8 minut i powołanie. Wcześniej zrobił taką furorę, że nic dziwnego. "Aż wyłączyłem telefon" [NASZ WYWIAD]

8 minut i powołanie. Wcześniej zrobił taką furorę, że nic dziwnego. "Aż wyłączyłem telefon" [NASZ WYWIAD]
Mateusz Porzucek / pressfocus
Błażej - Łukaszewski
Błażej Łukaszewski02 Sep · 18:15
Choć w tym sezonie zagrał dopiero kilka minut, to dostał powołanie do kadry. Nic dziwnego, bo zanotował do niej najbardziej efektowne wejście od dawna. Zapraszamy na wywiad z Kacprem Urbańskim - o reprezentacji, piłce, życiu i przyszłości.
Porozmawialiśmy z pomocnikiem Bolonii jeszcze przed jego drugim w życiu zgrupowaniem reprezentacji Polski, które rozpoczęło się w poniedziałek. Urbański opowiada nam o problemie zdrowotnym, który wraca do niego co jakiś czas od wielu lat. Porównuje nowego i poprzedniego trenera Bolonii, a więc Vincenzo Italiano i Thiago Mottę. Zapytaliśmy go także, jaką rolę ma spełniać w nowej Bolonii, a także jak ocenia losowanie Ligi Mistrzów, w której przyjdzie mu zagrać. Wychodzimy nieco poza schemat i poruszamy temat radzenia sobie z emocjami - swoimi i innych - podczas meczu, a także zewnętrzną krytykę, tę negatywną i pozytywną. Jak radził sobie z całą otoczką wokół niego w trakcie EURO i ile czasu spędzał z telefonem?
Dalsza część tekstu pod wideo
BŁAŻEJ ŁUKASZEWSKI: Rozpoczynacie zgrupowanie reprezentacji Polski. Zdziwiłbyś się, gdyby zabrakło cię na liście powołanych? Zagrałeś w tym sezonie zaledwie kilka minut. Chodzi o ostatnie spotkanie z Empoli, kiedy pojawiłeś się na boisku w 82. minucie, a było to i tak po wysłaniu powołań.
KACPER URBAŃSKI: Cieszę się bardzo, że trener Probierz mnie powołał na najbliższe zgrupowanie. Jeżeli chodzi o moją dyspozycję, to czuję się bardzo dobrze i jestem już w 100 procentach zdrowy. Dlatego, mimo tego, że nie zagrałem zbyt wielu minut w tym sezonie, nie będzie dla mnie problemem, by dać z siebie wszystko w meczach reprezentacji.
W ostatnim czasie miałeś delikatne problemy zdrowotne, przez co opuściłeś pierwszy mecz ligowy, a w drugim nie podniosłeś się z ławki. Co ci dolegało?
Miałem mieć trzytygodniowe wakacje, ale zdecydowałem, że wracam do klubu już po dwóch tygodniach, bo czułem się bardzo dobrze. Wszedłem od razu w trening z drużyną i… poczułem dyskomfort, który wiązał się z martwicą guzowatości piszczelowej, która wcześniej mi dokuczała. Czasami to wracało…
Od kiedy to ci dolega i jak często wraca?
Pierwszy raz pojawiło się to, gdy miałem około 13 lat. Ten ból wracał, szczególnie gdy się grało na sztucznych boiskach. To coś, z czym boryka się dużo chłopaków, którzy od małego trenują na obiektach ze sztuczną nawierzchnią. To zwiększa obciążenia. Ja miałem tak, że po prostu czasami przestawało, a czasami wracało. Ostatni raz poczułem to w zeszłym roku, chodzi o lewą nogę. Ale to nie był ból na tyle mocny, żebym nie mógł trenować. Nie opuściłem żadnego treningu. Z kolei w tym roku odczułem większe dolegliwości i stwierdziłem, że nic na siłę. Lepiej się kurować przez dwa-trzy tygodnie i wrócić na 100%
To wynika z tego, że teraz jeszcze były twardsze boiska. Zacząłem odczuwać ból w dwóch kolanach i musiałem się na chwilę zatrzymać. Jednak już od trzech tygodni normalnie trenuję na boisku i czuję się bardzo dobrze fizycznie, bez żadnych problemów zdrowotnych. Pierwszy tydzień trenowałem indywidualnie z trenerem od przygotowania motorycznego, a kolejne dwa tygodnie już z drużyną.
