5 lat temu UEFA wróżyła im wielką karierę. Wielu przepadło, na topie ledwie kilku. Jest polski wątek
Rok w rok powstają opasłe listy zawodników, których powinniśmy śledzić. Pięć lat wydaje się dobrym okresem, aby stwierdzić, jak poradzili sobie ci, którym wróżono wielką karierę. W związku z tym wzięliśmy na tapet 50 piłkarzy wybranych przez UEFA w 2019 roku jako tych godnych obserwacji. Wyniki rewelacyjne nie są.
Wszystkich zawodników, których pięć lat temu UEFA wskazała jako talenty przyszłości, podzieliliśmy na trzy umowne grupy. Pierwsza to niekwestionowane gwiazdy futbolu. Stanowią o sile czołowych drużyn Europy, kosztowali dziesiątki milionów, przyciągają ludzi na stadiony. Sama czołówka, do której ciężko się było załapać.
Druga z grup to piłkarze, co do których... nie ma pewności. Z jednej strony nie zrobili oszałamiającej kariery, z drugiej - przynajmniej w teorii - wciąż mają na to szanse i dość talentu. Może nie są postaciami pierwszoplanowymi, ale z całą pewnością nie przepadli w odmętach.
Wreszcie trzecia część, gdzie trafili gracze, którzy - nie ma sensu się oszukiwać - nie sprostali oczekiwaniom. Albo nie wyściubili nosa poza swoją ligę, a ich wartość rynkowa spadła, albo wyjechali za granicę, ale kompletnie się tam nie sprawdzili. To właśnie w tej grupie znalazł się Robert Gumny. Defensor Lecha Poznań w 2019 roku znalazł uznanie w oczach UEFA, teraz zaś niewiele gra w przeciętnym przecież Augsburgu.
Alfabetyczną listę UEFA z 2019 roku znajdziecie TUTAJ.
Gwiazdy
Powinno zaczynać się od najlepszych, zatem spróbujmy. Na pierwszy ogień duet z Realu Madryt - Vinicius Junior i Eder Militao. W 2019 roku Brazylijczycy byli już związani z Realem Madryt, ale, jak się później przekonamy, nie zawsze jest to najlepszym wyznacznikiem. Niemniej w ich przypadku UEFA miała całkowitą rację, jeden to czołowy stoper w ujęciu globalnym, drugi może konkurować o miano najlepszego zawodnika bez podziału na pozycje.
Bardzo mocny status ma również Kai Havertz. Chociaż jego przejście z Chelsea do Arsenalu było krytykowane, to reprezentant Niemiec udowodnił swoją wartość w ekipie Mikela Artety. Z powodzeniem występuje na kilku pozycjach, ufa mu też Julian Nagelsmann. Szybko zerwał z łatką potencjalnego niewypału transferowego, dla "Kanonierów" stał się w gruncie rzeczy postacią kluczową.
Wielką rolę w swoim zespole odgrywają też Nicolo Barella oraz Alphonso Davies. Zawodnik Interu uchodzi za wybitnego wręcz środkowego pomocnika, natomiast przedstawiciel Bayernu Monachium błyszczy jako lewy obrońca. Owszem, Kanadyjczyk nieco obniżył loty w ostatnim czasie, ale przecież nie łączy się go z Realem Madryt bez żadnego uzasadnienia.
Szanse na duży transfer ma też Joao Felix, co dla niego nowością nie będzie. Reprezentant Portugalii od 2019 roku odwiedził już Benficę, Atletico Madryt i wreszcie FC Barcelonę. To właśnie "Blaugrana" zamierza go wykupić po zakończeniu bieżącego sezonu, ale wiele będzie zależało od skali oczekiwań Atletico. Nie ulega jednak wątpliwości, że napastnik to jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w świecie futbolu.
Większych wątpliwości nie było przy ocenie Jadona Sancho, Dayota Upamecano i Achrafa Hakimiego. Chociaż ich poziom nie zawsze jest idealnie równy, to jednak skala popularności jest zbyt duża, aby przejść obok niej obojętnie. Sancho mógł mieć swoje problemy w Manchesterze United, ale pozostaje jednym z najbardziej utalentowanych Anglików. Upamecano wciąż gra dla Bayernu, zaś Hakimi ugruntował pozycję w PSG.
