Afera paliwowa w Lechu Poznań. Pochłonęła greenkeeperów, teraz cierpi na tym murawa?

Afera paliwowa w Lechu Poznań. Pochłonęła greenkeeperów, teraz cierpi na tym murawa?
Pawel Jaskolka / pressfocus
Dawid - Dobrasz
Dawid DobraszDzisiaj · 11:55
Lech Poznań w sobotni wieczór sensacyjnie przegrał na własnym stadionie z Motorem Lublin 1:2 (1:1). Oprócz słabej gry "Kolejorza" w drugiej połowie na główny plan po spotkaniu wyszedł stan murawy przy ulicy Bułgarskiej, na co zwrócili uwagę Afonso Sousa, Mikael Ishak i trener Niels Frederiksen. Wiele wskazuje na to, że zły stan płyty w Poznaniu może mieć związek z niedawnymi zwolnieniami w Lechu ludzi za to odpowiedzialnych i zatrudnienie w to miejsce firmy zewnętrznej. Spróbowaliśmy sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi i czemu murawa na stadionie lechitów wyglądała w sobotę tak słabo.
Po meczu do strefy mieszanej wyszli do dziennikarzy Mikael Ishak oraz Afonso Sousa. Obaj mieli zastrzeżenia do jakości trawy. Ze strony kapitana można było usłyszeć zdania: - Stan murawy był fatalny. Ciągle się ślizgaliśmy, jest tam więcej piasku niż trawy. Może z góry wygląda ładnie, ale na niej jest tragedia. Nie wiem, co robią greenkeeperzy, ale to jest nieakceptowalne.
Dalsza część tekstu pod wideo
O murawę na konferencji został zapytany także Niels Frederiksen.
- Ta murawa jest całkowitą katastrofą. Nie powinniśmy grać na takiej murawie. Nie da się na niej grać piłką po ziemi, to katastrofa, nie wiem, co się stało z nią przez ostatnie dwa tygodnie. Na takiej murawie na pewno my nie możemy rywalizować - mówił po meczu duński szkoleniowiec gospodarzy.

Zmiany ludzi odpowiedzialnych za murawę

Na początku września Lech Poznań opublikował w internecie ogłoszenie o pracę na stanowisko greenkeepera. Oferta spotkała się z głęboką dezaprobatą kibiców, głównie ze względu na proponowane zarobki. Mowa była o kwocie 4500 do 5000 złotych brutto za pracę stacjonarną, na pełen etat. W ogłoszeniu mogliśmy znaleźć też takie informacje jak: możliwe nadgodziny czy praca każdego dnia w tygodniu (w dalszej części tekstu wytłumaczymy, czego dotyczyło to ogłoszenie).
Jednak powstało pytanie, dlaczego Lech w ogóle szuka osób odpowiedzialnych za opiekę nad murawą na stadionie przy ulicy Bułgarskiej? Zresztą większość kibiców wie, jak trudno pracuje się z płytą w Poznaniu, gdzie bardzo ciężko dochodzi światło przez zabudowę stadionu. W ostatnim czasie wyglądała ona nieźle. Nie było z nią większych problemów.
Od jakiegoś czasu po Poznaniu krążyły plotki, że klub rozstał się z poprzednimi greenkeeperami, a miało mieć to związek z... "podkradaniem przez nich paliwa".
Jak było? Osoby odpowiedzialne za stan murawy w pewnym momencie z rozliczania "kilometrówki" dostały do dyspozycji kartę do wykorzystania w ciągu miesiąca na paliwo. W pewnym momencie faktury... przestały się zgadzać. Klub postanowił to sprawdzić na własną rękę i okazało się, że - delikatnie mówiąc - były zawyżone. Na klubowych korytarzach można było usłyszeć, że w klubie od dłuższego czasu szukano potencjalnych nieprawidłowości w tym dziale.
Ta historia była kluczowa i z trójką pracujących w Lechu greenkeeperów zostały rozwiązane umowy za porozumieniem stron. O ile można zrozumieć działanie Lecha, o tyle "Kolejorz" rozstał się z pracownikami odpowiedzialnymi za murawę, nie mając nikogo do opieki nad nią "na już". Zapytaliśmy w klubie o oficjalne stanowisko na temat tych zwolnień. Jednak Lech Poznań nie chciał komentować tej sprawy.
Próbowaliśmy się skontaktować z pracownikami, ale po początkowym kontakcie z jednym z nich, później on się urwał. Dowiedzieliśmy się jedynie od niego, że "jestem czysty i powalczę o powrót, gdzie moje miejsce". Drugi z nich nie chciał publicznie komentować sprawy.
Wspomniani greenkeeperzy od lat przygotowują murawę do meczów reprezentacji na Stadionie Narodowym. Pracowali też nad trawą przy spotkaniu o Superpuchar Europy, który ostatnio odbywał się w Warszawie.

