Afrykańscy szamani odpuścili Guardioli? Kulisy słynnej klątwy. Dziwne relacje Yayi Toure

Afrykańscy szamani odpuścili Guardioli? Kulisy słynnej klątwy. Dziwne relacje Yayi Toure
Oleksandr Osipov / Shutterstock.com
Yaya Toure kojarzony jest z klątwą afrykańskich szamanów, jaką podobno ustami agenta (?) rzucił na Manchester City. Klątwa nie daje mu spokoju za każdym razem, kiedy mistrz Anglii przegrywa Ligę Mistrzów. A przegrywa zawsze. O co z nią chodziło? Jakie są jej kulisy? Dlaczego w ogóle padły takie słowa? Co o tym myśli sam Toure? Czy ten "agent" to rzeczywiście jego agent?
Dimitri Seluk i Yaya Toure to przedziwna relacja na linii piłkarz-agent, która wymyka się z wszelkich schematów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Afera tortowa

Seluk lubił coś chlapnąć w mediach i tylko swojego zawodnika kompromitował. Tak było z osławionymi już urodzinami, jeszcze przed erą Pepa Guardioli. Cofnijmy się do sezonu 2013/14. Yaya Toure ładuje bramki z rzutów wolnych, wspólnie z Luisem Suarezem wyprzedza Premier League o lata świetlne. Obaj wyczyniają cuda na kiju. Urugwajczyk ciągnie Liverpool. Daniel Sturridge przy nim błyszczy. Suarez gra chory statystycznie sezon i zgarnia dwie najważniejsze indywidualne nagrody - Premier League Player of the Year oraz PFA Player of the Year, ale to Yaya Toure cieszy się z mistrzostwa. Jest taka statystyka-viral, która dotyczy Toure i często wraca gdzieś na Twitterze, gdy mowa o tytule z sezonu 2013/14.
Yaya poznał Seluka tak dawno temu, że Grecja nie była jeszcze mistrzem Europy. To Rosjanin. Łysy, krępy gość o komicznym wyglądzie. Najczęściej zakładał białe, przyciasne koszule i białe spodnie. Taki styl go wyróżniał. Podobnie jak to, że lubił pleść głupoty. Promował się na Toure i go ośmieszał. Relacja agenta z piłkarzem stawała się przedziwna. Znali się od 2003 roku, kiedy to wytransferował Iworyjczyka z belgijskiego Beveren do Metałurha Donieck. Piłkarz nazywał go nawet... "papushka" (tatulek/tatusiek). Z czasem to stawało się coraz bardziej toksyczne. Agent rzucał hasło, które natychmiast utożsamiano z piłkarzem. Tak jak z "aferą tortową". Manchester, po poślizgu Gerrarda, w niewiarygodnych okolicznościach wyrwał drugie mistrzostwo w erze szejka Mansoura. Rozpoczęło się świętowanie w Abu Zabi. Pech chciał, że impreza zbiegła się z urodzinami Toure... Yaya był oczywiście jednym z bohaterów i fundamentem sukcesu, a Seluk wypalił:
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Yaya odejdzie tego lata. Jest bardzo zdenerwowany. Związków nie można kupić za pieniądze. Jeśli nie mogą uścisnąć ręki Yayi, to papa, nie ma problemu. To, co wydarzyło się w jego urodziny, oznaczało, że klubowi na nim nie zależy. To idealny dowód. Mogą sobie mówić co chcą, tłumaczyć się, że zapomnieli. Naprawdę da się zapomnieć o Yayi? O zawodniku, który pomógł ci dwa razy wygrać Premier League, Puchar Anglii i Puchar Ligi? W normalnym zespole koledzy z drużyny i klub przynajmniej złożyliby mu godne życzenia, ale kiedy zdobywasz tytuł 11 maja, dzień później jedziesz do Abu Zabi, a 13 maja urządzasz wielką imprezę z okazji mistrzostwa i nikt nie przychodzi do Yayi, by powiedzieć “wszystkiego najlepszego”, to o czym my rozmawiamy?
Afera tortowa zaszkodziła piłkarzowi. Kiedy pojawiał się gdzieś w Afryce, czy we Francji, to zaczepiali go ludzie, szyderczo pytając, czy chce kawałek tortu. Nie mógł nic poradzić. Ten tort przykleił mu się do buta i zaczął capić. Kilka lat później Seluk stał się autorem jednej z fajniejszych akcji. Namawiał kibiców, by przyszli na mecz City z... tortem. Manchester City grał z Leicester na własnym stadionie w urodziny Toure, 13 maja 2017 roku. Dzieciaków fotografowano, jak trzymają banery ze specjalnymi życzeniami: Happy birthday, Yaya. To był taki hołd. Właśnie o niego prosił Seluk. Wyszło nie buńczucznie i arogancko, tylko sympatycznie. Aż dziwne… I tak największym paradoksem tej całej afery jest to, że Yaya Toure tak naprawdę w samolocie do Abu Zabi… otrzymał tort urodzinowy i zostało to nawet uwiecznione. Mógł się odciąć od słów Seluka, ale tego nie zrobił. Przeciwnie. Poparł go, pisząc na Twitterze, że wszystko to prawda, a agent przemawia w jego imieniu. Seluk najpierw twierdził, że Yaya nie dostał torcika urodzinowego, a kiedy okazało się, że jednak torcik w samolocie został skonsumowany, to wypalił, że pffff… Roberto Carlos to na urodziny od prezesa Anży Machaczkała dostał Bugatti! On nie oczekuje Bugatti, bo Yaya mógłby sobie kupić takich 20, ale tak tylko luźno wspomina.

