139 goli dla giganta, nigdy nie zaistniał w reprezentacji. Po karierze zajął się… hodowlą bydła
Zanim jeszcze w ataku Bayernu Monachium zaczęli rządzić tacy piłkarze jak Roy Makaay, Claudio Pizarro, Luca Toni, Robert Lewandowski czy Harry Kane, za strzelanie goli dla “Die Roten” odpowiadał uwielbiany tam do dziś Giovane Elber. Brazylijczyk, który dziś ma też niemieckie obywatelstwo, napisał w Bawarii piękny rozdział kariery. Po jej zakończeniu znalazł natomiast na siebie nietypowy pomysł.
Londrina. Całkiem spore miasto w Brazylii, liczące dziś ponad pół miliona mieszkańców. To tam w 1972 roku przyszedł na świat Giovane Elber. Chłopak, który zanim jeszcze zaczął spełniać swoje marzenia, już musiał pogodzić się z osobistą tragedią. Pewnego dnia na jednej z ulic odnalazł swojego przyjaciela. Lello, bo tak miał na imię najlepszy kumpel przyszłej gwiazdy futbolu, został potrącony przez samochód. Niestety, nie udało się go uratować.
(Zbyt) wielki klub
Tamte wydarzenia wyryły trwały ślad w psychice młodego Giovane. Musiał on jednak iść naprzód i walczyć o swoje, a w odganianiu negatywnych myśli pomagała mu piłka. Miał do niej spory talent, który szlifował w miejscowym klubie FC Londrina, aż do momentu, gdy parol zagiął na niego wielki AC Milan, wtedy, na początku lat 90. XX wieku, absolutnie czołowy klub Europy. Zaledwie 18-letni Elber przeniósł się do Mediolanu, ale tam nie miał większych szans na przebicie się do pierwszego zespołu. Przegrywał rywalizację z gwiazdami “Rossonerich” i nigdy nie doczekał się nawet oficjalnego debiutu.
Trzeba było zejść szczebel, albo i dwa niżej. Padło na wypożyczenie do szwajcarskiego Grasshoppersu, gdzie Brazylijczyk spędził ostatecznie aż trzy lata. W międzyczasie błysnął też na mistrzostwach świata do lat 20, podczas których zdobył cztery bramki i dotarł z “Canarinhos” do wielkiego finału. Tam lepsza, dopiero w konkursie rzutów karnych, okazała się Portugalia.
W Szwajcarii w końcu mógł rozwinąć skrzydła, choć początki były dla niego wyjątkowo trudne.
- Nigdy nie wychodziłem z mieszkania, chyba, że na trening. Zawsze byłem w domu i płakałem - wspominał po latach pierwsze tygodnie spędzone w Zurychu.
Potem rozkręcał się natomiast z miesiąca na miesiąc, a gdy po trzech latach żegnał Grasshoppers, miał na koncie 64 gole strzelone w 88 meczach. To musiało zaowocować szansę w większym klubie. Milan co prawda wciąż nie widział dla Elbera miejsca w swoim zespole, ale na wówczas zbliżającego się do 22. urodzin piłkarza skusił się niemiecki Stuttgart.
Dwa świetne sezony
Brazylijczyk nie wiedział jeszcze wówczas, że Niemcy staną się jego drugą ojczyzną. Za naszą zachodnią granicą czuł się jednak jak ryba w wodzie. Pierwszy sezon, trochę na przetarcie, kończył z dorobkiem ośmiu goli. Potem wskoczył na zdecydowanie wyższe obroty. Dwa razy z rzędu, jedynie na boiskach Bundesligi, notował double-double. Był nie tylko niezwykle skuteczny pod bramką przeciwnika, ale regularnie otwierał drogę do siatki swoim kolegom z zespołu.
- 1995/96 - 16 goli i 10 asyst,
- 1996/97 - 17 goli i 11 asyst.
Do tego zaliczył kilka trafień i decydujących podań w innych rozgrywkach. W ostatnim dla Elbera sezonie zespół ze Stuttgartu zdobył nawet Puchar Niemiec, a on w finale strzelił dwa gole przeciwko Energie Cottbus.
