8 lat w La Masii, dziś bije się o Ekstraklasę. Miał genialny debiut w La Liga [NASZ WYWIAD]
8 lat w La Masii, mnóstwo znanych kumpli, debiut z golem w La Liga, gra przeciwko Messiemu. Marc Navarro miał naprawdę imponujący start. Dziś jednak walczy o awans do Ekstraklasy z Arką Gdynia, którą wzmocnił dopiero pod koniec marca. Jak w ogóle tutaj trafił? Jak się czuje w nowym klubie i kraju? Dlaczego jego kariera trafiła na tyle zakrętów? Na ilu może grać pozycjach i co uważa za swoje najsilniejsze strony? Czy zostanie w Gdyni na kolejny sezon? Sporo ciekawych wątków, zapraszamy.
Z prawym obrońcą Arki rozmawialiśmy tuż przed nadchodzącym meczem derbowym przeciwko Lechii Gdańsk (niedziela 19 maja, 20.30). Gdynianie są o włos od awansu - załatwią sobie bilet do Ekstraklasy, jeśli wywalczą punkt w Gdańsku lub dzień wcześniej GKS Katowice nie wygra z Wisłą Kraków. Sukces jest naprawdę blisko.
MATEUSZ HAWROT: Grałeś w derbach Barcelony jako piłkarz Espanyolu, więc nie jest to dla ciebie nic nowego. Czujesz się gotowy na niedzielny mecz z Lechią w Gdańsku? Wiesz, że w Gdyni wszyscy są nim bardzo podekscytowani.
MARC NAVARRO (ARKA GDYNIA): Tak. Wszyscy mówili mi o tych derbach. To bardzo emocjonujący mecz, bardzo ważny dla klubu i również dla naszej sytuacji w lidze. Chcemy wygrać. Grałem w takich meczach wcześniej, w przeszłości, więc teraz czuję się gotowy i zadowolony. Mam nadzieję, że będę mógł zagrać i wygramy.
Jak już wspominasz o byciu szczęśliwym... Jak się czujesz tutaj, w Arce, ale także w Gdyni, w Polsce?
Czuję się naprawdę szczęśliwy od pierwszej minuty tutaj. Wszyscy przyjęli mnie bardzo dobrze. To dla mnie prawdziwa przyjemność. Cały zespół - trenerzy, moi koledzy z szatni - dają z siebie wszystko, żebym mógł jak najszybciej się zaadaptować. Myślę, że wszystko dzieje się bardzo szybko, ale czuję się naprawdę dobrze. A czasami nie jest łatwo, gdy grasz w nowej drużynie - trafiasz na nowy język, wszystko nowe. Ale myślę, że zaadaptowałem się bardzo szybko i mogę grać od momentu, odkąd minął tydzień od mojego przyjazdu. Więc jestem bardzo szczęśliwy z takiego obrotu spraw.
Miałeś czas, żeby poznać miasto, zobaczyć morze?
Tak. Kiedy mamy wolny czas, staram się zobaczyć miasto z moją żoną i dzieckiem. Chodzimy po okolicy, rozmawiamy.
Więc masz tutaj na miejscu swoją rodzinę, tak? To świetnie.
Tak. Natomiast niestety musiałem zostawić mojego psa w Hiszpanii, ponieważ nie mogłem z nim przylecieć. Kiedy tutaj przyjechałem, wszystko działo się tak szybko, że nie mogliśmy tego zorganizować. Trochę za nim tęsknię, ale mam nadzieję, że wkrótce go zobaczę. Ale mam tutaj swoją rodzinę, to jest ważne.
I pewnie łatwiej ci żyć na co dzień, gdy masz ich tutaj obok siebie, będąc w nowym mieście, nowym kraju.
Tak. I jesteśmy blisko Hiszpanii, to trzy godziny lotu. Czasami moi rodzice lub rodzice mojej żony też tutaj przyjeżdżają.
Teraz w Polsce jest dość gorąco... Prawie jak w Hiszpanii.
Wszyscy mówili mi o pogodzie w Polsce, że jest tutaj bardzo zimno. Ale myślę, że przyjechałem w najlepszym momencie.
Prawda, jednak nie zdarza się często, by zawodnik dołączał do zespołu pod koniec marca. Czy możesz powiedzieć więcej o pierwszym telefonie z Arki? Pierwszym kontakcie?