Vincenzo Italiano zastąpił w roli trenera Bolonii Thiago Mottę, który odszedł do Juventusu. Jakie są między nimi różnice?
Na pewno są to różni trenerzy pod względem stylu pracy, ale łączy ich ten sam cel, czyli chęć dominowania nad przeciwnikiem i trzymanie piłki na połowie przeciwnika. Myślę, że jeżeli chodzi o grę, to założenia są te same. Co ich różni? Italiano lubi więcej rozmawiać.
Indywidualnie?
Tak. Generalnie myślę, że obaj trenerzy są znakomici. Motta poszedł przecież do Juventusu, ale Italiano również jest bardzo dobry. Współpracujemy ze sobą dopiero dwa miesiące, więc ciężko powiedzieć więcej po tak krótkim czasie, ale widać, że to doświadczony szkoleniowiec. Nawet jak rozmawiałem z nim indywidualnie, to śmiał się, że jest w piłce dwa razy dłużej, niż ja żyję.
I to widać teraz, podobnie jak było widać we Fiorentinie, gdzie doszedł do dwóch finałów Ligi Konferencji i jednego Pucharu Włoch. Jest dużo interakcji na treningu, poza boiskiem. Zdarzają się wrzutki czy szpilki, ale wszystko dla żartów. Z każdego trenera można wziąć coś dodatkowego, dla siebie. Wiele nauczyłem się od Motty i podobnie będzie z Italiano.
Wiesz już, jak widzi cię w swojej drużynie?
Rozmawiałem z trenerem i powiedziałem trenerowi, że gdzie mnie nie wystawi, to będę dawał z siebie 100%, ale moją naturalną pozycją jest środek pomocy - konkretnie ofensywny środek pomocy. Z innymi pozycjami nie mam problemu, ale skoro zapytał co preferuję najbardziej, to odpowiedziałem.
To miło, że zapytał cię o zdanie, ale czy on widzi to tak samo?
Tak myślę. Na jednej z konferencji, dziennikarze zapytali trenera gdzie mnie widzi, to odpowiedział zgodnie z tym jak rozmawialiśmy.
Do Bolonii w tym oknie transferowym dołączyło kilku nowych zawodników. Jak się wchodzi do waszej szatni nowym graczom?
Myślę, że łatwo jest się przyzwyczaić do tej szatni i zasymilować z chłopakami. Trzon drużyny został, jesteśmy taką grupą, która chce, by nowi się u nas jak najlepiej zaaklimatyzowali, bo wiemy, że później przynosi to efekty. Wiadomo, każdy przechodzi to indywidualnie, nie jest też tak, że wszyscy odnajdują się tu w tym samym momencie.
Przed chwilą zaczęła się liga, dopiero co zakończyło okno transferowe. Jest to o tyle specyficzne, że ktoś może mieć z tyłu głowy, że być może odejdzie na jakieś wypożyczenie itd.. W tym okresie jest trudniej “złączyć się” jako grupa, ale myślę, że teraz, po zamknięciu okienka, już wszystko wróci do normy. Każdy będzie wiedział czy zostaje, czy odchodzi.
Największymi nazwiskami, które od was odeszły, są Joshua Zirkzee i Riccardo Calafiori, kolejno do Manchesteru United i Arsenalu. Są gotowi na tak wielkie wyzwania i czy otwiera to tobie wyobraźnię na przyszłość?
Jeżeli chodzi o mnie, to skupiam się na teraźniejszości i muszę najpierw udowodnić swoją wartość, by zostać wytransferowanym. Chcę pokazać, że jestem w stanie wywalczyć sobie pierwszą jedenastkę w każdym meczu. Co do Joshuy i Riccardo, to uważam, że są gotowi na takie wyzwania. Od samego początku naszego pobytu w drużynie uważałem, że to świetni zawodnicy. Mają przede wszystkim super mental. Zawsze dążą do zwycięstwa, dlatego wiem, że dadzą sobie radę.