W trakcie przygody z VfB, brazylijski napastnik zasłynął też z pewnego nietypowego zachowania. Gdy w pierwszej połowie meczu z TSV 1860 Monachium otrzymał żółtą kartkę za kierowanie w stronę arbitra nieodpowiednich słów, w ramach protestu wobec decyzji sędziego po przerwie wybiegł na murawę z… ustami zaklejonymi taśmą. To jednak nieszczególnie pomogło, bo jeszcze przed końcem meczu Elber otrzymał drugi kartonik za faul i musiał opuścić boisko.
Transfer do Bayernu
Po dwóch kapitalnych latach w Stuttgarcie w końcu przyszła oferta od niemieckiego giganta. Bayern Monachium wyłożył na stół 6,5 mln euro, co dziś może wydawać się kwotą iście promocyjną w przypadku gracza, który w klubie o mniejszym potencjale potrafił zbliżać się do 30 wypracowanych goli na sezon. Wiemy jednak - były wówczas zdecydowanie inne czasy, a świat futbolu nie opierał się w aż tak dużym stopniu na horrendalnych kwotach.
Bayern właściwie nigdy nie miał problemu z napastnikami. Zazwyczaj na pozycji numer "dziewięć" ekipa “Die Roten” dysponowała jakimś kozakiem, i nie inaczej było w erze Giovane Elbera. Brazylijczyk strzelał gole na potęgę, był wyjątkowo regularny, prowadził zespół do kolejnych sukcesów. Cztery razy świętował zdobycie tytułu mistrza Niemiec, trzykrotnie sięgał po Puchar Niemiec, czterokrotnie po Puchar Ligi Niemieckiej. Świetnie układała się jego współpraca z drugim napastnikiem - Carstenem Janckerem.
Co jednak chyba najważniejsze - Elber poznał smak triumfu w Lidze Mistrzów. Zanim to się stało, z trybun obserwował niezwykle bolesną porażkę na Camp Nou. To właśnie tam, latem 1999 roku, Bayern dał wyrwać sobie triumf w finałowym starciu Champions League, już w doliczonym czasie gry. Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer zostali bohaterami Manchesteru United, a “Die Roten”, którzy już witali się z gąską, musieli przełknąć gorycz straconej szansy. Elber walczył wtedy z kontuzją.
- Bramek nawet nie widzieliśmy, bo zjechaliśmy już na poziom boiska, na dekorację... To była nauka, żeby zawsze pracować do ostatnich sekund. To nawet nie chodzi o to, że już byliśmy pewni wygranej. Po prostu w końcówce zabrakło trochę koncentracji i tak to się skończyło. Brutalna lekcja - mówił po latach w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Wielkie sukcesy, kapitalne liczby
Dwa lata później przyszła jednak kolejna szansa. Tym razem w finale Bayern walczył z Valencią, a Elber był zdrowy i mógł pomóc drużynie. Rozegrał 100 minut. Został zmieniony już w dogrywce, dlatego nie mógł podejść do swojej próby w konkursie jedenastek. Jego koledzy, w tym zmieniający go Alexander Zickler, wygrali jednak próbę nerwów z wtedy bardzo silnymi “Nietoperzami”. Dziś Brazylijczyk ma zatem w swoim CV ten najcenniejszy skalp.
Wielkie wrażenie robi dorobek, z jakim Elber po ponad sześciu latach żegnał się z Bayernem. To nie tylko wspomniane już trofea drużynowe, ale też łącznie 139 goli i 57 asyst w 266 meczach. Ponadto tytuł króla strzelców Bundesligi z sezonu 2002/03.
- 1997/98 - 21 goli, 13 asyst,
- 1998/99 - 21 goli, 10 asyst,
- 1999/00 - 19 goli, 5 asyst,
- 2000/01 - 21 goli, 8 asyst,
- 2001/02 - 24 gole, 8 asyst
- 2002/03 - 31 goli, 11 asyst.
