Anatomia upadku Widzewa. Miał być rozwój, sukcesem będzie utrzymanie. Nowy "strażak" nadciąga

Zaledwie cztery mecze drugiej rundy wystarczyły, aby atmosfera w Łodzi zrobiła się bardzo, bardzo gorąca. Widzew stracił swoją komfortową pozycję i zbliżył się do strefy spadkowej. Efektem reakcje, które mają ratować sezon. Można jednak zastanawiać się, czy zapadające decyzje są jakkolwiek przemyślane.
Najgorsza defensywa w Ekstraklasie. Najgorsza ofensywa w 2025 roku. Najgorszy dorobek punktowy w 2025 roku. Widzew robi wiele, aby zostać najsłabszym zespołem po wznowieniu rozgrywek. Leży nie tylko sportowo, ale i organizacyjnie.
Cztery mecze temu było spoko, ale od dłuższego czasu jest tragedia
W poniedziałkowy poranek z pracą w Widzewie pożegnał się Daniel Myśliwiec. Była to decyzja spodziewana, biorąc pod uwagę wspomniane czynniki. Swoje robił też kontrakt szkoleniowca, który wygasał po zakończeniu bieżącego sezonu. Stronom nie udało się dojść do porozumienia odpowiednio wcześniej, a sprawa przedłużenia współpracy stała się czynnikiem wewnętrznie destabilizującym klub. Nikt nie wiedział, na czym dokładnie stoi - ani trener, ani działacze.
Mimo tego, uzasadnienie zwolnienia Myśliwca, zaprezentowane przez Michała Rydza, wypadło dość kuriozalnie. Prezes łodzian stwierdził bowiem, że od przynajmniej 15 meczów zespół wypadał bardzo słabo. Widzew w istocie zebrał w tym czasie zaledwie 15 punktów, mniej udało się tylko Zagłębiu Lubin i Śląskowi Wrocław. Leżał też rozwój zawodników, bodaj żaden, poza Rondiciem, nie zrobił progresu u Myśliwca. Niemniej, należy pamiętać o tym, że ten sam Rydz bronił pracy trenera i to nie we wrześniu, ale jeszcze w styczniu, czyli... cztery spotkania temu.
- Ja wierzę w pracę Daniela. To się po prostu nie zmienia. My w Widzewie trzymamy ciśnienie. Widząc co się dzieje u Daniela i jego przyszłości, uciąłem temat jeszcze przed meczem ze Stalą Mielec. Dlatego chciałem odseparować ten kontekst wyniku sportowego, bo czy byśmy wówczas wygrali, czy przegrali, moja wiara w pracę Daniela i sztabu po prostu się nie zmienia - powiedział Rydz w rozmowie z Goal.pl.
Pod względem komunikacyjnym coś się bardzo mocno nie spina, ale dla Widzewa to nie żadne nowum. Uwagę zwraca nie tylko fałszywe podejście do poparcia dla Myśliwca, ale też fakt, że nie przygotowano następcy dla 39-latka. Jeśli zaakceptujemy narrację, że działacze nie byli zadowoleni od 15 meczów, to musimy też zaakceptować, że przespali pięć miesięcy i nie zabezpieczyli się na wcześniejsze zakończenie współpracy z dotychczasowym szkoleniowcem.
Owszem, z naszych informacji wynika, że najpoważniejszym kandydatem do zastąpienia Myśliwca jest Jacek Magiera, ale należy pamiętać, że to trener mający na pieńku z kapitanem, Bartłomiejem Pawłowskim, a sama umowa nie została jeszcze podpisana. Klub przyznał, że za przygotowania i mecz z Radomiakiem będzie odpowiadał Patryk Czubak, czyli członek sztabu. To absolutna kompromitacja. Starcie z Radomiakiem jawi się dla łodzian kluczowe w walce o utrzymanie, nie ma przestrzeni na eksperymenty. Te jednak Widzew znów będzie uskuteczniał.
Gra się tak, jak trener pozwala
A przecież to właśnie eksperymenty doprowadziły do obecnych problemów Widzewa. Daniel Myśliwiec dał się poznać jako szkoleniowiec charyzmatyczny i mający pomysł na grę. Niestety, pomysł tylko jeden. Bez planu awaryjnego, bez koncepcji, która zapewniałaby spokój. Gdy już raz rywale rozczytali łodzian, to korzystne wyniki stały się melodią przeszłości.
