"Obnażono letnie błędy transferowe". Alarm nad Lechem Poznań. Tydzień prawdy i walki o wiosnę

"Obnażono letnie błędy transferowe". Alarm nad Lechem Poznań. Tydzień prawdy i walki o wiosnę
Paweł Jaskólka/Press Focus
Lech Poznań w czwartek może przypieczętować awans do 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Naprzeciw niego stanie rywal dla poznańskich kibiców legendarny, bo nikomu nie trzeba przypominać meczów z Austrią Wiedeń sprzed 14 lat, które wyryły się w pamięci niebiesko-białego kibica. Czy dalej starcia z tym rywalem będą wspominane na twarzy z uśmiechem na ustach? Pierwszy krok w tym kierunku już wykonano.
Zanim jednak o nawiązaniach do historii i szansie na grę na wiosnę w pucharach, to trzeba zacząć od tego, że w Lechu jest mały pożar, spowodowany wynikami poprzedniego tygodnia. Oczywiście ktoś powie, że w lidze wszystko można jeszcze odrobić, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że ostatnie siedem dni października będzie miało odbicie na to, jak może wyglądać część rozgrywek w kolejnym roku. I czy będzie Lech grał już tylko na jednym, czy dwóch frontach?
Dalsza część tekstu pod wideo
Dość łatwo (za łatwo) "Kolejorz" dał się wyeliminować z rozgrywek o Puchar Polski. Tak, nie dostał najłatwiejszego rywala na tym etapie, ale grał u siebie i drugi raz w tym sezonie przegrał ze Śląskiem Wrocław. Nie jakąś wybitną drużyną, mającą sporo problemów. Wręcz można napisać, że poznaniacy podali dwukrotnie pomocną dłoń swojemu byłemu piłkarzowi, Ivanovi Djurdjevicowi, bo bez tych zwycięstw jego praca mogłaby już teraz wisieć na włosku.
Rozgrywki pucharowe mają to do siebie, że możesz w nich awansować bardzo szybko, ale też błyskawicznie nabyć kolejnych problemów. W przypadku Lecha ten drugi wariant ma zastosowanie, bo porażka ze Śląskiem w wymiarze 1:3 nie dość, że jest kosztowna w skutkach, bo "Kolejorz" 2023 rok może zakończyć bez trofeum, to dodatkowo obnażyła błędy transferowe lata. Lech nie ma kadry gotowej na trzy fronty. Ledwo jest ją w stanie spiąć na dwa. Niestety tacy piłkarzy jak Rudko, Żukowski lub Sobiech, czy w większości bezużyteczni skrzydłowi jak Citaiszwili, Velde lub Ba Loua, sprawiają, że John van den Brom stosując konieczne rotacje, naraża zespół na zbyt duże osłabienie. Ale to akurat nie do końca jego wina, że musi lepić z tego, co ma.
Jeśli dodamy do tego brak formy Joao Amarala, brak kreatywnej ósemki (bo takim piłkarzem jednak nie jest Sousa, który lepiej gra ustawiony wyżej), niedojechanie jeszcze na poziom mistrzowski Filipów Szymczaka czy Marchwińskiego, to mamy obraz drużyny, która dzięki sztabowi i poprawnej lub dobrej dyspozycji reszty piłkarzy i tak jest w stanie wiązać grę w pucharach z ligą na całkiem niezłym poziomie. Lecz to nie wystarczy do pełni szczęścia.

