41-letnia legenda znów na fali. Trzecia młodość Pepe. "To jeden z najlepszych obrońców w historii"
Mógłby spokojnie cieszyć się zasłużoną emeryturą, nadal woli jednak rywalizować na najwyższym poziomie. Pepe nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w wielkiej piłce.
Jako piłkarz teoretycznie już nic nie musi. W końcu wygrał praktycznie wszystko, co się dało. Na arenie klubowej sięgnął po każde istotne trofeum, najczęściej po kilka razy. Do tego dołożył dwa skalpy w reprezentacji. Mimo zapełnionej gabloty wciąż jednak ma w sobie niezmierzone pokłady ambicji i woli walki. Pepe nie myśli o końcu kariery, chociaż każdy mecz rozgrywa tak, jakby był tym ostatnim. Bez oszczędzania się czy magazynowania sił na przyszłość. Dla 41-letniego weterana liczy się tylko tu i teraz.
O sile legendarnego już Portugalczyka niedawno przekonał się Arsenal. W pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów “Kanonierzy” bezradnie bili głową w mur. Wiele akcji ofensywnych kończyło się na najstarszym zawodniku z pola, który kiedykolwiek wystąpił w Champions League. Wychowanek Corinthians Alagoano był niewzruszony wobec mało przekonujących prób Kaia Havertza czy Leandro Trossarda. Bohaterem tamtego spotkania został oczywiście Galeno, który w doliczonym czasie popisał się pięknym uderzeniem z dystansu. Estadio do Dragao nie mogłoby jednak rozpalić się do czerwoności, gdyby wcześniej Pepe nie wykonał tytanicznej pracy w defensywie.
- Po meczu zapytałem Pepe: "Jak ty to robisz?". A on na to: "Nadal jestem silny, nadal czuję się pewnie". Taki już jest - opowiedział Rio Ferdinand, ekspert stacji TNT Sports.
- Pepe nadal znajduje się w czołówce, nowe sztuczki Arsenalu nie zadziałały na weterana. W poniedziałek skończy 41 lat, ale zdmuchnięcie tych wszystkich świeczek może wymagać więcej wysiłku niż zatrzymanie bladego dziś ataku Arsenalu - podsumował Nick Ames na łamach The Guardian.
Pepe Pan Kozak
Kiedy w styczniu 2019 roku Pepe wrócił do Porto, raczej nie spodziewano się po nim życiowej formy. Wydawało się, że mamy do czynienia z sentymentalnym ruchem, a nie topowym wzmocnieniem. Stoper błyskawicznie udowodnił jednak, że nie zamierza dogorywać na ławce, odcinając kupony. Zamiast tego, momentalnie przebił się do pierwszego składu. Chwilami prezentował dyspozycję rodem ze złotego okresu w 2016 roku, kiedy wygrywał Ligę Mistrzów i EURO. Wystarczy przypomnieć dwumecz z Juventusem w sezonie 2020/21, w którym weteran uporał się z Cristiano Ronaldo, swoim wielkim przyjacielem. W rewanżu na Allianz Stadium obrońca wybił aż 18 piłek, prowadząc Porto do sensacyjnego awansu.
- Wszyscy wiedzą, ile Pepe znaczy dla Porto. Mógłby wyjechać za granicę, gdzie zarobiłby trzy razy więcej, ale z pasji wybrał nasz klub. Wiele osób myślało, że zostanie tylko na rok, ale przedłużyliśmy z nim umowę na kolejne dwa sezony. I za dwa lata może ponownie dojdzie do prolongaty - powiedział dla dziennika AS Jorge Nuno Pinto da Costa, prezes "Smoków".
Działacze mogą być zachwyceni zawodnikiem, którego wpływ nie ogranicza się do boiskowych poczynań. Pepe bryluje w meczach, ale przede wszystkim pozostaje wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o etos pracy. Koledzy z drużyny wyznali, że nawet po czterdziestce ma on topowe wyniki w testach wydolnościowych. Mało który z podopiecznych Sergio Conceicao jest tak wytrzymały i regularny. Trener przyznał zresztą, że obrońca zwykle jako pierwszy stawia się na treningi i ostatni je opuszcza. Wyznacza kierunek, którym mogą podążać pozostali piłkarze.
