40-letni Paixao wciąż w formie. Wyjechał z Polski i podbił inną ligę. Najlepszy strzelec w jej historii

40-letni Paixao wciąż w formie. Wyjechał z Polski i podbił inną ligę. Najlepszy strzelec w jej historii
Piotr Matusewicz / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński19 Sep · 10:00
Jako piłkarz Śląska Wrocław i Lechii Gdańsk zapisał się w historii polskiej piłki. Był wyjątkowo groźny dla rywali, zdobywał sporo bramek, wywalczył nawet koronę króla strzelców Ekstraklasy. Jeszcze większą furorę robi natomiast w kraju, w którym żyje od ponad sześciu lat. Marco Paixao 19 września świętuje 40. urodziny, ale wciąż solidnie radzi sobie na zielonej murawie.
Miał 28 lat, gdy zakotwiczył w Polsce. Zamienił wówczas cypryjski Ethnikos na Śląsk Wrocław i szybko okazało się, że przedstawiciel polskiej Ekstraklasy trafił w dziesiątkę. Paixao z miejsca został kluczowym zawodnikiem drużyny. Strzelał sporo goli, nie tylko na krajowym podwórku, ale też w europejskich pucharach, gdzie karcił m.in. Club Brugge czy Sevillę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zabójczy duet

Kilka miesięcy później we Wrocławiu szalał już duet bliźniaków, bo Śląsk, zapewne zachęcony świetnym startem Marco, ściągnął też jego brata - Flavio. Obaj zadomowili się w Polsce i wyrośli na wyróżniających się graczy całej ligi. Początkowo lepiej radził sobie jednak Marco. To on pierwszy sezon nad Odrą zakończył z dorobkiem aż 27 goli, z czego 21 trafień zaliczył na boiskach Ekstraklasy. Nie dało mu to wówczas korony króla strzelców, ale ta kilka lat później i tak w końcu do niego trafiła.
Drugi i jednocześnie ostatni sezon Portugalczyka w Śląsku nie był już tak udany. Przez poważny uraz kolana Marco stracił właściwie połowę rozgrywek, do gry wrócił dopiero w grudniu, ale i tak do końca kampanii 2014/15 przynajmniej kilka razy pokazał, że nie zatracił swoich pokaźnych umiejętności. Nie był już tak regularny w strzelaniu goli, natomiast zdobył siedem bramek. Ostatnich w koszulce “Wojskowych”.
Wtedy przyszedł czas na zmiany. Ofertę za Paixao złożyła Sparta Praga i portugalski napastnik przeniósł się do Czech. Ten epizod szybko chciałby jednak pewnie wymazać z pamięci. W nowym klubie na murawie spędził łącznie… 208 minut.

Szybki powrót do Polski

Jeśli postronni kibice polskiej Ekstraklasy smucili się, że Marco wyjechał z naszego kraju, to szybko mogli otwierać szampany. Po nieudanej przygodzie za naszą granicą, która potrwała zaledwie pół roku, Portugalczyk dogadał się z Lechią Gdańsk. Biało-zieloni poszli zresztą na całość, bo tamtej zimy ściągnęli też ze Śląska drugiego bliźniaka. Bracia znów mogli więc grać razem.
Flavio wyrósł potem na legendę Lechii. Został w klubie przez ponad siedem lat i zakończył w Gdańsku karierę. Do dziś pozostaje najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy. Marco natomiast, choć rozegrał na Pomorzu dwa bardzo udane sezony, a podczas jednego z nich był nawet królem strzelców ligowych rozgrywek, ostatecznie ewakuował się z ekipy biało-zielonych po dwóch i pół roku. W bardzo nieprzyjaznej atmosferze.
Marco w mocnych słowach wypowiadał się później o ówczesnym szkoleniowcu Lechii, Piotrze Stokowcu.
- Na moje oko było tak, że trener szukał powodu, aby mnie się mnie pozbyć, szukał na mnie haka. No i znalazł. Widziałem, że od jakiegoś czasu dzieją się wokół mnie złe rzeczy, ale nie sądziłem, że powód do pożegnania kluczowego piłkarza może być tak błahy. To był „dirty way”, brudny sposób. To zły człowiek. Od razu patrzył na mnie krzywo - mówił Portugalczyk w rozmowie ze sport.pl.
Dostało się zresztą nie tylko trenerowi, ale i całemu klubowi.
- W sumie nie byłem zdziwiony, że musiałem czekać na pieniądze, bo Lechia zawsze zalega dwa, trzy miesiące. Ludzie, którzy rządzą klubem, nie są poważni. To nie jest normalne, że na pieniądze, które zarobiłem w czerwcu, musiałem czekać do listopada. Niektóre kluby traktują piłkarzy jak psy. Lechia jest jednym z nich - dodawał Paixao.