- Mam wrażenie, że z Danielem Myśliwcem w Widzewie było trochę jak z małżonką z dowcipu: z kimś innym się żenisz, z kimś innym rozwodzisz. Wszedł do klubu "z buta", pokonał pierwszy kryzys i zanotował najlepszą widzewską wiosnę od wielu lat. Przełamał klątwę klasyków z Legią, wygrał derby Łodzi, zakończył sezon na najlepszym miejscu w XXI wieku. Emanował energią, której aura pod koniec gdzieś chyba uleciała. Choć mam duże wątpliwości, czy rozpoczął 2025 lepszym składem od tego, którym zaczynał poprzedni, to swoje błędy jednak popełniał. Wiosna w wykonaniu jego zespołu była fatalna: trzy wysokie porażki i wyszarpany punkt z Cracovią, która nie wygrała teraz ósmego meczu z rzędu. Coś się ewidentnie zacięło, w dodatku w gęstej atmosferze nieporozumień z dyrektorem sportowym, zwolnienia asystenta, nieprzedłużonym kontraktem i myślę, że koniec końców nie może mieć pretensji akurat o decyzję o rozstaniu. Musiało nastąpić - przekonuje nas Bartłomiej Stańdo z Sektora Widzew.
Myśliwiec w istocie błędy popełniał. Wina częściowo leży jednak po stronie Pepa Guardioli. To właśnie Hiszpan wbił do głowy kolejnym pokoleniom, że rozgrywać od bramki każdy może. A to przecież wierutna bzdura. Żeby bawić się w ten sposób, należy mieć określonych wykonawców. Tych w Widzewie brakuje, widać to już na pozycji bramkarza. Rafał Gikiewicz generalnie obniżył loty, a w rozegraniu nigdy nie był wirtuozem.
Mimo tego Widzew na upartego wciąż robił to samo i wciąż płacił frycowe. Efektem najgorsza defensywa w całej Ekstraklasie, równie słabo broni jedynie Lechia Gdańsk. Ile w tym winy nieporadnego rozpoczynania akcji? Wiele. Tylko w drugiej rundzie Widzew stracił sześć bramek (!) po błędach w rozegraniu. A przecież niekiedy, nie wierzę, że to mówię, wystarczyło kopnąć piłkę na aut, zamiast beznamiętnie podawać ją do środka pola.
Finalnie doszło do tego, że nawet zawodnicy kwestionowali pomysły Myśliwca. I to nie byle kto, ale właśnie Gikiewicz, uważany za jednego z ulubieńców 39-latka. Bramkarz nawet na moment nie stracił miejsca w składzie, pozwolono mu też na występy w Eleven Sports, ale z tej drugiej kwestii jest rozgrzeszany, choćby przez Stańdę.
- Oczywiście, to nie był dobry pomysł na Pogoń. Wykonujemy to, co trener nam każe. Tak trenowaliśmy cały tydzień, tak mieliśmy grać. (...) Przede wszystkim za taki słaby mecz trener odpowiada, ale to my robimy błędy. (...) Jak popatrzymy na wszystkie mecze w tym roku, to tak łatwo jak nam strzelić bramkę nie jest żadnemu innemu zespołowi - wypalił bramkarz w rozmowie z Canal+Sport.
Bez budulca nie ma pałacu, a bez pałacu nie ma pałacu
Inna sprawa, że Widzew niekoniecznie zrobił cokolwiek, aby pracę Myśliwca uczynić przyjemniejszą i efektywniejszą. Wielkim problemem okazało się dokonywanie transferów. Kadra generalnie jest słaba, wręcz skazana na walkę o utrzymanie, a już na pewno niedostosowana do pomysłu zwolnionego niedawno trenera.
Za 1,5 mln euro sprzedano Imada Rondicia do FC Koeln. Negocjacje ciągnęły się przez kilka tygodni, ale w pewnym momencie stało się jasne, że Bośniak w Łodzi nie zostanie. Mimo tego, podobnie jak w wypadku nowego trenera, nie przygotowano następcy. Klub wszedł w drugą rundę ze szklanym i nieskutecznym Saidem Hamuliciem oraz nieprzystającym do Ekstraklasy i też nieskutecznym Hubertem Sobolem.
