Oto największe problemy Atletico. Porażka z FC Barceloną podsumowaniem. "Simeone sam sobie szkodzi"

Oto największe problemy Atletico. Porażka z Barceloną podsumowaniem. "Simeone sam sobie szkodzi"
Joaquin Corchero / Press Focus
Wzmocnienia, rzekomo najsilniejsza kadra w historii, spore apetyty na sukcesy po ubiegłorocznym mistrzostwie i… kompletna klapa. Jak na razie ten sezon brutalnie weryfikuje oczekiwania Atletico Madryt. Porażka z Barceloną była tego doskonałym podsumowaniem.
Szanse na to, że Atletico Madryt obroni w tym sezonie mistrzostwo Hiszpanii, są niemal zerowe. Ale nie to jest największym problemem ekipy Diego Simeone. “Rojiblancos” grają tak, że mogą poważnie obawiać się o udział w przyszłej edycji Ligi Mistrzów. Niedzielna porażka z Barceloną (2:4) stanowiła doskonałe podsumowanie ostatnich miesięcy w ich wykonaniu. Miesięcy naznaczonych kumulacją zjazdu formy poszczególnych piłkarzy, błędów Diego Simeone i innych kłopotów. Światełek w tunelu po drodze było naprawdę niewiele. Dlaczego jest tak źle? Oto lista grzechów głównych obrońców tytułu.
Dalsza część tekstu pod wideo

1. Beznadziejna obrona

Żelazna defensywa przez niemal całą kadencję Diego Simeone była znakiem firmowym Atletico. To właśnie skuteczna, pragmatyczna i konsekwentna gra w obronie doprowadziła “Cholo” i jego żołnierzy do ogromnych sukcesów w ostatnim dziesięcioleciu. Na dziś jednak nie ma już po niej śladu. Madrytczykom niezwykle łatwo strzelić bramkę. FC Barcelona udowodniła to z wyjątkowym przytupem, wykręcając cztery gole z współczynnika xG mniejszego niż 1.0. Mistrzowie Hiszpanii zaprezentowali na Camp Nou komedię pomyłek, począwszy od podawania piłek do rywali, poprzez nerwową grę we własnym polu karnym i jego okolicach, aż po serię podstawowych błędów w kryciu i ustawieniu. Symbol złej organizacji w defensywie stanowił rozgrywający dramatyczne zawody Mario Hermoso, któremu Adama Traore raz za razem fundował futbolowy rollercoaster.
Zły występ piłkarzy Atletico w obronie nie był przypadkowy. Minione pięć spotkań “Los Colchoneros” to 12 straconych goli. Podopiecznym Simeone strzela w tym sezonie prawie każdy rywal. Łącznie zanotowali oni tylko pięć czystych kont, z czego ostatnie w listopadzie. To nie dziwi o tyle, że do sezonu przystąpili z czwórką nominalnych obrońców, mając w planach grę trójką z tyłu. Czwórką, czyli: Stefanem Saviciem, bez którego defensywa sypie się jak domek z kart, wiecznie niedysponowanym Jose Marią Gimenezem oraz będącym bez formy duetem Hermoso - Felipe. Dziury musiał łatać Geoffrey Kondgobia. Można zatem powiedzieć, że “Rojiblancos” sami sobie zgotowali taki los.
Dodatkowo w styczniu zespół opuścił Kieran Trippier, który chciał wrócić do ojczyzny i podpisał kontrakt z Newcastle, a jego zastępca Daniel Wass na Camp Nou uszkodził więzadła i prawdopodobnie będzie pauzował dwa miesiące. Jak nie idzie, to nie idzie.

2. Zniknięcie Oblaka

Nie idzie też Janowi Oblakowi. To wręcz niewiarygodne, jaki zjazd formy zanotował bramkarz wybrany w zeszłym sezonie najlepszym ZAWODNIKIEM ligi hiszpańskiej. Słoweniec przez lata zasłużenie pracował na miano topowego golkipera na świecie, ale od kilku miesięcy jest cieniem samego siebie. Nie tyle popadł w przeciętność, co między słupkami prezentuje dramatyczną dyspozycję. Świetnie oddaje to statystyka PSxG+/-, czyli mówiąc najkrócej, wskaźnik obronionych strzałów względem tego, co powinno zostać obronione z tytułu współczynnika expected goals. Oblak ma PSxG+/- na poziomie… minus 9,7. Czyli wpuścił prawie dziesięć bramek więcej niż można było się tego spodziewać patrząc na strzały rywali. A w poprzednich latach wyglądało to tak:
  • Sezon 2017/18: + 11
  • 2018/19: + 11,1
  • 2019/20: + 1,2
  • 2020/21: + 9,8
W porównaniu z zeszłym sezonem ta przepaść jest kolosalna. Zaś procent obronionych strzałów Oblaka wynosi… mniej niż 45%. To plasuje go w czołowej trójce najgorszych pod tym względem bramkarzy w pięciu czołowych ligach Europy.

