10 lat temu oskarżyli go o korupcję, teraz został uniewinniony. Pokrzywdzony sędzia wraca do gry [NASZ WYWIAD]
Dziś mógłby sędziować mecz Manchesteru United z AC Milanem w Lidze Europy. Był dobrze rokującym arbitrem. Szybko zaliczał kolejne szczeble w swoim fachu, aby nie mając jeszcze trzydziestki poprowadzić zawody w Ekstraklasie. Kiedy wydawało się, że kariera Radosława Trochimiuka nabiera tempa, wszystko przerwali agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego i wrocławska prokuratura. Sędziemu zarzucono przyjęcie łapówki przed meczem OKS-u Olsztyn z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Sprawa ciągnęła się przez dziesięć lat. Wczoraj sąd oczyścił sędziego z zarzutów. Czy ma on jeszcze szanse posędziować w Ekstraklasie?
ADAM DRYGALSKI: Pamięta Pan swój debiut w Ekstraklasie?
RADOSŁAW TROCHIMIUK: Tak, Lechia grała z Ruchem Chorzów. 2009 rok.
Ciężki mecz do sędziowania?
Ale tylko z psychologicznego punktu widzenia. Zawsze jest jakaś niepewność, gdy wskakujesz na głęboką wodę. Ale samo spotkanie? Szczerze, to niewiele się w nim działo. Bezbramkowy remis, bez trudnych decyzji do podjęcia. Piłkarze też sobie nie pozwalali na jakieś niestosowne uwagi, bo przecież sędzia był nowy, więc nie wiadomo, czego się można po nim spodziewać.
Kariera układała się zgodnie z planem. Młody sędzia debiutuje w najwyższej klasie rozgrywkowej w wieku 27 lat. Widoki na przyszłość były dobre.
Tak, kariera rozwijała się książkowo. Dość szybko pokonywałem kolejne szczeble od IV ligi do Ekstraklasy. To był czas, gdzie z listy sędziów skreślono wiele nazwisk ze względu na trawiącą to środowisko aferę korupcyjną. Było trochę łatwiej młodym sędziom, więc jeśli miało się w sobie dużo chęci do pracy i nauki, droga na szczyt stała otworem.
I nagle jak grom z jasnego nieba pojawiają się agenci CBA...
No, może nie do końca tak było, bo zamiast spektakularnego wejścia z drzwiami, otrzymałem telefon od moich rodziców. Była szósta rano. “Słuchaj Radek, są tu jacyś panowie do ciebie. Najwyraźniej pomylili adresy i pytają, czy mógłbyś do nich przyjechać.” Spakowałem się, bo przez telefon dowiedziałem się, że chcą mnie przewieźć do prokuratury we Wrocławiu na przesłuchanie.
Brzmi i śmiesznie, i strasznie.
Być może jakiś czarny charakter wykorzystałby taką pomyłkę i dał nogę. Ja się cieszyłem, że zaoszczędzono w ten niezamierzony sposób stresu mojej żonie i małemu dziecku.
Co się czuje w takiej sytuacji?
Szczerze? Zastanawiałem się, co tu się w ogóle dzieje. Kiedy dzień później do pokoju przesłuchań wszedł prokurator i oświadczył, że chodzi o przyjęcie pięciu tysięcy złotych łapówki za mecz trzeciej ligi, kompletnie zdębiałem. Nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w tak absurdalnej sytuacji. Naprzeciw mnie siedział człowiek, który twierdził, że ustawiłem spotkanie Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie z OKS-em Olsztyn w październiku 2004 roku. Przesędziowałem w karierze około siedmiuset gier. Brutalna prawda jest taka, że większości z nich nie pamiętałem. To był jeden z takich meczów do zapomnienia.
Przesłuchanie odbyło się dzień później. Było więc trochę czasu na przemyślenia.
Tak, w izbie zatrzymań myśli kłębią się w głowie cały czas. Zastanawiasz się: “o co im może chodzić?” Myślisz, że padłeś ofiarą jakiejś niewiarygodnej pomyłki. Że ten koszmar jutro się skończy i powiedzą ci - “sorry chłopie, fałszywy alarm”, a ty po prostu wrócisz do sędziowania.
Ale nikt tak nie powiedział.
Tak jak wspomniałem. Na początku był szok. Ten zarzut był z każdej strony irracjonalny. Potrzebowałem czasu, żeby sobie to spotkanie w ogóle przypomnieć. Mecz trzeciej ligi sprzed ośmiu lat.
No dobrze, ale co się w tym meczu takiego stało? Podyktował Pan trzy rzuty karne? Wywalił kogoś z czerwoną kartką z boiska?
No właśnie, nic się w tym meczu nie stało. To jest w tym wszystkim… najzabawniejsze? Zawody proste do sędziowania, żadnych pretensji z którejkolwiek ze stron. Dla mnie każde z tych spotkań było ważne, bo chciałem awansować do grona sędziów drugoligowych. Gwiżdż jak najlepiej, dostań wysoką ocenę, wyjedź ze stadionu i zapomnij.
Nic nie rozumiem.
Otóż okazało się, że zostałem pomówiony przez jednego z arbitrów, mniejsza już zresztą o jego nazwisko. Prokuratura w to wszystko uwierzyła. Nie wiem, na co liczyła ta osoba. Być może na to, że eliminując mnie, sama uzyska awans? Może z zawiści? Może z zazdrości? W każdym razie sąd w to wszystko nie uwierzył, ale czasu się nie cofnie.
Nie dało się tego prokuratorowi wytłumaczyć?