Król tureckiego zaplecza

Zirytowany Portugalczyk latem 2018 roku spakował więc walizki i przeniósł się do Turcji. Tam odnalazł dom. Nad Bosforem gra do dziś, choć za kilka dni skończy już 40 lat. Najpierw wyrósł na legendę Altay SK, gdzie spędził aż pięć i pół roku. W tym czasie grał głównie na zapleczu tamtejszej Superligi, ale udało mu się też wywalczyć z klubem awans do elity i rozegrać w niej 23 mecze (dwa strzelone gole).
Zdecydowanie bardziej skuteczny był, i wciąż jest, na drugim poziomie rozgrywkowym w Turcji. W barwach wspomnianego Altay aż czterokrotnie zostawał królem strzelców ligi. Dokonał tego jako pierwszy piłkarz w historii rozgrywek. Gdy żegnał się z klubem, jego licznik pokazywał 179 rozegranych meczów i aż 108 zdobytych bramek.
Marco Paixao
Transfemarkt
W skali drugiej ligi tureckiej Paixao stał się zatem prawdziwą gwiazdą i kiedy już pożegnał Altay, nie miał problemu ze znalezieniem nowego pracodawcy. W styczniu tego roku dołączył do Sanliurfasporu i tylko potwierdził wielką klasę. Zmienił otoczenie, ale nie zmienił nawyków. Wciąż strzelał jak na zawołanie. Chociaż przyszedł w środku sezonu, do jego końca zdobył dziesięć bramek w 17 meczach. Doceniono go tak bardzo, że dostawał nawet kapitańską opaskę.
Ta przygoda Portugalczyka nie potrwała jednak długo. Portugalczyk postanowił przenieść się do ligowego rywala, grającego o nieco wyższe cele. Sanliurfaspor zakończył bowiem poprzednie rozgrywki dopiero na 15. miejscu i cudem utrzymał się w lidze. Zbliżający się do 40. urodzin Paixao postawił więc na transfer do Bandirmasporu, dziewiątej siły rozgrywek 2023/24.
Były gracz Śląska czy Lechii w nowym otoczeniu zaliczył debiut marzeń. Na boisko wszedł w 69. minucie, a chwilę później zdobył zwycięską bramkę w starciu z Erzurumsporem. Póki co to właśnie w roli dżokera widzi go jego szkoleniowiec. Portugalczyk w każdym z pięciu meczów rozegranych po zmianie barw wchodził na murawę już w drugiej części gry. Trudno jednak się dziwić. Siłami weterana trzeba odpowiednio szachować.
Dziś Paixao jest już legendą zaplecza tureckiej Superligi. Odnalazł się tam kapitalnie i z dumą może określać się mianem najlepszego strzelca w historii tych rozgrywek. Zdobył w nich aż 110 goli. Konkurencja została daleko w tyle. Drugi w rankingu Mickael Pote trafiał do siatki 75 razy.
A z okazji 40. urodzin pozostaje tylko życzyć byłemu gwiazdorowi polskiej Ekstraklasy zdrowia i wciąż tak dobrej formy. Przypadek Paixao pokazuje, że czasami wiek to tylko liczba.

Przeczytaj również