Przyjaciel mojego agenta powiedział mi o tej opcji. Zadzwonili do mnie. W tamtym momencie czekałem na dobrą propozycję, bo w USA liga zakończyła się w styczniu - inaczej niż tutaj. Byłem tam tylko przez rok, moim zamiarem było wrócić do Europy. I kiedy usłyszałem o opcji z Arki, sprawdziłem to i zapytałem też kilku znajomych, których mam tutaj w Polsce.
Tak, mamy tutaj wielu zawodników z Hiszpanii.
Oczywiście, wszyscy mówili mi, że to naprawdę dobre miejsce do gry. A kiedy się upewniłem, to zobaczyłem także zaufanie ze strony klubu, że wszyscy chcą, bym tu przyszedł. Więc powiedziałem "okej" i przyszedłem. Miałem też testy (medyczne - przyp. red), by mogli zobaczyć, że wszystko jest ze mną w porządku. A teraz po prostu staram się dać z siebie, co najlepsze, aby pomóc drużynie w osiąganiu celów. Zespół jest dla mnie najważniejszy, chcę spróbować pomóc, kiedy mnie potrzebuje. Myślę, że to świetna sprawa.
Twój kontrakt wygasa w czerwcu. Czy chciałbyś tutaj zostać? A może masz jakieś oferty z Hiszpanii?
Nie mam. Teraz czekam na zamiary klubu, mam opcję przedłużenia kontraktu na kolejny rok. Nie wiem, co się stanie, ale jestem tutaj naprawdę szczęśliwy. Myślę, że wykonujemy naprawdę dobrą pracę. Mamy bardzo porządny zespół, świetnych kibiców, a moja rodzina polubiła Polskę. Teraz jednak myślę tylko o tych dwóch ostatnich meczach sezonu. Musimy zrobić co trzeba, musimy zrealizować założony cel. A potem zobaczymy, co się stanie.
Możesz więc powiedzieć, że jest możliwe, abyś został tutaj na kolejny rok?
Tak, oczywiście.
Pracowałeś z różnymi trenerami w Espanyolu, Watfordzie czy El Paso. Teraz pracujesz z Wojciechem Łobodzińskim. Co możesz o nim powiedzieć - nie tylko jako o osobie, ale także o tym, co może zaoferować jako trener, np. pod względem taktyki czy kwestii mentalnych?
Szczerze mówiąc, jestem zadowolony z pracy z trenerem. Ma do mnie bardzo duże zaufanie. Chcę to podkreślić i podziękować, bo od samego początku jest dla mnie naprawdę w porządku. Poza tym lubię to, w jaki sposób gramy. Myślę, że pokazujemy dobry futbol, staramy się grać piłką, utrzymać ją. Oczywiście, czasami nie jest to łatwe, czasami musisz dośrodkować w pole karne. Ale naszym pierwszym zamiarem jest utrzymać piłkę i grać ładnie dla oka. To coś, do czego jestem przyzwyczajony. Gdy byłem młodszy i grałem w Barcelonie czy Espanyolu, zawsze staraliśmy się grać w ten sposób - utrzymywać przy piłce, grać podaniami. Myślę więc, że pomysł trenera na taktykę jest w sam raz dla mnie.
W przeszłości miałeś także kilka kontuzji, m.in. zerwane więzadło krzyżowe. Z kolei po opuszczeniu Watfordu półtora roku byłeś bez klubu. To właśnie z powodu kontuzji?
W przeszłości miałem wiele kontuzji, ale teraz - już od dłuższego czasu - na szczęście jestem zdrowy. Mam nadzieję, że to się nie zmieni. A czas po odejściu z Watfordu był dla mnie trudny, bo odszedłem dopiero w ostatnim momencie okienka transferowego (31 sierpnia). Podpisałem tam wcześniej pięcioletni kontrakt i miałem jeszcze dwa lata do jego wygaśnięcia. Musieliśmy więc się dogadać, by rozwiązać kontrakt. To trwało trochę za długo, musiałem walczyć o swoje, by wszystko załatwić. Po tym miałem przejść do jednej z hiszpańskich drużyn, ale to nie wyszło i musiałem czekać na kolejną opcję. Potem czas mijał, mijał i mijał... Była to sytuacja, o której myślisz, że nigdy się nie wydarzy. A jednak się wydarzyła. Może właśnie dlatego później nikt nie chciał mi zaufać, bo byłem długi czas bez grania.
I nie było łatwo dołączyć do innego klubu, zwłaszcza po tych wszystkich kontuzjach.
Oczywiście. Było mi trudno znaleźć odpowiednie miejsce do gry. Ale potem mogłem wyjechać do USA i zacząć tam od zera. Myślę, że to mi pomogło, bo podczas roku tam spędzonego miałem okazję regularnie, dużo grać.