Teraz, w ostatnim dniu okienka, sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Do Widzewa ściągnięto obrońców Polydefkisa Volanakisa oraz Petera Therkildsena, a także atakującego Lubomira Tuptę, o którym pisaliśmy już TUTAJ. Słowak nie jest jednak klasycznym napastnikiem, egzekutorem podobnym do Rondicia lub Jordiego Sancheza. W Slovanie Liberec Tupta występował też na skrzydłach i niewykluczone, że z myślą o wzmocnieniu tych pozycji trafiał do Łodzi. Okazji ku temu może mieć jednak zbyt wiele, bo ktoś na "dziewiątce" grać musi.
Kandydatów nie ma wielu, tym bardziej, że u Abdallaha Gninga, niedoszłego gracza Widzewa, wykryto spore problemy zdrowotne, co storpedowało transfer.
Obecnie łodzianie skupiają się na sprowadzeniu Szymona Czyża, czyli pomocnika z Rakowa Częstochowa. Myślą też o Benjaminie Kimpioce z St. Johnstone, jednak na realizację takiej transakcji zostało bardzo mało czasu. Jakby tego było mało, w obu przypadkach mówimy o graczach, którzy na kolana nie rzucają. Czyż niedawno wrócił po poważnej kontuzji, Kimpioka ma sześć goli w tym sezonie ligi szkockiej.
Widzew działa kompulsywnie, Widzew się po prostu gubi. Nikt nie będzie w stanie przekonać kibiców, że sprowadzenia Czyża - skoro taki temat w ogóle się pojawił - nie można było dograć wcześniej. Walcząc o takich zawodników w takim momencie sezonu pokazuje się, że uleciały nie tylko ambicje, ale jakikolwiek plan. Długofalowa wizja została zatarta, pozostało przechodzenie od punktu A do punktu B i modlenie się, aby konstrukcja z trytytki i śliny jakoś wytrzymała. A potem się pomyśli. Bo przecież jakoś to będzie.
Sen o lecie
W "Anatomii Upadku", świetnie przyjętym filmie Justine Triet, do samego końca zastanawiamy się, kto doprowadził do śmierci męża głównej bohaterki. Potencjalnych winowajców kilku, podobnie jak rzekomych odpowiedzi. W Widzewie sprawy mają się podobnie, odpowiedzialność można rozłożyć na rozmaite osoby. Najważniejsze jest jednak, że tak jak u Triet ktoś umarł, coś się skończyło, tak w Widzewie pacjent walczy o życie. Nikt już nie myśli o tym, aby wywalczyć sobie miejsce w górnej połowie tabeli. Celem i sukcesem, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, staje się utrzymanie na najwyższym poziomie. Jeśli to się nie uda, klub czeka poważny kryzys.
Istnieje jednak szansa na uniknięcie katastrofy. Chodzi oczywiście o wiszącą w powietrzu zmianę właścicielską, stery klubu miałby przejąć Robert Dobrzycki, miliarder, współwłaściciel firmy Panattoni, człowiek świetnie zorientowany w futbolu. To w nim pokładane są jakiekolwiek nadzieje na dobrą przyszłość. Obecny zarząd nie cieszy się właściwie jakimkolwiek zaufaniem i, patrząc na sytuację wewnątrz klubu, trudno się dziwić.
- Robert Dobrzycki nie jest anonimowy ani w biznesie, ani na Widzewie, więc ocena potencjalnego ryzyka zmiany właścicielskiej do szansy, jaka się z nią wiąże, jest chyba dla każdego kibica RTS bardzo optymistyczna. Głód sukcesów ogromny, a wejście takiego inwestora może sprawić, że Widzew zrobi kolejny krok w drodze na szczyt. Trzeba w tym miejscu docenić Tomasza Stamirowskiego, bez którego znacznie trudniej byłoby wykonać kilka poprzednich. Obu panom należy się duży szacunek za dotychczasowy wkład w Widzew i mam nadzieję, że dla jego dobra dogadają się jak najszybciej - powiedział Bartłomiej Stańdo w rozmowie z nami.
Oby tylko dla Widzewa nie okazało się - cytując Roberta Lowella - że światełko w tunelu to tak naprawdę nadjeżdżający pociąg.