40-latek topowym bramkarzem Europy. Bije rekordy, zawstydza ter Stegena i Oblaka
40 lat minęło jak jeden dzień - mógłby sobie zaintonować Diego Lopez. Chociaż u doświadczonego bramkarza Espanyolu widnieje już “czwórka” z przodu, wciąż gra on na poziomie godnym szczytu kariery. Zamiast powoli szykować się do przejścia na zasłużoną emeryturę, Hiszpan zawstydza swoich młodszych vis-à-vis.
Nie Marc-Andre ter Stegen, nie Jasper Cillessen, ani nawet nie Jan Oblak, lecz to właśnie Lopez może dziś walczyć z Thibaut Courtois o miano najlepszego bramkarza La Liga. Statystyki mówią nawet, że to 40-letni golkiper zasługuje na miano numeru jeden. Nikt na Półwyspie Iberyjskim nie broni tak często i z taką skutecznością. Lata lecą, ale wychowanek Realu Madryt pozostaje gwarantem bezpieczeństwa i polisą ubezpieczeniową swojej drużyny.
Matuzalem
- Niewielu zawodników nadal gra, będąc w moim wieku. Myślę, że kluczem są praca, wytrwałość i pasja do tego, co robisz. Zawsze miałem zapał i ambicję, staram cieszyć się każdym dniem, treningiem, meczem. Z każdym rokiem chcę wymagać od siebie jeszcze więcej - przyznał Diego Lopez na antenie “Espanyol TV” pytany o źródło wiecznej młodości, z którego musi czerpać pełnymi haustami.
Każdy, kto miał styczność z 40-latkiem, podkreśla gigantyczny poziom jego profesjonalizmu. To typ zawodnika, który do klubu przyjeżdża jako pierwszy, wychodzi ostatni, a w tym czasie wykorzystuje każdą sekundę na doskonalenie własnych umiejętności. Sam Jose Mourinho przyznał, że nigdy nie widział tak dobrego bramkarza, jeśli chodzi o wkład pracy włożony w treningi.
Odpowiednia mentalność sprawia, że na Lopezie w ogóle nie odbija się piętno upływającego czasu. Golkiper od paru lat jest najpewniejszym punktem Espanyolu i nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja uległa zmianie. W sezonie 2018/19 Lopez był jedynym piłkarzem ligi hiszpańskiej, który rozegrał wszystkie spotkania od deski do deski. Kiedy “Papużki” spadły do Segunda Division, Hiszpan wspiął się na wyżyny swoich możliwości, zachował 20 czystych kont w sezonie i ponownie wprowadził zespół na najwyższy poziom rozgrywkowy. W międzyczasie stał się najstarszym piłkarzem w historii klubu z Cornella El Prat, bijąc rekord samego Alfredo Di Stefano.
Gdy Hiszpan trafił do Espanyolu, wydawało się, że data ważności jego piłkarskiej kariery powoli ulega przeterminowaniu. Początkowo miał on odgrywać jedynie rolę mentora dla Pau Lopeza. Szybko okazało się jednak, że to ten starszy z bramkarskiego klanu Lopezów nadal prezentuje wyższy poziom. Pau został wygryziony przez Diego, dzięki czemu włodarze Espanyolu mogli bez żalu oddać go do Realu Betis. A w Barcelonie po staremu. Jako że nie zmienia się działającego elementu, niewykluczone, że Diego Lopez będzie grał wiecznie.
Z ulicy do Realu Madryt
Długowieczność golkipera można tłumaczyć tym, że bardzo późno zaczął on piłkarską karierę. Wydawałoby się, że nawet zbyt późno, aby cokolwiek osiągnąć w profesjonalnym sporcie. Diego do pierwszej piłkarskiej szkółki zapisał się w wieku 12 lat. Do 19. roku życia grał w CD Lugo, klubie, który nigdy nawet nie występował w Primera Divison. Wtedy zgłosił się po niego Real Madryt, szukając golkipera do drużyny rezerw. Z niemal amatorskiego poziomu Lopez znalazł się w słynnej “La Fabrice”.
- Zanim trafiłem do Realu, nie planowałem tego, że zostanę profesjonalistą. Gdy przyszedłem do szkółki Realu, byłem kompletnie zielony. Wcześniej nie pracowałem ze specjalistami od gry na pozycji bramkarza. Miałem zaległości, koledzy z drużyny mieli przewagę. Musiałem pracować więcej niż inny, aby zniwelować różnicę poziomów - opowiadał Lopez na łamach “Marki”.
W 2005 roku Hiszpan dostał awans do pierwszej drużyny “Królewskich”. W La Liga zadebiutował jako 25-latek, podczas gdy taki Gianluigi Donnarumma będzie miał w jego wieku już dekadę doświadczenia zawodowego.