Feralne ogłoszenie i nowa firma

Stąd po tych odejściach w sieci pojawiło się wspomniane ogłoszenie. Według naszych informacji Lech jednak dość szybko znalazł firmę zewnętrzną, która teraz opiekuje się murawą przy Bułgarskiej. Nastąpiło to już kilka dni po odejściu pracowników. Ta firma to MagMar, która miesięcznie za opiekę nad murawą pobiera opłatę w wysokości 50 tysięcy złotych. To kwota wyższa, niż za jaką Lech zatrudniał poprzednich pracowników.
A ogłoszenie? Jak słyszymy, oferta miała dotyczyć osoby, która nie będzie bezpośrednio odpowiadać za stan murawy, a będzie współpracować ze wspomnianą firmą. To miał być dodatkowy wydatek, a nie "docelowy pracownik".
Jednak jaka jest murawa, to każdy podczas meczu widział i piłkarze oraz trener słusznie narzekali na jej stan, a za nią jest teraz odpowiedzialna nowa firma zewnętrzna. Postanowiliśmy zadzwonić do szefa MagMar - Marcina Kujawskiego - i zapytać, czemu murawa w sobotni wieczór wyglądała tak słabo i jaki jest plan na poprawę jej stanu w najbliższym czasie.
- Zaczęliśmy pracę nad murawą od trzech tygodni. Zaraz pierwszego dnia wypiaskowaliśmy boisko, bo było widać gołym okiem, że tamta murawa, która była położona - moim zdaniem - w ogóle nie została wypiaskowana. Były spore nierówności między jednymi paskami rolkami a drugimi. Rolki mają po 1,20 i były schody. My to wypiaskowaliśmy, bo chcieliśmy uratować pogodę, gdzie jest wegetacja. Na dzisiaj jest ona już bardzo mocno ograniczona. Co do ostatniego meczu i uślizgów zawodników... Na dwie godziny przed meczem naszym zdaniem boisko wyglądało bardzo dobrze - tłumaczy Kujawski. - Wiemy, że na boisku przy Bułgarskiej jest bardzo wilgotno. W momencie startu meczu, o godz. 20.15, ta wilgotność była jeszcze większa. Nie było żadnych dziur, tylko zrobiło się wilgotno i ślisko. Klub podjął także kroki, bo kupił bardzo duże wentylatory, które są stawiane w każdym narożniku, przez co murawa szybko schnie.
- W poniedziałek rano mieliśmy spotkanie z prezesem Klimczakiem i ustaliliśmy, że od poniedziałku stawiamy lampy, żeby trawa jak najszybciej doszła do siebie. Robimy następne zabiegi, jak aeracja, żeby odpowietrzyć trawę, żeby ona przeschła. Dosiewamy też trawę, żeby była w jak najlepszej kondycji. Takie zabiegi nie zaszkodzą, a pomogą. Jest połowa października i walczymy z wegetacją. W tym momencie możemy się starać, żeby nie było gorzej. Pracujemy trzeci tydzień i dostaliśmy nieco obuchem w głowę. Wcześniej pracowaliśmy przez sześć lat z Wartą, współpracujemy z Radomiakiem czy Legią. Wiemy, z czym to się je i jak mamy to robić - odpowiedział na nasze pytania Marcin Kujawski.
Dopytaliśmy też o to, czy firma MagMar zdaje sobie sprawę z trudów, jakie niesie za sobą praca z płytą przy Bułgarskiej i o to, czy jednak tego piasku nie było za dużo, na co uwagę zwracali po meczu piłkarze.
- Każdy stadion i boisko jest inne i do każdego obiektu podchodzimy indywidualnie. Co do ilości pasku, czyli 24 tony na boisko to jest to znikoma ilość, to taki top dreesing - odpowiada na te zarzuty Kujawski.
Tak grający Lech potrzebuje dobrej płyty do realizacji swojego planu taktycznego. Tego obecnie nie było i pracownicy oraz sztab mogą być źli na klub, że nie potrafi tego zapewnić. "Kolejorz" z Motorem na szczęście "tylko" przegrał. Piszemy "tylko", bo jeszcze gorszym efektem niż strata punktów byłaby kontuzja bądź kontuzje piłkarzy. Stan murawy przy Bułgarskiej będziemy teraz bacznie obserwować.

Przeczytaj również