Nie, po którejś kolejnej próbie wyjaśnienia wszystkiego na spokojnie, padały te same odpowiedzi. Radzono mi, żebym się przyznał i nie zawracał gitary. Że tak będzie szybciej i łatwiej dla obu stron. I nie ma sensu ciągnąć tego w nieskończoność. Tylko, że jak się okazało, miało to sens.
Jak się żyło z łatką oszusta? Lub będąc precyzyjnym - skorumpowanego arbitra.
Żyło? Ja będę miał tę łatkę przyklejoną do końca życia, choć nikogo nie oszukałem. W moim Przasnyszu mieszka 17 tysięcy ludzi. Na początku byłem lokalną sensacją. Każda gazeta, każdy portal pisał o Radosławie “T.” “T. ustawiał mecze. T. jest jednym z tych gości od afery korupcyjnej.” Proszę sobie wyobrazić, jak odbiera to rodzina i znajomi.
Ale po co mam to sobie wyobrażać? Przecież może mi to Pan opowiedzieć.
Ludzie zakładają z góry, że jak Cię zatrzymają to znaczy, że coś nawywijałeś. Że to prawda. Zostałem od razu skazany. Medialnie i społecznie w momencie zatrzymania w mniejszej w miejscowości jesteś na przegranej pozycji. Wczoraj ogłoszono wyrok, z którego się bardzo cieszę, ale nie mam żadnych złudzeń, że dla tych ludzi wciąż będę panem z jedną literą w nazwisku.
A jak się zachował Pana pracodawca, czyli PZPN? W takich sytuacjach przeważnie sędziego zawiesza się do wyjaśnienia całej sprawy.
PZPN bardzo szybko odcina się od takich arbitrów. Tak naprawdę do tej pory nie zostałem poinformowany oficjalnie, jaka jest dalsza moja rola w federacji. Z wywiadów z przewodniczącym Kolegium Sędziów dowiadywałem się, że zatrzymani arbitrzy nie będą brani pod uwagę w następnych obsadach. Ale do tej pory nie wiem, czy zostałem zawieszony, czy po prostu nie byłem obsadzany.
To co Pan robił, jak Pan nie sędziował?
Kiedy mnie zatrzymano, zawodowstwo w Polsce wśród sędziów dopiero raczkowało. Łączyłem więc sędziowanie z pracą. Gdy zabrano mi możliwość sędziowania, pozostało to drugie. Zresztą, nie przyszło mi do głowy, że cała sprawa zajmie aż dziesięć cholernie długich lat. Wydawało mi się, że to fatalne w skutkach nieporozumienie uda się dużo szybciej wyjaśnić. Wtedy łudziłem się, że po złożeniu przeze mnie wyjaśnień prokuratura całą sprawę umorzy.
Znienawidził Pan futbol przez ten czas?
Broń Boże! Kocham piłkę i bardzo chcę do niej wrócić. Poświęciłem tyle lat, żeby wejść na szczyt ligowego futbolu w Polsce, z którego ktoś chciał mnie w nieuczciwy sposób zepchnąć, że jedyną moją motywacją była i jest chęć powrotu.
To o czym Pan myślał?
Myślałem o tym, gdzie jest błąd w systemie. Wygrałem sprawę, oczyściłem swoje nazwisko z zarzutów, a jednak wydarto mi kawał życia. Wie Pan, o czym jeszcze myślałem?
No o czym?
Że powinienem dziś sędziować jakiś mecz w Lidze Europy, a nie udzielać wywiadów w mediach.
Operacja się udała, ale pacjent… nie zmarł?
Ale nie wyszedł z tego w stu procentach zdrowy. Podczas swojej mowy końcowej zwróciłem uwagę na to, że dzięki prokuraturze we Wrocławiu mogłem sędziować w normalnych warunkach. Prokuratura zrobiła wiele dobrego, ale w nielicznych przypadkach się pomyliła. Ja jestem jednym z takich przypadków i co teraz?
Teraz można domagać się odszkodowania. Nie pozwolono Panu wykonywać pracy opierając się na bzdurnych oskarżeniach.
Uważam, że zadośćuczynienie w takich sytuacjach się należy, tylko naprawdę nie wiem, czy straty można wycenić i jakie kryterium przyjąć. Skupiam się jednak na czymś zupełnie innym.
Czytam, że chce Pan jak najszybciej wrócić do sędziowania Ekstraklasy.
Tak. Uważam, że mam umiejętności, żeby sędziować te mecze, a fizycznie i psychicznie jestem jeszcze mocniejszy niż byłem dziesięć lat temu. Bez żadnych problemów poradzę sobie w Ekstraklasie. Wszystkie problemy, którym musiałem stawić czoła - pokonałem.
A ostatni mecz, który Pan sędziował to było spotkanie…
Korona Kielce - Górnik Zabrze w sezonie 2011/12.
Przecież w sporcie to są lata świetlne. Są już inni sędziowie. To jest fantastyczna historia na film, tyle że bez happy endu.
Chcę złożyć w trybie natychmiastowym wniosek o odnowienie licencji w Kolegium Sędziów Polskiego Związku Piłki Nożnej i przywrócenie na listę sędziów. Uważa Pan, że po tym wszystkim co przeszedłem, nie zasługuję na danie mi szansy?
Żałuje Pan, że został sędzią piłkarskim?
Nie. Nigdy nie żałowałem tej decyzji.
Przecież spieprzyło to Panu kawał życia.
Gdyby mnie Pan zapytał, czy wiedząc, co się ze mną stanie, chciałbym zostać sędzią, to odpowiadam bez wahania, że tak. Jestem arbitrem i będę nim i jutro, i pojutrze, i każdego dnia.