Jest też dość długa grupa piłkarzy na granicy z kolejną podkategorią. Koniec końców wylądowali tutaj, bo chociaż nie grają w ścisłej czołówce Europy (może z jednym wyjątkiem), to trudno odmówić im umiejętności. Świetnie czują się w obecnym miejscu, są liderami mocnych przecież klubów. Na wyróżnienie zasłużyli więc Brais Mendez z Realu Sociead, Unai Simon z Athletiku Bilbao, Dani Olmo z RB Lipsk i Moussa Diaby z Aston Villi.
Fifty-fifty
Jako się rzekło - nie każdy musi brylować na salonach, ale nie znaczy to przecież, że kariera zupełnie nie potoczyła się zgodnie z oczekiwaniami. Taki Weston McKennie zaliczył w ostatnim czasie wstydliwe wypożyczenie do Leeds United, ale w Juventusie gra regularnie, a przede wszystkim naprawdę dobrze. Reprezentant USA to wciąż jeden z lepszych piłkarzy Serie A.
Swoje osiągnąć może też Callum-Hudson Odoi. W Chelsea i Bayerze Leverkusen najlepiej nie było. W Nottingham Forest skrzydłowy znowu jednak pokazuje spore umiejętności. W angielskim futbolu ostatecznie odnalazł się też Ethan Ampadu. Chociaż reprezentant Walii nie stanowi o sile wspomnianych "The Blues", to bryluje w środku pola Leeds United, które walczy o powrót do Premier League. Na Wyspach swoją karierę budują również Witalij Mykołenko z Evertonu oraz Nicolo Zaniolo z Aston Villi. Żaden nie jest gwiazdą ligi, niemniej trudno uznać, aby ich przygoda została zupełnie spartolona.
Problematyczni w ocenie okazali się natomiast przedstawiciele Arsenalu. Z jednej strony Reiss Nelson i Emile Smith Rowe grają dla czołowego europejskiego klubu, z drugiej zaś pełnią tam drugoplanową rolę. W letnim okienku prawdopodobnie pożegnają się z The Emirates. Jednocześnie nic nie wskazuje na to, aby mieli trafić do prowincjonalnej ligi, raczej utrzymają się na bardzo wysokim poziomie.
Nieco inną drogę wybrał Merih Demiral. Turek to przypadek ciekawy, w Atalancie oraz Juventusie był wyróżniającą się postacią Serie A. Na najwyższą z kategorii nie miał jednak szans, bo teraz gra już w Al-Ahli. Ewakuacja do Arabii Saudyjskiej w wieku 26 lat jest pod pewnym względem zrozumiała, ale trudno traktować ją jako element budowania spektakularnej kariery. Inny z Turków, Ozan Kabak, występuje zaś w Hoffenheim. Na ponowną przygodę z Liverpoolem raczej nie ma szans, ale i tak trudno mówić o gigantycznym rozczarowaniu.
Zawodu uniknął również Luka Jović. Chociaż Serb nie odpalił w Realu Madryt, to jego obecna przygoda w Milanie jest cokolwiek porządna. Może nie został jednym z najlepszych napastników Starego Kontynentu, nie oznacza to jednak, że nie sprawdził się na najwyższym poziomie. Z mediolańczykami związany jest jeszcze Samuel Chukwueze, który nie gra już tak dobrze, jak w Villarrealu, ale wciąż potrafi zakręcić w głowie niejednemu obrońcy.
Zamykając wątek włoski warto zwrócić uwagę na Nikolę Milenkovicia. Rosły defensor nie trafił jeszcze do drużyny walczącej o najważniejsze tytuły, ale w Fiorentinie uzbierał łącznie 250 występów. Biedy nie ma.
Z Półwyspu Apenińskiego warto przejść do Francji. Tam grają Alban Lafont z FC Nantes, Ismaila Sarr z Olympique Marsylii oraz Martin Terrier z Stade Rennais. Nie są to być może kluby, które brylują na szczytach Ligue 1, ale cała trójka odgrywa na tyle ważne role, że nie sposób podejść do nich, jak do gigantycznego zawodu. Nie zawsze przecież brak FC Barcelony w CV jest katastrofą.
Czasami zaś odejście z "Blaugrany" potrafi wyjść na lepsze. Przekonał się o tym Juan Miranda z Realu Betis. W ekipie z Sewilli zbudował się jako lewy obrońca, obecnie jest łączony z transferem do jeszcze mocniejszego zespołu, w czym pomóc ma wygasający kontrakt. Do grona zawodników porządnych, ale nie najlepszych, włączeni zostali jeszcze Amadou Haidara z RB Lipsk, Luka Ivanusec z Feyenoordu oraz Andrij Łunin z Realu Madryt. Ukrainiec na dobrą sprawę dopiero teraz przebił się w ekipie "Królewskich", niewykluczone, że za kilka lat skończy w grupie gwiazdorów.
