A jednak coś! Nowość w grze reprezentacji Polski. "Wykonywał to niemal bezbłędnie"

Z Maltą można było dostrzec poprawę gry reprezentacji Polski względem meczu z Litwą, jednak to wciąż o wiele za mało. Nawet jeśli biało-czerwoni pokazali pewną nowość w konstruowaniu akcji ofensywnych, na co warto zwrócić uwagę.
Po ledwo wymęczonym zwycięstwie z Litwą Polacy zagrali z jeszcze niżej notowaną Maltą. Kibice otrzymali szansę, aby zobaczyć, czy drużyna narodowa będzie w stanie poprawić swoją grę w ciągu kilka dni. A jeśli tak, to jak bardzo.
Poprawa rzeczywiście wystąpiła. Można się jednak zastanawiać, czy stało za nią lepsze przygotowanie taktyczne, czy różnica w poziomie gry pomiędzy rywalami.
Zmian strukturalnych w stosunku do spotkania z Litwą nie było. Michał Probierz postawił ponownie na 3-5-2 z kilkoma zmianami personalnymi, spośród których najważniejszą zdało się zastąpienie Piotrowskiego Boguszem. Ich rola na boisku nie różniła się jednak znacząco. Podobnie jak gracz Łudogorca, Bogusz miał wykorzystywać swoją wertykalność, jakość strzału oraz dołączać do linii ataku podczas niektórych ataków pozycyjnych. Jak na załączonym obrazku, od początku meczu.
Moder ponownie był ustawiony najgłębiej w drugiej linii, a Szymański zajmował jej prawą stronę. Poza tym Kamiński zastąpił Frankowskiego na lewym wahadle, Frankowski Casha po drugiej stronie boiska, a Piątek Lewandowskiego na pozycji najbardziej wysuniętego napastnika.
Selekcjoner przeprowadził ważną zmianę również w przerwie, kiedy wprowadził Slisza za rozczarowującego Bogusza. Moder przesunął się wówczas na lewą stronę pomocy. Dodając do tego wymuszone urazem głowy zejście Bednarka, w 45. minucie zmienił się całkowicie trzon drużyny, czyli zestaw środkowego obrońcy w trójce oraz najgłębiej ustawionego pomocnika. W związku z szybkim podwyższeniem wyniku na 2:0, nie miało to jednak zauważalnego znaczenia.
W obronie niskiej struktura biało-czerwonych typowo zmieniała się w 5-3-2, z elastycznym ustawieniem wahadłowych, którzy w razie potrzeby wychodzili z linii, aby pilnować bocznych zawodników przeciwnika.
Okazji do obrony niskiej było jednak niewiele, z racji na jakość Malty. Ważniejszy był pressing Polaków. Tym bardziej, że można było zgłaszać wątpliwości do tego elementu gry przy okazji poprzedniego spotkania. W analizie (TUTAJ) zwracaliśmy uwagę na jego czasowy brak skoordynowania. Z Maltą wyglądało to lepiej. Polskie 3-5-2 dobrze komponowało się z wąskim wyprowadzeniem piłki rywala, co umożliwiało skuteczne skoki pressingowe. W przeciwieństwie do Litwinów, Maltańczycy nie byli w stanie zdobyć przewagi liczebnej w środku pola.
Kluczowa okazała się jednak inna faza gry i był to kontrpressing. Bolączka biało-czerwonych poprzednio, tym razem zaś jej główna siła. Metody budowania dominacji w piłce nożnej współcześnie dzieli się czasami na dwa rodzaje. Pierwszy to rodzaj charakterystyczny dla Guardioli, czyli kreowanie szans poprzez długie posiadanie piłki. Drugi to rodzaj charakterystyczny dla Kloppa, czyli kreowanie szans poprzez wysoki i szybki odbiór piłki po stracie. Polska, dzięki dobrej realizacji drugiej metody, nie tylko zablokowała swojemu rywalowi możliwość notowania dłuższych fragmentów posiadania piłki i swobodnego jej rozegrania, ale również stworzyła dwie sytuacje bramkowe.
Gol Świderskiego z pierwszej połowy. Od straty piłki Szymańskiego do jej odbioru przez Bednarka minęły cztery sekundy. Można polemizować, czy ta interwencja była bardziej efektem dobrej struktury biało-czerwonych, czy może decyzji zawodnika Southampton, który świetnie wybiegł do przodu i przejął futbolówkę.
Na pewno jednak odbiór ten odbył się tak szybko, że uniemożliwił maltańskiej linii defensywnej przejście do przodu, co w efekcie dało względnie dużo przestrzeni Polakom pomiędzy liniami, czyli w kluczowym miejscu boiska, jak i na boku oraz w półprzestrzeni, gdzie rozegrała się akcja. Bednarek nie tylko przeciął, ale też utrzymał posiadanie, Szymański zaatakował do skupienia i zauważył wolnego Frankowskiego, który zagrał do Piątka. Piątek podał w pole karne i nie bez pomocy bramkarza gości piłka znalazła się na stopie Świderskiego.