Afera (nie)powołaniowa

- Yaya musi przeprosić. Jeżeli tego nie zrobi, to już nie zagra - powiedział Pep Guardiola we wrześniu 2016 roku. Piłkarz miał przeprosić za słowa Seluka. Tak wyglądały początki-porządki Katalończyka w Manchesterze. Zastanawiano się, jak poradzi sobie między innymi z Toure, którego przecież "pogonił" z Barcelony. Odsunął Joe Harta ze względów taktycznych, a Yayę ze względów... dyscyplinarnych. Rewanż czwartej rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt (w pierwszym meczu było 5:0) reklamowano jako pożegnanie Joe Harta. Wystąpił w nim też Yaya, choć na spotkanie w Bukareszcie został w składzie pominięty. Przez to Seluk znów namącił:
- Jeśli Manchester City wygra Ligę Mistrzów, pojadę do Londynu i powiem przed kamerami telewizyjnymi, że Pep Guardiola jest najlepszym trenerem na świecie, ale jeśli City tej Ligi Mistrzów nie wygra, to mam nadzieję, że Pep ma jaja, by powiedzieć, że nie miał racji, upokarzając tak wielkiego gracza, jak Yaya Toure.
Teraz, w kontekście klątwy, widzimy też, jaką obsesję na punkcie Champions League miał Seluk. Wyciągał asa z rękawa. Nie chciał tego trofeum dla City Guardioli, żeby móc w akurat tę tarczę strzelać z łuku. Toure przez to zamieszanie nie pojawił się na boisku przez trzy miesiące. Seluk mówił, że nie ma za co przepraszać. Ba, powinien to zrobić Pep Guardiola:
- Guardiola wygrywa kilka meczów i myśli, że jest królem. Mieszkam w Europie, więc mogę mówić, co mi się podoba, a on nie może mnie powstrzymać. Przeproszę Guardiolę, jeśli on przeprosi Pellegriniego za to, co mu zrobił. Jeżeli jesteś dżentelmenem, to takie rzeczy się po prostu nie zdarzają. Podpisał nowy kontrakt w zeszłym roku, a potem został wypchnięty przez Guardiolę. Pellegrini był dżentelmenem. Guardiola musi także przeprosić Harta. To nie w porządku, żeby przyjechać do Anglii, a potem pozbyć się kilku angielskich piłkarzy. Guardiola chce nowej przyszłości dla Yayi, dla Harta i oni nie będą ostatnimi. A za co ja mam przepraszać? Jeśli Pep chce wojny, może ją mieć - odgrażał się Rosjanin.
Wszystko wskazywało, że zimą Iworyjczyk odejdzie, ale potem... wydarzył się cud. Najpierw sam publicznie przeprosił, a potem wrócił. Spektakularnie. Aż się fanom zaszkliły oczy. Tyle go nie było, że mógł już otworzyć Klub Kokosa, aż tu nagle walnął dwie bramki i dał zwycięstwo na Selhust Park. Coś irracjonalnego, niewytłumaczalnego, jakieś zjawisko paranormalne, że facet w ogóle założył koszulkę City. Jednym meczem kupił kibiców na nowo. Niedawno zepchnięty gdzieś w niebyt, teraz zaczął grać całkiem regularnie, często nawet w pierwszym składzie i po 90 minut. Tak mu się spodobało, że przedłużył kontrakt o rok. Sezon nie był udany dla Guardioli, ale Yaya się odbudował. "The Guardian" skwitował to wymownym tytułem: “Yaya Toure podpisuje nowy kontrakt po burzliwym sezonie”. Mówił, że jego robota w City jeszcze nie jest skończona. Zaczynał się już trochę od Seluka odżegnywać, ale to nie tak, że wszystko co złe, należało do agenta. Toure sam też miał opinię “płaczka”. Apogeum płaczu osiągnął, kiedy zwycięstwo Pierre-Emericka Aubameyanga (a nie jego samego) w plebiscycie na Piłkarza Roku w Afryce, nazwał wstydem dla całego kontynentu.

