40-letni gwiazdor wydobył giganta z samego dna. Co za wejście. "Najlepszy, z jakim grałem"
Kilka tygodni temu pisaliśmy o brazylijskim Fluminense, które pogrążało się w kryzysie, zamykając tabelę ligi brazylijskiej. Powrót do klubu legendy europejskich boisk zmienił jednak wszystko. Thiago Silva jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyprowadził “Trójkolorowych” na powierzchnię.
- Patrzymy na wyniki brazylijskiej Serie A i nie wierzymy własnym oczom. Na ostatnim, 20. miejscu, ugrzęzło wielkie Fluminense. I to nie po jednej, dwóch czy pięciu kolejkach, a już trzynastu. Trzeba zatem mówić o wielkim kryzysie giganta z Kraju Kawy, który musi szybko wygrzebać się z bagna, bo inaczej w oczy poważnie zajrzy mu widmo spadku do drugiej ligi - pisaliśmy niemal dokładnie miesiąc temu. Cały tekst znajdziecie TUTAJ.
Na problemy Silva
Ówczesny stan rzeczy był naprawdę szokujący, bo jeszcze w listopadzie 2023 roku klub z Rio De Janeiro sięgał po ostateczny triumf w południowoamerykańskim odpowiedniku Ligi Mistrzów, a więc Copa Libertadores. Pierwsze miesiące trwającej obecnie kampanii okazały się jednak po prostu katastrofalne. Fluminense wpadło w spiralę porażek, która doprowadziła do tego, że zespół po 13 rozegranych meczach miał na swoim koncie zaledwie sześć punktów.
I wtedy pojawił się on. Jak rycerz na białym koniu. Thiago Silva po latach gry dla wielkich europejskich klubów postanowił wrócić do miejsca, w którym rozpoczynał swoją przygodę z piłką. Od razu stanął przed niezwykle odpowiedzialnym zadaniem wydobycia “Trójkolorowych” z ogromnego kryzysu, bo trudno określić inaczej okupowanie ostatniej pozycji w tabeli i to już po całkiem sporej części rozgrywek.
Silva we wrześniu, a więc za kilka tygodni, skończy 40 lat. Mógłby odwiesić buty na kołek, wziąć do ręki drinka, zrelaksować się na Copacabanie. On, urodzony lider, woli jednak pomóc ukochanej drużynie w wyjściu z kłopotów. Co najważniejsze - daje Fluminense nie tylko swoje nazwisko czy wielkie doświadczenie, ale także wciąż naprawdę duże umiejętności.
Do składu wskoczył 22 lipca. Fluminense grało wówczas w 17. kolejce z Cuiabą. Sytuacja była bardzo trudna, bo już po publikacji naszego artykułu o kryzysie zespołu, a jeszcze przed “debiutem” Silvy, “Trójkolorowi” rozegrali trzy kolejne słabe mecze. Zdobyli w nich tylko dwa punkty, a ich czarna seria bez ligowego zwycięstwa wynosiła już 13 spotkań z rzędu. Co tu ukrywać. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie.
Zwycięstwa w trudnych meczach
Gdy jednak Thiago wskoczył do podstawowej jedenastki, problemy jakby zniknęły. Zespół, który nie mógł wygrać od wieków, a bramki tracił w każdym (!) z 16 dotychczasowych meczów ligowych, nagle wygrał raz, drugi, trzeci, czwarty. Żeby tego było mało, za każdym razem z zachowaniem czystego konta. 1:0, 1:0, 1:0, 1:0. Skromne, ale jakże ważne zwycięstwa na przestrzeni zaledwie kilkunastu dni.
Warto zresztą podkreślić, że Fluminense nie mierzyło się w tym czasie z byle kim. O ile pokonana na początek Cuiaba okupuje strefę spadkową, to już Palmeiras, Red Bull Bragantino oraz Bahia należą raczej do grupy tych groźnych lub bardzo groźnych rywali. Mowa o zespołach, które zajmują w tym momencie miejsca numer trzy, dziesięć i siedem. Cztery mecze z Silvą w składzie - cztery zwycięstwa do zera.
A jak już w międzyczasie 39-latek nie zagrał w pucharowym meczu z Juventude, to demony wróciły i Fluminense przegrało. 113-krotny reprezentant Brazylii jest więc póki co jak talizman. Zwycięstwa odniesione przy jego pomocy już mocno polepszyły sytuację drużyny, która po 16 kolejkach była na samym dnie, a dziś jest o krok od wyjścia ze strefy spadkowej. Żeby wskoczyć na bezpieczną pozycję, musi wyprzedzić jeszcze jednego rywala, do którego strata w tym momencie wynosi tylko jeden punkt.
Jak wino
Nad dyspozycją Silvy rozpływają się nawet jego byli koledzy z zespołu. Tak mówił ostatnio Mateo Kovacić, który dzielił z Brazylijczykiem szatnię w Chelsea.
- Thiago Silva ma niesamowity charakter. Gra na jego poziomie w wieku 40 lat nie jest łatwa. Widziałem jego profesjonalizm. Jest najlepszym obrońcą, z jakim kiedykolwiek grałem. Pod względem jakości, stylu, doświadczenia.
Co ciekawe, Silva podpisał z Fluminense kontrakt aż do 2026 roku. Jeśli go wypełni, w momencie wygaśnięcia umowy będzie zbliżał się do 42. urodzin. Póki co wiek nie przeszkadza mu jednak w prezentowaniu odpowiedniego poziomu. Wręcz przeciwnie. Jego koledzy i rywale mają wzór do naśladowania.
Ta historia oczywiście nadal może skończyć się bez happy endu, bo Fluminense, choć złapało spory oddech, wciąż jest zamieszane w walkę o utrzymanie. Wydaje się jednak, że z takim kapitanem jak Silva demony uda się odstraszyć. Przed “Trójkolorowymi” jeszcze kawał grania. Dokładnie 18 kolejek.