Rozegrałeś tam cały sezon, ponad 30 meczów.
Tak, wyszło dobrze. Chciałem tam spróbować być sobą. To był mój cel, bo gdy wyjechałem do Anglii, nie mogłem tam znaleźć “mojej” drużyny, miejsca, gdzie dobrze i pewnie się czuje, gdzie mogę grać swoją piłkę. Teraz moim celem - i marzeniem - jest po prostu być sobą. To najważniejsze.
Zwykle grasz jako prawy obrońca. Ale niedawno przeciwko Resovii zagrałeś wyżej, jako prawy pomocnik czy może defensywny skrzydłowy. W przeszłości także miałeś okazję grać na innych pozycjach, nie tylko jako prawy obrońca?
Kiedy byłem naprawdę młody, grałem jako napastnik. Zacząłem jako napastnik w Barcelonie i strzelałem wiele goli. Ale potem schodziłem niżej - byłem skrzydłowym, potem obrońcą. W nowoczesnym futbolu wielu skrzydłowych zaczyna grać jako boczni obrońcy. Koniec końców zacząłem dobrze się czuć jako boczny obrońca, ale nadal lubię atakować. Choć szczerze mówiąc, to w zeszłym roku, w USA, rozegrałem także wiele meczów jako środkowy obrońca w systemie z piątką z tyłu.
Czuję, że mogę grać na wielu pozycjach. Jako skrzydłowy, jako prawy obrońca, jako środkowy obrońca. Gdziekolwiek nie byłem, zawsze starałem się dawać z siebie wszystko dla zespołu. Jeśli trener potrzebuje mnie jako środkowego czy lewego obrońcy, czy jako skrzydłowego, to będę tam grał i starał się być sobą, na wszystkich pozycjach, na których mogę grać.
W ostatnim meczu z Zagłębiem Sosnowiec podszedłeś do rzutu wolnego. W przeszłości zdarzało ci się zdobywać bramki w ten sposób? Niezbyt często nowy zawodnik w drużynie ma szansę strzelić gola z wolnego.
Tak, strzelałem takie bramki. Myślę, że to jedna z moich najlepszych umiejętności, obok dośrodkowań i strzałów. Na treningach czasami wykonujemy rzuty wolne, rogi, dośrodkowania. Trenerzy widzą jak to robię i jeśli gram, dają mi szansę je wykonywać.
A co z rzutami karnymi?
Też je lubię! Ale mamy dobrych wykonawców rzutów karnych, nie chcę wchodzić w tę rywalizację (śmiech).
Chcę po prostu pomagać drużynie. Tak jak powiedziałem, jeśli trenerzy myślą, że powinienem wykonywać rzuty wolne, to oczywiście - będę to robił, dla mnie to przyjemność. Rzuty rożne tak samo. Któregoś razu trener powiedział, że mam dobre dośrodkowanie i zapytał, czy miałbym ochotę wykonywać rzuty rożne. Powiedziałem: okej, dla mnie to super sprawa, naprawdę to lubię. Mam nadzieję, że będę pokazywał dobre dośrodkowania i może uda mi się też strzelić gola z rzutu wolnego.
Widać też, że masz dobrą technikę. Tak jak prawie wszyscy zawodnicy z Hiszpanii.
Myślę, że to dlatego, że już w szkole, jako młode chłopaki, staramy się grać ładną piłkę i ćwiczyć dobrą technikę. Dużo nad tym pracujemy - nie tylko więc nad aspektami fizycznymi, ale też technicznymi. Myślę, że to dlatego piłkarze z Hiszpanii grają w ten sposób.
Rozpocząłeś swoją karierę w La Masii, prawda?
Tak, byłem tam od 8. roku życia do 16. Spędziłem tam osiem lat.
To długo.
Tak, to dużo czasu. Miałem naprawdę dobrych kolegów z drużyny, którzy teraz grają w silnych ligach. Hector Bellerin, Grimaldo, Andre Onana, Sandro Ramirez, Keita Balde, Sergi Samper… Byli dla mnie jak porządni nauczyciele.
Mieliśmy wyjątkowo mocny zespół. To było świetne dorastać piłkarsko z tak znakomitymi zawodnikami. Kiedy rywalizujesz z tak dobrymi piłkarzami, to codziennie pomaga ci to być lepszym. A po La Masii byłem w Espanyolu. Moim zdaniem to również jedna z najlepszych akademii w Hiszpanii. Czułem się tam wyjątkowo dobrze. Myślę, że byłem wtedy najlepszą wersją siebie, byłem naprawdę szczęśliwy. I też w drużynie miałem wielu dobrych piłkarsko kumpli. W Espanyolu mogłem spełnić swoje marzenia i awansować do pierwszego zespołu.