Afera rasistowska

Uniósł ręce, podziękował kibicom na Etihad. Właśnie rozegrał swój ostatni, pożegnalny mecz. Otrzymał pamiątkową koszulkę z numerem 316 z liczbą występów. Etihad Stadium zgotowało mu głośne pożegnanie. Pożegnano go jak legendę, z olbrzymim szacunkiem. Otrzymał też dożywotni karnet na mecze domowe City. Ale miło było tylko przez dwa najbliższe tygodnie. Później zaczął strzelać do Pepa Guardioli oskarżeniami o rasizm:
- Guardiola upiera się, że nie ma problemów z czarnymi graczami, a tak naprawdę jest zbyt inteligentny, by dać się złapać, ale gdy zdajesz sobie sprawę, że ma problemy z Afrykaninami, gdziekolwiek się pojawi, zadajesz sobie pytania. Nigdy się do tego nie przyzna. Gdy ustawi taką drużynę, w której znajdziemy pięciu rodowitych graczy z Afryki, to obiecuję, że w ten sam dzień wyślę mu tort - mówił Toure w głośnym wywiadzie dla "France Football".
W ostatnim sezonie siedział gdzieś na uboczu. Język swędział go przez cały czas. Przedłużył kontrakt, a nie grał. To nie zemsta. Po prostu był już za cienki i nie do końca rozumiał swoją nową rolę. Wytrzymał tylko dwa tygodnie po hucznym pożegnaniu. Oskarżał Guardiolę, że zepsuł mu ostatni sezon w klubie. Bagatelizował jego osiągnięcia, mówiąc, że nie dałby sobie rady w Crystal Palace czy Watford. Twierdził, że ten trener lubi mieć posłusznych graczy, którzy liżą mu ręce. Nazywał go sztywniakiem i manipulantem. To moment, w którym automatycznie stracił status legendy. Wywiad przekreślił wszystko. Jeszcze w maju stał na jednym podium z Davidem Silvą, Sergio Aguero czy Vincentem Kompanym. W czerwcu już nie. Wszyscy trzej mają swoje pomniki przed Etihad Stadium. Yaya Toure nie ma.
O ich znajomości Seluk opowiadał barwnie na łamach "These Football Times". Koloryzował. Nazywał Toure swoim synem. Mówi, że gdy w Afryce dochodzi do trzęsienia ziemi, to Yaya zawsze jest chętny do pomocy. Że gdy miał 20 lat, to Olympiakos dał wybór - damy ci trzy razy tyle kasy, jeżeli zerwiesz umowę z tym wkurzającym agentem. Yaya, wierny ogrodnik, podobno odmówił, spakował walizkę i wyjechał już na drugi dzień (!) z klubu. Opowiadał o wzajemnym wsparciu, gdy stracił mamę. On z kolei robił to samo, gdy brat Yayi - Ibrahim - umierał na raka. Rozbrajajaca była za to jego odpowiedź o kłótnie z Toure. Seluk się wręcz oburzył! Przecież to nie kłótnie, chłopie. Kiedy rodzic dyskutuje z dzieckiem, to jest to rozmowa wychowawcza. Te barwne opowieści miały miejsce dokładnie dwa miesiące przed słynnym, "rasistowskim" wywiadem. Yaya wciąż był piłkarzem City. Potem Seluk zdążył jeszcze rzucić klątwę, a wkrótce ich drogi się rozeszły.