Tydzień prawdy

Dlatego ten ostatni tydzień października mówi Lechowi i jego władzom: sprawdzam. Kibice już dużo wiedzą oraz widzą i ciężko jest go oszukać, ale też ciągle wierzą. Poprzedni tydzień był dla poznaniaków bolesny. Zakończył przygodę w Pucharze Polski, a na "deser" dołożono ciężkostrawne danie w Krakowie, gdzie "Kolejorz" zagrał jeden z najsłabszych meczów w tym sezonie i największym sukcesem tego starcia jest to, że go nie przegrał i wrócił do Poznania z punktem.
Ktoś powie - ok, jest jeszcze cała runda rewanżowa w lidze. Jednak patrząc na to, że po 14 kolejkach Raków Częstochowa, słusznie wskazywany jako główny kandydat do mistrzostwa Polski, ma dziesięć punktów przewagi nad Lechem, to następny niedzielny mecz z drużyną Marka Papszuna urasta do miana arcyważnego starcia, mogącego natchnąć poznaniaków, by wiosną realnie myśleć o walce o obronę tytułu. Lech nie może wygrać z Rakowem od siedmiu spotkań, a ostatnia dyspozycja i forma niektórych piłkarzy nie napawa optymizmem, by myśleć, że stanie się to w ten weekend . To można nawet zrozumieć, bo wielu z nich nie jest przygotowana do gry na takiej intensywności i tak często, jak ma to miejsce tej jesieni.
Celowo zacząłem od niedzielnego meczu, bo mam w głowie to, jaki wpływ na piłkarzy "Kolejorza" miał awans do Ligi Konferencji Europy, który wydarzył się pod koniec sierpnia. On zadziałał na zespół niezwykle ożywczo. Przed rewanżem z Dudelange posada Johna van den Broma była zagrożona i to trzeba napisać wprost. Brak awansu do fazy grupowej sprawiłby, że dalsza praca tego trenera przy Bułgarskiej nie miałaby większego sensu.
Lech przeszedł latem ogromne perturbacje. Zaczęło się od odejścia Macieja Skorży, czyli w pewien sposób rozpadu mistrzowskiego sztabu. To już w Poznaniu przerabiano za kadencji Dariusza Żurawia, kiedy ten sam dokonał autodestrukcji sztabu, za co sam później wiosną zapłacił głową. Potem przyszedł nowy trener, nieznający polskich realiów zarówno ligowych, jak i klubowych. Szefostwo Lecha? Czasami można było mieć wrażenie, że cały czas świętuje tytuł mistrzowski, zamiast szykować się do arcytrudnego sezonu skondensowanego w bardzo krótkim okresie, ze względu na jesienne mistrzostwa świata. Do tego szereg kontuzji, głównie w defensywie oraz pomyłki transferowe (wypożyczenie Rudki, brak zakupu Dawida Kownackiego czy Damiana Kądziora).
Oprócz odejścia Macieja Skorży wszystkich tych pozostałych rzeczy można by uniknąć. Oczywiście - mądry Polak po szkodzie, ale to, co wydarzyło się po awansie do Ligi Konferencji Europy, mogło zdziwić nawet najbardziej optymistycznych kibiców. Lech się odkręcił, a trener van den Brom i jego piłkarze w lidze nie przegrali od połowy sierpnia, a on sam został szkoleniowcem września, notując bardzo fajny występ w Walencji przeciwko Villarreal. Dodatkowo Lech nieźle radzi sobie w europejskich pucharach, co dzisiaj może potwierdzić. To oczywiście zbiegło się z powrotem do zdrowia piłkarzy ze środka defensywy oraz świetnej dyspozycji Filipa Dagertstala czy Filipa Bednarka, ale to trzeba docenić, bo niejedna drużyna po takich letnich perturbacjach i braku czasu na treningi już by się nie odkręciła.

Mecz prawdy

W czwartek Lech może nawiązać do swojej historii, jeśli pokona lub nie przegra z Austrią Wiedeń. Tak, jak wspomniałem na początku - to rywal historyczny. Dla młodszego, ale pewnie i starszego pokolenia, te mecze sprzed 14 lat z drużyną z Wiednia na zawsze wbiły się pamięć. Dzisiaj to spotkanie na Viola Park uchodzi do rangi meczu, gdzie Lech może sobie po 12 latach zapewnić awans do gry na wiosnę w rozgrywkach pucharowych.Ten awans, moim zdaniem, mógłbym mieć podobny wpływ na drużynę jak ten sierpniowy sukces, czyli grę w fazie grupowej LKE. Dużo nie brakuje, a Austria ma swoje problemy.
Chwilę o nich. Rywale na zwycięstwo w fazie grupowej europejskich rozgrywek czekają aż 12 meczów, więc mają co przełamywać (Lech nie może wygrać od dziewięciu spotkań w Europie na wyjeździe). Do tej pory w czterech meczach Austriacy mają bilans bramek 1:10, a u siebie jeszcze gola nie strzelili, choć mieli ku temu sporo dobrych okazji w starciach z Beer Szewą i Villarreal. Ale mimo tylko jednego punktu na koncie wciąż mają szansę na awans, jednak Lech może ich tego pozbawić, nie przegrywając w Wiedniu.
Trener Manfred Schmidt ma duży ból głowy, bo w obronie nie skorzysta z kapitana i podstawowego stopera Lukasa Muhla, dalej niegotowy do gry jest Muharem Husković, czyli podstawowy snajper. Zanosi się, że przemeblowany będzie cały atak względem meczu przy Bułgarskiej, bo pod znakiem zapytania stoją występy Vucicia, Grubera i Jukicia, a dwóch ostatnich grało w Poznaniu od pierwszej minuty. Rywal dodatkowo w ostatnich czterech meczach poniósł trzy porażki i zanotował jeden remis. Łącznie od przegranej w Poznaniu drużyna z Wiednia rozegrała 8 meczów na 3 frontach, notując w nich 2 wygrane, 1 remis i 5 porażek.
Lech ma wszystko w swoich rękach. Mało kto by powiedział po odpadnięciu z Karabachem, że na koniec października będzie w takiej sytuacji. To tylko pokazuje, że Liga Konferencji to rozgrywki skrojone pod polskie kluby.
Ostatni tydzień wpędził drużynę w problemy, ale tutaj można poniekąd zgodzić się z trenerem van den Bromem. Powiedział w środę, że wygrana lub awans do następnej rundy sprawią, że kibice zapomną o dwóch ostatnich meczach. Ja bym rozszerzył tę kwestię, bo dwie wygrane - w czwartek i niedzielę - sprawią, że fani znowu uwierzą, że ten sezon nie będzie stracony, bo dalej będą czekać ich pucharowe emocje na wiosnę oraz realna rywalizacja o mistrzostwo Polski. Wydaje się, że zwycięstwo w czwartek jest nawet bardziej realne niż w niedzielę, ale od mistrzów Polski trzeba wymagać, nawet wtedy, kiedy w obu spotkaniach nie są stawiani w roli faworytów.

Przeczytaj również