3. Gwiazdy zawodzą

Wśród największych gwiazd zespołu przyczepić się można nie tylko do Oblaka, ale i zawodników z pola. Luis Suarez, który poprowadził w zeszłym sezonie Atletico do mistrzostwa, strzelił wprawdzie osiem goli w lidze, lecz jest znacznie mniej pożyteczny dla drużyny. Widać to, gdy trzeba założyć pressing, zasuwać po całej szerokości boiska, wcielić się w rolę pierwszego obrońcy. Urugwajczyk dalej odnajduje się jako egzekutor, ale przy zakładanej przez “Cholo” intensywności gry, pomaga niewiele.
Jeszcze gorzej wygląda Joao Felix, którego transfer za 120 mln euro może aspirować do miana jednego z największych flopów w nowożytnej historii piłki. Portugalczyk zawodzi, choć tutaj problem jest dużo bardziej złożony, bo trzeba sobie zadać pytanie, czy Simeone potrafi odpowiednio wykorzystać jego umiejętności. Fakty są jednak takie, że choćby przeciwko Barcelonie Felix ubrał pelerynę-niewidkę i nie przydał się “Rojiblancos” w niczym.
- Ja w projekt Felixa w Atletico już nie wierzę i uważam, że przy odpowiedniej kwocie latem powinien zostać sprzedany. Oczywiście sporo w tym winy Simeone, ale warto też skupić się na samym Portugalczyku, którego otoczenie jest bardzo toksyczne. Większość klepie go po plecach i mówi, że jest najlepszy. Widać, że to charakterny chłopak, bo lubi się trochę "podpalić" na boisku, ale da się wyczytać, że nie przekłada tego na pracę. “Cholo”

wielokrotnie powtarzał, że Felix musi skupić się na niej i być cierpliwym - mówi zapytany przez nas Filip Modrzejewski z “Prawdy Futbolu”, prywatnie kibic “Atleti”.
- U Argentyńczyka nie ma kompromisów. Albo się dostosujesz, albo nie. Felix przez cały okres w Madrycie nie potrafił znaleźć wspólnego języka z trenerem. To również należy wziąć pod uwagę w kontekście niesprawiedliwego traktowania Joao przez “Cholo” - dodaje.
Z formą zjechał także letni nabytek “Atleti”, Rodrigo de Paul, nieprzypominający czołowego pomocnika ligi włoskiej ostatnich lat. Można powiedzieć, że dostosował się poziomem do reszty kolegów. Antoine Griezmann miał dobry miesiąc (od końcówki października), a obecnie jest kontuzjowany. Dalej: lider obrony, “szklany” Gimenez opuścił w tym sezonie aż dziesięć spotkań. Koke wygląda lepiej w reprezentacji niż klubie. Marcosowi Llorente ciągle coś dolega, a jeśli grywa, to na ogół marnuje się go w roli prawego wahadłowego. Mało kto prezentuje równą formę.