Afera klątwowa

Afera klątwowa wraca co rok. Ma ścisły związek z aferą rasistowską, mocno się z nią łączy. Dimitri Seluk dosolił nią po głośnym wywiadzie Toure. Klątwą dorzucił do pieca:
- Założę się, że Pep nie wygra Champions League, nieważne ile pieniędzy by nie wydał. Myślę, że już nigdy nie sięgnie po Ligę Mistrzów. Dlaczego? Ponieważ Bóg widzi wszystko i wie, jak Guardiola traktował Yayę. Przez niego wielu kibiców z Afryki odwróciło się od Manchesteru City. Afrykańscy szamani nie pozwolą Guardioli wygrać. To będzie afrykańska klątwa. Życie pokaże, czy miałem rację.
Miał. Przez cztery sezony. Manchester City odpadał z Champions League w niewiarygodnych okolicznościach. Raheem Sterling pudłował (w ćwierćfinale z Lyonem) na pustą bramkę z dwóch metrów, sędzia w powtórkach VAR nie zauważył ręki Fernando Llorente (w ćwierćfinale z Tottenhamem). Ten sam VAR anulował bramkę City na wagę awansu z powodu spalonego. Guardiola aż wylądował na kolanach. Wreszcie Real Madryt zrobił Real Madryt. Klątwa działała, klikała się, ciągle ją przypominano, pojawiała się w kontekście Toure, który nie miał już nic wspólnego z Dimitrim Selukiem. Od 2019 roku ten agent przestał go reprezentować.
Iworyjczyk uderzył się w pierś, powiedział dość, nie chciał już toczyć wojen, zaczął dużo cieplej wypowiadać się o Manchesterze City, czasami się przymilał w telewizyjnych ekspertyzach. Nie był jak Roy Keane, choć może tego oczekiwano, że wróg Guardioli będzie chciał mu przywalić i pociągnie media. Tytuł z sezonu 2018/19 świętował na stadionie Brighton. W garniturze, jako ekspert “Sky Sports”. Koledzy nie popuścili. Ederson, Leroy Sane, Sterling czy Nicolas Otamendi odśpiewali mu słynną piosenkę “Kolo Toure/Yaya Toure”. Ta jest jednak dużo popularniejsza na turniejach… darta. Dlaczego? Też chciałbym to wiedzieć, Stefan.
To nie Toure rzucił klątwę, tylko Seluk. On też ją przed chwilą zdjął, tuż przed pierwszym półfinałem z Realem:
- Chcę przeprosić za tę sprawę. Myślę, że nadszedł czas, żeby ta gorycz się skończyła. Wiem, że Yaya czuje to samo, ponieważ nie życzy City nic poza sukcesem. Mogę powiedzieć, że czar został zdjęty przez szamanów - i myślę, że City wygra Ligę Mistrzów pod wodzą Pepa.
Facet jest mocny. Czuje, że Manchester City wreszcie może wygrać, to zdejmuje klątwę i znów robi się o nim głośno. Wplątał w to nazwisko Toure, którego od kilku lat już nie reprezentuje. Od sezonu 2018/19 robi to niejaki Leon Mann, były dziennikarz “BBC Sport” oraz “ITV Sport” i działacz na rzecz ciemnoskórych, założyciel Black Collective of Media in Sport oraz Football Black List. Popularyzuje w ten sposób rolę ciemnoskórych na stanowiskach decyzyjnych we wszystkich obszarach futbolu. Yaya Toure, jako menadżer grup młodzieżowych Tottenhamu, wpisuje się w te działania. Jednocześnie też dosadnie uciął sprawę:
- Mój były agent znów jest cytowany przez media w sprawie “klątwy”. Proszę nie kojarzyć mnie z tymi bzdurami i durnymi stereotypami o afrykańskich klątwach. Szanowne media, proszę was... Ten człowiek w żaden sposób mnie nie reprezentuje. Powielanie tych stereotypów jest szkodliwe.
Nie było żadnej klątwy ze strony Yayi Toure. Przeciwnie, bo rzucona klątwa i powielanie stereotypów na temat afrykańskiej kultury mocno uderzyło w zawodnika. Czary na dobre poróżniły "ojca" i "syna". Nie ma już żadnego “papushki”. Toure chciał w 2021 roku oficjalnie zakończyć spór z Guardiolą. Kiedy sam został trenerem, to zrozumiał, jak należy wypiekać ten chleb. Wtedy napisał list z przeprosinami. Romantycznie, prawda? Guardiola jednak tylko "wyświetlił i nie odpisał".

Przeczytaj również