45 na 45. Znany klub idzie po rekord, odrodzenie po wielu latach. "Tam nie było nieudanego transferu"
Na mistrzostwo czekają już prawie sześć lat. Z grupy Ligi Mistrzów po raz ostatni wyszli osiem lat temu. A teraz, pod wodzą trenera, który latem sam musiał się odbudować, zaliczają perfekcyjny sezon. Ekipa PSV Eindhoven jest na razie nie do zatrzymania i nie wiadomo, gdzie leży jej limit.
W obecnym sezonie sporo wielkich marek ma w swoich ligach olbrzymie problemy. FC Basel zawodzi w Szwajcarii, Olympique Lyon to pośmiewisko Ligue 1. Nie inaczej jest też w Holandii. Ajax przez sporą część jesieni musiał walczyć o wytarganie się z dolnych rejonów Eredivisie. Choć kryzys amsterdamczyków powoli się chyba kończy, to jednak mocno przyćmił on dokonania PSV Eindhoven z ostatnich miesięcy. A te są naprawdę imponujące. Drużyna z Philips Stadion w lidze notuje póki co perfekcyjny sezon. Zdobyła 45 na 45 możliwych punktów, strzeliła aż 52 gole i straciła zaledwie sześć. Do tego po raz pierwszy od blisko dekady awansowała do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Tego wszystkiego nie byłoby bez rewelacyjnego okienka transferowego i decyzji o zatrudnieniu trenera Petera Bosza. Doświadczony szkoleniowiec stworzył potwora, którego boi się cała Holandia, a być może powinna zacząć się też obawiać europejska elita.
Głębia i kontynuacja
Kiedy latem 2018 roku Phillip Cocu odszedł z PSV, wydawało się, że obie strony rozstają się, by po prostu jeszcze bardziej się rozwinąć. Tymczasem okazało się, że tamten rozbrat tak naprawdę nikomu się nie opłacał. Cocu nadal jest ostatnim trenerem, pod którego wodzą zespół z Eindhoven sięgnął po mistrzostwo kraju. Z kolei sam szkoleniowiec od czasu opuszczenia PSV zanotował trzy zupełnie nieudane przygody - w Fenerbahce, Derby County i Vitesse - i teraz znowu pozostaje bez pracy.
W ostatnich latach działacze “Boeren” mieszali strategami. Po odejściu Cocu najpierw zdecydowali się zatrudnić innego człowieka z klubowym DNA. Kadencja Marka van Bommela doprowadziła jednak ostatecznie do najgorszej ligowej pozycji zespołu od 2014 roku. Potem postawiono więc na trenera zupełnie z zewnątrz. Roger Schmidt zdobył co prawda superpuchar i puchar, ale PSV chciało więcej. Drużynę powierzono więc kolejnej klubowej legendzie. Ruud van Nistelrooy sięgnął w ubiegłym sezonie po dokładnie te same dwa trofea, ale odszedł jeszcze przed zakończeniem rozgrywek. Latem oficjalnie jego stanowisko trafiło w ręce Bosza.
- Moim zdaniem pierwsza jedenastka za czasów Rogera Schmidta była silniejsza niż ta obecna. Bosz ma jednak dużo większą głębię składu, co umożliwia mu więcej możliwości taktycznych w ustawieniu się pod konkretnego rywala. Nie można nie zauważyć, że główni rywale PSV, w tym szczególnie Ajax i AZ Alkmaar, są słabsi niż w ubiegłych latach. Jednak to właśnie ta kontynuacja jest kluczowa. Wszyscy trenerzy w ostatnich latach stawiali na ofensywny futbol i w końcu wszystko się zgrało, a dzięki temu są też wyniki - mówi w rozmowie z nami Mariusz Moński, prowadzący twitterowe konto “Holenderski Futbol”.
Bez błędu
Ostatnio w klubie z Philips Stadion przeprowadzono już kolejną w minionych latach rewolucję kadrową. Xavi Simons wrócił do PSG (chwilę później trafił jednak na wypożyczenie do RB Lipsk), Cody Gakpo zasilił Liverpool, a Noni Madueke przeszedł do Chelsea. W związku z tymi odejściami doszło do niespotykanej, nawet w przypadku zespołów z czołówki Eredivisie, sytuacji. PSV wydało bowiem ostatecznie latem więcej niż zarobiło. Ta nazwana swego czasu w naszym kraju “awanturnicza polityka transferowa” się jednak opłaciła.