Trener Italiano w zeszłym sezonie w Fiorentinie preferował ustawienie 4-2-3-1. Gdzie w tej układance byłoby miejsce dla ciebie?
Moje miejsce jest na dwóch ósemkach i rywalizacja jest duża. Mamy teraz sześciu chłopaków, którzy rywalizują między sobą i pchają się wzajemnie do przodu. Ósemka może też zagrać na szóstce, więc nie jest powiedziane, że mamy rywalizację “tylko” między naszą szóstką.
Bolonia w fazie ligowej Ligi Mistrzów wylosowała: Borussię Dortmund (dom), Liverpool (wyjazd), Lille (dom), Sporting Lizbona (wyjazd), Szachtar Donieck (dom), Benfikę Lizbona (wyjazd), AS Monaco (dom) i Aston Villę (wyjazd). Na które mecze czekasz z największą niecierpliwością i których zawodników poszczególnych ekip chciałbyś wyróżnić?
Wyniki losowania oceniam pozytywnie, będą to na pewno ciekawe spotkania. Bardzo mnie cieszy, że będę miał możliwość zagrania na Anfield, ponieważ słyszałem, że jest tam niesamowita atmosfera. Jeżeli chodzi o zawodników, których mam wyróżnić, to na pewno będzie mi ciężko, na tym poziomie każdy prezentuje najwyższą jakość.
W zeszłym sezonie zagrałeś dla Bolonii w 25 meczach, zaliczając niespełna 1100 minut. Nie zdobyłeś jeszcze gola, zaliczyłeś jedną asystę. Masz swoje indywidualne cele na podbicie tych liczb w tych rozgrywkach?
Mam wyznaczone swoje cele i będę się tego trzymać, ale wolałbym zostawić to dla siebie. W pierwszej kolejności, to wiadomo, pierwsze są minuty, a później są liczby.
Masz jakieś specjalne rytuały przedmeczowe?
Tak, mam, ale to też nie jest tak, że musi być taki sam co mecz. Przed meczami stawiam na luz. Puszczam sobie muzyczkę, rozmawiam z chłopakami. Zależy od spotkania, od dnia.
A kiedy przychodzi taki moment, że rozluźnienie się kończy, a zaczyna skupienie?
Taki fokus wchodzi przeważnie jak przyjeżdżamy na stadion półtorej godziny przed meczem. Wychodzimy na murawę, wracamy do szatni i wtedy zaczyna się większe skupienie. Potem zaczynamy jakieś rolowanie, stretching, jako przygotowanie stricte pod mecz.
Chcę poruszyć z tobą temat radzenia sobie z emocjami w trakcie spotkania. W piłce, jak i innych sportach, nie brakuje wymiany między zawodnikami, niekiedy impulsywnej i nerwowej.
Jeżeli chodzi o krytykę w meczu, gdy chłopaki wyrażali swoje emocje, to nigdy nie miałem z tym problemu, bo boisko się toczy innymi prawami. Tam wszystko się dzieje, można się czasami powyzywać.
W dwie strony?
W dwie strony, dokładnie. Ale po meczu zamykamy takie rozmowy, które pojawiały się na boisku i funkcjonujemy normalnie. A jeżeli chodzi o krytykę zewnętrzną, to zawsze byłem uczony, żeby nie zwracać na nią uwagi. Wiadomo, że w 100% jest to niemożliwe, żeby nie zobaczyć jakiejś krytyki po meczu, bo zawsze ktoś coś podeśle, albo napisze. Zawsze coś wyskoczy, jak się przegląda portale społecznościowe. Ale ja próbuję przyjmować krytykę od moich bliskich, tych osób najważniejszych i tego się trzymam. Zewnętrzna krytyka to dla mnie tylko ciekawostka.
A w drugą stronę? Jak reagujesz, gdy “cały świat” cię chwali? Piję do EURO 2024… Co zrobić, by nie “odfrunąć”?
Jestem tego świadomy, że każdy może mieć swoją opinię i nie mam z tym żadnego problemu. Czy to jest krytyka “pozytywna” czy “negatywna”. Wiadomo, wolę pozytywną, ale akurat w naszym zawodzie często zdarza się ta negatywna. Biorę to bardziej na chłodno, jako ciekawostkę, niż jakbym miał brać to do siebie.
