Prokuratura chce go wsadzić do więzienia, kibice mają dość. Ancelotti na gorącym krześle

Prokuratura chce go wsadzić do więzienia, kibice mają dość. Ancelotti na gorącym krześle
Federico Titone / SOPA Images / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynWczoraj · 10:21
Nie są to najlepsze miesiące Carlo Ancelottiego. Wyniki Realu Madryt nie przekonują od początku sezonu, mimo potężnego wzmocnienia, jakim było przyjście Kyliana Mbappe. Trener wikła się również w spory: to z prezesem La Ligi, to z sędziami. A największą, życiową porażkę może ponieść w sądzie.
“Terrorysta”, “Joe Biden” na ławce trenerskiej. Kibice Realu Madryt są bezwzględni w ocenach i w większości oczekują, że po sezonie nastąpi zmiana na najbardziej gorącym fotelu w klubowej piłce. Szanują legendę i pamiętają o dokonaniach, ale uważają, że jego czas minął. Carlo Ancelotti z trudem dowozi rezultaty, których by oczekiwali. Idzie po grudzie niemal na wszystkich frontach.
Dalsza część tekstu pod wideo

“Galaktyczni” tylko z nazwy

Mizernie wygląda to w lidze. Choć wyścig bynajmniej jest daleki do rozstrzygnięcia - Real nadal trzyma kontakt z Barceloną - to na pewno nikt nie wyobrażał sobie, że misja obrony tytułu będzie przebiegała w ten sposób. “Królewscy” w pewnym momencie mieli już siedem punktów przewagi nad największym rywalem, ale w środku sezonu przyszedł kryzys i zostali złapani oraz prześcignięci. A biorąc pod uwagę formę Barcy, o kolejną, skuteczną mijankę w tabeli, będzie niezwykle trudno.
Kompletnym niepowodzeniem były “Klasyki”. Pierwszy, ligowy na Santiago Bernabeu skończył się totalną kompromitacją. Zapamięta się nie tylko wynik 0:4, ale też nieudolność Mbappe, łapanego sześć razy na spalonych. Podobnie źle madrytczycy pokazali się w finale Superpucharu Hiszpanii, gdzie zostali ośmieszeni przez “Dumę Katalonii” 2:5. Jedno trofeum zostało brutalnie sprzątnięte sprzed nosa.
Spotkania Ligi Mistrzów są przepychane kolanem. Bezpośredni awans do 1/8 finału praktycznie był niemożliwy w połowie fazy ligowej. Wstydliwa porażka z Lille 0:1 już w drugiej kolejce, całkowicie niezrozumiała wpadka z Milanem 1:3 w czwartej i chyba oczekiwana 0:2 z Liverpoolem w następnej sprawiły, że Real mógł z hukiem wylecieć z rozgrywek, z których nigdy nie odpadli na etapie zmagań w grupie. Dopiero finisz w trzech ostatnich rundach, przekonująca wygrana z Manchesterem City w barażach i bardzo szczęśliwa z Atletico w bezpośredniej bitwie o ćwierćfinał, wlały w serca fanów nieco nadziei.
Ciągle ma się jednak wrażenie, że “Królewscy” balansują na linie, że brakuje jednego fałszywego kroku, by finalnie runąć w przepaść.