- Spośród nowych zakupów zdecydowanie wyróżniają się Noa Lang i Jerdy Schouten, ale dużo jakości wnoszą również Hirving Lozano, Sergino Dest, Ricardo Pepi czy Malik Tillman. Armel Bella-Kotchap, gdy jest tylko zdrowy, to też stanowi spore wzmocnienie dla zespołu. Tak naprawdę w PSV latem nie przeprowadzili nieudanego transferu. Do tego ważne role pełnią też zawodnicy, którzy już wcześniej grali w klubie z Eindhoven. Luuk de Jong jest kapitanem i prawdziwym liderem zespołu, Joey Veerman wreszcie gra na miarę swojego talentu, Johan Bakayoko wszedł w buty Noniego Madueke, a odkryciem obecnego sezonu jest też Ismael Saibari - mówi Moński.
PSV dysponuje świetnymi indywidualnościami, ale w rzeczywistości stoi przede wszystkim całą drużyną. Widać to po statystykach strzelców. Choć najwięcej goli zebrał dotąd Luuk de Jong (17 we wszystkich rozgrywkach), to dla drużyny z Eindhoven w sumie do bramki rywali trafiło już łącznie 16 różnych zawodników. Peter Bosz zdołał na Philips Stadion dokonać tego, co nie do końca udało mu się wcześniej w Lyonie. 60-latek zanotował nieudaną przygodę we Francji, ale wcześniej w Bayerze czy Ajaksie dał się poznać jako szkoleniowiec preferujący ofensywny, a przy tym zabójczo skuteczny styl gry. Tak jest również w PSV, które na tym etapie sezonu ma już strzelonych ponad połowę liczby goli z minionych rozgrywek.
Na styku
Najważniejsze z punktu widzenia kibiców PSV jest to, że ich drużyna dobrą postawę w Eredivisie przełożyła też na grę w europejskich pucharach. “Boeren” po raz ostatni wyszli z grupy Ligi Mistrzów w sezonie 2015/16. Wtedy też w 1/8 finału dopiero po serii rzutów odpadli z Atletico Madryt, a więc późniejszym finalistą. Od tego czasu zespół z Eindhoven zanotował raczej więcej europejskich blamaży niż sukcesów. Dwukrotnie zajął ostatnie miejsce w grupie LM, tyle samo razy nie zdołał też awansować z grupy Ligi Europy, a w sezonie 2017/2018 w ogóle nie awansował do fazy grupowej pucharów.
PSV w obecnym sezonie jako wicemistrz Holandii eliminacje UCL zaczęło od trzeciej rundy. W niej rozprawiło się gładko ze Sturmem Graz. Następnie zmiotło z planszy Rangersów, gładko wchodząc do fazy grupowej. Emocje były tylko w pierwszym meczu ze Szkotami (2:2), w rewanżu Holendrzy przejechali się po rywalu 5:1. W grupie rywalizowali z Arsenalem, Lens i Sevillą. Choć na start wicemistrzowie Anglii ograli ich aż 4:0, to potem piłkarze PSV już ani razu nie przegrali i z dorobkiem dziewięciu punktów wyszli z drugiego miejsca.
- Drużynie PSV na pewno pomogło szczęście w losowaniu. Oprócz Arsenalu w tej grupie nie znalazł się bowiem żaden rywal, który byłby poza zasięgiem ekipy z Eindhoven. Mecze z Lens i Sevillą były na styku i również dobrze każdy mógł się potoczyć niekorzystnie dla zespołu trenera Bosza. Jego podopieczni nie kontrolowali tych spotkań, więc trudno ocenić, że ten sukces był jakość wielce wypracowany. Piłkarze PSV po prostu wyszarpali ten awans i należą im się za to wielkie brawa - uważa Moński.
Piłkarski los
Może i styl tego awansu w Lidze Mistrzów nie był aż tak powalający, ale od pewnego momentu fani PSV de facto nie musieli o niego drżeć. A to w ostatnich latach przecież nie było oczywistością. Podobnie jak dominacja “Boeren” w lidze. Trudno przewidzieć, kiedy ktoś w ogóle zdoła ich zatrzymać. Jesienią rozprawili się już 5:2 z Ajaksem, ostatnio pokonali z kolei w meczach wyjazdowych 3:0 Twente i 2:1 Feyenoord. Niewykluczone więc, że podopiecznych Bosza pierwszy poważny egzamin czeka dopiero w lutym, kiedy to rozpoczną fazę grupową Ligi Mistrzów.
- PSV należy się szacunek za ich osiągnięcia w obecnym sezonie. Jednakże w kluczowych meczach zawsze uśmiechał się do nich ten tzw. piłkarski los. Czerwone kartki dla rywali w Sewilli i Enschede, prezent od Feyenoordu, nieskuteczne Lens. Gracze PSV Potrafią z łatwością ogrywać słabszych, ale na przykład mecz z Arsenalem pokazała, że do najlepszych jeszcze sporo im brakuje. W tym wszystkim zwłaszcza defensywa jest bardzo przeciętna. Eredivisie wygrają, ale w fazie pucharowej Ligi Mistrzów będą mieć problemy - podsumowuje Moński.