W trakcie EURO dużo się o tobie mówiło. Ile czasu spędzałeś z telefonem w trakcie turnieju?
W trakcie EURO, tak jak właśnie wspomniałeś, było mnie bardzo dużo w Internecie. Powiem szczerze, że wolałem sobie ten telefon wyłączyć. Po meczu jedynie dzwoniłem do rodziców, popisałem ze znajomymi, a potem wyłączałem telefon. Niektórym odpisywałem nawet po trzech tygodniach. Wolałem spędzać czas z chłopakami i posiedzieć we wspólnym gronie. Czytanie tego wszystkiego w nadmiarze mogłoby mi zaszkodzić, za dużo bodźców. Lepiej odłożyć telefon i spożytkować ten czas lepiej.
Szacunek. Myślę, że to duża pokusa, by “karmić się” całą otoczką wokół siebie.
Wiadomo, że pochwały się fajnie czyta, ale byłem świadomy, że lepiej się skupić po prostu na dalszej pracy, niż podniecaniem się tym, że w mediach napiszą dziesięć razy z rzędu, że zagrałem bardzo dobry mecz. Ja zawsze wiem, kiedy gram dobrze, a kiedy źle. Przeglądam swoje mecze, dostaję od moich bliskich jakieś tam oceny i tego się trzymam.
Jakie są twoje najlepsze momenty z EURO, który utkwiły Ci w pamięci?
Zaśpiewanie hymnu w meczu otwierającym dla nas turniej. To jest mój “flashback” numer jeden, którego raczej już nigdy nie zapomnę. Do tego mecz z Francją, w który zagrałem pierwsze 90 minut w reprezentacji Polski. Zremisowaliśmy z wicemistrzem świata, więc to też zapamiętam na długo.
Masz już na koncie pięć meczów w reprezentacji. Od samego debiutu sprawiałeś wrażenie zawodnika gotowego do tego wyzwania. Jak się to rozgrywało w głowie?
Już wcześniej byłem nastawiony na to, że jest możliwość powołania. Chciałem to udowadniać z dnia na dzień w klubie. Nadeszła taka okazja i nie było żadnej tremy, byłem na to przygotowany mentalnie i fizycznie.
Kibice raczej nie wyobrażają sobie reprezentacji bez Kacpra Urbańskiego. Czujesz, że będziesz ważnym ogniwem dla tej kadry po takim wejściu?
Jeśli kibice tak myślą, to bardzo się cieszę, bo to po prostu jest znak, że robię coś dobrze. To, czy będę ważny, to będzie w przyszłości zależeć tylko i wyłącznie ode mnie i od mojej gry w klubie.
W Lidze Narodów będziecie się mierzyć z Portugalią, Chorwacją i Szkocją. Wymagające grono.
Niezależnie, czy się gra z Francją, Chorwacją, Albanią, czy z innymi kadrami, to zawsze jest mecz międzynarodowy i trzeba do tego podchodzić na poważnie, bo reprezentuje się kraj na scenie międzynarodowej. Wiadomo, że to są drużyny z topu, ale myślę, że na EURO pokazaliśmy, że nasza drużyna idzie do przodu i na pewno nie będziemy się nikogo obawiać.
Wojciech Szczęsny zakończył karierę. Koniec pewnej ery dla reprezentacji Polski.
To decyzja, którą podjął Wojtek, a ja się tylko mogę cieszyć, że spotkałem tak charakterystyczną i tak ważną postać dla polskiej piłki. Gdzie nie był, to pokazywał, że jest świetnym bramkarzem. Mam satysfakcję, że mogłem zagrać z nim w jednej drużynie, ale też przeciwko niemu. Będę wspominał te chwile naprawdę mega sympatycznie, bo od Wojtka można było się bardzo dużo nauczyć, mimo tego, że grał na pozycji bramkarza.
Jesteś trochę zaskoczony tą decyzją?