- Profesjonalizm Pepe jest niesamowity. Wygrał prawie wszystko w piłce, ale wciąż jest zaangażowany i skupiony na kolejnych celach. To typ zwycięzcy. Dzielenie z nim szatni motywuje wszystkich pozostałych zawodników, widzimy gościa, który osiągnął wszystko, a chce jeszcze więcej. To dla nas zachęta - wyznał na łamach Revista Dragoes brazylijski Pepe, skrzydłowy FC Porto. - To idol, świetny zawodnik. Pomimo swojego wieku gra na bardzo wysokim poziomie. Niezwykle pomaga nam swoim doświadczeniem i zaangażowaniem - wtórował Evanilson. - Wzoruję się na wielu wielkich obrońcach. Zafascynowały mnie filmiki z grą Franza Beckenbauera. Pepe również jest inspiracją. To niesamowite, że w wieku 40 lat nadal gra na najwyższym poziomie - chwalił Diogo Leite z Unionu Berlin, cytowany przez portal Maisfutebol.pt.
Rekordzista
Kiedy debiutował w europejskich rozgrywkach, za jego plecami grał Vitor Baia, którego zmiennikiem był Nuno Espirito Santo. 20 lat temu Porto mierzyło się wówczas m.in. z Chelsea, gdzie rządzili Frank Lampard, William Gallas czy John Terry, a także z Interem dyrygowanym przez Javiera Zanettiego, Marco Materazziego i Juana Verona. Można mnożyć nazwiska ikon, które łączy jedno. Wszystkie od minimum kilku lat korzystają z uroków emerytury. Ale nie Pepe. On nadal nie myśli o zawieszeniu butów na kołku. Trudno zresztą planować koniec kariery, będąc wciąż na fali.
W tej edycji Ligi Mistrzów Portugalczyk został najstarszym strzelcem gola w historii Ligi Mistrzów. W wieku 40 lat i 256 dni trafił do siatki przeciwko Antwerpii. Rekord ten nie przetrwał jednak długo. Miesiąc później sam przebił własny wyczyn, kiedy zdobył bramkę z Szachtarem Donieck. Tamten mecz zapewnił “Smokom” awans do fazy pucharowej, gdzie Pepe nadal potwierdza imponującą długowieczność. Z każdym kolejnym występem udowadnia, że zasługuje na miano jednego z najlepszych obrońców w nowożytnej historii futbolu.
- Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy, ponieważ moja mama obchodzi urodziny. Powiedziałem jej, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby strzelić gola. To niesamowite uczucie, jestem niezwykle szczęśliwy. Rekord wiele dla mnie znaczy, ponieważ wymagało to mnóstwa pracy, poświęcenia i pasji. Staram się czerpać z tego jak największą przyjemność. Kiedy przychodzą przeciwności losu, przypominam sobie pierwszy dzień tej podróży, kiedy byłem małym chłopcem i marzyłem o zostaniu piłkarzem, o grze przy wypełnionym stadionie - wyznał po meczu z Antwerpią na antenie stacji DAZN.
Klasa światowa i pojedyncze wybryki
Od momentu powrotu do Porto Pepe rozegrał aż 194 mecze. W przeważającej większości były to występy dobre lub znakomite. Nie przez przypadek w tym sezonie zajmuje szóste miejsce pod względem liczby rozegranych minut w Porto. Statystyki potwierdzają, że czas zupełnie nie odciska piętna na tym zawodniku. W bieżących rozgrywkach może się pochwalić trzecim wynikiem w lidze portugalskiej, jeśli chodzi o liczbę zagrań (132) w ostatnią tercję boiska. Lepsi są tylko Goncalo Inacio (149) i Orkun Kokcu (144). Średnio podaje ze skutecznością powyżej 88%, najwyższą w ekipie “Smoków”. W liczbie wygranych pojedynków powietrznych ustępuje jedynie Wendellowi. Do tego popełnia mniej niż jeden faul na mecz.
Warto podkreślić, że Pepe najlepiej prezentuje się w starciach o największym ciężarze gatunkowym. We wspomnianym meczu z Arsenalem kompletnie zamurował dostęp do bramki. Wcześniej w fazie grupowej LM pokazał się z równie dobrej strony na tle Barcelony. W rywalizacji na Estadi Montjuic posłał aż siedem celnych przerzutów, zablokował dwa strzały, wygrał pięć z siedmiu główek, do tego dorzucił jedno kluczowe podanie. Grał tak, jakby wręcz kpił z własnej metryki.
- Przez 20 lat byłem piłkarzem, od 12 lat jestem trenerem. Pepe to najbardziej konkurencyjny zawodnik, z którym pracowałem. Rezygnuje z wielu przyjemności życia, aby być tu, gdzie jest. To wielka duma i przyjemność móc pracować z tego typu piłkarzem - powiedział Conceicao na konferencji prasowej po meczu z Antwerpią. - Pepe to potwór, jeśli chodzi o rywalizację. To niewiarygodne, że zawodnik, który wygrał już tak wiele, wciąż jest głodny zwycięstw. Żyje pasją do piłki. Młodzi ludzie powinni się od niego uczyć. To taki piłkarz, że zagrałby nawet, gdyby miał tylko jedną nogę - dodał szkoleniowiec.