Początkowo Lopez był na Santiago Bernabeu jedynie po to, aby przed meczami rozgrzewać Ikera Casillasa, który stawał się najlepszym bramkarzem świata. Przed startem sezonu 2007/08 “Królewscy” zdecydowali się sprzedać rezerwowego golkipera do Villarrealu. Kto by wtedy przypuszczał, że Diego Lopez jeszcze wróci do stolicy i to po to, aby wygryźć ze składu legendarnego “El Gato”.
W 2013 roku Casillas doznał złamania ręki. Real awaryjnie sprowadził Diego Lopeza, bowiem ten od czasu odejścia nie zawodził w barwach Villarrealu i Sevilli. Wychowanek madryckiej akademii miał być krótkoterminowym wzmocnieniem składu do momentu aż Iker wróci do zdrowia. Tylko że zaczął grać na takim poziomie, że do końca sezonu już nie oddał miejsca w składzie. W zakresie gry na linii imponował refleksem równym Casillasowi, ale górował nad swoim konkurentem warunkami fizycznymi, które pomagały “Los Blancos” zwłaszcza przy centrach rywali. Odsunięty na boczny tor Casillas wdał się w publiczną wojnę z Jose Mourinho. Medialne przepychanki, uszczypliwości, wynoszenie składów do prasy - gdy Iker wojował, Lopez robił swoje.
- Iker ma prawo wyrażać swoją opinię. A ja jako trener mam prawo powiedzieć, że wolę tego bramkarza, a nie tamtego. Czytam wiele opinii: "Mourinho nie zna się na futbolu, Casillas jest lepszy od Lopeza". Możecie myśleć, że jestem ignorantem. Ale szanujcie to, że trener Realu Madryt decyduje się wystawiać Diego Lopeza. Dlaczego? Bo moim zdaniem to najlepsza opcja - tłumaczył Mourinho na jednej z konferencji prasowych.
Starość radość
Nie można jednak powiedzieć, że Lopez grał w Realu tylko dlatego, że był pupilkiem Mourinho i bronią obosieczną w prywatnej wojence Portugalczyka. Warto wspomnieć, że po zmianie trenera i przybyciu na Bernabeu Carlo Ancelottiego nie doszło do roszad na bramce. Mało tego, Lopez w sezonie 2013/14 zachował 16 czystych kont w lidze, bijąc klubowy rekord. Nikt wcześniej w historii “Królewskich” nie zanotował tak udanej kampanii. Z Madrytu wypchnęła go niepohamowana chęć Florentino Pereza, aby ściągnąć wszystkie gwiazdy brazylijskiego mundialu. Po transferze Keylora Navasa i przy niechęci Casillasa do odejścia to Lopez musiał wreszcie dać za wygraną. Carlo Ancelotti polecił mu transfer do Milanu.
- To jeden z najlepszych bramkarzy, jakich widziałem. Potrafi się kapitalnie ustawić, dobrze gra nogami. Przy takim wzroście jest znakomity w powietrzu, ale jego największa umiejętność to refleks. To też po prostu świetny gość, który nie znosi tylko jednej rzeczy - puszczania goli. Jest zły nawet, kiedy straci bramkę na treningu - tak w rozmowie z “La Gazzettą dello Sport” opisał go Villiam Vecchi, trener bramkarzy w Realu Madryt.
Lopez niestety trafił na San Siro w momencie największej zapaści mediolańskiego kolosa. W czasie jego gry w stolicy Lombardii koledzy, delikatnie rzecz ujmując, nie pomagali zachowywać czystych kont, a posada trenera była niczym gorący ziemniak. W końcu do Milanu trafił ekscentryczny Sinisa Mihajlović, który odsunął Lopeza i postawił na nieopierzonego 16-latka - właśnie wspomnianego już Donnarummę. Czas Hiszpana na Półwyspie Apenińskim dobiegł końca. Włoską robotę ponownie zamienił na La Zabawę.
Od pięciu lat Diego Lopez reprezentuje barwy Espanyolu. Z “Papużkami” przeżył wiele wzlotów i upadków, miał okazję awansować do europejskich pucharów, ale też z hukiem zlecieć do drugiej ligi. Teraz barcelończycy znów są w Primera Division i z całą pewnością możemy przyznać, że to Lopez jest na tę chwilę najlepszym bramkarzem w stolicy Katalonii. Ter Stegen wpuścił siedem bramek po dziewięciu ostatnich strzałach celnych rywali. Z kolei golkiper Espanyolu broni średnio sześć na siedem uderzeń.
W poprzednim sezonie Lopez pobił klubowy rekord w liczbie minut bez puszczonego gola. Tym samym wymazał osiągnięcie Thomasa N’Kono. Przypomnijmy, że Kameruńczyk natchnął Gianluigiego Buffona do zostania bramkarzem. Zawodnik Parmy sam przyznaje, że planuje grać do pięćdziesiątki. Może jeszcze spotka się z Diego Lopezem na jednym boisku. Dla przykładu w 2028 roku. I obaj nadal będą imponować formą.