Myślałem, że jeszcze Wojtek trochę pogra, bo interesowały się nim duże kluby. Wiadomo, że to jest zaskoczenie dla nas, ale myślę, że to przemyślana decyzja. Nie jest to nic pochopnego, bo widać, że jest bardzo inteligentnym człowiekiem. Wiem to, mimo tego, że spędziłem z nim w drużynie tylko miesiąc.
Dawał wam Wojtek jakiekolwiek sygnały w trakcie EURO, że może się to tak zakończyć?
Nie, nie było żadnych sygnałów ze strony Wojtka. Sam czułem, że będzie kontynuował grę w piłkę.
Jak odbiera się jego postać we Włoszech?
Myślę, że nie tylko we Włoszech odbiera się go jako wielkiego piłkarza, bo spędził przecież tyle lat w Arsenalu. Wierzę, że na zakończenie kariery smutny nie jest. Widzę, że zdobył trzy tytuły Serie A, trzy Coppa Italia, dwa Superpuchary Włoch i dwa razy FA Cup. To robi wrażenie.
Przy okazji robi się szansa na walkę numer jeden w kadrze dla twojego kolegi klubowego, Łukasza Skorupskiego.
Zobaczymy, to jest decyzja trenera. Łukasz zawsze wspominał i dalej wspomina, że jest gotowy na to, żeby móc reprezentować swój kraj jako bramkarz numer jeden.
W Polsce trwa odwieczna dyskusja odnośnie do tego, w jakim wieku młodzi zawodnicy powinni opuszczać kraj. Ty jesteś przykładem piłkarza, który zrobił to wcześnie, w wieku 16 lat.
Nie można wszystkich wrzucać do jednego wora, każdy ma swoją indywidualną drogę, każdy jest inny. Ja przede wszystkim się dziwię, że niektórzy z góry dają werdykt niektórym zawodnikom, że wyjeżdżając za granicę nie dadzą rady. Wielu nie zna tych zawodników, możliwe, że w ogóle się nie widziało żadnego meczu w ich wykonaniu, albo też nie wie co uważa dany zawodnik i co się u niego dzieje. To jest kwestia indywidualna, każdy jest kowalem swojego losu, więc zakończę na tym.
U ciebie decyzja o wyjeździe była zgodna z twojej strony i najbliższej rodziny?
Ja czułem na 110%, że chcę wyjeżdżać. Po konsultacji z rodzicami stwierdziliśmy, że to jest moment na wyjazd za granicę i teraz zbieramy z tego owoce. Choć dopiero zaczynam, można powiedzieć, karierę piłkarską, to wiem, ze na pewno nie będę chciał się zatrzymywać.
Jaki jesteś w szatni? Widzisz siebie w roli kapitana w przyszłości?
Myślę, że każdy ma swoje etapy w karierze, a ja teraz jestem na początku swojej kariery i dopiero uczę się tego jak funkcjonują kapitanowie, podglądam każde zachowania. Wiadomo, że kapitan drużyny odgrywa bardzo ważną rolę w drużynie, to duża odpowiedzialność. Dlatego staram się od nich uczyć, by kiedyś mieć ten zaszczyt noszenia opaski na ręce.
Muszę zapytać o Lechię, której jesteś wychowankiem. Widzisz co się dzieje i… co myślisz?
Ciężkie pytanie. Zawsze mówiłem, że miejsce Lechii jest w Ekstraklasie. To było dziwne uczucie, oglądać ją w I lidze. To klub, który historycznie był zawsze poważany w Polsce. Wiadomo, że powroty do Ekstraklasy nie są łatwe, ale mam tylko nadzieję i trzymam kciuki, że nie będzie powtórki sprzed dwóch lat, kiedy Lechia spadła. Chciałbym, by nie tylko się utrzymała, ale wróciła w końcu do ligowej czołówki.
Oglądam jej mecze w miarę możliwości. Na tę chwilę trudno określić jej potencjał i myślę, że za jakiś czas będziemy wiedzieć gdzie jest sufit. Ten zespół dopiero wrócił do Ekstraklasy, to jest trudne. Trzymam kciuki, bo urodziłem się w Gdańsku, grałem od dziecka w Lechii, jestem jej wychowankiem i uważam, że powinna być w czołówce Ekstraklasy.

Przeczytaj również