4. Simeone nie pomaga

Rocznie Diego Simeone kasuje w Madrycie około 40 mln euro brutto rocznie. To człowiek-instytucja Atletico, więcej niż trener, największa gwiazda drużyny. Okoliczności nakazują się jednak zastanowić, czy jego projekt na Wanda Metropolitano powoli nie zmierza ku końcowi. Może jeszcze za szybko, by brać smutny finisz jego wspaniałej kariery w klubie za pewnik, lecz ostatnie miesiące stanowią poważne sygnały alarmowe dla zarządu, kibiców i samego “Cholo”. Argentyńczyk zdecydowanie nie pomaga drużynie swoimi decyzjami.
Co Diego robi nie tak? Przede wszystkim ochoczo miesza systemami taktycznymi (raz trójką z tyłu, raz czwórką, taki atak, później inny, do tego duża rotacja składem), co na pewno nie pomaga mocno odświeżonemu personalnie zespołowi odpowiednio się zgrać i “wgrać” właściwe schematy. Przez lata trzon “Los Colchoneros” tworzyli ci sami gracze. Teraz jednak Simeone musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nie radzi sobie z tym najlepiej. Lubi przekombinować, jakby nie mógł się zdecydować na zaimplementowanie podopiecznym jednego, konkretnego wariantu gry.
Co do wspomnianej dużej rotacji składem - trener Atletico wykazuje ostatnio wyjątkową skłonność do niezrozumiałych decyzji personalnych. Zanim mistrzowie Hiszpanii zmierzyli się z Barceloną, uprzednio rywalizowali z Valencią, gdzie heroicznie odwrócili losy spotkania z 0:2 na 3:2. Główną rolę w tym sukcesie odegrali Angel Correa i Matheus Cunha. Na Camp Nou “Cholo” desygnował jednak do jedenastki duet Suarez-Felix. Ponadto wystawił na lewej obronie wspomnianego już Mario Hermoso, co przy bezpośredniej walce z Adamą Traore nie miało prawa wypalić. I nie wypaliło. Można odnieść wrażenie, że Simeone sam sobie szkodzi, sam rzuca kłody pod nogi, po czym nerwowo próbuje je usunąć. A taki brak stabilizacji na pewno wpływa na ogólny kryzys całego zespołu.
- O kończącym się etapie Simeone czytam regularnie od kilku lat, głównie z uwagi na to, że drużyna przestała być konkurencyjna w Lidze Mistrzów, ale to ogólny problem całej hiszpańskiej piłki. “Cholo” ma taką pozycje na Metropolitano, że to on sam zadecyduje, kiedy jest jego moment na rozstanie się z klubem. Myślę, że transformacja jaką przeszło Atletico po odejściu Godina, Juanfrana, Griezmanna czy Filipe Luisa przed sezonem 19/20, gdy wymienione zostało pół kadry, pozwala jeszcze wierzyć w Argentyńczyka. Bez swoich żołnierzy, po sezonie przejściowym, zgarnął mistrzostwo Hiszpanii, bijąc rekordy. W dodatku raptem kilka miesięcy temu Simeone przedłużył o dwa lata swój kontrakt - zwraca uwagę Modrzejewski.

5. Tożsamość

Na kryzys składa się też coś, co można nazwać problemem tożsamościowym i stanowi składową kłopotów wyżej wymienionych. Atletico przez lata uchodziło za zespół bazujący na doskonałej organizacji gry, silnej defensywie, wybieganiu i taktycznym geniuszu Simeone. Meczów “Los Colchoneros” nie oglądało się na ogół z wypiekami na twarzy. Dominował chłodny pragmatyzm, kalkulacja, skupienie na osiągnięciu założonego celu. Z piłkarzy solidnych “Cholo” stworzył bandę zachwycającą wynikami Hiszpanię i cały kontynent. Jakiś czas temu postanowiono jednak przestawić wajchę i sprawić, że “Atleti” będzie nie tylko efektywne, ale i efektowne.
W poprzednim, mistrzowskim sezonie to się generalnie udawało, głównie dzięki przebojowej pierwszej części rozgrywek, bo już w drugiej madrytczycy mieli sporo kłopotów i obronili przewagę punktową właściwie rzutem na taśmę. Ale na dłuższą metę projekt “fresh Atletico” wygląda mało okazale, nieskutecznie. Ponadto powstaje problem radzenia sobie z presją i występowania w innej roli niż underdoga. Mało kto spodziewał się, że “Rojiblancos” zgarną tytuł mistrzowski w minionym roku. A jednak tego dokonali. Teraz zaś przystąpili do nowego sezonu z dużymi oczekiwaniami… i zawodzą, na co wpływa także choćby źle zbilansowana kadra, gdzie sporo w niej artystów, a niewiele pożytecznych gości od tzw. brudnej roboty.
W tej maszynie nie funkcjonuje zbyt wiele trybików, mimo że teoretycznie Simeone ma do dyspozycji najsilniejszą drużynę odkąd chwycił za czerwono-biały ster, wtedy jeszcze na Vicente Calderon. Może zatem jednak za nowy projekt powinien odpowiadać nowy kapitan tego okrętu? Z każdym kolejnym nieudanym meczem to pytanie będzie coraz mocniej wybrzmiewać. Najbliższe miesiące okażą się kluczowe. A na ten moment żołnierze “Cholo” nie wyglądają na zespół, który w maju zakończy sezon w TOP4. I wtedy może zrobić się tam naprawdę gorąco, choć raczej jeszcze nie na tyle, by dokonywać rewolucji na trenerskim stołku.
- “Cholo” zawsze najbardziej udowadniał swoją wartość w momentach, gdy był najbardziej podważany i być może teraz będzie podobnie - myślę już o następnym sezonie. Bardzo dużo zależy też od ruchów kadrowych. Mówi się, że Atletico ma teraz bardziej postawić na graczy mniej oczywistych, profilowo bardziej pasujących Simeone - czytaj żołnierzy. Zobaczymy co z tego wyjdzie - podsumowuje Modrzejewski.

Przeczytaj również