy. Anglik często lubi schodzić niżej, pomagać w rozegraniu, ale to powoduje, że rzadko wybiega na pozycję i daje możliwość zagrywania prostopadłych piłek za linię obrony. Kapitan drużyny miał 22 kontakty z piłką, ale tylko jeden z nich zaliczył w polu karnym przeciwnika. Nikt nie odmawia mu umiejętności strzelania goli, ale coraz częściej pojawiają się pytania, czy styl jego gry nie wstrzymuje zespołu. Pewną odpowiedzią może być zmiana, której Southgate dokonał w 69. minucie, kiedy za Kane’a wszedł Ollie Watkins.
Kolejna sprawa, to rola Trenta Alexandra Arnolda, który drugi mecz z rzędu zagrał jako środkowy pomocnik. Na prawej strefie obrony niepodważalna jest pozycja Walkera, notabene chyba najlepszego w czwartek reprezentanta Anglii, a z kolei w środkowej strefie selekcjonerowi trochę brakuje partnera dla Rice’a. Dołożył więc tam zawodnika Liverpoolu, który z jednej strony statystycznie nie wypadł aż tak źle. To głównie on zagrywał prostopadle piłki za linie obrony, wykreował najwięcej (3) szans, ale zarazem zupełnie nie wniósł spokoju i pewności do drugiej linii. Jeszcze przed upływem godziny zmienił go Conor Gallagher. Była to identyczna roszadą jak w spotkaniu z Serbią. - Brakuje nam kogoś takiego jak Kalvin Phillips w EURO 2020 - przyznał selekcjoner.
Kolejna personalna zagwozdka to fakt, iż ani minuty na tym turnieju nie zagrał jeszcze Cole Palmer. Zawodnik, który ma za sobą rewelacyjny sezon w Chelsea na razie jest jedynie rezerwowym. Pytanie oczywiście brzmi czy formę z klubu przełożyłby na kadrę, patrząc na innych piłkarzy można mieć wątpliwość, ale trudno nie zastanawiać się dlaczego Palmer, który miał 42 udziały przy golach, nie dostał szansy.
Niechlubny rekord
Jeśli chodzi o sprawy bardziej zespołowe, to na pierwszy plan wysuwa się zachowawczość i bojaźliwość. Anglicy po strzeleniu gola szybko się wycofali, bronili głównie na własnej połowie i w zasadzie prosili się o stratę bramki, co ostatecznie miało miejsce po świetnym kopnięciu Hjulmanda z dystansu. Wątpliwości nie pozostawiała mapa średnich pozycji już po objęciu prowadzenia. Nagle niemal wszyscy zawodnicy głównie znaleźli się na własnej połowie.
Duńczycy przeważali we wszystkich ofensywnych statystykach. Mieli więcej podań na połowie przeciwnika, więcej wbiegnięć w tercję ataku i wymienionych tam piłek. Oddali też więcej strzałów i strzałów celnych. W ogóle liczba uderzeń na bramkę Anglików była niechlubnie duża biorąc pod uwagę kadencję Southgate’a. Nikt wcześniej aż 16 razy nie kopnął w kierunku bramki Jordana Pickforda.
Zarzutów po spotkaniu z Danią jest mnóstwo, ale też trzeba pamiętać, że podobne nastroje panowały po rywalizacji ze Szkotami w EURO 2020. Wtedy Anglicy też zremisowali, zresztą nigdy w historii mistrzostw Europy nie wygrali dwóch pierwszych meczów, też wtedy narzekali, że zdominował ich słabszy przeciwnik. Ostatecznie nie było aż tak źle, bo skończyło się awansem do finału i porażką w karnych z Włochami.
Teraz oczywiście trudno, szczególnie na bazie dyspozycji w EURO 2024 kreślić taki scenariusz, ale trzeba też pamiętać, jak pragmatycznym, czasem do bólu nudnym selekcjonerem jest Southgate. Jego interesuje wynik, pokonywanie kolejnych przeszkód, co też dało się wyczytać ze słów zawodników, oni są zaprogramowani podobnie. Wyjście z grupy już niemal się dokonało, zobaczymy co Anglicy zaproponują w fazie pucharowej. Na razie z wielkich są obok Belgii największym rozczarowaniem i mają prawo się obawiać, że znów z wielkich nadziei, z wielkiego ludzkiego potencjału nic dobrego się nie urodzi.