Stały i wysoki poziom. I to mimo tego, że nie zawsze sprzyjało mu zdrowie. W teoretycznie najgorszym pod względem liczb sezonie 1999/00 mierzył się przecież z poważną kontuzją kolana, która zabrała mu kilka miesięcy grania i wiele spotkań, w tym wspomniany już finał Champions League.
Nowe wyzwania, reprezentacyjna posucha
Z perspektywy czasu to dość zaskakujące, ale sezon 2002/03, zwieńczony najlepszymi statystykami i tytułem króla strzelców Bundesligi, okazał się dla Elbera tym ostatnim w stolicy Bawarii. Co ciekawe, nie ze względu na jakąś bajońską ofertę z innego klubu, a przegraną rywalizację o miejsce w składzie. To właśnie wtedy “Die Roten” sprowadzili Roya Makaaya z Deportivo, który przejął dowodzenie w ataku Bayernu i stworzył duet z Claudio Pizarro.
Elber dalej był jednak łakomym kąskiem na rynku i skusił się na niego Olympique Lyon. Urodzony w Londrinie piłkarz przeniósł się zatem do Francji, a Bayern na sprzedaży swojej legendy zarobił 4,2 mln euro. Potem w pewnym momencie klub z Bawarii mógł tego pożałować. Los skojarzył bowiem obie drużyny w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a gdy Elber wpadł w odwiedziny do Monachium, swoim golem zapewnił Olympique’owi zwycięstwo.
Cała przygoda Brazylijczyka z Lyonem nie potrwała jednak długo. Przez półtora roku napastnik strzelił 17 goli w 43 meczach, po czym wrócił tam, gdzie czuł się najlepiej - do Niemiec. Tym razem przywdział barwy Borussii Moenchengladbach. Ten epizod chciałby jednak z pewnością wymazać ze swojego życia. Zagrał tylko w pięciu meczach, po czym odszedł do brazylijskiego Cruzeiro. Tam kibice zobaczyli ostatni akord kariery Elbera. Brazylijczyk po powrocie do ojczyzny miał jeszcze kilka przebłysków, zdobył nawet sześć bramek w 22 spotkaniach, ale w końcu powiedział pas. We wrześniu 2006 roku oficjalnie ogłosił zakończenie piłkarskiej kariery.
Chociaż Elber w najlepszym okresie swojej piłkarskiej przygody regularnie strzelał po kilkadziesiąt goli w barwach topowego klubu Europy, nigdy nie zaistniał w reprezentacji Brazylii. Były gwiazdor Bayernu zagrał w narodowych barwach tylko 15 razy, a większość tych występów stanowiły mecze towarzyskie. Elber nie załapał się do kadry na mistrzostwa świata w 1998 i 2002 roku. Nigdy nie zasmakował też gry w Copa America. Łącznie w koszulce “Canarinhos” zdobył siedem bramek.
Życie po karierze
Czym Elber zajął się po odwieszeniu butów na kołku? Mocniej zaangażował się w… hodowlę bydła. Jedną z farm, Fazenda Sao Paulo, kupił jeszcze w trakcie kariery, w 1999 roku. Kilka lat później zakupił również sąsiednie gospodarstwa, dzięki czemu w 2020 roku mógł pochwalić się posiadaniem 10 tysięcy hektarów i 4500 sztuk bydła.
- Jest wszystko, czego potrzebujesz. Dopóki nie ma przerwy w dostawie prądu, możesz nawet oglądać Bundesligę lub Ligę Mistrzów. Ale czasami lubię, gdy nie mamy prądu. Bez telewizji, internetu, telefonu – to dobre dla ciebie i naprawdę relaksujące - przyznawał Elber w rozmowie z oficjalną witryną Bayernu.
Były napastnik odwiedza farmę kilka razy do roku. Na co dzień jest ona w rękach jego pracowników. On sam natomiast mieszka w Niemczech i na początku tego roku otrzymał nawet tamtejsze obywatelstwo. Wciąż czuje się wyjątkowo związany z Bayernem. Jest ambasadorem klubu, a w przeszłości pracował też jako skaut “Die Roten”.