4 największe rozczarowania el. EURO 2024. Polska, ale nie tylko. Te reprezentacje zawiodły
Grupowe eliminacje do przyszłorocznych mistrzostw Europy to już historia. Niektóre reprezentacje sprawiły swoim kibicom miłe niespodzianki, inne mocno zawiodły. I to właśnie tym drugim chcemy się dziś przyjrzeć. Pod lupę wzięliśmy cztery drużyny, które zasłużyły na miano największych rozczarowań.
Jedni mieli być pewniakami do awansu, innych widziano wśród faworytów danej grupy, kolejni w teorii powinni przynajmniej walczyć o bilety na EURO 2024, a tak naprawdę rywale odjechali im na kilka długości. Oto cztery reprezentacje, które zawiodły najmocniej.
4. Bośnia i Hercegowina
Co prawda Bośnia już od kilku dobrych lat zmaga się kryzysem i w swojej grupie nie była faworytem do awansu, ale i tak można było oczekiwać od niej zdecydowanie więcej. Tylko dziewięć zdobytych punktów w dziesięciu meczach chluby nie przynosi. O ile porażki z Portugalią można zrozumieć, to już zakończenie rywalizacji osiem oczek za Luksemburgiem i wyprzedzenie wyłącznie tragicznego Liechtensteinu jest powodem do wstydu.
Co ciekawe, Bośniacy zaczęli eliminacje od efektownego zwycięstwa (3:0) z Islandią. Potem było już jednak tylko gorzej. Wszystkie pozostałe mecze, poza tymi ze wspomnianym Liechtensteinem, kończyły się już porażkami ekipy z Bałkanów. Nie przystoi to drużynie, która ma w swoim składzie m.in. uznanych Edina Dżeko, Miralema Pjanicia, Rade Krunicia czy wycenianych na spore pieniądze Amara Dedicia (Red Bull Salzburg) i Ermedina Demirovicia (Augsburg). Fatalne wyniki w eliminacjach doprowadziły też w ich trakcie do dwóch zmian na stołku selekcjonerskim. Od września za zespół odpowiada Savo Milosević.
Warto natomiast wspomnieć, że Bośnia zagra jeszcze w barażach o awans na EURO 2024. Ten fakt zawdzięcza swoim wynikom osiąganym wcześniej w Lidze Narodów.
3. Norwegia
Norwegia czeka na udział w wielkim turnieju od… 2000 roku. I jeszcze sobie poczeka. Chociaż w kadrze skandynawskiej drużyny możemy znaleźć gwiazdy pokroju Erlinga Haalanda czy Martina Odegaarda, których wspomaga całe grono naprawdę solidnych graczy europejskiego formatu, kolejne już eliminacje zakończyły się dla Norwegów bez happy endu.
Co gorsza, Haaland i spółka nie byli nawet blisko awansu. Do pierwszej w tabeli Hiszpanii stracili aż dziesięć punktów, do drugiej Szkocji - sześć. Udało im się wyprzedzić jedynie Cypr oraz Gruzję. Żeby tego było mało, Norwegia nie zagra nawet w barażach, a okoliczności, w jakich straciła szansę na uczestniczenie w nich, są doprawdy szokujące. Jak poinformował użytkownik Twittera “AbsurdDB” znany ze statystycznych wyliczeń, Norwedzy zagraliby w owych barażach, gdyby strzelili jednego gola więcej Słowenii albo... przegrali w Lidze Narodów ze Szwecją zamiast z nią wygrać. Niebywałe.
2. Szwecja
Szwecja, począwszy od 2000 roku, brała udział w każdych mistrzostwach Europy. Teraz passa dobiegła jednak końca, bo “Trzy Korony” całkowicie zawiodły w eliminacjach do przyszłorocznego EURO. Zespół, który mógł przecież posłać w bój takich piłkarzy jak Dejan Kulusevski, Emil Forsberg czy Victor Lindelof, zdobył zaledwie dziesięć punktów w ośmiu rozegranych meczach. Rywale uciekli na kilka długości. Belgia zgromadziła dziesięć oczek więcej, Austria - dziewięć.
Szwedzi wyprzedzili zatem jedynie Azerbejdżan i Estonię, choć z tym pierwszym przeciwnikiem skompromitowali się na finiszu eliminacji, przegrywając aż 0:3. Kilka dni później ci sami Azerowie zostali rozgromieni przez Belgię (0:5). To pokazuje skalę kryzysu skandynawskiej ekipy, która nowy etap rozpocznie już pod wodzą nowego selekcjonera. Z drużyną po ponad siedmiu latach pożegnał się Janne Andersson.
Warto dodać, że Szwecja nie zagra nawet w barażach. Szansa na udział w EURO 2024 bezpowrotnie przepadła.
1. Polska
Nie mogło być inaczej. Nikt w tych eliminacjach nie skompromitował się tak bardzo jak Polska. Szwecja czy Norwegia owszem, zawiodły, ale rywalizowały w zdecydowanie trudniejszych grupach. Biało-czerwoni natomiast zdobyli jeden (!) punkt w dwumeczu z Mołdawią (!), a ponadto dali się ograć Czechom i Albanii. Kompromitacja. Wstyd. Hańba. Jeśli gdzieś w Europie powstają dziś podobne zestawienia, to bez wątpienia również otwiera je Polska.
Odpowiedzialność jest tu zbiorowa. Po części winić trzeba piłkarzy, po części selekcjonerów. Bardziej Fernando Santosa, mniej - ale też - Michała Probierza. No i oczywiście PZPN z Cezarym Kuleszą na czele. Co prawda sternik związku na murawę nie wychodził, ale do jego decyzji można mieć sporo uwag. Nie mówiąc już o wizerunkowo-komunikacyjnym kryzysie, który nawiedził kadrę i z każdym dniem nabiera na sile, mając też bez wątpienia wpływ na sam zespół.