A potem strzeliłeś gola w debiucie, w pierwszym meczu w La Liga.
Tak, to było niesamowite. Jeden z najlepszych dni w moim życiu. Osiągnąłem wymarzony cel. Kiedy jesteś młody, zawsze chcesz grać w pierwszej lidze. Ale jeśli możesz strzelić w niej gola w swoim pierwszym meczu… To jest coś niewiarygodnego. Dodatkowo na stadionie była moja rodzina i oglądała moją grę. To był mecz przeciwko Granadzie, a w następnym strzeliłem też Sevilli.
Jak prawdziwy napastnik.
Tak, jak wtedy gdy byłem młodszy. Moje dwa pierwsze mecze w zawodowej karierze w La Liga były niesamowite. Dwa gole, a do tego jedna asysta przeciwko Sevilli. Myślę, że zrobiłem pozytywne pierwsze wrażenie i może dzięki temu mogłem grać więcej w lidze w tamtym i następnym roku. To były wyjątkowo dobry czas, bardzo się tymi chwilami cieszyłem.
Gol Marca z Granadą od [1:17] na poniższym wideo
Zastanawiam się... Pewnie żałujesz, że nie grasz teraz w La Liga. To oczywiste, bo wielu Hiszpanów o tym marzy, to naturalne. Ale widzę, że jesteś pozytywnie nastawiony do rzeczywistości. Patrzysz w przyszłość.
Bo nie chcę myśleć o przeszłości. Oczywiście, kiedyś byłem w naprawdę dobrym momencie, potem w złym. Najpierw przyszło najlepsze, potem najgorsze. Więc teraz po prostu chcę być szczęśliwy, chcę być sobą. Wiem, co mogę osiągnąć. Wiem, gdzie mogę dotrzeć, jeśli będę sobą. Dziś moim marzeniem jest po prostu dawać z siebie wszystko każdego dnia, czerpać z każdej chwili.
Aktualnie jestem w dobrej formie, mogę grać, moja rodzina ma się dobrze. Chcę się tym wszystkim cieszyć i zobaczymy, co się stanie w przyszłości. Może znów wróci to, co najgorsze? Nigdy nie wiadomo, co się stanie. Ale obecnie dla mnie najważniejsze jest być sobą. Tutaj w Arce dają mi pewność siebie, jestem tu bardzo szczęśliwy. Teraz moim głównym celem jest niedziela i wygranie derbów. To byłoby wspaniałe.
Jeszcze jedna rzecz. Kto jest twoim najbliższym kumplem w Arce?
Tornike (Gaprindaszwili) i Hafi (Abdallah Hafez). Obaj mówią po angielsku i dbają o mnie od samego początku. Tworzymy małą, ale zgraną grupę. Na początku było mi trochę trudno, bo język polski jest trudny.
Tak, jest naprawdę trudny. Znacznie trudniejszy niż hiszpański.
Mam więc to szczęście, że mogą rozmawiać ze mną po angielsku.
Ale znasz jakieś polskie słowa?
Tak, ale może 10 słów… Głównie tych “złych” (śmiech). Ale oczywiście liczę, że uda mi się poprawić mój polski. Na szczęście drużyna - trenerzy i koledzy - również mówią po angielsku. Dzięki temu łatwiej się komunikować.
Z drugiej strony myślę, że dziś boisko jest ważniejsze niż poprawianie polskiego.
Na boisku czasami nie potrzeba słów, ale dobrze, że mogę rozmawiać w drużynie po angielsku.
Ktoś mówi po hiszpańsku?
Znają tylko kilka słów, dzięki temu, że byli kiedyś w Hiszpanii. Mówią czasami: hola amigo!, paella, sangria (śmiech). Czasami sobie z tego żartujemy. Jak powiedziałem, czuję się tu dobrze, atmosfera jest naprawdę dobra. Wszyscy są jak najbardziej w porządku. Pomogli mi od samego początku. Dlatego chcę podziękować, bo nie jest łatwo, kiedy wchodzisz do szatni, która cały rok o coś walczy, a ty masz tylko dwa miesiące.
I jeszcze nikogo nie znasz.
Tak, zgadza się. Na początku było trudno, ale teraz mogę powiedzieć, że czuję się tutaj naprawdę szczęśliwy. Cieszę się z tego.