Litania zarzutów

Coraz bardziej podważa się pozycję Carlo Ancelottiego, jego pracę, decyzje, a dorobek trenerski idzie w zapomnienie. Krytycy oskarżają szkoleniowca o niewystarczające przygotowanie kadry do długiej kampanii, niewykorzystanie absolutnie potężnego potencjału w ataku, braku taktycznej elastyczności. Pretensje powtarzają się właściwie od początku drugiej kadencji. “Carletto” nie buduje piłkarzy i stawia na swoich ulubieńców, nie dostrzegając u nich kryzysu formy.
Zarzyna zawodników do granic możliwości, a winę za to zrzuca na kalendarz. Fede Valverde i Kylian Mbappe zagrali łącznie 3712 i 3676 minut w tym sezonie, podczas gdy młodzi Arda Guler oraz Endrick muszą zadowolić się ochłapami: pomocnik ledwo przekroczył granicę 1000 minut, brazylijski napastnik występował na boisku o połowę mniej czasu niż jego turecki kolega. Obaj są pełnoprawnymi graczami pierwszego zespołu, a grają, jeśli w ogóle, ogony.
Ancelotti ma słuszne pretensje o nieprzyzwoicie napięty harmonogram meczów, ale argumenty łatwo są zbijane właśnie ze względu na jego decyzje. Przed ostatnią przerwą reprezentacyjną oświadczył, że zespół odmówi wyjścia na boisko, jeśli otrzyma mniej niż 72 godziny odpoczynku pomiędzy spotkaniami. Wywołany do tablicy poczuł się więc prezes La Ligi Javier Tebas. Zapytany o tę kwestię zareagował atakiem w stronę trenera.
- Od czasu Covid-19 możesz w trakcie meczu dokonać pięciu zmian. Ale ty robisz trzy w 85. minucie, a potem narzekasz. To absurd - powiedział.
Na ripostę nie trzeba było długo czekać.
- Wiedziałem, że Tebas fascynuje się Realem, ale nie sądziłem, że chce zostać trenerem. Sugeruję, by bardziej skupił się na swoich sprawach. Brakuje mu trochę szacunku do nas - odegrał się Włoch na konferencji prasowej.
Z tymże uszczypliwości Tebasa mają swoją podstawę. Mistrzowie Hiszpanii i Europy dokonują średnio najmniejszej liczby zmian w meczu (3,8), a w liczbach bezwzględnych są na samym końcu klasyfikacji La Liga. Ancelotti zrobił ich zaledwie 110 przy średniej ligowej oscylującej wokół 130. Real dokonał kompletu zmian jedynie w siedmiu spotkaniach na 29.
Szkoleniowiec ma kilka faktów na obronę tego stanu rzeczy. Po pierwsze, kontuzje, które drugi sezon z rzędu przetrzebiają kadrę. Trudno o zmiany, gdy ławka kurczy się w oczach, a piłkarze, z których mógłby skorzystać, siedzą w lekarskich gabinetach. Pierwszymi do zmiany od sierpnia byli Eduardo Camavinga i Dani Ceballos, środkowi pomocnicy wbiegający na plac albo na utrzymanie dobrego rezultatu, albo na ratunek. Z powodu urazów, Włoch często jednak nie mógł z nich korzystać. O wyrwie w środku defensywy już nawet nie trzeba wspominać.
Po drugie, nie jest jedyną osobą odpowiedzialną za budowę zespołu. Sztab sportowy zawiódł, pozostawiając w kadrze stopera Jesusa Vallejo, który nie nadaje się do grania w piłkę na wysokim poziomie. Nie dał też Ancelottiemu opcji B w ataku, wysokiego napastnika, mogącego powalczyć o główki w polu karnym przeciwnika w trudnych końcówkach meczu. Kogoś takiego, kim był w zeszłym sezonie Joselu. Hiszpan kilkukrotnie ratował Real przed zatonięciem. Teraz alternatywą dla Mbappe jest często chaotyczny Endrick. To za mało. I można zrozumieć, że 65-latkowi brakuje czasami na ławce jakości.

Skarbówka nie odpuszcza

Atmosfera wokół trenera zagęszcza się wraz z kolejnymi słabymi meczami. Gdy Real przegrywał do przerwy 1:2 z Leganes, szkoleniowca i piłkarzy pożegnała “kocia muzyka” z trybun Bernabeu. I choć ostatecznie szczęśliwie wygrali, słupki popularności bynajmniej nie poszły w górę. Każda ewentualna przegrana może słono kosztować, a na horyzoncie szykują się dwa, a może nawet trzy El Clasico. Real i Barcelona mogą się bowiem zmierzyć w dwóch finałach: Copa del Rey i Champions League. Można sobie tylko wyobrazić, co by się wydarzyło, gdyby “Los Blancos” ponieśli klęskę w każdym z nich.
Żeby tego jeszcze było mało, Ancelotti ma problemy poza rywalizacją sportową. Popadł w konflikt z prawem. Prokuratura oskarża go o oszustwa podatkowe na kwotę ponad miliona euro. A dokładnie, miał oszukać fiskus w 2014 roku na prawie 400 tysięcy, rok później zeznał w zeznaniu podatkowym przychody o 600 tysięcy mniejsze niż w rzeczywistości. Według śledczych wykazał jedynie wynagrodzenie za pracę w Realu, pominąwszy dochody z praw do wizerunku.
Proces legendarnego trenera rozpocznie się w środę 2 kwietnia w Madrycie, a oskarżyciel domaga się surowej kary: czterech lat i dziewięciu miesięcy bezwzględnego więzienia. Oprócz odsiadki, “Carletto”, jeśli faktycznie sąd przychyliłby się do żądań prokuratury, musiałby zapłacić 3,1 miliona euro grzywny.
Te i inne wydarzenia, jak kontakty Realu z Xabim Alonso i plotki o powrocie Zinedine’a Zidane’a, dają sporo do myślenia. Wielu na miejscu Włocha już by się poddało, zmieniło otoczenie, może nawet odeszło na emeryturę. Ancelottiego nadal kuszą działacze z brazylijskiego związku, widzący w nim przyszłego selekcjonera “Canarinhos” po zwolnieniu Dorivala Juniora. Ale to twarda sztuka. Stary lis. Jeśli choć cząstka niego wciąż mówi, by nie opuszczać statku, to on będzie zębami trzymał się steru. I pewnie znów przetrwa.

Przeczytaj również