Gol Świderskiego z drugiej połowy. Od straty piłki Kiwiora do jej odbioru przez Szymańskiego minęło osiem sekund. Znowu defensywa Malty została zaskoczona i nie zdążyła zredukować wolnej przestrzeni pomiędzy liniami. Kontrpressing ponownie okazał się kluczowy. Szymański, podobnie jak Bednarek, nie tylko przeciął podanie, ale też utrzymał posiadanie piłki. Świderski wymienił ją z Moderem i strzałem zza pola karnego zdobył drugą bramkę.
Występ napastnika Panathinaikosu był udany nie tylko ze względu na dublet, ale również dobre wypełnianie roli powierzonej mu w fazie otwarcia gry.
Ten schemat był pewną nowością w sposobie budowania akcji przez biało-czerwonych. Świderski, zwłaszcza przy okazji wrzutów z autu, wycofywał się, nabiegał w kierunku bramki Skorupskiego i posyłał podanie w lewo, gdzie tworzyła się duża przestrzeń. Pozwoliło to Polakom radzić sobie z zagęszczeniem jednego sektora bocznego i szybko przenosić ciężar na drugi. Ten manewr dawał dużo płynności w rozegraniu piłki, a “Świder” wykonywał go niemal bezbłędnie.
Dzięki temu już w 33. minucie przekroczył liczbę podań zanotowanych w spotkaniu z Litwą. Ostatecznie z Maltą podawał 31 razy (przy 18 w piątek). Jeszcze mocniej różniła się skuteczność podań - 89% w drugim starciu eliminacyjnym i tylko 65% w pierwszym. Mówi się, słusznie, że ta reprezentacja nie ma zasadniczo schematów bądź ma ich mało. Ten należy pochwalić.
Jeśli już o indywidualnościach mowa, nie sposób przejść obojętnie obok występu Kamińskiego, który dał dobrą zmianę z Litwą, ale dopiero przeciwko Malcie pokazał całość umiejętności. Na pochwałę zasługiwała już sama chęć podejmowania ryzyka i brania na siebie odpowiedzialności za kreację. Wychowanek Lecha Poznań był ponadto w tych zamierzeniach niezwykle skuteczny. 91% celności podań przy pięciu kluczowych podaniach oraz 71% skuteczności dryblingu przy pięciu udanych dryblingach złożyły się na niespotykany stosunek ryzyka do nagrody niczym na jakiejś wyjątkowo przyjaznej loterii. Dotyczył on jednak tylko ofensywy.
Sytuacja z obrazka nie może skreślić znakomitych akcji Kamińskiego. Unaocznia ona niemniej ważny problem. Od początku kadencji Probierza gra ofensywna Polaków opiera się na lewym wahadłowym - wcześniej Zalewskim, a w eliminacjach, jak dotąd, Kamińskim. Ustawienie najbardziej kreatywnego gracza zespołu na tej pozycji nakłada na niego dodatkowe obowiązki defensywne.
Wydaje się zatem, że nieunikniony jest kompromis między zaangażowaniem z przodu a zaangażowaniem z tyłu. Innymi słowy, albo lewy wahadłowy nadal tworzy największe zagrożenie i godzimy się, że mogą zdarzyć się spóźnione powroty, albo celem jest zachowanie pewności z tyłu kosztem mniejszego wpływu w trzeciej tercji boiska. Malta sytuacji z 56. minuty nie wykorzystała, jednak można przypuszczać, że w polskiej grupie eliminacyjnej są dwie drużyny, które znajdą skuteczne rozwiązanie takiego kontrataku.
Tym razem Polska skumulowała 2,91 goli oczekiwanych, co przy 28 strzałach daje 0,10 goli oczekiwanych na strzał. Wciąż mało, ale więcej niż przeciwko Litwie. Poniekąd wynika to z ewidentnego zamiaru selekcjonera, aby często sięgać po strzały z dystansu. Na 28 prób aż 13 było zza szesnastki. Część z nich, jak te Kamińskiego, były niecelne minimalnie. Również statystyka dośrodkowań uległa poprawie - z 9% do 27%.
Maltańczykom, podobnie jak Litwinom, zdarzało się nawet pressować wysoko. Co więcej, również czasami ów pressing bywał skuteczny, co po raz kolejny potwierdziło, że Polska ma permanentnie kłopot z wyprowadzeniem piłki.
Mimo to, różnica pomiędzy marcowymi rywalami Polski była prawdopodobnie większa niż wskazuje na to ranking FIFA. Litwa zaprezentowała solidną grę w defensywie i nie dawała nieuniknionego poczucia błędu, który zaraz się zdarzy. Zaprezentowała też większą zdolność gry na utrzymanie czy płynnego rozegrania piłki. Futbol reprezentacji Malty momentami mógł zaś wydawać się lekko amatorski, jak w przypadku pierwszego gola biało-czerwonych, gdzie doszło do poważnego nieporozumienia, niedopuszczalnego na takim poziomie.
Tak się gra, jak przeciwnik pozwala. Malta pozwoliła na więcej niż Litwa. To by sugerowało, że główna różnica w jakości występów wynikała z poziomu rywala, a nie przygotowań reprezentacji Polski. Ostateczna odpowiedź na tę kwestię może wyłonić się w czerwcu w Helsinkach.
Nie będzie to najprawdopodobniej mecz o być albo nie być w eliminacjach do Mistrzostw Świata 2026, ale może to być mecz o zaufanie kibiców do obecnego projektu drużyny narodowej.