Naturalnie nawet w przypadku Pepe można znaleźć pewne wady. Jedna z nich dotyczy tego, że jego gwiazda świeci najjaśniej przeciwko renomowanym rywalom. Niczym Zbigniew Boniek, zasłużył na miano Bello di Notte. Nieco gorzej sytuacja wygląda, kiedy trzeba wrócić do szarej ligowej rzeczywistości. Choćby w lutym kapitan nieco zawiódł w meczach z Rio Ave, Aroucą czy Gil Vicente, kiedy Porto gubiło punkty. Inny zawodnik wychodził na Barcelonę i Arsenal, inny na przeciwników, którzy teoretycznie nie mieli stawiać większego oporu.
- Trudno znaleźć słowa, żeby wyjaśnić taką sytuację. To dla nas bardzo delikatny moment, graliśmy dobrze, ale to nie wystarczyło, musimy być lepsi. Sami jesteśmy winni, trzeba to wszystko przeanalizować i w kolejnych meczach grać na miarę tak wielkiego klubu. Nigdy się nie poddamy - apelował po niespodziewanej porażce z Aroucą.
Kamyczkiem w jego ogródku pozostaje również temperament. Eder i Ricardo Quaresma opisywali go co prawda jako introwertyka, który stara się trzymać na uboczu. Raz na jakiś czas zdarzają mu się jednak kosztowne wybryki. Wystarczy zapytać Javiera Casquero, którego 15 lat temu po prostu brutalnie skopał. W kolejnych sezonach Pepe wyciągnął wnioski i uspokoił się jako piłkarz. Nadal potrafi jednak pokazać charakterek, co niekoniecznie służy interesom drużyny. W tym sezonie wyleciał z boiska w prestiżowej rywalizacji ze Sportingiem, ponieważ na początku drugiej połowy uderzył Matheusa Reisa. Takiego Pepe zdecydowanie nie chcemy oglądać.
- Wszyscy wiedzą, jak ważnym piłkarzem jest Pepe, zarówno na boisku, jak i poza nim. Zawieszenie ma związek z tym, co arbiter wpisał do protokołu. Od tego momentu nie możemy nic zrobić. Stracimy na dwa mecze bardzo ważnego zawodnika - komentował Conceicao.
Mały finał
Porto zajmuje dopiero trzecie miejsce w lidze portugalskiej, jednak chwilowo nie ma to większego znaczenia. Ekipa Sergio Conceicao skupia się już wyłącznie na rewanżu z Arsenalem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przy czym można uznać, że nawet jednobramkowa przewaga nie stawia Portugalczyków w roli faworytów. W ostatnich tygodniach “Kanonierzy” pokazali, że potrafią nie tyle pokonywać rywali, co ich wręcz deklasować. Poprzedni mecz Arsenalu z Brentford (2:1) był tylko małym odstępstwem od regularnych triumfów różnicą pięciu czy nawet sześciu goli. Raczej w ciemno trzeba założyć, że trafienie Galeno, chociaż piękne w swym artyzmie, jeszcze nie gwarantuje awansu. Prawdziwa zabawa zacznie się wraz z pierwszym gwizdkiem na Emirates.
- Gol Galeno w końcówce był bardzo ważny, ponieważ chcemy zakwalifikować się do ćwierćfinału. Wiedzieliśmy, że mecz z Arsenalem będzie trudny, ponieważ mają dużą jakość, ale zagraliśmy świetne spotkanie. Uzyskaliśmy dobry wynik, chociaż wiemy, że w Londynie będzie jeszcze trudniej. W rewanżu musimy być jeszcze bardziej skoncentrowani, musimy być idealni - podkreślił Pepe.
Skoro 41-latek nadal gra w piłkę, to właśnie dla takich meczów. Gdy skala wyzwania osiąga punkt krytyczny, legendarny defensor jeszcze raz wspina się na wyżyny swoich możliwości. Czy to wystarczy, aby ponownie zatrzymać rozpędzoną ofensywę Arsenalu? Tego nie wiemy. Ale z pewnością Pepe zagra na Emirates tak, jakby jutra miało nie być. W ten sposób rywalizuje przecież od ponad 20 sezonów. I wciąż nie ma dość.