Trudno tak
Kategoria najmniej przyjemna, czyli zawodnicy, którym po prostu nie wyszło. Na pierwszy ogień Olivier Skipp oraz Mykoła Szaparenko. Łączy ich jedno - nie wyjechali ze swojego macierzystego klubu. Jednocześnie Anglik nie gra pierwszych skrzypiec w Tottenhamie, zaś Ukrainiec bywa sadzany na ławce w Dynamie Kijów. Wciąż mają szanse na zrobienie większych karier, ale muszą posłuchać pewnej rady Bohdana Łazuki.
Swoich sił poza ojczyzną nie spróbowali też Rosjanie. Po Ilzata Achmietowa sięgnął Zenit, ale wymowne jest, że wyłożył na stół zaledwie 850 tysięcy euro. Fiodor Czałow radzi sobie nieco lepiej, lecz CSKA Moskwa nie robi największego wrażenia. Ot, niezły napastnik na poziomie ligi, która została wypchnięta poza margines.
Wśród ofensywnych piłkarzy nie wyróżnił się Josip Brekalo. Po latach w Wolfsburgu zahaczył o Stuttgart, Torino, w końcu wykupiła go Fiorentina, ale obecnie Chorwat siedzi na wypożyczeniu w Hajduku Split. Problemy miewają inni zawodnicy ze wschodu Europy, czego przykładem jest Giorgi Czakwetadze. Gruzin wygląda przeciętnie w drugoligowym Watfordzie. Szaleństw nie odnajdziemy też w karierze Ianisa Hagiego, obecnie reprezentanta Deportivo Alaves, ale raczej rezerwowego, a nie pierwszoplanowego.
Kontynuując podróż po wschodzie Starego Kontynentu trafimy oczywiście na Roberta Gumnego. Obecnie wychowanek Lecha Poznań przeżywa naprawdę trudne chwile, zmaga się z zerwaniem więzadła krzyżowego, nie będzie grał przez kilka miesięcy. Niestety, na tym problemy Polaka się nie kończą. W Augsburgu wyglądał do tej pory źle, w Bundeslidze na palcach jednej ręki można policzyć jego udane występy. Nie bez powodu nie znajdował się w orbicie zainteresowań Michała Probierza.
Ciekawą grupę obserwacyjną stanowią bramkarze. Emil Audero ma w CV Juventus, Sampdorię, a obecnie Inter, ale w czołowych klubach nie dostał szansy na pokazanie swoich umiejętności, trudno więc uznać, aby zrobił karierę, jaką mu wróżono. Przepadł też Arijanet Murić, po odejściu z Manchesteru City został "dwójką" w Burnley. W Premier League nie radzi sobie więcej golkiperów, bo przecież jest jeszcze Andrei Radu, rezerwowy Bournemouth. Na koniec należy wymienić Floriana Muellera, trzecioplanową postać Freiburga.
Wspomniany Murić odbił się od City, a więc wielkiego klubu, co jest częstą przypadłością wśród graczy, którym wróżono wielką karierę. Podobną historię mają za sobą Riqui Puig z Los Angeles Galaxy (ex-FC Barcelona), Javi Sanchez z Realu Valladolid (ex-Real Madryt) czy Rafa Camacho ze Sportingu (ex-Liverpool). Albo nie grają wcale, albo występują w ligach, którym daleko od najmocniejszych.
Listę niespełnionych gwiazd zamykają jeszcze Sander Berge, który po udanym pobycie w Sheffield United nie trafił do lepszego zespołu, ale do Burnley; Arnaut Danjuma, który od kilku lat ma problemy z regularną grą; Gedson Fernandes, chociaż on akurat całkiem dobrze wypada w Turcji; rezerwowy Bolonii Nikola Moro i wreszcie Stanley Nsoki. Stoper utknął na ławce w Hoffenheim, a przecież jeszcze w 2022 roku zapłacono za niego 12 milionów euro.
Łącznie w ostatniej grupie umieściliśmy aż 20 zawodników, co daje 40% całości. Futbol bywa brutalny, przekonują się o tym nawet ci, którzy trafiają pod czujną obserwację UEFA.